piątek, 26 września 2014

Trzydziesty



Od zawsze lubił tarasy. Kiedyś wszedł do domu jednego z producentów ich bodajże drugiej płyty i był zachwycony przepychem, który tam zastał. Oczywiście dziś uważał tamten wystrój za kiczowaty, ale kiedyś był wniebowzięty, patrząc na niebotycznie drogie sprzęty i meble. Apogeum jego zachwytu miało jednak dopiero nadejść. Mężczyzna zaprowadził ich na taras, gdzie zaprosił do stołu, a młoda kobieta w czarnym uniformie podawała im kawę.
On był wtedy początkującym w show-biznesie nastolatkiem, a siedział na ogromnym tarasie patrząc na ogromny ogród jednego z najbogatszych ludzi w swoim kraju i wiedział, że on też kiedyś będzie miał taki dom i to na niego ludzie będą patrzeć z podziwem.
I tak się stało. Teraz stał oparty o metalową balustradę własnego tarasu, swoją drogą o wiele bardziej eleganckiego niż ten, który swego czasu obudził w nim żądzę sławy i pieniędzy. Palił papierosa spoglądając na również całkiem duży i zadbany ogród. Lubił przychodzić tu wieczorami i siadać w wygodnych fotelach, zapraszać znajomych na letnie imprezy, albo w środku nocy wychodzić i zupełnie bezmyślnie gapić się w gwiazdy. Napisał tu wiele dobrych kawałków, przeprowadził wiele ważnych rozmów… Znów dochodził do wniosku, że jest dumny ze swojego życia i aż trudno uwierzyć, że osiągnął to wszystko dzięki miłości do muzyki i wielkiej motywacji płynącej z… tarasu.
Usłyszał za sobą dźwięk otwieranych drzwi, ale nie czuł potrzeby przerywania błogiego zamyślenia. Wpatrywał się w przestrzeń i był tak spokojny, tak rozluźniony, jak nie zdarzało mu się naprawdę od bardzo, bardzo dawna. Nawet zamieszanie z bratem nie zakłócało tego spokoju. W głębi duszy wiedział, że wszystko się ułoży, bo Camilla i Tom tworzą zgraną parę. Choć trochę… specyficzną. Kiedy dostał od bliźniaka SMS`a o treści „wróciła” wiedział, że miał rację, że teraz również jego bliźniak może się zrelaksować.
- Myślałam, że to ja znalazłam oazę spokoju pod wielkim, głośnym miastem, ale to, co jest tutaj… Mogłabym zostać tu na zawsze. – Kobieta podeszła do niego i również wbiła wzrok w przestrzeń. To miejsce naprawdę sprzyjało dobrym rozmowom.
- To zostań. – Rzucił pół żartem, pół serio. – Tu wszystko jest takie samo jak w Monachium, tylko trochę inaczej wygląda.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. – Odparła. Odwróciła się, stając przodem do rozmówcy. Mężczyzna czuł, że również musi na nią spojrzeć i że wtedy ich pogawędka może przerodzić się w coś poważniejszego. – Musimy porozmawiać.
- Wiem. Tylko powiedz, co chcesz usłyszeć. – Kobieta pokiwała głową z dezaprobatą, nie kryjąc jednak uśmiechu rozbawienia.
- Kaulitz, nie bądź taki pewny siebie. W prawdziwym życiu marzenia nie zawsze pokrywają się z realiami. Wiem, że dla ciebie to zaskoczenie, bo tobie wszystko spełnia się jakby chodziła za tobą wróżka, ale ze mną nie ma tak lekko.
- Więc co mam powiedzieć, Mad? Nie wiem, czego oczekujesz… Ta sytuacja jest dość skomplikowana… Ja nie chcę niczego popsuć. – Sam nie wiedział, co mówi. Robił to automatycznie. Madlen mu się podobała, tak samo jak wtedy, kiedy się poznali. Łączyła ich silna więź, która w dziwny sposób przetrwała lata rozłąki. Była jeszcze Lisa, ich wspólna córka. Z drugiej strony, spędzili ze sobą tylko ostatnie dni. Nie wiedział, czy można na tym budować poważny związek. Skoro raz im nie wyszło, kto teraz da im gwarancję sukcesu?
- Bill, ja nie jestem już głupiutką nastolatką. Razem jest nam dobrze i chyba oboje tak sądzimy. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ale ja nie chcę suchych deklaracji. Wyjeżdżamy najpóźniej za tydzień i ja do tego czasu chcę wiedzieć, na czym stoję.
- Tak po prostu? A czemu to nie ty powiesz mi, czego oczekujesz ode mnie? – Odszedł na moment, by wyrzucić do popielniczki wypalonego papierosa i po chwili znów stanął naprzeciwko blondynki. – Mad, nie mówisz nic wprost. Czy ty chciałabyś, żebyśmy byli razem? Chcesz poważnego związku?
- Nie wiem, na razie chcę tylko wiedzieć, kim dla ciebie jestem. Owszem, zrobiłeś mi nadzieję i owszem, zaboli, jeśli powiesz, że to była jednorazowa akcja. Ale wolę żebyś powiedział mi to teraz. Chcę usłyszeć cokolwiek, że nic z tego, że chcesz czasu na podjęcie ostatecznej decyzji, że chcesz od czasu do czasu uprawiać ze mną udany seks, albo że nadal mnie kochasz i chcesz, żebyśmy wzięli szybki ślub w Vegas. Określ się i proszę cię, niech to będzie ostateczne. – Bill tylko przytaknął. Nie chciał nic mówić, bo to i tak niewiele by wniosło. Miał pustkę w głowie i wizja zbliżającego się wyjazdu trochę go przerażała. – Gwarantuję, że jeśli tym razem zawiedziesz to bardzo utrudni nasze relacje. A ja nie mogę zabrać Lisie ojca, skoro sama go odzyskała. Bądź dla niej dobrym tatą, po prostu pokaż jej się z najlepszej strony. Jeśli nie chcesz zobowiązań wobec mnie – ok, ja to zrozumiem. Ja już nie chcę więcej tego przechodzić.
- Określę się, obiecuję. Jestem już dorosły, sam decyduję i sam za siebie odpowiadam. – Ostrożnie oparł się o balustradę plecami położył rękę na jej ramieniu. – Wiem, że już późno i to bardzo, bardzo złe, ale może masz ochotę na coś czekoladowego? Mam świetne czekoladki.
Weszli razem do środka i po prostu rozmawiali. Bawili się bardzo dobrze, naprawdę świetnie czuli się w swoim towarzystwie. Jednak obojga dręczyło jedno pytanie, brzmiące gdzieś  z tyłu ich głów. To przyjaźń, czy coś więcej? Każdy gest miał znaczenie, ale stali się w nich tak ostrożni, że aż zakłamani. A najgorsze było to, że oboje mieli tego pełną świadomość.

