środa, 28 sierpnia 2013

Piętnasty



Dziewczyna zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Czuła jak wiatr przeczesuje jej gęste blond włosy. Rozłożyła szeroko ręce, czując przyjemny opór powietrza. Jakby latała…
Nie była na karuzeli od dobrych 10 lat, a może nawet dłużej. Mama zapewniała jej mnóstwo rozrywek, ale rzadko zabierała ją do wesołego miasteczka. Były tam raz, a może dwa razy… Karuzelę znała raczej w tej mniejszej wersji, którą można znaleźć na każdym placu zabaw.
Emocje, które teraz jej towarzyszyły, były więc zupełnie nowe. Długie, kilkumetrowe łańcuchy z małymi krzesełkami na końcach rozbujały się na tyle, że ułożyły się równolegle do ziemi. Prędkość była nieziemska, przynajmniej  w jej mniemaniu. Kiedy Bill obiecał jej miło spędzony dzień nie liczyła na wesołe miasteczko. Cieszyła się jak małe dziecko, ale jej entuzjazm uleciał, kiedy zobaczyła jak wielkie są niektóre karuzele, czy kolejki. Nogi miała jak z waty, kiedy Bill pokazał jej największą kolejkę, na którą chciałby wsiąść. Musiała stopniowo oswajać się z tym miejscem. Szło nie najgorzej, bo już po kilkunastu minutach stwierdziła, że to ogromna frajda i że żałuje, że wcześniej tu nie zaglądała.
- I jak? – Zapytał mężczyzna, kiedy oboje stali już na ziemi.
- Świetnie! Gdzie idziemy teraz?
- Proponuję watę cukrową.  – Zaproponował. Rozentuzjazmowana dziewczyna tylko kiwnęła głową na potwierdzenie. Nie spodziewał się, że Lisie tak bardzo spodoba się jego pomysł. Wszystko było organizowane na wariackich papierach, ale jej radość sprawiała, że nikt nie zauważał drobnych niedopracowań.
- Uwielbiam watę cukrową. – Rzuciła, kiedy już siedzieli na ławce z wielkimi, białymi i klejącymi się smakołykami na patykach. – Ale jakoś nie często ją jadłam. Mama nigdy nie lubiła ze mną wychodzić do wesołych miasteczek, Aquaparków i innych takich…
- Pewnie to wina tego, że jest zapracowana. – Oponował. Nie chciał, żeby jego córka źle myślała o Madlen. Nie chciał, żeby w jakikolwiek sposób ich porównywała.
- No dobrze, ale soboty miała wolne. Ty potrafiłeś przyjechać po miesiącu ciężkiej pracy, żeby spędzić ze mną jeden dzień…
- Lisa, nie mów tak. Ja i Madlen to dwie różne sytuacje. Ona cię kocha i wbrew pozorom i twoim aktualnym przekonaniom, to ona cię nigdy nie zawiodła. Ja zawiodłem już dawno temu, tak łatwo o tym zapomniałaś? – Dziewczyna unikała jego wzroku.
- Pamiętam. – Mruknęła, opuszczając głowę.
- Ja wiem, jak się czujesz. Ojciec zostawił nas dość wcześnie, ale jak już potem raz na rok, albo dwa pojawił się na kilka godzin, to był największym bohaterem. Potrafiłem powiedzieć mojej mamie wiele przykrych rzeczy, bo wydawało mi się, że ona tylko zrzędzi, a on przyjeżdżał przecież tylko po to, żeby zabrać mnie na lody. Tylko ile on włożył w to pracy i uczuć, a ile ona?
- Czemu ty jej tak bronisz? Przecież nie jesteś zły… - Rzuciła, jakby z pretensjami w głosie.
- Bo ona cię kocha. A ja nie chcę jej znowu krzywdzić… - Wyznał z niemałym trudem. Nie lubił się otwierać przed ludźmi, ale Lisa była kimś na tyle wyjątkowym, że mógł być z nią szczery.

