Kobieta niemal bezszelestnie zbiegła ze schodów. Przeszedł
ją nieprzyjemny dreszcz kiedy jej bose stopy zetknęły się z zimnymi kuchennymi płytkami.
Odwróciło to jej uwagę na tyle, że pozostawiła parę brązowych oczu, uparcie się
w nią wpatrujących, zupełnie niezauważoną. Do momentu, w którym wymowny kaszel
wyrwał ją z amoku i jednocześnie przeraził. Próbując jednak zignorować
mężczyznę, kobieta poprawiła tylko ramiączko skąpej koszuli nocnej i włączyła
ekspres do kawy.
- Zrobiłem ci kawę. – Kobieta wzdrygnęła się, słysząc jego
głos. Nigdy nie reagowała tak na własnego męża. Postanowiła jednak kontynuować
to, co zaczęła, nie przejmując się jego obecnością. – Zrobiłem ci kawę. –
Podszedł do niej i wyłączył ekspres. – Mówię do ciebie, Camila. – Wyrwał z jej
ręki nóż, którym zamierzała pokroić chleb.
- Oddaj mi to, chcę zrobić sobie śniadanie.
- Kanapki też ci zrobiłem, gdybyś nie zauważyła. – Wycedził
przez zęby. – Czy ty musisz zachowywać się jak dziecko?
- A czy ty myślisz, że zrobienie śniadania wystarczy, po tym
co zrobiłeś? Że teraz nagle wszystko będzie cudownie?
- A co ja takiego zrobiłem?! – Krzyknął, odrzucając w bok
trzymamy w ręku nóż. – No wytłumacz mi, co zrobiłem! Uderzyłem cię, zdradziłem,
zgwałciłem, czy może zabiłem kogoś?!
- Okłamałeś mnie. Wróciłeś pijany w środku nocy, a byliśmy
umówieni na zupełnie coś innego. Ile razy mam ci to tłumaczyć? – Założył ręce
na piersi i nie odpowiedział. – Poświęcasz mi coraz mniej czasu. Nam, bo nawet
dla dzieci kiedyś miałeś go więcej. Unikasz rozmów… Bliskości. Wychodzisz
wcześnie, wracasz późno… A teraz okazuje się, że wcale nie jesteś wtedy w
pracy.
- To zdarzyło się raz!
- Mam ci uwierzyć? A jeśli znów kłamiesz? Zawiodłeś mnie,
Tom.
- Camila, posłuchaj mnie teraz naprawdę uważnie. Za godzinę
jadę do Ann, zabieram dzieci. Tu jest ich dom, nie u twojej siostry, czy
gdziekolwiek indziej. Jesteśmy dorośli, jesteśmy małżeństwem i przede
wszystkim, jesteśmy rodzicami. Nie pozwolę, żeby naszee dzieci odczuwały, że
dzieje się coś złego. Więc albo się dogadamy, albo będziemy udawać, że wszystko
jest w porządku, wzajemnie się tym wykańczając.
- U mojej siostry jest im dobrze, mają spokój…
- Ale czy ona jest ich matką, do cholery?! – Kobieta nie wiedziała,
jak ma zareagować. On nigdy nie podnosił na nią głosu. – Chcę, żeby były tutaj,
przy nas.
- I dalej będziesz się darł? Na pewno będzie im lepiej…
- Możemy wrócić do normalności?
- Tak po prostu? – Kobieta uniosła brwi i przetarła dłonią
policzki. Łzy płynęły same, nie umiała tego zatrzymać.
- A zaufasz mi? – Spojrzał w jej oczy. Nie lubił, gdy
płakała. Naprawdę tego nienawidził. A teraz miał świadomość, że od kilku dni regularnie
płakała przez niego. I nie mógł tego powstrzymać inaczej, niż doprowadzając ją
teraz do rozpaczy. Wiedział, że ciągłe głaskanie jej po głowie nic nie pomoże.