^^  ^^  ^^  ^^

Dziewczyna szła długim, szerokim korytarzem przyglądając się płytom i zdjęciom wiszącym na ścianach. Była pod wrażeniem tego miejsca, choć starała się tego po sobie nie pokazywać. Bo chyba wyszłaby na głupią, gdyby biegała podniecona po każdym zakątku, pokazując całemu światu, że jest zwykłą śmiertelniczką i jej ojciec był pierwszą sławną osobą, jaką widziała na żywo…
- Znowu się zgubiłaś i trzeba cię zaprowadzić do taty? – Brunet pojawił się dosłownie znikąd. Blondynka aż podskoczyła, kiedy usłyszała za sobą jego głos.
- A ty znowu się za mną kręcisz? – Odwróciła się i skrzyżowała ręce na piersi, a on od razu powtórzył ten sam gest. Na twarzy miał drwiący uśmieszek i ani trochę się jej to nie podobało. Ona go śmieszyła. – Georg, czy jeśli wolisz, panie Georgu, albo panie Listing, ja nie potrzebuję niańki, bo chyba ostatnio to do ciebie nie dotarło. Przepraszam, do pana to nie dotarło.
- Panno Elizabeth, czy panna przypadkiem nie przesadza? – Najwyraźniej świetnie się bawił. Szkoda tylko, że ona nie miała z tego tyle samo frajdy. – Po prostu chciałem się przywitać. Przecież cię nie prześladuję. A jeśli poznałabyś bliżej tamtego idiotę to przekonałabyś się, że dobrze zrobiłem. Zaufaj.
- Dobrze, w takim razie jestem ci szalenie wdzięczna, ale już podziękuję. – Nie mogła tak po prostu przestać się na niego boczyć. Może nawet miał rację i zrobił dobrze, ale nikt nie będzie nią rządził.
- Czekasz na Billa? – Dziewczyna skinęła potwierdzająco głową i nadal wgapiała się w zdjęcia, choć zupełnie przestały ją interesować. Powoli zaczynało jej się robić głupio, zastanawiała się, czy przypadkiem nie zareagowała za ostro. – Właśnie skończyliśmy, ale bliźniacy musieli jeszcze zostać. Widziałaś studio nagraniowe?
- Tak, jakiś facet mnie oprowadzał, ale musiał iść, a ja chciałam pokręcić się jeszcze trochę tymi korytarzami.
- A może zejdziemy na dół, na kawę? Bliźniakom jeszcze trochę zejdzie, ja muszę poczekać na Toma, więc chyba nie ma sensu sterczeć tu tyle czasu? – Rozejrzał się po korytarzu. – Nie mów, że te zdjęcia cię interesują. Jak chcesz, to opowiem ci o ciekawszych ludziach, którzy tu pracowali. To będzie taka moja mała rehabilitacja po tym, jak na tamtej imprezie potraktowałem cię jak dziecko.- Poruszył sugestywnie brwiami i nie czekał na odpowiedź. Złapał ją za ramię i pociągnął w kierunku windy.
- Ok, ale jak jeszcze raz będziesz ironizował, to kawa wyląduję na tej twojej pięknej fryzurce. – Pogroziła mu palcem, ale szeroko się uśmiechała. Nie był taki zły i zyskiwał przy bliższym poznaniu. Poza tym Lisa już dawno, kiedy śledziła losy swojego ojca przez portale plotkarskie w Internecie, stwierdziła, że to właśnie Georg Listing wygląda na najsympatyczniejszego członka zespołu. Widząc jego sposób bycia na zdjęciach czy filmikach miała wrażenie, że mogliby się dogadać.
- A wiesz, co twój ojciec zrobił, będąc w tej kawiarni pierwszy raz w życiu? – Zapytał, kiedy już weszli do windy, a drzwi zaczęły się zamykać. – Tylko przyrzeknij, że nie powiesz mu, skąd o tym wiesz! …