^^  ^^  ^^  ^^
Dziewczyna pospiesznie wyjęła klucz z małej kieszeni swojej torebki. Nie chciała, żeby Bill czekał. Zapraszał ją na obiad do restauracji, ale nie zgodziła się. Wiedziała, że w domu czeka na nią mama z przegotowanym obiadem, nie chciała jej jeszcze bardziej denerwować. Przy okazji mieliby okazję spędzić trochę czasu we troje… Dziewczyna chciała, żeby kontakty między jej rodzicami się poprawiły. Nie chciała wojny… Bill miał rację oszczędzając Madlen przykrości, a ona wzięła sobie jego słowa do serca.
- Wchodź i czuj się jak u siebie. Mama pewnie niedługo wróci. – Rzekła Lisa, otwierając szeroko drzwi swojego domu. Bill posłusznie wszedł do środka i zdjął kurtkę. – Pracuje do 17, więc teoretycznie za kilkanaście minut wychodzi z biura. Choć ostatnio zdarzało jej się siedzieć po godzinach…
- Madlen? Cześć… - Bill przerwał jej, zwracając się do stojącej w drzwiach salonu kobiety. Nie wyglądała zbyt dobrze… Była blada i wyraźnie nie w nastroju do odwiedzin.
- Mamo? Myślałam, że jesteś w pracy. Która jest godzina? – Lisa podeszła do niej i zmarszczyła brwi, dokładnie ją lustrując. Na pewno dostrzegła, że coś jest nie tak. Gołym okiem było widać, że coś się stało.
- Wyszłam dziś wcześniej. Chciałam odpocząć, nie czuję się najlepiej. – Odparła, jakby czytała im w myślach. – Nie wiedziałam, że będziemy mieć gościa. Nie zrobiłam obiadu, zamówicie sobie coś?
- A ty coś jadłaś? – Zapytała podejrzliwie blondynka. Na twarzy kobiety pojawił się nikły cień wymuszonego uśmiechu.
- Jasne. Wybaczcie, ja lepiej się położę. – Kobieta wyminęła ich zgrabnie i zniknęła w korytarzu. Bill spojrzał na dziewczynę, która wzruszyła ramionami i również wyszła z pokoju. Nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, mężczyzna poszedł za nią.
- Zamówimy jedzenie? – Zapytała, wyjmując telefon. – Mam numer tylko do pizzerii.
- Może być. – Odparł, siadając na jednym z kuchennych krzeseł przy niewielkim stoliku. Dziś wystrój domu wyraźnie mniej go drażnił. Wydawał się być nawet przyjemny… Taki ciepły, czuł się tu jak w swoim rodzinnym domu.
- Na pewno? Bill, to nie jest jakaś droga pizzeria. To mały osiedlowy bar… Poza tym może wolałbyś coś innego? – Dopytywała. Jedzenie było mu teraz zupełnie obojętne.
- Nie, będzie dobrze. Zamów jakieś pizzę, dla mnie bez mięsa. Innych wymagań nie mam. – Posłał jej jeden ze swoich wyuczonych uśmiechów. Nie mógł nic poradzić na to, że jego myśli odpływały w zupełnie innym kierunku. – Lisa, jak możesz, to zrób herbatę dla swojej mamy… Może, jak napije się czegoś ciepłego, to poczuje się lepiej.
- Dobra, tylko najpierw zadzwonię. I tak będziemy musieli czekać… - Rzuciła, wybierając numer. – Albo… Masz tu herbatę, tu cukier, tam leżą cytryny. Czajnik chyba znajdziesz. Czuj się jak u siebie. – Uśmiechnęła się, kiedy już wszystko wskazała mu palcem. Może nie było to kulturalne, ale praktyczne. Mężczyzna od razu zabrał się do pracy, akurat z robieniem herbaty nie miał większych problemów.
Lisa szybko podała zamówienie i adres znajomej dziewczynie z pizzerii, po czym stanęła w drzwiach kuchni i przyglądała się mężczyźnie. Stał oparty o blat i palcami wystukiwał jakiś rytm, pod nosem nucił tylko sobie znaną piosenkę. Szum gotującej się wody powoli zagłuszał jego już i tak cichy głos. Obserwowała jego ruchy, wyraz twarzy… Ciągle nad czymś myślał. Była pewna, że zanim weszli do domu i spotkali jej matkę, był zupełnie inny. Wnioski są więc proste – myślał o niej.