- Nie wiem…
- Camila, jesteśmy już razem tyle lat… Wiele się przez ten
czas zmieniło. Ale ja nie… Jestem ciągle taki sam. Kocham cię nad życie, ale
ostatnie sytuacje były trudne. Olivia… Też bałem się, że możemy nie zdążyć
nawet jej poznać… Bałem się o ciebie… Nie jestem stworzonym ojcem i długo
pracowałem nad przebieraniem i kąpaniem Klausa i Marthy, ale kiedy zostałem z
tym zupełnie sam na ponad pół roku… Camila, ty nie wiesz, co to znaczy żyć z
osobą w depresji. Ty chwilami czułaś się lepiej, ale ja ciągle wszystko
kontrolowałem, żeby tylko nic złego się nie wydarzyło. Potem, na jakiś czas,
było normalnie… Ty poradziłaś sobie z problemem i mogliśmy żyć tak, jak
wcześniej. Tylko, że dla mnie to chyba było za dużo… Potrzebowałem odpoczynku. Trasa
pomogła, ale nadal czułem, że nie wszystko wróciło do normy… We mnie,
wewnętrznie.
- Co chcesz mi powiedzieć, Tom? – Zapytała. Nie rozumiała go
do końca… Bała się, że odpoczynek jest równoważny z rozstaniem.
- Że nauczyłem się uciekać… Raz na jakiś czas wychodzić i
być sam ze sobą, żeby się zregenerować. Dotychczas tego nie zauważałaś, ale po
ostatniej kłótni po prostu coś poszło nie tak…
- I ty za każdym razem się upijasz? Przecież możesz wpaść w
nałóg, to nic dobrego…
- Nie! To nie tak. Raz po prostu pojechałem do domu moich
dziadków na wieś i poszedłem spać. Zawsze byłem wolny i niezależny i chwilami
mi tego brakuje. Wiesz przecież…
- Myślałam, że wszystko jest dobrze… Nigdy nie mówiłeś o
swoich problemach.
- Bo sobie z nimi radzę… Poza tym, kiedy udało ci się dojść
do siebie nie mogłem narażać cię na jakieś bezsensowne wyrzuty sumienia… Potem
nie było okazji. – Podszedł bliżej i objął ja w pasie. – Naprawdę kocham cię
najbardziej na świecie, ale uznałem, że z tym mogę poradzić sobie bez twojej
pomocy. Dla dobra całej naszej rodziny.
- Tom, ale dobrze wiesz, że to nic nie rozwiązuje. Byłeś z
tym sam… - Położyła głowę na jego torsie i znów poczuła się bezpiecznie. Jego
głos na nowo stał się dla niej pozytywnym bodźcem.
- Nie byłem sam, Skarbie. Bill wiedział, co się dzieje…
Czasem rozmowy z Mel mi pomagały. – Podniosła na niego swoje zaskoczone
spojrzenie. – Z naszą menadżerką.
- Nie lubiłeś jej. Mówiłeś, że jest za młoda na bycie
menadżerką. – Rzuciła niemal oskarżycielsko.
- Tak, ale to, że ma 23 lata nie znaczy, że jest zła.
Poznałem ją i zmieniłem zdaniem. – Musnął ustami jej czoło. – Teraz wiem, że
mogę rozmawiać z tobą o wszystkim. A nawet powinienem.
Kobieta patrzyła przed siebie. Czuła się dużo lepiej, niż
przed chwilą. Ta rozmowa oczyściła ich relacje i sprawiła, że ich małżeński
kryzys odszedł w zapomnienie. Jednak gdzieś w środku czuła dziwny niepokój. Ciężar
gdzieś w środku, nie pozwalający jej oddychać pełną piersią. Nie chciała psuć
tej chwili i rozpoczynać kolejnej dyskusji, była wyczerpana poprzednią. Poddała
się dotykowi swojego męża i nie wiedząc nawet kiedy, zasnęła.
^^ ^^
^^ ^^
Mężczyzna zatrzymał samochód, wyłączył silnik i siedział
patrząc się w jakiś odległy punkt. Szum tworzony przez krople deszczu
zderzające się z samochodem koił jego nerwy. Było już ciemno i
najprawdopodobniej dość zimno, a on nie był na to przygotowany. W gruncie
rzeczy, nie był to dla niego problem. Nawet nie myślał o pogodzie. Kilkadziesiąt
minut temu wyszedł z telewizyjnego studia, w którym dał krótki koncert, po czym
pożegnał się z zespołem i ruszył w dalszą drogę. Nawet na moment nie zajrzał do
domu i czuł się okropnie zmęczony.
