czwartek, 30 maja 2013

Dziesiąty



Bill rzadko kiedy bywał gdziekolwiek sam. Zawsze miał przy sobie brata, zespół, menadżera, ochronę, albo chociaż psa. Co więcej, rzadko bywał w nowych miejscach. Jeśli już zdarzyło mu się zobaczyć coś nowego, był to pokój hotelowy, w jakimś kraju, bądź mieście, którego nigdy wcześniej nie odwiedzał lub nowa garderoba przed koncertem. Siedzenie u kogoś w salonie było więc dla niego sytuacją tak dziwną i niespotykaną, że czuł się bardzo nieswojo, co również nie jest u niego normalne.
Nie podobało mu się to, że pokój był tak ciemny. Niby okna były spore, przysłonięte tylko cienką, kremową firanką, ale ciemne meble i zieleń ścian sprawiały, że pokój jego zdaniem miał o wiele za mało światła. Wydawał się sporo mniejszy, niż w rzeczywistości był. Denerwował go również fakt, że sufit był tak nisko. W swoim domu zaprojektował wszystko tak, by pokoje były przestronne i wysokie, wtedy czuł się swobodnie.
Bill to esteta, także wszystkie braki pomieszczenia wpływały negatywnie na jego nastrój. Czuł się dziwnie niespokojny. Nerwowo poruszał nogą i wyglądał przez okno, co niezbyt mu pomagało. Rząd identycznych, albo chociaż podobnych domów i szara ulica to nie jest widok warty zobaczenia.
Dopiero wtedy, siedząc w salonie swojej byłej ukochanej, zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo oddalił się od zwyczajnych, prostych ludzi. Lata kariery w show biznesie zrobiły swoje. Jego matka mieszkała w apartamencie, brat miał ogromny dom, tak jak i on sam, jego znajomi również pochodzili z tak zwanych „wyższych sfer”. To, co kiedyś było dla niego normą, dziś wydaje się tak obce, że sprawia mu dyskomfort. Mimo to starał się zachowywać naturalnie. Siedząc na fotelu, czekał na kawę, którą uprzejmie zaproponowała mu Madlen. Lisa tymczasem, wiedząc co się święci, uciekła do swojego pokoju, by rozpakować rzeczy i trochę się odświeżyć.
- Powinnam cię przeprosić za to wszystko. – Bill spojrzał na kobietę z zapytaniem w oczach. Stanęła przed nim z tacą, na której przyniosła dwie filiżanki i najprawdopodobniej cukier. Włosy i cerę miała jakąś zszarzałą, a w okolicach ust i oczu pojawiły się drobne, lecz widoczne zmarszczki. Zmieniła się, tak bardzo się zmieniła… Była radosna, ale bez tego błysku w oczach, który pamiętał sprzed siedemnastu lat. – No za Lisę. Nie wiem, co strzeliło jej do głowy. Jest mi strasznie głupio. Dziękuję, że tak się zachowałeś…
- Przeprosiłaś, podziękowałaś, jeszcze mnie o coś poproś i będzie komplet… - Mruknął mężczyzna. – Nie musisz przecież przepraszać, cieszę się, że to zrobiła. I dziękuję za herbatę. Poza tym jak mógłbym zostawić ją samą w obcym mieście, albo puścić samą autobusem, tak daleko… Sam nie miałbym ochoty na taką wycieczkę. Nie jestem aż tak nieodpowiedzialny i nieczuły.
- Ale mogłeś tego nie chcieć. To nie powinno tak wyglądać… Ja nie wiem, jak mogłam do tego dopuścić.
- Madlen, nie zadręczaj się tym. Było – minęło. Nie mam o to pretensji. Jest odważna… Naprawdę, wspaniała dziewczyna… Właściwie kobieta. – Wziął łyk herbaty. Sposób, w jaki to zrobił był zdecydowanie zbyt wyrafinowany, jednakże za nic w świecie nie mógł się wyluzować. Widział, jak z każdą sekundą otwartość Madlen zanika, a jej uśmiech jest coraz bardziej wymuszony. – Było ci pewnie ciężko…
- Musimy do tego wracać? Było – minęło. – Jej oczy się zmieniły. Już nie była tak przychylna, przemawiała przez nią czysta złośliwość.
- Wydaje mi się, że powinniśmy. Nie będę się tłumaczył, bo ja nie oczekuję wybaczenia. Niezależnie od tego, co bym ci teraz powiedział, nie zmienię przeszłości. Jeśli będzie ci z tym lepiej, całe życie miałem okropne wyrzuty sumienia. Gdyby Lisa nie pojawiła się w moim życiu, pewnie w końcu bym zwariował. To znaczy, bardziej niż dotychczas. – Rozejrzał się po pokoju. – Ładnie tu macie.
- Bill, nie sil się na uprzejmości… Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
- Nie wiem. Nie widzieliśmy się tyle lat. To rozstanie… to była tragedia. Nie panowałem nad tym, co się wokół mnie działo. Dziś wiem, że chcę, aby Lisa uczestniczyła w moim życiu. – Kobieta patrzyła na niego widocznie zaskoczona. Nic nie odpowiedziała, z szeroko otwartymi oczami czekała na dalsze wyjaśnienia. – Jeśli nie masz nic przeciwko chciałbym od czasu do czasu się z nią widywać.
- Tak po prostu? – Wyprostowała się. – Oczywiście, jeżeli oboje tego chcecie. – Kolejny wymuszony uśmiech był czymś, czego Bill się spodziewał. Nie chciał jednak dyskutować na ten temat. Nie miał wątpliwości, co do tego, że Madlen będzie wściekła o jego relację z córką. Musiała to po prostu zaakceptować, ale najwyraźniej potrzebowała dużo czasu…
- Madlen, ja ci jej nie zabiorę. Wiem, że wpycham się na siłę w wasze ułożone życie, po tylu latach, które pewnie w dużej mierze były dla ciebie katorgą, ale ja nie umiem cofnąć czasu. Chciałbym, ale nie umiem. Zachowałem się jak dupek, ale proszę, żyjmy dniem dzisiejszym. – Znów sięgnął po filiżankę z herbatą. Zapanowała cisza i żadne z nich nie umiało jej przerwać. Nie tak ta rozmowa miała wyglądać.