- Bill, zaniesiesz mamie tę herbatę? Ja muszę oddzwonić do koleżanki, byłyśmy umówione na dziś i chcę jak najszybciej to odwołać. Wiesz, żeby nie czekała… - Zmyśliła na poczekaniu. Chciała, żeby on do niej poszedł. Co więcej, była pewna, że on też tego chcę. Potrzebował tylko kogoś, kto go do tego popchnie.
- Jasne! – Odparł i zabrał kubek z gorącą herbatą. Leciał w stronę sypialni, jakby wyrosły mu skrzydła…

^^  ^^  ^^  ^^  

Dźwięk pukania do drzwi wybudził kobietę z chwilowego otępienia. Podniosła głowę z rąk opartych łokciami na kolanach i spojrzała w kierunku wejścia do pokoju.
- Proszę. – Krzyknęła. Klamka poruszyła się i po chwili zza ciemnego drewna wystawała głowa mężczyzny. Posłał jej uśmiech, który ona od razu odwzajemniła. Nie miała nastroju, ale wyraz jego twarzy sprawił, że nie myślała nad tym zbyt długo, uśmiech sam się pojawił. Bill nie był ani zbyt sztywny, ani przesadnie i sztucznie miły, nie był też nienaturalnie i irytująco wesoły. Po prostu był… taki jak dawniej.
- Przyniosłem ci herbatę. Może, jak napijesz się czegoś ciepłego, to zrobi ci się lepiej.
Kobieta wzięła od niego gorący kubek i postawiła na szafce, stojącej przy łóżku. Wygładziła dłonią kołdrę, a on potraktował to jak zaproszenie, i usiadł obok niej.
- Chorujesz na migrenę? – Zapytał. Chciał przerwać męczącą ciszę. Nie wiedział, co się u niej dzieje. Przeszło mu nawet przez myśl, że może być poważnie chora… Przecież nie widział jej tyle lat. Tyle się mówi o raku…
- Nie. Jestem zmęczona, nic mi nie jest. – Odparła, nieco zbyt impulsywnie.
- Może powinnaś wziąć urlop? – Kobieta nie odpowiedziała. Spuściła wzrok, nie wiedziała nawet jak może teraz zmienić temat. – Nie jestem może specjalistą, ale wydaje mi się, że raz na jakiś czas powinno się odpocząć. Od wszystkiego. To dobrze wpływa na psychikę… Poza tym, robisz regularnie wszystkie badania?
- Bill, zwolnij. – Przerwała mu kobieta. – Jestem zdrowa, tylko trochę przemęczona. W normalnym świecie nie można brać urlopu na zawołanie. To moja kolejna praca, jestem tam nowa. Nie mogę od razu pójść na urlop. Tu pracuje się cały rok, dzień w dzień po osiem godzin… Jeśli takie tępo jest dla mnie za szybkie i zbyt męczące, to nie ma problemu. Jest wielu chętnych na moje miejsce.
- Ale Madlen, nie wyglądasz najlepiej. – Ich spojrzenia się spotkały. Podniosła głowę i mężczyzna mógł się jej lepiej przyjrzeć. Była blada, prawdopodobnie niewyspana… Albo naprawdę źle się czuła, albo coś było nie tak… Kiedy patrzył na nią dłużej doszedł do wniosku, że… Płakała? – Co się dzieje? Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie, herbata mi wystarczy. Możesz iść do Lisy. – Bill jednak nie ruszył się z miejsca. Jego oczy uporczywie się w nią wpatrywały, jakby miał w ten sposób dowiedzieć się, co przed nim ukrywa.
- Nie chodzi mi o taką pomoc. I nie udawaj, że łączy nas tylko Lisa. Kochaliśmy się… Może to było tylko młodzieńcze zauroczenie, nie wiem, ale jakieś uczucia jednak nas łączyły. Nie jesteś mi obojętna. – Zamilkł. Powiedział zdecydowanie więcej, niż zamierzał. – Chcę ci pomóc, bo widzę, że coś jest nie tak. To ta praca?
- Skąd wiesz? – Zapytała niemal oskarżycielsko, przez co Bill miał pewność, że trafił w samo sedno.