^^  ^^  ^^  ^^

Czarno-czerwone stoliki idealnie grały z napisami w tych samych kolorach na białych ścianach. Kawiarnia była nowoczesna, proste linie, ostre kąty i intensywne kolory może nie sprawiały wrażenia przytulności, ale nadawały miejscu ciekawy charakter. Tu pobudzała nie tylko kawa, ani sam jej aromat unoszący się w powietrzu i kuszący potencjalnych klientów, ale już wystrój, w który idealnie wpisywali się różnoracy artyści, czyli główni bywalcy tegoż miejsca. Zawsze przed, czy po wizycie w studiu zaglądali tu na chwilę relaksu, tym samym nadając jej elitarny charakter i dobrą renomę.
Przy jednym z większych stolików, na czarnych skórzanych kanapach siedziała para. Blondynka, która z uśmiechem wpatrywała się w swojego rozmówce, wyraźnie zainteresowana, a może nawet zafascynowana tym, co do niej mówił i on, charyzmatyczny, szeroko uśmiechnięty brunet, z zapałem opowiadający jej najwyraźniej szalenie ciekawą i zabawną historię.
Bill Kaulitz od razu ich zobaczył. Szybko ruszył w ich kierunku, o dziwo nie zwracając na siebie ich uwagi.
        Próbujesz przekabacić mi córkę? Przypominam, że masz narzeczoną, Listing! - Wtrącił się w wypowiedź swojego przyjaciela i bezpardonowo przysiadł się do nich, zajmując miejsce koło Lisy.
        A może my sobie pójdziemy, Bill? Nie będziemy im przeszkadzać. - Dodał żartobliwie jego bliźniak, który również rozsiadł się przy stoliku.
        Tak, a potem Madlen zakopie mnie żywcem, że pozwoliłem temu starcowi dorwać się do naszego bezbronnego maleństwa. - Dłonią pogłaskał ją po głowie mierzwiąc starannie ułożone włosy dziewczyny. Spojrzała na niego sceptycznie, na co on tylko szerzej się uśmiechnął. - Znów będę wujkiem!
        Bill, miałeś nie paplać o tym na prawo i lewo! - Zakrzyknął Tom. Bratu mógł powiedzieć od razu, ale to nie znaczy, że ma się tym dzielić z połową Niemiec.
        Przecież to najbliższa rodzina. Georg jest jak brat, a Lisa ma prawo wiedzieć, że niedługo urodzi jej się kolejna kuzynka! - Georg nie mógł wyjść z szoku, że jego przyjaciel znów będzie miał dziecko. Milczał jak zaklęty z szeroko otwartymi oczami. Lisa natomiast cieszyła się nową wiadomością, ale nie bardzo umiała zareagować, tym bardziej, że wcale nie łatwo było wtrącić się w rozmowę bliźniaków.
Za każdym razem poznawała Billa z innej strony. W otoczeniu zespołu był bardzo rozluźniony. Mógłby robić za jej przyjaciela, nie ojca. Wydawał się bliski jej rówieśnikom, a nie ich rodzicom. Naprawdę jej to odpowiadało, ale nie umiała czuć się z tym do końca swobodnie. To było zaprzeczenie wszelkich jej założeń dotyczących rodziny.
        Dobra, było miło, ale my musimy lecieć. - Rzucił w końcu Bill, kiedy wszyscy zdążyli pogratulować Tomowi i tradycyjnie sobie podocinać. Zachowywali się jak banda licealistów, a nie jak dojrzali biznesmeni po trzydziestce.
        Lisa, miałem ci podać kilka tytułów. Daj mi swój numer, potem prześlę ci je SMS`em. - Zatrzymał ich Georg.
        Jasne. Przez tą dwójkę prawie o tym zapomniałam. - Dziewczyna szybko podyktowała numer brunetowi, pożegnała się z nim oraz z Tomem i wraz z Billem ruszyła do samochodu.
Dopiero kiedy spojrzała na zegar w samochodzie zdała sobie sprawę, że czekała na Billa ponad godzinę. Zleciało jej to niesamowicie szybko.
        I jak było? - Zapytał Bill, wyjeżdżając z parkingu. Dziewczyna posłała mu niezrozumiałe spojrzenie. - No przecież nie pytam o Geo. - Zaśmiał się. - Jak ci się podobało studio i ogólnie, całe to miejsce? Kiedyś tu nagrywaliśmy, teraz załatwiamy tylko niektóre sprawy dotyczące umów, ale lubię tu przyjeżdżać. To chyba po prostu sentyment.
        Całkiem miło. I ta kawiarnia... Fajna. - Odparła lakonicznie.
Owszem, podobało jej się, ale ze zdziwieniem stwierdziła, że najciekawszym punktem pobytu tutaj była godzinna rozmowa z Georgiem. To był naprawdę sympatyczny facet. Zgrali się pod wieloma względami, nawet ich gusta muzyczne i filmowe pokrywały się prawie w stu procentach.
Oparła się o siedzenie i przymknęła oczy. Próbowała ukryć uśmiech i dziwną, prawie że dziecinną radość, kiedy przed oczami zobaczyła uśmiechniętego, dorosłego faceta, którego jeszcze dwie godziny temu darzyła szczerą niechęcią. A on ją zaczarował...
Chciała powstrzymać swoją reakcję na ten widok, ale nie umiała. Wstydziła się tego i w pewien sposób bała. Bo czy siedemnastolatce wypada zakochiwać się w dorosłym mężczyźnie...?