- Posłuchaj mnie uważnie. Skrzywdziłeś mnie, bo byłam szaleńczo zakochana i za młoda na dziecko. Nie wiesz, ile przeżyłam i nigdy się o tym nie przekonasz. Pamiętaj tylko, że Lisa jest moim największym skarbem, jeżeli ją skrzywdzisz, albo przez ciebie zrobi to ktoś inny, gwarantuję, że moje dawne uczucia nie zdołają cię uratować.
- Ja nic jej nie zrobię, Mad! – Zastrzegł Bill. Kobieta była coraz bardziej pewna siebie. Wcześniej bardzo się denerwowała, teraz, kiedy chodziło o jej córkę, od razu nabrała stanowczości. Bardzo się zmieniła… - To również moje dziecko.
- Pozwól, że nie wypowiem się na ten temat. – Mężczyzna zaśmiał się pod nosem. – Czy pytanie, co u ciebie, jest na miejscu?
- Owszem. – Znów wziął łyk herbaty. Spoglądali na siebie, jak gdyby za chwilę mieli zacząć do siebie strzelać. Uśmiechy i przesłodzone głosy były pełne ironii, która mimowolnie sama wdała się w ich rozmowę. – U mnie wszystko w jak najlepszym porządku. Żyję szybko, dużo pracuję, podróżuje… Czuję się świetnie. A ty?
- Również… - Odparła, nawet na niego nie patrząc. – Jak minął wam czas?
- Bardzo miło. Naprawdę, jestem zdziwiony, że tak dobrze się dogadywaliśmy. – Odparł, tym razem ze szczerym uśmiechem na twarzy. Lisa była w tym całym zamieszaniu jedynym pocieszeniem. Chciał mieć z nią kontakt niezależnie od ceny.
- To dobrze. Nigdy nie miałeś problemu z zawieraniem znajomości.
- Sporo się zmieniło, Madlen. – Kobieta zaśmiała się pod nosem.
- Bill, nasze kontakty będą trudne, bo po tym wszystkim trudno jest ci znowu zaufać. Ona nie jest zabawką. Ale nie martw się, nie będę wam nic utrudniać.
- Dobrze, cieszę się. Nie uważam, żeby udawanie przyjaciół był dobrym wyjściem. Chociaż nie wydaje mi się, żeby Lisa liczyła na to, że do siebie wrócimy.
- Też tak myślę. – Kobieta była zdziwiona, że nie potrafi normalnie rozmawiać z Billem. Zawsze go broniła, a dziś ma ochotę wyrzucić go za drzwi. – Chcesz teraz zmieniać zapis w dokumentach? Nie masz praw rodzicielskich, wszystkiego się wyrzekłeś…
- Wiem. – Odparł, wyraźnie urażony. Wyprostował się jeszcze bardziej, a rysy jego twarzy wyraźnie stężały. – Nie jest to dla mnie istotne, Lisa za rok będzie pełnoletnia. Dostanie pieniądze, które kiedyś dla niej przeznaczyłem. Jeśli potrzebna będzie jej jakaś inna pomoc finansowa to jej ją zapewnię, z własnej woli, niezależnie od tego, czy będzie nosić moje, czy twoje nazwisko. Chyba, że sama zechce je zmienić. – Ostatnie zdanie dobitnie podkreślił.
- Ok… - Kobieta wbiła wzrok w pustą filiżankę i nerwowo bawiła się dłońmi. Bill dokładnie zlustrował jej sylwetkę. Miała na sobie czarną koszulę, która podkreślała jej nadal szczupłą sylwetkę. To akurat się w niej nie zmieniło…
- Powinienem już iść. Nie chcę zajmować ci czasu, pewnie masz pracę.
- No nie wiem… Jeżeli chcesz, możesz zostać. Lisa by się ucieszyła…
- Nie, chyba muszę poszukać hotelu, więc trochę mi się spieszy. –Mężczyzna wstał i poprawił ubrania, żeby wszystko nienagannie leżało. – Dziękuję za herbatę. Chciałbym jeszcze pożegnać się z Lisą…
Kobieta uśmiechnęła się tylko i zaprowadziła Billa do pokoju córki. Po wskazaniu odpowiednich drzwi szybko się usunęła, zostawiając ich samych.
- Lisa? Ja już jadę… - Wszedł do pokoju i od razu dokładnie się rozejrzał. Pokój był przytulny, znów trochę zbyt ciemny, jak dla niego. Przypomniał sobie jednak swój stary pokój, w którym eksperymentował z kolorem ścian – raz czarne, raz czerwone, dokładnie tak jak teraz u jego córki. Ona jednak zadbała o to, by sypialnia była nie tylko utrzymana w lekko rockowym stylu, ale również kobiecym. Podobało mu się to, jak urządziła toaletkę… Skupił się na tym tak bardzo, że nawet nie zauważył, kiedy Lisa do niego podeszła. Ostatnio zdecydowanie za bardzo skupiał się na wystroju wnętrz, nie wiadomo kiedy stało się to jego nową pasją.
- Nie możesz zostać? Może ja pokazałabym ci moje miejsca…
- Nie mogę, naprawdę. Jutro wieczorem mamy występ w jakimś programie, muszę być w domu wcześniej. – Dziewczyna nie ukrywała rozczarowania. – Ale może kiedyś do ciebie przyjadę? Poza tym może spędzilibyśmy trochę czasu razem? Niedługo masz wakacje…
- Jasne! Odzywaj się do mnie, kiedy tylko będzie ci pasować. Ja się dostosuję. – Jej zapał, od razu poprawił mężczyźnie humor.
- Dobrze. Uciekam już i jeszcze raz dziękuję za wszystko. – Tym razem to on ją przytulił. Dziewczyna oddała uścisk, i kiedy tylko się do siebie odsunęli, podążyła za nim.
- Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. – Rzucił na pożegnanie, kiedy już we trójkę stali przy drzwiach wyjściowych.
- Oczywiście, do zobaczenia. – Odrzekła Madlen, a kiedy tylko mężczyzna przekroczył próg, zatrzasnęła drzwi i zamknęła je na klucz. 