Wyjazdy nigdy nie były dla niego problemem, natomiast natłok
myśli i zmian, jakie właśnie dzieją się w jego życiu, wysysały z niego całą
energię. Spojrzał w stronę dużego, eleganckiego domu, za wysokim płotem.
Światło w kuchni były zapalone, jeszcze nie spała. Otworzył drzwi i pewnym krokiem
ruszył przed siebie. Nie lubił żyć w niepewności.
Nacisnął przycisk przy bramce, krótkie urywane dźwięki i
wreszcie jej głos.
- Tak?
- Wpuścisz mnie? – Chwila niepewności, głuchej ciszy i wreszcie
głośniejszy ciągły sygnał. Otworzyła. Przeszedł dalej, krótką alejką, przy
której rosły wysokie na pół metra krzaki, których nazwy Bill nigdy nie poznał,
choć za każdym razem, kiedy tędy przechodził, podziwiał ich wygląd. Jej dom był
katalogowy, przewidywalny, natomiast ogród był cudowny. Pełen zakątków i
kryjówek, w których swoją drogą spędzili wiele miłych chwil. Teraz cała
działka, mimo wielu lamp, była pogrążona w głębokiej ciemności, drzewa i kwiaty
uginały się pod ciężkimi kroplami deszczu, a trawnik wydawał się być teraz
jedną wielką błotnistą kałużą.
Kiedy doszedł do drzwi frontowych, były otwarte, a ona stała
zaraz za nimi.
- Po co przyszedłeś? – Zapytała od razu, stojąc w progu.
Widziała jak moknie, celowo nie wpuszczała go do środka. Dawało jej to dziwnie
przyjemną satysfakcję, a może zwyczajnie bawiło… Tak, czy inaczej, nie
zamierzała być teraz dla niego miła, czy gościnna.
- Porozmawiać. Powinniśmy chyba sobie wiele wyjaśnić. –
Kobieta zaśmiała się, zakrywając usta dłonią.
-Nie wydaje mi się, żebym musiała ci cokolwiek wyjaśniać.
- Wpuścisz mnie do środka?
- Nie. – Odparła bez wahania. – Nie będę po tobie sprzątać,
moja podłoga nie potrzebuje podlewania.
Mężczyzna w sekundzie, nie zastanawiając się nawet nad swoim
pomysłem wyciągnął rękę, złapał dziewczynę i przyciągnął do siebie.
Zdezorientowana, dopiero po kilku długich sekundach, próbowała się wyrwać i
wrócić pod dach, jednakże strugi deszczu okazały się bezlitosne. Jej luźna
bawełniana tunika zrobiła się nagle okropnie ciężka, a spodnie nieprzyjemnie
sztywne.
- Ogłupiałeś?! – Krzyknęła, kiedy już zauważyła, że jest
zbyt silny, by mogła mu się wyrwać i
schować przed deszczem. – Puść mnie. Takie zabawy mnie nie kręcą.
- To porozmawiamy? – Zapytał, ze stoickim spokojem. Kobieta
wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. – Wejdziemy do środka, czy wolisz tutaj?
- Obojętnie. – Mruknęła, a mężczyzna puścił jej rękę. Ich
spojrzenia na sekundę się spotkały. Później wszystko działo się bardzo szybko,
tylko tym razem to on był zdezorientowany. Jej dłoń boleśnie zderzyła się z
jego policzkiem, a potem usłyszał już tylko zatrzaskujące się drzwi i krzyk:
- Nie wracaj tu dupku! Nie chcę cię znać!
Bez słowa i chwili zastanowienia ruszył do swojego
samochodu, ponownie podziwiając prostotę i magię tej ścieżki. Zatrzaskując
wysoką, metalową bramkę z goryczą spojrzał jeszcze raz w stronę jej domu.
„ Szkoda, że nie zapytałem, kto projektował ten ogród.” –
Przeszło mu przez myśl, kiedy z obojętnością w oczach, zupełnie automatycznie
ruszył w stronę domu.
^^ ^^ ^^
^^
Zachodzące słońce barwiło całe niebo na niemal różowy kolor.
Mimo, iż w pokoju panował już półmrok, nikt nie zapalił światła. Taki wczesny
wieczór latem ma niebywały urok, którego nie chce się psuć. Na kuchennym stole
odbijały się ostatnie promienie słońca. Ta gra świateł i cieni nie była jednak fascynująca
bardziej, niż krem pomidorowy, który obie kobiety miały w swoich talerzach.