- Znikąd. Mówiłaś o pracy, jak o najgorszej karze… Jak o więzieniu. – Kobieta zaśmiała się pod nosem. – Więc co jest nie tak?
- Bill, ja nie wiem, czy powinnam… Moje żale nie są nikomu potrzebne. – Jego chłodna dłoń nagle wylądowała na jej ramieniu. Spojrzała na mężczyznę, którego uśmiech był tak pokrzepiający, że od razu zrobiło jej się lżej. To właśnie w nim kochała. – Szef. Nasze kontakty są trudne.
- Trudne?
- Nie pytaj, proszę. Nie chcę o tym myśleć… - Kobieta schowała twarz w dłoniach i głośno westchnęła. Nie chciał jej męczyć. Chciał tylko, żeby się uśmiechnęła i poczuła beztrosko, każdy tego potrzebuje. Nawet wtedy, kiedy świat wydaje się być przeciwko nam.
- Więc koniec tematu. – Zaśmiał się. – Uroczo wyglądasz, kiedy jesteś roztrzepana. – Kobieta spojrzała na niego spod byka, a ten tylko głośniej się zaśmiał. – Czyli mam rozumieć, że zjesz z nami pizzę?
- Bill, zanim jeszcze pójdziemy do Lisy… Przepraszam za to, jak się zachowywałam, kiedy się ostatnio widzieliśmy… Możesz spotykać się z Lisą kiedy tylko chcesz. Dogadajmy się… Ona bardzo na to liczy.
- Madlen, spokojnie. Ja też nie byłem w porządku… Byłem trochę zdenerwowany, a że nasza rozmowa nie należała do najłatwiejszych, to nerwy wzięły górę. To się przecież zdarza. Zawsze prędzej, czy później umieliśmy dojść do ładu, teraz też damy radę.
- Nasze kłótnie były zawsze krótkie. – Kobieta zgrabnie zmieniła temat. Wspomnienia same pojawiły się w jej głowie… Nie pierwszy raz w ostatnim czasie. Lubiła wracać myślami do tamtych czasów.
- Ale intensywne. – Zaśmiali się. Dawno nie czuli się w swojej obecności tak swobodnie. – Bo ty zawsze lubiłaś robić mi na złość.
- Ja? Z tego, co pamiętam, to kłóciliśmy się głównie o to, że za dużo imprezowałeś, albo twoje fanki nie umiały powstrzymać swoich żądzy! – Kobieta spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Owszem, ale nie zmienia to faktu, że robiłaś mi na złość. A Lisa jest tego chodzącym dowodem!
- Lisa? – Kobieta spoważniała. – W jakim sensie? Że ja na złość…
- Tak, ty. Mi na złość. – Przerwał jej mężczyzna. – Dałaś jej na imię Lisa. Pół roku wcześniej rozmawialiśmy o dzieciach. Mówiłem, że nie chciałbym, żeby moja córka miała tak na imię.
Z kobiety zeszło ciśnienie. Przekręciła teatralnie oczami i znów się uśmiechała. Owszem, pamiętała tamtą rozmowę. Może nawet podświadomie właśnie przez to wybrała takie a nie inne imię dla ich córki… Ale bardziej skupiła się na tym, że on też pamiętał. Nie myślała, że mógł przejmować się takimi bzdurami.
Przez wiele lat, wspominając po nocach ich związek, więc właściwie ostatnie chwile jej wolności, dzieciństwa i beztroski, które tak nagle i brutalnie jej zabrano, wmawiała sobie, że Bill dawno zapomniał. Że nie warto o tym myśleć, bo przecież on nie robił tego od lat. Tymczasem jest on w stanie wytykać jej takie drobiazgi…
- Madlen? Żyjesz? – Jego głos dotarł do niej z opóźnieniem. – Wychodzimy stąd, musimy zamówić więcej pizzy.
Wstał i złapał jej dłoń. Pociągnął ją do drzwi i razem wyszli z jej sypialni. Puścił ją już na korytarzu, a ona milczała.
Było jej wstyd, bo przeszedł ją zimny dreszcz, a w brzuchu zagościło stado motyli, jakby znów była nastoletnią, zakochaną do szaleństwa i w dodatku niewątpliwie naiwną i głupiutką Mad.