^^  ^^  ^^  ^^

Alkohol nigdy w niczym nie pomaga, przynajmniej tak starają nam się wmówić. Ale jak tu wierzyć obrońcom trzeźwości, kiedy dwie lampki wina sprawiły, że brunetka pozbyła się łez z policzków i choć przez chwilę mogła udawać, że wszystko jest dobrze.
Owszem, efekt nie utrzyma się długo, można nawet zaryzykować stwierdzeniem, że za chwilę ból wróci ze zdwojoną siłą, ale czy to ma w ogóle jakieś znaczenie? Nikt nigdy nie dał jej tyle szczęścia i jednocześnie nikt jej tak bardzo nie zawiódł, jak on. Ten, któremu ufała najbardziej, który był zawsze i wszędzie, czasem jako jedyny, kiedy wszyscy „przyjaciele” zniknęli. Kochał mimo wszystko… A teraz? Teraz wątpiła w tą miłość, a jej cały świat legł w gruzach przez jedno kłamstwo. Nie mogła uwierzyć, że to zrobił. I nie chciała wiedzieć, jak wiele tajemnic jeszcze ukrywa…
Powoli podniosła powieki, słysząc jakieś szmery w korytarzu. W drzwiach salonu pojawił się ten, którego nie chciała widzieć. Dała mu to jasno do zrozumienia kilka godzin temu. Ignorowała go na tyle skutecznie, że dał spokój i już koło dwunastej w południe gdzieś wyjechał. Teraz było dobrze po dwudziestej drugiej i znów się widzieli.
- Gdzie dzieci? – Zapytał, siadając na fotelu naprzeciwko brunetki.
- U mojej siostry.
- Dlaczego? – Jego z pozoru spokojny głos miał w sobie nutę oburzenia. Nie lubił nie wiedzieć, co dzieje się z jego dziećmi. Zawsze miał je przy sobie, a decyzje o takich wyjazdach podejmowali wspólnie.
- Chciała, żebym miała trochę czasu dla siebie. To chyba nic złego? – Mężczyzna milczał. – Ty biegasz do Billa, jak nie możesz wybrać zapachu chusteczek do nosa, a dziwisz się, że dziś pojechałam do Ann?
- Przestań. Co robisz w takim razie?
- Nie widać? – Uniosła brwi.
- Skoro więc jesteśmy sami i nie robisz nic konkretnego, to może chociaż miło spędzimy ten czas? – Posłał jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów i już miał iść w jej kierunku, kiedy sama wstała. Na jej twarzy rysowała się istna furia.
- Czy ty masz mnie za głupią? A może sam już do końca ogłupiałeś? – Krzyknęła. – Po wczorajszej nocy chcesz iść ze mną do łóżka? Czy ty w ogóle siebie słyszysz, Tom?!
- Ok, zrozumiałem. – Mruknął.
- Nie, ty nic nie rozumiesz! Powiesz mi w końcu gdzie byłeś? – Mężczyzna podszedł do niej i położył jej ręce na ramionach.
- Camila, mówiłem już, byłem w barze. – Odparł spokojnie.
- Czemu kłamałeś? – Strąciła jego ręce, jak gdyby jego dotyk ją parzył.
-  Byłem pijany, nie wiem… Po alkoholu ludzie robią dziwne rzeczy.
- Czemu byłeś pijany? – Tym razem mężczyzna nie odpowiedział. – Widzisz? Skoro chodzisz upijać się do jakichś barów i dodatkowo mnie okłamujesz, nie jest dobrze, Tom. Ja chcę wiedzieć, co się dzieje. Po prostu chcę wiedzieć.
- Ale powiedziałem ci prawdę, czego więcej chcesz?
- Jak możesz, Tom? Jak ja mam ci ufać po czymś takim? – Łzy samoistnie stanęły jej w oczach. – Jak długo mnie okłamujesz?
- Co? Camila, nie pij już więcej, bo wygadujesz jakieś bzdury. – Na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas. Kobieta nie rozumiała jego zachowania. Nie było w nim ani odrobiny skruchy.
- Chcesz żebym to ja miała poczucie winy? Bo się martwiłam? Bo chce znać prawdę, po tym jak mnie okłamałeś? Myślisz, że odrobina wina sprawiła, że teraz uwierzę w każde twoje słowo?
- Uspokój się. Chodź, położysz się spać, odpoczniesz, przejdzie ci do jutra… - Wzrastała w nim złość. Mimo usilnych starań w jego głosie nie było już ani krzty troski.
- Zostaw mnie! – Krzyknęła kobieta, a z jej oczu popłynęły łzy. Nie wierzyła w to, co widzi… Nie poznawała własnego męża. Był tak oziębły… Szybko poszła w stronę schodów i po chwili zamykała już drzwi sypialni.
Nie poszedł za nią. Usiadł na fotelu, na którym zastał ją jakieś dziesięć minut temu. Wziął pełną jeszcze lampkę wina i szybko pozbył się zawartości. Patrzył tępym wzrokiem przed siebie. Nie umiał ocenić, czy więcej jest w nim wściekłości, że nie nic nie zrobił, czy że w ogóle dopuścił do takiej sytuacji. Było dobrze… A teraz już nic nie wróci do normy. Nie umie już udawać, że jest w porządku, nawet przed nią. 