^^  ^^  ^^  ^^

Para siedziała przed jasnym biurkiem, kurczowo trzymając się za ręce. Kobieta czuła się trochę jak przed wizytą u dentysty za czasów podstawówki i nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego spięcia. Bała się i co gorsza zauważyła, że jej strach udzielał się również jej mężowi.
- Państwo Kaulitz! Witam. Miło znów państwa widzieć. – Rudowłosa kobieta weszła do pomieszczenia bocznymi drzwiami i od razu usiadła za biurkiem. Szybko wyszukała potrzebną kartę, by następnie spojrzeć spokojnie na milczącą parę. – Skoro widzę państwa razem to domyślam się, że teraz będziemy widywać się częściej?
- Na to wychodzi. – Odparł Tom trochę się uspokajając. Korzystali z usług tej przychodni od dawna, lekarze dobrze ich znali i nigdy nie było żadnych problemów. Podczas każdej ciąży Camilli doktor Walch dbała o nią naprawdę dobrze i nawet mimo komplikacji mogli czuć się w miarę bezpiecznie. Teraz, będąc tutaj, oboje mogli poczuć się lepiej. Z głowy Toma zniknęły nawet obawy, że i to dziecko może być zagrożone.
- Robiłam test i wychodzi pozytywny, pojawiły się też objawy… To właściwie formalność. – Camilla starała się ukryć rezygnację, która i tak wręcz z niej emanowała. – Chcemy upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- Rozumiem, że macie państwo obawy, ale tłumaczyłam, że historia ostatniej ciąży nie musi się powtarzać. To była kwestia wielu czynników, ale i tak najważniejsze, że Olivia jest cała i zdrowa. – Ta kobieta była oazą spokoju. Była bardzo sympatyczna i mimo, że nie spotykali się w sprawach innych niż zawodowe, to mogli śmiało nazwać ją przyjacielem rodziny. – Nie ma na co czekać, zapraszam na USG.
Czarnowłosa rzuciła swojemu mężowi znaczące spojrzenie, na co ten posłusznie ruszył za nią w stronę kozetki. Ta część gabinetu była odgrodzona parawanem i zwykle partnerzy zostawali przy biurku, o ile w ogóle wchodzili razem z kobietą na wizytę. Camilla jednak chciała mieć Toma przy sobie, tym bardziej że zwykle był on bardzo zaangażowany i razem z nią cieszył się każdym nowym zdjęciem ich rosnącego malucha, albo dźwiękiem bijącego serca.
- No tak, zdecydowanie jest pani w ciąży, pani Camillo. Rośnie nam tu duży brzdąc. – Po kilku minutach rudowłosa wpatrywała się w ekran z kilkoma czarnymi i szarymi plamami. Poprzednie ciąże sprawiły, że również małżeństwo dostrzegało w nich coś więcej i doktor Walch nie musiała im nic tłumaczyć. – Na razie niewiele mogę powiedzieć. Oczywiście z ankiety i tego, co widzę mogę określić przewidywany termin porodu i datę poczęcia. Płeć oczywiście na razie pozostaje tajemnicą, musicie się państwo uzbroić w cierpliwość i zastanowić, czy ma to być niespodzianka, czy wolą państwo wszystko wcześniej wiedzieć. Proszę. – Wystawiła w kierunku Camilli opakowanie chusteczek, i sama wyłączyła sprzęt. – Dobrze, może zróbmy tak: tradycyjnie wydrukuję zdjęcia i w międzyczasie określę który to tydzień, a potem poprosimy męża o wyjście i wykonam jeszcze kilka badań.
Oboje przytaknęli, na co kobieta odpowiedziała uśmiechem i ruszyła z powrotem do swojego biurka.
- Nie lubię tej ohydnej, zimnej mazi. – Wyszeptała Camilla z grymasem na warzy, wciąż siedząc na kozetce i wycierając brzuch. Tom tylko radośnie się uśmiechnął i pochylił się, by ją pocałować. Cieszył się na myśl o dziecku. Nie musiał martwić się o pieniądze, o miejsce, czy warunki panujące w domu. Jeśli wszystko będzie w porządku, a przecież musi być, to nie mają żadnych zmartwień i mogą po prostu cieszyć się tym, jak rodzi się nowe życie. Owoc ich miłości. – No chodź już stąd.
Podeszli razem do kobiety, która najwyraźniej już na nich czekała.
- Wychodzi na to, że to maleństwo pojawi się na świecie na przełomie maja i czerwca, czyli jesteśmy już na początku ósmego tygodnia. – Orzekła.
- Czyli… - Zaczął Tom, na moment marszcząc brwi. – Czyli poczęcie było… to znaczy, miało miejsce na początku września?
- Tak, właściwie to nawet mógł być koniec sierpnia, trudno określić to dokładniej. Państwo wiedzą to przecież lepiej ode mnie. – Mężczyzna już nie słuchał lekarki. Założył ręce na piersi i spojrzał wyzywająco na swoją żonę, która nie wyglądała na zadowoloną. – Dobrze, to teraz proszę, tu mam wydruk USG dla pana, a panią zapraszam jeszcze raz za parawan. Musimy jeszcze pobrać krew do badan i sprawdzić dokładnie, czy mały Kaulitz ma się dobrze. 