Młodsza jadła powoli, lecz nie wykazując żadnych konkretnych emocji, w
przeciwieństwie do starszej, która grzebiąc łyżką w zielonym talerzu aż
emanowała przygnębieniem.
- Mamo, znów masz problemy w pracy? – Zapytała w końcu
blondynka. Przerwała jedzenie i spojrzała na kobietę, siedzącą naprzeciwko
niej.
- Nie, Li. Byłam dziś w biurze, atmosfera jest napięta, ale
myślę, że będzie dobrze. – Odparła, wracając do rzeczywistości. - Smakuje ci?
- Jasne. – Mierzyła swoją rodzicielkę podejrzanym wzrokiem,
czując w powietrzu rosnące napięcie. Trudna rozmowa była nieunikniona, ale
oboje starały się ją przełożyć na jak najbardziej odległy termin, co nie
okazało się najlepszą taktyką. – Dlaczego ty nie jesteś na mnie zła? Czemu nie
krzyczałaś, czemu nie było kazania?
- Wcześniej, czy później i tak byś to zrobiła. Poradziłaś
sobie, jesteś cała, zdrowa… Prawie dorosła. Bill pewnie nie prawił ci kazań? –
Zapytała, nieumiejętnie ukrywając swą ciekawość, a po chwili, z przekąsem,
poprawiła się: - To znaczy, tata.
- Bill. Po prostu Bill. I nie, mylisz się, prawił mi
kazania. Ale co to ma do rzeczy? On to on, a ty to ty.
- Dobrze, niech będzie i Bill. Choć do starszego mężczyzny
nie wypada się zwracać w ten sposób. – Dziewczyna przekręciła oczami, próbując
opanować emocje. Nie chciała się kłócić z mamą, tym bardziej, że nadal czuła
się winna wszystkich jej nerwów. – Mogłaś powiedzieć, że masz takie plany.
- I tyle? – Kobieta wzruszyła ramionami. – Nic więcej?
- A co mam ci powiedzieć? – Wstała od stołu i zebrała
talerze, wstawiając je do zlewu. To definitywnie oznaczało koniec rozmowy i
początek nowej kłótni.
- Cokolwiek. Dobrze wiesz, że gdybym ci powiedziała, to byś
mi zabroniła, albo w ogóle nie potraktowała mnie poważnie. Teraz jesteś zła, bo
co? Bo dobrze się bawiliśmy? – Lisa miała nadzieję, że uda jej się podzielić z
matką tymi chwilami. Zawsze były blisko i nigdy nie miały problemów z
komunikacją. Oczywiście, nie była to sielanka, ale zdecydowanie mogła mówić o
swojej mamie „przyjaciółka”. Nie lubiła momentów, w których pojawiała się
miedzy nimi ta niewygodna granica, która nie dość że naruszała ich długo budowaną
relację, to dodatkowo obu sprawiała ból i blokowała w środku miliony kłębiących
się emocji. – Bill miał rację.
- Tak? Że będę zrzędzić?
- Że będziesz zazdrosna. Że nie zrozumiesz. Że lepiej, abym
o tym z tobą nie rozmawiała. – Znów zapadła cisza. Kobieta odwróciła się tyłem
do córki, dając sobie kilka sekund na opanowanie okropnego wewnętrznego bólu,
który właśnie ją przeszył, wyciskając z oczy łzę. Nie mogła przecież tak
zwyczajnie się rozpłakać, była dorosła. – Był delikatny, ale właśnie o to mu chodziło.
I miał rację. Ty też miałaś rację, wiesz? To świetny człowiek, naprawdę cudowna
osoba.
- Widzisz, a tak w to wątpiłaś. – W jej głosie dało się
wyczuć nutę ironii.
- Czy ty nadal go kochasz? – Kobieta spojrzała wielkimi
oczami na swoją córkę.
- Skąd ci przyszły do głowy takie bzdury? – Burknęła niezadowolona.
– Idź odrobić lekcje… - Rzuciła jeszcze, wychodząc z kuchni.
- Jutro mam zakończenie roku… - Powiedziała już sama do
siebie, triumfalnie uśmiechając się pod nosem.