Postanowiłam opublikować ten odcinek dopiero po swojej osiemnastce, ale po drodze pojawiła się część teoretyczna egzaminu na prawo jazdy. Osiemnastka była jedna, a egzaminy, jak się okazało, trzy. Teraz już z ulgą mogę powiedzieć, że chociaż testy mam za sobą. Musiałam się pochwalić, bo postanowiłam publikować, pisać i żyć normalnie dopiero po ich zdaniu, więc ulga jest po prostu niesamowita. 
Pozdrawiam! :) 

wtorek, 7 maja 2013

Dziewiąty




Blondwłosa dziewczyna z westchnieniem opadła na sofę. Sięgnęła po garść popcornu i wygodnie się rozłożyła z nogami na niskim stoliku. Odruchowo pociągnęła w dół odrobinę zbyt krótką koszulkę, która miała na sobie, reklamującą najnowszą trasę koncertową Tokio Hotel. Szary t-shirt był pierwszą rzeczą jaką dostała od swojego ojca, zaraz po gali rozdania nagród, na której się poznali. Może nie jest to nic wyjątkowego, ale sentyment pozostanie na długo.

- Może chcesz szlafrok? – Padło pytanie, zagłuszając słowa prezenterki jednego z wielu programów, promujących talenty wokalne Niemców.

- Nie, nie jest mi zimno. – Rzuciła dziewczyna, znów sięgając po prażoną kukurydzę. – To był zły pomysł, najem się tego świństwa na noc i znów przytyję.

- Masz idealną figurę! – Zanegował blondyn. – Jedz, nie zaszkodzi ci. Zresztą jak tak na ciebie patrzę, to figurę masz po mnie. – Dodał po chwili, cały czas patrząc na dziewczynę. – Nie żeby Madlen nie była szczupła! Ale ona ma zupełnie inne kości… I ogólnie, to inny typ sylwetki… - Mówił, nie odrywając od niej oczu.

- Bill? – Mężczyzna, słysząc swoje imię odwrócił wzrok na ekran telewizora i jak gdyby wyrwany z zamyślenia, zapytał:

- Co? – Dziewczyna posłała mu pytające, acz roześmiane spojrzenie, na co on od razu się poderwał. – No przepraszam! Ja przecież nie jestem pedofilem, czy coś,  a już na pewno nie kręci mnie kazirodztwo! Ja naprawdę czuję do siebie wstręt za tamtą noc i pewnie nigdy nie pozbędę się tego okropnego uczucia, ale ja po prostu interesuje się modelingiem i nie tylko, no i kobiece ciało jest po prostu dla mnie jak dzieło sztuki. Ja w ogóle nie patrzyłem na ciebie pod kątem seksualnym, czy Bóg wie jakim, ja tylko patrzyłem. Bo ty nawet podobna jesteś do Madlen… Tak trochę, macie podobne szyje, tak! Szyje macie identyczne… - Monolog płynął z jego ust jednym, długim ciągiem. Lisa już po minucie przestała słuchać tego, co mówi, zwracała tylko uwagę na to, jak to właściwie robi. Wychwytywała momenty, w których nabierał, bądź wypuszczał powietrze i naprawdę nie było ich wiele. Słowa wyrzucał z siebie, jak z jakiegoś karabinu, szybko, ale nie bezmyślnie. Wszystko dokładnie i wyraźnie akcentował, wciąż gestykulował, ale z każdą chwilą wydawał się być coraz bardziej zmęczony swoją przemową.

- Starczy, wierzę ci. – Zapewniła Lisa. – To po prostu trochę zabawne.

- Tylko mi naprawdę wstyd! – Jęknął przeciągle. – Wiesz, wiedziałem, ile lat minęło od twoich narodzin, ale za każdym razem gdy o tobie myślałem, widziałem małą dziewczynkę. Kilkuletnią… Może kilkunastoletnią, no ale nadal dziewczynkę. A stanęłaś przede mną jako prawie dorosła kobieta.

- I czujesz się staro? – Zaśmiała się dziewczyna. Przestała od razu, kiedy miękka, obszyta lnem poduszka uderzyła ją w głowę.

- Czuję, że moje myśli były baaardzo niewłaściwe. – Znów zmierzył ją wzrokiem. – Ale ty naprawdę mogłabyś coś na siebie narzucić.

- Przesadzasz. – Mruknęła i okryła się kocem, który leżał w pobliżu. Nie zamierzała teraz biec i przebierać się, tylko dlatego, że jej ojciec gapi się na jej nogi.

- Ty zupełnie się nie doceniasz! To dlatego tak jest. Ty nawet nie wiesz, co twoje ciało robi z chłopakami! Ja muszę przejrzeć twoją szafę, bo czuję, że to się kiedyś źle skończy. – Musiał przerwać swoje wywody, kiedy usłyszał dźwięk telefonu. Spoważniał, kiedy tylko zobaczył imię swojej byłej na wyświetlaczu. Posłał znaczące spojrzenie Lisie, po czym odebrał i natychmiast wyszedł z pokoju.

- No cześć, Bill. – Usłyszał w słuchawce. – Nie mam zbyt wiele czasu, więc od razu przechodzę do rzeczy. Właśnie dojechałam do domu, a Lisa jutro, albo chociaż po jutrze powinna zajrzeć do szkoły. Rozumiesz, wakacje niedługo, ale to nie znaczy, że rok przed zakończeniem szkoły Lisa ma psuć sobie reputację u nauczycieli. Czy możesz ją przywieść jutro? Jeżeli oczywiście to nadal aktualne… Bill? Jesteś tam? – Mężczyzna milczał, widocznie zszokowany.

- Jasne, jutro wieczorem. Do zobaczenia, Madlen.

- Bardzo ci dziękuję, to duża pomoc. – Odparła z zapałem.

- Tak, nie ma za co. Pa. – Rozłączył się i ze złością wcisnął telefon do kieszeni, jakby to on był winien tej sytuacji, albo jakby użycie odrobiny siły mogło cokolwiek zmienić. Nie rozumiał dlaczego aż tak go to poruszyło, nie mniej jednak nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Powrót do salonu był nie unikniony, on jednak bardzo z tym zwlekał.

- I? – Usłyszał, stojąc w progu.

- Jutro koło 10 musimy wyjechać. – Oznajmił.