Wiem, że zdarza mi się zniknąć na całkiem długo i bez większych powodów, a regularność jest dość istotna, jeśli chcę mieć czytelników, ale to jednak przykre, kiedy widzę kilka kliknięć "lubię to", nie mówiąc o ilości wejść na bloga, a komentarze są dwa. Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna, ale niestety nie ostrzegam z Waszej strony odzewu i przez to nie wiem, czy to idzie w dobrym kierunku, czy po prostu przynudzam i powinnam już dawno zakończyć tą historię. Właściwie tylko raz dostałam komentarz z konstruktywną krytyką, który naprawdę dał mi wiele do myślenia i mam nadzieję, że widać tego skutki.
Teraz znikam, bo przez jakiś czas nie będę mieć dostępu do Internetu. Swoją drogą to okropna ironia losu, bo właśnie w tym momencie, kiedy chce mi się pisać, nie będę mogła Wam tego pokazać. Mam nadzieję, że szybko rozwiążę ten problem i w nowym mieszkaniu pojawi się Internet ( albo chociaż któryś sąsiad nie będzie miał hasła do wi-fi! ), a przy okazji jeszcze duuuużo nowej weny i ochoty na pisanie. 
Pozdrawiam i liczę na Wasze opinie :) 

czwartek, 18 września 2014

Dwudziesty dziewiąty




Jasne promienie słońca dostały się do salonu, gdy dziewczyna kilkoma sprawnymi ruchami zsunęła zasłony z okien. Było już po jedenastej, a w domu panowała zupełna cisza. To nie było naturalne, Bill wstawał najpóźniej koło 9 i często siedział w swoim gabinecie lub na siłowni, ale dziś nigdzie go nie widziała, ani nawet nie słyszała. Bardziej zaskakująca była jednak Madlen. Spała w najlepsze, zupełnie ignorując padające na jej zaspaną twarz słońce. Lisa, widząc ją, zasłoniła okna ciężkimi, brązowymi kotarami i po cichu zeszła na dół.
Była głodna i zamierzała zrobić sobie dobre śniadanie, a potem cieszyć się chwilowym spokojem i samotnością. Wczoraj wróciła dość późno. Była na udanych zakupach i średnio udanej komedii romantycznej. Próbowała wyrzucić z głowy myśli na temat swoich przyjaciół, ale nie mogła. Pokłócili się i teraz czuła się winna. Bała się powrotu do domu, bo nie wiedziała, czego może oczekiwać. Może uda się ich przeprosić. Jeśli nie, będzie tam zupełnie sama. Perspektywa powrotu do domu stawała się jeszcze bardziej uporczywa. A znowu, czy przeprosiny i próba poprawy ich stosunków ze względu na strach przed samotnością, nie są chyba najlepszym wyjściem? Nadmiar myśli błądził po jej głowie i sprawiał, że zbyt często łapała się na momentach zupełnego zawieszenia – gapiła się w przestrzeń, nie ruszając się nawet na milimetr i to w trakcie jakichś innych czynności, nie rzadko w dziwnej pozie, nie wspominając o głupawym wyrazie twarzy. To było niezdrowe dla jej psychiki i tym bardziej, jej reputacji.
Odsunęła od siebie niechciane myśli i skupiła się na przeszukiwaniu kuchennych szafek. Wiedziała, gdzie są ważniejsze rzeczy, ale i tak odnalezienie ich zajmowało jej chwilę. Wymyśliła sobie omlet na słodko, bo nie mogła oprzeć się bananom i jagodom, które leżały na stole i aż prosiły, żeby coś z nimi zrobić. Sięgnęła jajka, miskę, nawet trzepaczkę i wszystko, co potrzebne do smażenia, ale nie miała pojęcia, gdzie jej ojciec mógł trzymać cukier puder. I czy w ogóle go miał. Bill był przecież starym kawalerem, a oni… bywają dziwni i nie do końca radzą sobie w kuchennych sprawach. Rzeczy takie, jak cukier puder, mogą wychodzić poza obszar rzeczy koniecznych i bezpiecznych w użytku.