- My? A ja tam po co? – Uniosła brwi, patrząc na niego w oczekiwaniu n odpowiedź. – Bo to Kate dzwoniła, tak? Miałeś taką przerażoną minę, że to musiała być ona. – Jej śmiech był jak kolejny cios.

- Nie. Dzwoniła twoja mama. Jutro wracasz do Monachium.

- Już? – Atmosfera jakby zgęstniała, a pytanie zawisło gdzieś w powietrzu. Bill posłał jej pewne zawodu spojrzenie. Rozumieli się bez słów. – Czas jakoś szybko leci…

- Powinnaś się już położyć, jest późno. Wracasz do szkoły, musisz być wyspana.

- Mam zmarnować ostatni wieczór z tobą? – Przyciągnęła do siebie kolana i objęła je rękoma. – Naprawdę było miło, Bill. Chciałabym móc jeszcze kiedyś spędzić z tobą trochę czasu.

- Ja też… - Usiadł obok niej, ale patrzył prosto przed siebie. Nie chciał znów widzieć jej smutku, mimo, że pocieszało go to, iż ktoś podziela jego uczucia.

- Fajnie jest mieć tatę, Bill. – Dopiero wtedy odwrócił się w jej kierunku. Uśmiechnęła się i tak zwyczajnie, jakby robiła to codziennie przez całe swoje życie, przytuliła się do niego. Objęła go za szyję układając swoją głowę na jego ramieniu. Mężczyzna w pierwszej chwili nie wiedział, jak ma zareagować, ale potem ręce same ułożyły się na jej plecach, lekko je gładząc. Poczuł się jak prawdziwy ojciec. To było zupełnie coś innego, nigdy nikogo nie przytulał w ten sposób. Nie wiedział, że taki zwykły, prosty gest sprawi mu tak wiele przyjemności i zdoła jeszcze bardziej powiększyć jego ego.

Jest ojcem, prawdziwym, dobrym ojcem.


^^  ^^  ^^  ^^


Charakterystyczny dźwięk, jaki wydają drzwi przy otwieraniu ich kluczem, nie jest może zbyt głośny, ale okazał się wystarczająco, by wyrwać kobietę ze snu. Choć może i to nie jest odpowiednim określeniem, gdyż był to raczej półsen. Poderwała się na fotelu, by wrócić do pozycji siedzącej, w której, w swoim mniemaniu, nadal powinna być. Spojrzała na telewizor, który musiał wyłączyć się sam, co oznacza, że nie minęło kilka minut, jak sądziła, a o wiele, wiele więcej.

Spory zegar na ścianie wskazywał 3 w nocy. Albo lepiej, 3 nad ranem. Minęło kilka minut, kobieta pozbyła się już sennego otępienia, kiedy mężczyzna wszedł do pokoju. Gdyby nie dała o sobie znać, wypowiadając jego imię, pewnie zgasiłby światło i poszedł spać, zupełnie jej nie zauważając.

- Cześć Słoneczko. Nie śpisz? – Podeszła bliżej i od razu wyczuła woń alkoholu.

- Gdzie ty byłeś tyle czasu? Dzwoniłam chyba z milion razy! Jak mogłeś zachować się tak nieodpowiedzialnie!? – Miała ochotę wyrzucić go za drzwi. Nigdy jeszcze tak się nie zachował. Nie chciała krzyczeć, jej zduszony głos brzmiał tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. On jednak był zbyt pijany, by to zauważyć.

- Byłem w studiu, a potem z chłopakami. Wiesz, takie zespołowe spotkanie integracyjne. – Podszedł do żony, próbując ją objąć, ta jednak odsunęła się od niego o kilka kroków.

- Śmierdzisz, Tom. – Wysyczała przez zęby. – Pytam raz jeszcze. Gdzie ty do cholery byłeś?

- W barze, z zespołem. Nie złość się, Skarbeńku. – Kolejna próba zbliżenia się do żony okazała się być nieudana. Tym razem Camila minęła go i wyszła na korytarz.

- Byliście wszyscy? Gdzie? – Skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła na swojego zataczającego się męża. Była wściekła i rozgoryczona.

- Wszyscy, tam gdzie zawsze, Słoneczko. – Znów ruszył w jej kierunku.

- Łżesz. Bill dzwonił i pytał, czy nie pójdziemy z nimi do kina. A Georg z rodziną pojechał na wakacje. Wczoraj. – Odparła i pobiegła w stronę schodów.

Nie chciała płakać, ale to było silniejsze od niej. Przetrwali tak wiele, tyle bólu, kłótni, problemów. A teraz on okłamuje ją w tak perfidny sposób? Jak często wcześniej kłamał, mówiąc o studiu, albo zespole? Ile razy zdołał przekonać ją, że wszystko jest w porządku?

Bała się myśleć, jaka jest prawda. Gdzie i z kim był… Co robił tyle godzin. We łzach rzuciła się na łózko. Zamknęła drzwi sypialni na klucz, nie chciała go już wiedzieć. Ani dziś, ani jutro… Potrzebowała czasu. On zresztą też. Był kompletnie pijany, co ostatnio wcale nie było u niego rzadkością.

Długo jeszcze szukała odpowiedzi na swoje pytania. Analizowała w myślach wszystkie momenty, w których Tom mógł ją okłamać. Dokładnie przemyślała każde swoje zachowanie, próbując wyłapać dzień, w którym coś zepsuła. Bo przecież musiała popsuć. Rodziny nie rozpadają się bez powodów. Tylko gdzie jest przyczyna ich problemów? Przecież mieli być szczęśliwi, najszczęśliwsi na świecie…



^^  ^^  ^^  ^^ 


- Lisa… Lisa, obudź się. – Głos mężczyzny docierał do jej umysłu coraz wyraźniej. Nie miała jednak jeszcze ochoty otwierać oczu. Dłonią znalazła koniec koca, którym była okryta i podciągnęła go wyżej, by dokładniej się pod nim schować. – Lisa, no już, wstawaj. – Usłyszała jego śmiech. Widocznie nie miała wyjścia.

Przesunęła się w bok, by położyć się w nieco wygodniejszej pozycji, ale coś poszło nie tak. Kolanami wylądowała na ziemi i nagle wszystko zaczęło do niej docierać.

To nie było ziemia, ani podłoga, a tylko podwozie samochodu. Wracała do domu i widocznie zasnęła. Nie wiedziała, jakim cudem znalazła się na tylnym siedzeniu, ale postanowiła nie pytać. Nie miała nic przeciwko, jak na spanie w samochodzie czuła się naprawdę dobrze.

- Żyjesz? – Zapytał mężczyzna, spoglądając na córkę.

- No… Gdzie jesteśmy? I która godzina?

- Właśnie dojechaliśmy do Monachium. Jest po szóstej, spałaś jakieś cztery godziny. Jesteś mi potrzebna, bo zupełnie nie znam miasta, nie mówiąc już o adresie.

Dziewczyna usiadła i dłonią poprawiła zmierzwione włosy. Rozejrzała się po okolicy i szybko wytłumaczyła mu gdzie ma jechać. Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Samochód się zatrzymał, mężczyzna wyłączył radio i nagle zapanowała niewygodna cisza.

- Lisa, bardzo szanuję twoją mamę. Za wszystko. Było jej ciężko… Nasze relacje mogą być trudne. Nie chcę, żeby uważała mnie za wroga…

- Ale do czego zmierzasz? – Ponagliła go.

- Nie wiem, czy powinnaś jej o wszystkim opowiadać. Dobrze się razem bawiliśmy… Nie chcę, żeby źle się z tym czuła… Ona ma trudniejszą rolę, niż ja.

- Nie chcesz, żeby była zazdrosna? – Mężczyzna wysiadł z samochodu i otworzył drzwi swojej córce. Uniosła brwi, czekając na odpowiedź.

-Lisa, po prostu te zakupy i tak dalej… Ja nie chciałem cię tym kupić. I nie chcę, żeby Madlen tak myślała. Ani ty. Staram ci się dać wszystko, co mogę. Wiem, że i tak nie nadrobię tych straconych lat. – Wyrzucił z siebie. Sięgnął do bagażnika po jej walizkę. – Koniec tych wyznań. Prowadź, teraz czeka mnie spotkanie z twoją mamą.

Dziewczyna uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie. Domyślała się, że ta rozmowa przyćmi jej wybryk, ale nie oczekiwała, aby jej matka o tym zapomniała. Pocieszała ją tylko niepisana umowa z Billem, który to postanowił nie wspominać nic o tamtej nocy.

Otworzyła przed nim drzwi i wpuściła pierwszego, dyskretnie puszczając do niego oczko.

- Zapraszam na dywanik, Panie Kaulitz. 



Sto lat, sto lat... i tak dalej :D
Może nie najdłuższy, a już na pewno nie najciekawszy, ale za to URODZINOWY odcinek, specjalnie dla autorki tego cudownego szablonu. Zachęcam do składania życzeń, bo pewnie wszyscy znacie Ka. i autostradę-uczuć, chociażby... :D
To by było na tyle, pozdrawiam ;*