- Mam cię! – zawołała, kiedy w jednej z półek ujrzała pudełko z cukrem pudrem. Zabrała się za przygotowywanie, starając się nie robić bałaganu. W tym domu wszystko lśniło. Chwilami miała wrażenie, że przebywa w jakimś laboratorium czy muzeum. Nie wiedziała, czy Bill jest takim pedantem, czy w nocy ktoś przychodzi i robi porządek, bo od kiedy tu była tylko raz spotkała kobietę sprzątającą w korytarzu i nie była w stanie uwierzyć, że jedna taka wizyta w tygodniu daje takie oszałamiające efekty.
Dziewczyna otworzyła jedną z dolnych szafek, by wyrzucić skorupki od jajek i w ostatniej chwili przed jej ponownym zamknięciem, coś przykuło jej uwagę. Połyskujący, czarny kawałek folii z napisem, który rozwiewał wszelkie wątpliwości. Ktoś wczoraj uprawiał seks. Przeszło jej przez myśl pytanie, dlaczego opakowanie wyrzucili tutaj, a nie w łazience obok sypialni, ale nie zamierzała dłużej o tym myśleć. Wczoraj w domu byli tylko jej rodzice, a więc to musieli być oni.
Chwilę zajęło jej rozważanie, czy powinna czuć się zawstydzona i zażenowana, czy wręcz przeciwnie - zadowolona. Bill i Madlen byli młodsi od rodziców jej rówieśników, nie byli też razem, przez co dziewczyna poznała Billa jako znanego wokalistę, a z matką zdołała się zaprzyjaźnić. Wizja ich razem w łóżku nie była więc czymś, co miałoby ją odrzucać. Co więcej, wyrzuty sumienia że Sarah miała rację, iż tylko ona chce swatać swoich rodziców, a oni zupełnie o tym nie myślą, odeszły, jak ręką odjął. Ich naprawdę musiało do siebie ciągnąć, więc te śpiewki o jedynej prawdziwej miłości, która wszystko może przetrwać, nie są znowu taką zupełną bajką. Jeszcze mieli szansę na założenie normalnej rodziny i szczęśliwe życie.
- Robisz śniadanie? – Dźwięczny kobiecy głos na moment sparaliżował blondynkę. Zamknęła szafkę, próbując wyrzucić z głowy obraz zawartości kosza i przybrać neutralny wyraz twarzy. – Omlet? Daj, pomogę ci.
- Jasne. – Rzuciła dziewczyna podejrzanie entuzjastycznym głosem i oddała swojej matce władzę w kuchni. Czuła się dziwnie, wiedząc o swojej matce tak wiele. Były przyjaciółkami, ale ta sytuacja i tak wydawała jej się nieco zbyt absurdalna, nawet  jak na ich luźne relacje.
- Jak minął wieczór? – Zapytała Madlen, spoglądając na swoją córkę znad miski ze składnikami. Nastolatka w ostatniej chwili ugryzła się w język, powstrzymując się przed zapytaniem matki o jej wieczór. Co miała jej powiedzieć, skoro z nich dwóch to jej rodzicielka miała więcej atrakcji?
- Normalnie. Film był średni, ale kupiłam sobie nowy lakier do paznokci i spódniczkę na przecenie… - Wzruszyła ramionami i rozejrzała się po kuchni. Zanim jej matka tu przyszła wszystko wydawało się łatwiejsze. Skrępowanie pojawiło się tu razem z nią…
- Musisz mi ją potem pokazać. – Z kobiety emanowało błogie odprężenie i najprawdziwsza radość. Ostatnio nie często jej się to zdarzało, więc dziewczyna obserwowała to z tym większym zaskoczeniem, oczywiście tylko wtedy, kiedy była pewna, że ich spojrzenia się nie spotkają. To byłoby zbyt ryzykowne. – Świetnie mi się dzisiaj spało. Chyba w końcu zeszło ze mnie to całe ciśnienie. Ten proces, sąd, ci wszyscy ludzie… W końcu mamy to za sobą.
- Tak… Właśnie. – Lisa uśmiechnęła się szeroko, kiedy niczego nie świadoma kobieta zabrała się za smażenie. – Teraz będzie już tylko lepiej.
Miała w głowie jeden wielki mętlik. Może i wiedziała o swojej matce zbyt wiele, ale z drugiej strony, nareszcie miała pewność, że i ona ma szanse na życie w normalnej rodzinie, a Madlen w końcu będzie mogła być po prostu szczęśliwa.