czwartek, 2 maja 2013

Ósmy




Napięta atmosfera nie chciała odpuścić. Można było odnieść wrażenie, że cisza trwa już całą wieczność. Kobieta o kasztanowych włosach założyła ręce na biodra i wycelowała swoje pełne gniewu spojrzenie w nastolatkę.
- Czy możesz mi do cholery wyjaśnić, kim jest ta mała zdzira?! – Krzyknęła nagle.
- Kath, to nie tak jak myślisz. Uspokój…
- Nie będziesz mnie uspakajał! – Przerwała mu, jeszcze bardziej podnosząc głos. – Myślałam, że skoro jesteś artystą, to stworzysz ciekawszą bajeczkę. A ty rzucasz najstarszym tekstem świata. Jesteś żałosny.
- Przestań, nie wiesz nawet o co chodzi. – Próbował oponować Bill.
- Nie jestem ślepa! Ona jest chociaż pełnoletnia? Nie wiedziałam, że możesz upaść tak nisko, Bill. – Odwróciła się w stronę Lisy i szyderczo się uśmiechnęła. Podeszła do niej i nachylając się, rzekła prawie szeptem: - Mam nadzieję, że chociaż dobrze ci płaci, szmato.
Dziewczyna stała oniemiała. Nie wiedziała, co powiedzieć, jak się zachować. Czuła się winna, choć zupełnie nie miała do tego podstaw.
- Żegnam! – Ogłosiła kobieta, po czym wyszła z kuchni. Po chwili dotarł do nich odgłos zatrzaskujących się drzwi, a później ryk silnika.
Była wściekła. Wpadła w totalną furię. Bill nigdy nie widział jej w takim stanie. Nie miał pojęcia, co ma ze sobą zrobić, czy dzwonić do niej, czy rozmawiać z Lisą, czy może po prostu wyjść i nie wracać.
Dziewczyna patrzyła na niego w bezruchu.
- Czemu mnie okłamałeś? – Zapytała bez cienia emocji na twarzy, gdy zdołała się uspokoić. Bill nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Był zbyt zszokowany sceną, którą odegrała ciemnowłosa kobieta. – Może inaczej, czemu nie powiedziałeś mi prawdy?
- Powiedziałem. – Westchnął. – Mówiłem, że jest osoba, z którą muszę wyjaśnić kilka rzeczy. I oto ona, Katherina, Kate, Kath… Jak wolisz.
- Twoja była?
- Najwyraźniej. – Mruknął.
- Ogłupiałeś?! Biegnij za nią! – Dziewczyna uderzyła go w ramię, jakby to miało wpłynąć na jego decyzję.
- Odjechała, gdzie mam biec? – rzucił jej pytające spojrzenie. – Poza tym to nie tak, jak myślisz.
- Matko, wkręcił ci się ten tekst. Wytłumacz mi, skoro jest inaczej, niż myślę.
- Nie mam nastroju, może jutro? – Zaproponował.
- A masz wino? Piwo, whisky, cokolwiek… - Zaczęła grzebać w kuchennych szafkach. – Masz. Daj mi korkociąg. – Zdumiony mężczyzna bezwiednie wskazał tylko na jedną z szuflad. – Ok, idź do salonu i znajdź kieliszki. Ja odgrzeję jedzenie i zajmę się alkoholem.
- To zły pomysł. – Zaczął.
- Zły pomysł, to ten, żebyś został teraz sam. Jako dobra córka dam ci się wygadać. Widziałam cię już pijanego, więc nic mnie nie zaskoczy.
Mężczyzna wyszedł z kuchni i, tak jak mu kazano, i skierował się do salonu. Wyjął pierwsze z brzegu kieliszki i usiadł na sofie.
Czuł się źle. Cholernie źle. Martwił się o nią. Chyba pierwszy raz w życiu… A jeśli zrobi coś głupiego?
Ich relacje nie były do końca jasne i określone. Po prostu się lubili… Lubili od czasu do czasu gdzieś razem wyjść… Lubili od czasu do czasu pojechać na dłuższe wakacje do jakiegoś egzotycznego kraju… Lubili od czasu do czasu spędzić ze sobą noc… Jedną, albo kilka z rzędu.
Zdarzało mu się usiąść wieczorem, w całkowitej ciszy i samotności. A wtedy zastanawiał się, gdzie zniknęły jego dawne zasady. Przecież tak długo wierzył w miłość, przeznaczenie, fizyczność stawiał na dalekiej pozycji w swojej hierarchii wartości. A teraz co? Ma usprawiedliwiać swój „wolny związek” dorastaniem i większymi potrzebami? Zawsze uważał, że to żałosne. Teraz sam był żałosny.
- Opowiesz mi o niej? – Na stoliku stanęły dwa talerze z dużą porcją spaghetti. Mężczyzna podniósł wzrok na nastolatkę i podniósł się, siadając odrobinę bardziej kulturalnie. – Jeśli nie chcesz, zrozumiem.
- Nie ma czego opowiadać. – Przerwał, zanim jeszcze zdążyła skończyć zdanie. – Ona po prostu była i było nam dobrze. Dosłownie i w przenośni… Choć może powinienem ten wątek pominąć. Nic sobie nie obiecywaliśmy, po prostu było miło. – Wyjął z torby paczkę papierosów. – Mogę?
- A ja mogę? – Uśmiechnęła się łobuzersko.
- O ty… Tylko jednego. A Madlen ma o niczym nie wiedzieć. – Podał jej paczkę i sięgnął po zapalniczkę.
- Spokojnie. – Zapaliła i rzuciła mu ponaglające spojrzenie. – No mów dalej.
- No to tyle. Ostatnio rzadziej się widywaliśmy, a teraz ta scena… Nie wiem, czy chcę to dalej ciągnąć. Zachowuje się czasem, jakbym był jej własnością. – Zaczął, zaciągając się papierosowym dymem. – Wiesz, to wszystko było takie nieformalne i obojgu nam to pasowało. Ja nie chciałem nic więcej, ona też nie, a teraz nagle zachowuje się, jakbym był jej mężem!
- Ale przecież kobiety tak mają, nie wiesz? – Dziewczyna spojrzała na niego, unosząc wysoko brwi. Uważała go za mężczyznę, który rozumie płeć piękną trochę bardziej, niż przeciętny mężczyzna.
- Wiem! Ale nie ona. – Zaakcentował wyraźnie każde słowo. – Ty jej nie znasz, ona jest po prostu inna…
- Mówisz, jakbyś się zakochał.
- Nie mądrzyj się tak, smarkulo. – Rzucił nagle, a ona tylko triumfalnie się uśmiechnęła. – Wypal tą truciznę, zjedz, bo ci wystygnie i do łóżka.
- Chyba śnisz? – Spojrzała z powątpiewaniem na mężczyznę, który ani trochę nie pasował jej na ojca. Czuła się w jego towarzystwie jak dobra znajoma, ale nie córka. – Może coś obejrzymy?
Mężczyzna wzruszył tylko ramionami. Po chwili wrzucił do popielniczki niedopałek papierosa i zabrał się za jedzenie. Dziewczyna szybko poszła w jego ślady. Później wspólnie wybrali filmy i zorganizowali sobie swój własny, mały maraton kinowy.
Nikt już nie wspomniał o minionym incydencie. Imię kobiety o długich kasztanowych włosach nie padło już ani razu. Oboje nie chcieli do tego wracać. Bill, mimo to nie mógł zapomnieć. Gdzieś w podświadomości wciąż widział jej twarz, tą wściekłość, rozgoryczenie… I smutek? Nigdy wcześniej nie pomyślał, że mogłoby ją dotknąć coś takiego. Że mogłaby być o niego zazdrosna. A przecież tak właśnie było.