^^  ^^  ^^  ^^

Przez uchylone drzwi pokoju mężczyzna obserwował bawiące się dzieci. Dwie małe siostry siedziały na podłodze swojego królestwa i na swój sposób całkiem nieźle się dogadywały. Odszedł, widząc, że niewiele ma tu do powiedzenia. Doszedł do wniosku, że miło patrzy mu się na takie zgodne rodzeństwo. Sam nigdy nie miał problemów ze swoim bratem i bardzo chciał, żeby między jego potomstwem też panowały takie relacje.
Zajrzał jeszcze do syna, który skrupulatnie odrabiał pracę domową. Przed chwilą pomagał mu w niemieckim i w duchu cały czas nie mógł opanować dziwnego rozbawienia pomieszanego z dumą, albo czymś na jej kształt. On też tak podchodził do szkoły. Lubił praktycznie wszystko - niemiecki, matematykę czy inne przedmioty ścisłe, ale tylko w momencie, kiedy je rozumiał. Jeśli musiał, to cierpliwie siedział i robił zadania, aż się czegoś nauczył, ale w środku niesamowicie się pieklił. Szkoła próbowała mu coś narzucać, a on tego nie znosił. Nie wiedział, czy powinien się cieszyć, że z Nicka też rośnie taki buntownik.
Tom zszedł po schodach na parter i usiadł na sofie w salonie. Spoglądał na zegarek, oczekując powrotu żony. Skończyła pracę jakiś kwadrans temu, a on już wpadał w panikę. Nie wiedział, gdzie poszła po pracy, jak się czuje, co myśli i co planuje. Nad niczym nie miał kontroli. Przeszła mu cała złość i bojowy nastrój, teraz chciał po prostu mieć ją przy sobie i niczego już od niej nie wymagać, nic nie tłumaczyć, ani tym bardziej o nic się nie kłócić. Przez kilka godzin zdołał dojść do wniosku, że tylko czas może tu jakkolwiek pomóc. Wierzył w swoją żonę i w to, że ta dziwna sytuacja z rana była wynikiem nagromadzenia zbyt wielu emocji.
Automatycznie wstał, kiedy usłyszał samochód przed domem. Wyszedł do korytarza i postanowił tam poczekać na Camillę. Wszystko w nim odżyło, a cały spokój, jaki w sobie miał, uleciał gdzieś w niebyt.
Zaraz po przekroczeniu progu kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu, swój wzrok zahaczając na moment na swoim mężu. Wyraz jej twarzy nie mówił nic dobrego. Bez słowa zdjęła szpilki i ruszyła w stronę schodów.
Tom był jak skamieniały. Chciał jej powiedzieć tak wiele, a nie zrobił zupełnie nic. Kiedy już zniknęła z zasięgu jego wzroku, a on nadal stał w bezruchu, jedyne co przyszło mu do głowy to ruszyć do kuchni po szklankę zimnej wody, by nieco się otrzeźwić. To nie była ich pierwsza kłótnia, ale nigdy wcześniej tak bardzo nie obawiał się jej skutków. Nie chciał stracić ani żony, ani ich dziecka.
Nie potrzebował zbyt wiele, by na nowo stanąć na nogi. Teraz już wiedział, że jego spokój i determinacja są tylko fikcją i kiedy znów stanie z Camillą oko w oko, oboje będą zachowywać się, jakby cały ich związek był jedną wielką farsą. I gdzie teraz jest ta ich dojrzałość, stateczność i miłość?
Wszedł do sypialni i zdziwił się, kiedy nikogo w niej nie zastał. Jedynymi oznakami jej obecności była otwarta szafa, ubrania rozrzucone na łóżku i szum wody dochodzący z ich łazienki. Nie minęła minuta, a Camilla wyłoniła się zza drzwi po lewej i stanęła naprzeciw swojego męża.
Nie wyglądała najlepiej. Przebrała się w jakieś typowo domowe rzeczy, a włosy związała w niedbały kok. Miała zaczerwienione oczy, albo tego, że przed chwilą zmywała makijaż, albo od płaczu. Była zmęczona i nawet nie próbowała tego ukrywać.
- Jutro o dziewiętnastej jestem umówiona do lekarza. – Rzuciła, próbując włożyć w to całą swoją energię. Oplotła się ramionami, jakby było jej zimno. – Na badania. – Dodała, widząc konsternację na twarzy swojego męża. Tom nie chciał myśleć o niej źle, ale myśl o aborcji sama przyszła mu do głowy.
- Mam iść z tobą? – Na to pytanie kobieta pokiwała twierdząco głową i pierwszy raz tego dnia spojrzała mężczyźnie w oczy.
- Przyszłam tu z zamiarem nie rozmawiania z tobą, ale chyba już doszłam do tego, jak absurdalny był ten pomysł. Nie mam siły się wściekać. Nie wiem, czy zrobiłeś to naumyślnie, czy to jakiś cud, ale potrzebuję czasu, żeby ułożyć to sobie w głowie i wiem, że bez ciebie to potrwa o wiele dłużej, niż gdybym miała ciebie obok… Więc… Nie wiem… Przepraszam, Tom. – Wydukała po chwili. Brzmiała wreszcie normalnie. Może była trochę zmęczona, zagubiona, chyba się trochę bała i targało nią wiele emocji, ale Tom wyraźnie słyszał, że jej głos był już normalny. Jego żona wróciła.
- Spokojnie, Camilla. – Mężczyzna podszedł i zgarnął ją w ramiona. Sam gubił się w tej sytuacji, ale nie mógł jej tego okazać. Zaufała mu, przełamała się i teraz musi dać jej to, czego oczekuję. – Jesteśmy w tym razem, wszystko będzie w porządku.
- Wiem, ale to wszystko, co mówiłam… - Odsunęła go minimalnie, by znów móc odnaleźć jego spojrzenie.
- Przestań, ja już nic nie pamiętam. – Przerwał jej Tom. – Teraz się uspokój i pójdziemy spać. A jutro wszystko będzie normalnie.