^^  ^^  ^^  ^^

Piękny, słoneczny poranek zachwycał delikatnym, ciepłym wiatrem, łagodnie poruszającym ażurowe firany w otwartym oknie. Ciepłe promienie padały w niczym niezasłonięte szyby, docierając do każdego kąta w dużym, jasnym pomieszczeniu. Byłoby idealnie, gdyby nie głośny i niemiłosiernie drażniący dźwięk budzika. Kobieta wyciągnęła rękę spod kołdry i pozbyła się okropnego hałasu, jednocześnie wydając z siebie przeciągły jęk ulgi, triumfu i zmęczenia.
Oczy otworzyła po dobrym kwadransie, ale jak się okazało, nadal nie była na to gotowa. To piękne, ożywcze słońce było dla niej okropnym natrętem, którego pozbyła się okrywając twarz kołdrą. Długo jeszcze musiała ze sobą walczyć, by finalnie wstać z łóżka. Kiedy wreszcie udało jej się to osiągnąć była już na tyle obudzona, że zdołała zebrać kilka butelek po winie, które stały na szafce nocnej lub leżały pod nią. Przeczesała swoje długie, kasztanowe włosy dłonią i zlustrowała pomieszczenie. Dawno nie było tu tak wielkiego bałaganu.
Zniknęła na chwilę w łazience, by wrócić nadal w tym samym powolnym tempie, z wyrazem twarzy, który nie mówił nic dobrego.
Sięgnęła po telefon. Trzy wiadomości. Żadna nie była od niego. I dwie wiadomości głosowe. Znów nie on. Rozgoryczenie, którego tak bardzo chciała się pozbyć, tylko wzrosło. Umarła nadzieja. On nawet się nie martwił. Nie próbował tłumaczyć.
Owszem, pojawiły się w jej głowie wątpliwości. Zrobiła mu aferę, mógł być zły, ale cholera, to on ją zdradził!
Zaśmiała się pod nosem, kiedy tylko dotarł do niej sens jej własnych myśli. Zdradził. Przecież nic jej nigdy nie obiecywał. Przed chwilą jeszcze miała ochotę się rozpłakać, ale teraz zupełnie jej to minęło.
Nie miała powodu by rozpaczać, nic się przecież nie stało. Po prostu musi znaleźć sobie kogoś innego, zapewnić sobie miłe towarzystwo na długie, nudne wieczory i wolne weekendy. Nic więcej. Teraz musi wrócić do normalnego życia. Bo NIC SIĘ NIE STAŁO.
Spojrzała w lustro nad komodą. Wyglądała okropnie. Przez niego. I chociażby z tego powodu nie daruje mu tego, co zrobił. Tego, jak ją upokorzył. Sprawił, że odegrała scenę rodem z taniego serialu. Sprawił, że zaczęła się nim brzydzić. Sprawił jej też ból, ale akurat tego nikt nie musi wiedzieć…

^^  ^^  ^^  ^^

Ciemnowłosy mężczyzna bezszelestnie wciągnął na siebie spodnie i narzucił T-shirt. Robił to szybko i mechanicznie, ale tak naprawdę wszystko miał dokładnie przemyślane. Był perfekcjonistą i dodatkowo lubił dobrze wyglądać. Spojrzał w stronę łóżka i uśmiechnął się zaskoczony, widząc parę przymrużonych, zielonych oczu.
- Cześć Kochanie, śpij jeszcze. Jest dopiero ósma. – Wyszeptał. Podszedł do żony i ucałował ją w policzek.
- A czemu ty nie jesteś w łóżku? – Głośno ziewnęła.
- Jadę do studia. A potem wywiad. Wrócę wieczorem. – Odparł. Nie widział w tym nic złego, ale czuł, że Camila ma inne zdanie na ten temat. Usiadła na łóżku i spojrzała na niego lekko jeszcze nieprzytomna.
- Nie mówiłeś nic o tym.
- Wspominałem, Kotek.
- Nieważne. Na pewno nie o całym dniu… Mieliśmy dziś wieczorem jechać z dziećmi do moich rodziców.
- Cholera… Zapomniałem. Skarbie, przyślę kierowcę, dobrze? – Wymyślił od razu. Nie chciał psuć żonie humoru, tym bardziej po ich wczorajszej rozmowie, ale nie mógł też tak zwyczajnie zapomnieć, że ma pracę, która nie może czekać. Minęła dłuższa chwila, a kobieta nie odezwała się, tylko położyła się z powrotem do łóżka. – Camila, ja nie mogę dziś wyjść wcześniej. Mam zbyt wiele do załatwienia. Sama wiesz, trasa się zbliża…
- Dobrze, idź już. – Zacisnął zęby, żeby nie powiedzieć czegoś, co pogorszyłoby sprawę.
- Kocham was, wrócę późno. – Rzucił krótko.
- Idź, chcę spać.
- Camila, dobrze wiesz, jak wygląda moja praca i…
- Wyjdź! – Krzyknęła, przerywając mu. – Może gdybym chciała kolejne dziecko, może gdybym wyglądała tak, jak te kilka lat temu, może gdybym bardziej się starała, może gdybym była bardziej uległa… Mogę wymieniać tak przez godzinę, Tom, ale to nie robi żadnej różnicy. Zostałbyś w domu, gdybyś chciał. Widocznie dla mnie nie warto. A teraz wyjdź. – Ostatnie zdanie dodała o wiele ciszej i spokojniej. Sama była zaskoczona tym, co przed chwilą powiedziała.
- Nisko mnie oceniasz, Camila.
Mężczyzna rzucił ostatnie zdanie, jakby miało być pożegnaniem i wyszedł, już zupełnie bez słowa. Kobieta jeszcze przez kilka chwil liczyła na to, że wróci, że wyjaśnią sobie wszystko i będzie dobrze, ale kiedy usłyszała, jak samochód wyjeżdża z garażu, a potem z ich posesji, straciła nadzieję.
Była zła na siebie, za to, że znów wróciła do tematu, przed którym jednocześnie próbuje się bronić. Zapomniała nawet o tym, że złościła się na męża za kolejny dzień poświęcony wyłącznie pracy. Chciała cofnąć czas, przywitać go uśmiechem i zaakceptować to, że tak wygląda ich życie. On pracuje, ona zajmuje się dziećmi… Sama wybrała taką drogę, więc teraz nie może narzekać.
Odrzuciła od siebie myśli, że Tom może być bardziej podatny na urok kobiet, bo nie dość, że otacza go ich wiele, to w show biznesie wierność nie jest czymś lubianym i pożądanym. Zamknęła oczy i zaczęła układać w głowie plan, który miałby pomóc jej poprawić jego humor. Czuła się winna, więc musiała jakoś temu zaradzić…



Odcinek, jak odcinek. Trochę za krótki i pisany przez około miesiąc. Ale jest!
Natomiast szablon bloga to już inna sprawa...
Takie cuda Ka. robi tylko dla mnie!  :D