^^  ^^  ^^  ^^

Klamka uległa pod kobiecą dłonią, a drzwi po chwili ukazały wnętrze mieszkania. Zionęło pustką i ciemnością. Weszła do środka, zapaliła światło, zamknęła zamek na klucz i nie słyszała zupełnie nic. Widocznie nawet baterie w ściennym zegarze odmówiły posłuszeństwa i w tych zimnych, grubych murach była już naprawdę zupełnie sama. Nic nie zagłuszało myśli w jej głowie. Walizki zostawiła tuż przy wejściu, ściągnęła tylko płaszcz i niedbale rzuciła go na jedną z szafek. Przeszła dalej i przez chwilę zrobiło jej się nawet przyjemnie, kiedy stopy dotknęły białego, puchatego dywanu w salonie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z dziwnym zawodem dostrzegła, że wszystko leży tak, jak zostawiła to przed wyjazdem. Nawet kubek, z którego piła wodę chwilę przed wyjściem.
Wróciła do domu. I wcale jej to nie cieszyło.
Podeszła do telefonu, na którym mała lampka świeciła się intensywną czerwienią. Trzy nieodebrane połączenia od przyjaciółki. Więc może ktoś jednak na nią czeka? Spojrzała na godzinę. 21:54 – może jeszcze nie jest za późno. Podobno dzwonić do kogoś nie należy dopiero po godzinie 22, więc ma jeszcze chwilę czasu. Podniosła słuchawkę do ucha i niecierpliwie czekała na głos przyjaciółki w telefonie.
- Tak? – Zapytał przeciągle ktoś po drugiej stronie.
- Tu Kath, zastałam może Mię? – Zapytała pewnie, choć męski głos zbił ją z tropu. Nie znała go.
- Już wołam. – Odparł i rzeczywiście, po chwili usłyszała, jak podniesionym głosem woła jej przyjaciółkę, krótko tłumacząc, o co chodzi. Słyszała też jak po chwili ktoś wchodzi do pokoju i zabiera od mężczyzny telefon.
- Kath? Jesteś już w domu? – Zaczęła kobieta. – Miałaś wrócić sporo wcześniej.
- Wiem, wypadły mi dodatkowe sprawy… Dzwoniłaś do mnie kilka razy, coś się stało? – Blondynka uświadomiła sobie, że mimo iż miała przy sobie telefon komórkowy, to nikt prócz współpracowników nie dzwonił do niej podczas wyjazdu. Prócz jednego telefonu Billa. Jednego, przez cały ten czas tylko jednego.
Dziś znajdowała w swoim życiu o wiele więcej negatywów, niż zwykle.
- Nie, miałam pytanie, ale to już nieważne. – Rzuciła jej rozmówczyni, nie podtrzymując tematu. Wtedy ta rozmowa wydała się blondynce niewygodna. Po co dzwoniła późnym wieczorem, niepokojąc kobietę i może w czymś jej przeszkadzając? Żeby wymienić dwa nic nie znaczące zdania i się rozłączyć? Nie rozmawiały od tak dawna, że inaczej wyobrażała sobie tę rozmowę. – A co u ciebie? Jak wyjazd? – Dopytała po chwili krępującej ciszy.
- W porządku. Wyjazd jak wyjazd, nie miałam czasu nawet na porządne zakupy. – Obie zaśmiały się nieco zbyt wymuszenie. – A co się działo w tym czasie w Niemczech?
- Nic, zrobiło się nudno. No, może nie u mnie. – W tle usłyszała śmiech mężczyzny. – Pewnie bardziej interesuje cię ktoś inny i wiesz, ja o nim też nic nie wiem. Podobno wygrał sprawę w sądzie o zniesławienie, czy coś takiego, w sprawie z tą małolatą. No i teraz nikt o nim nie pisze. Choć słyszałam pogłoski, że kończą karierę, ale najpierw nagrają coś jeszcze. Jedna płyta, jedna trasa, a potem emerytura.
- Mia, nie musisz mi tego opowiadać. – Wtrąciła.
- Jasne, jeszcze mi wmawiaj, że to za mną, a nie za nim, tęskniłaś będąc gdzieś w Azji. – Nie wiedząc, co może odpowiedzieć, znowu milczała. Czuła się coraz mniej komfortowo, a przeciągłe westchnienie po drugiej stronie utwierdziło ją w przekonaniu, że lepiej byłoby, gdyby nie dzwoniła. – Katy, co się z tobą dzieje? Zachowujesz się jak jakaś zagubiona dziewczynka. W tym tygodniu nie bardzo mam czas, ale w przyszłym możemy iść na jakąś kawę, bo chyba potrzebujesz, żeby ktoś tobą mocno potrząsnął.
- Może… To już nie przeszkadzam. – Odparła niepocieszona. – Pa.
I znów zapadła cisza. Może jej przyjaciółka miała rację, że to nie z otoczeniem, a z nią samą dzieje się coś dziwnego. Straciła zapał do wszystkiego. Wizyta u matki obudziła wspomnienia i to jeszcze bardziej ją przybiło. Teraz nie wiedziała już, czego chciała i co miała robić dalej.
Wzrokiem wciąż napotykała słuchawkę telefonu. Chciała zadzwonić do Billa i się z nim umówić, tak jak zresztą wcześniej planowali. Tylko teraz to nie był dobry moment. Pomijając fakt, że było późno i wyszłaby na desperatkę, do tego bardzo niekulturalną desperatkę, to miała zbyt duży mętlik w głowie. Gdyby mogła, pewnie padłaby przed nim na kolana, by błagać o wybaczenie, zapominając czym jest godność. A przecież miała prawo być zazdrosna, tym bardziej, że on nic nie chciał jej mówić, toteż nie miała powodu go przepraszać, czy się przed nim poniżać.
Wzięła kilka głębokich oddechów i ruszyła do łazienki. Zdjęła z siebie nieświeże ubrania i przygotowała sobie gorącą kąpiel. Wystarczyło kilka minut w ciepłej wodzie, wśród wszechobecnego zapachu lawendy i od razu całe spięcie znikło.
Zadzwoni do niego jutro, porozmawiają, umówią się, a potem spotkają. A wtedy on do niej wróci i tym razem nie będzie już niedomówień. To jest mężczyzna, z którym chce spędzić swoje życie i chyba najwyższy czas, by oboje to zrozumieli. 



Trochę mnie tu nie było, bo coś chyba się wypaliło i ta historia idzie mi jak krew z nosa... Ale chciałabym ją dokończyć, więc kto wie, może dotrwam :)