poniedziałek, 27 stycznia 2014

Dwudziesty drugi




– Zachowaliście się, jak skończeni gówniarze! To, że skończyła się trasa i promocja płyty nie znaczy, że możecie robić, co wam się podoba! Bez was nic nie możemy ustalić, nic zrobić. Stoimy w miejscu! Do cholery, nie jesteście laikami! Zachowaliście się, jakbyście siedzieli w tym od 20 minut, a nie lat! Wytwórnia nie będzie za wami biegać, producentów nie macie na własność, a sponsorów nie przekonanie na ładne oczy! A ta cała menadżerka od siedmiu boleści też zachowała się, jakby ktoś przysłał ją tu do obsługi ksera, a nie współpracy z nami! Jeśli sądzi, że słodki uśmiech wystarczy, to uświadomcie ją, że nie! Jeśli będziecie utrudniać współpracę, to…
Siedząca przy stole rodzina wzdrygnęła się, gdy Tom nagle przerwał monolog jakiegoś wściekłego mężczyzny. Bliźniacy odeszli od stołu jakieś pięć minut temu, w momencie kiedy zadzwonił telefon Billa. Przeszli do sąsiedniego gabinetu i tam przełączyli rozmowę na tryb głośnomówiący. Ściana nie zdała jednak egzaminu, wszyscy słyszeli niemal każde słowo. Milczeli skoncentrowani, próbując znaleźć sposób na rozluźnienie atmosfery i rozpoczęcie jakiejś rozmowy. Niestety, jak na złość, wszyscy mieli pustkę w głowie.
–To co? To zerwiecie umowę?! Proszę bardzo. Wszyscy wiemy, że nasza ostatnia płyta sprzedała się chyba najlepiej w historii zespołu, a poprzednia wcale nie była gorsza. Wróciliśmy i przyjęto nas lepiej, niż ktokolwiek mógłby oczekiwać. Rzucę hasło, że szukamy wytwórni i uwierz, że nie będziemy musieli długo szukać chętnych. Ze sponsorami też nie będzie trudno. Nie jesteśmy laikami, jak słusznie zauważyłeś. - Po plecach Camilli przeszły nieprzyjemne dreszcze. Nie lubiła swojego męża w takim stanie.
–Panowie, ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Dobrze wiecie, że to spotkanie jest ważne, bez tego nie ruszymy. A im dłuższa przerwa, tym gorzej dla nas wszystkich. - Mężczyzna znacznie spuścił z tonu, jednak nadal wyczuwało się irytację.
–Owszem. Ale ty natomiast musisz zrozumieć, że w tym momencie, to rodzina jest dla nas ważniejsza. A jeśli twoi współpracownicy tego nie rozumieją, to możemy się pożegnać i poszukać kogoś bardziej wyrozumiałego. - Bill, jak zwykle podczas rozmów służbowych, przybierał maskę zimnego profesjonalisty. To również czasem przerażało Camillę. Zwykle miała do czynienia z jego sympatyczniejszą stroną. - Proszę skontaktować się z naszą menadżerką i ustalić z nią termin spotkania.
–Dobrze, już dobrze. Skontaktuję się z nią, ale proszę tym razem potraktować to spotkanie poważnie. – Złagodniał. Widocznie argumenty bliźniaków do niego przemówiły.
–Do widzenia. – Rzucił jeszcze Tom i nie czekając na odpowiedź, zakończył połączenie.
–Ważne spotkanie. – Prychnął pod nosem Bill. – Jak chcą, to sami wszystko ustalają, a teraz nagle potrzebują nas do pomocy.
–Powinniśmy się raczej zająć pracą w studiu, a nie tymi idiotycznymi zebraniami. – Rzucił Tom. Niewiele było mu potrzeba, by znów się uspokoić. Nie lubił takich rozmów, ale lata pracy w show biznesie sprawiły, że nauczył się odcinać od problemów z nim związanych. – I Bill, musimy wreszcie podjąć decyzję, czy ten album będzie ostatni. To akurat powinni wiedzieć.
Wymowne spojrzenie Billa było wystarczającą odpowiedzią. Dla całego zespołu był to trudny temat, który pojawiał się coraz częściej. Przed powrotem zespołu na muzyczny rynek, a jednocześnie po narodzinach małej Olivii, mężczyźni uznali, że powoli będą kończyć karierę. Wydadzą jeszcze dwa, może trzy albumy, popracują trochę intensywniej niż wcześniej, a potem zakończą działalność. W praktyce nie było to już tak proste. Wszyscy przywiązali się do zespołu, a koncerty i nawet praca studyjna zwyczajnie ich uzależniła.
Kiedy weszli do jadalni od razu zauważyli skrępowanie na twarzach rodziny. Ponownie rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie. Wszystko słyszeli.
- Przepraszamy, że tak długo to trwało. – Rzucił Tom, siadając do stołu. Zajął miejsce między swoją żoną i Billem, naprzeciwko swojej matki i ojczyma. Dzieci już dawno odeszły od stołu.
- Ciągle praca i praca, pierwszy raz od dawna zastaliśmy was w domu. – Odezwała się starsza blondynka. Jej głos był łagodny i nieco przygaszony. Czasami zastanawiała się, czy decyzja o pozwoleniu swoim dzieciom na robienie kariery byłą słuszna. Właśnie w takich momentach zaczynała w to wątpić. Choć ogrom plusów takiego życia był wielki, to zdarzały się sytuacje, w których wszyscy żałowali obecnego stanu rzeczy. Ona, jako ich matka, niezależnie od wieku, czuła się za nich odpowiedzialna, a już na pewno za to, co działo się kilkanaście lat temu.
- Oh, nieprawda. – Bill uśmiechnął się do matki. – Jest w porządku, nie pracujemy tak dużo, jak dawniej. Kontrolujemy to. Poza tym, co to za praca. Robimy to, co lubimy.
- Nie wiem, czy dzieci Toma podzielają twoje zdanie. – Rzuciła bliźniakom wątpiące spojrzenie. – Ale dobrze, wystarczy. Stara matka musi czasem po marudzić.
- Nie marudzisz, mamo. Wiemy, że to troska. – Tom odwzajemnił uśmiech matki. Rozumiał ją, ale nie przepadał rozmawiać z nią o pracy. Już od dawna był to drażliwy temat.
- Pilnuję ich. Obydwoje są pod kontrolą i nie pozwolę, żeby przesiadywali za dużo w studiu. – Camilla dobrze dogadywała się ze swoją teściową. Simone należała do bardzo kontaktowych osób, mimo ciętego języka zwykle nie miała problemów z nowymi znajomościami, ale w przypadku Camilli to było coś innego. Naprawdę lubiły swoje towarzystwo. Miłość do jednego mężczyzny bardzo je do siebie zbliżyła.
- Oh tak, kochana, tobie wierzę. Ci dwaj zawsze coś kręcą. – Odparła kobieta. – Mam nadzieję, że nie narobiliśmy wam problemów tą wizytą?
- Nie, świetnie, że jesteście. Nie widzieliśmy się już kilka miesięcy. Planowaliśmy wybrać się do was na weekend.
- Dobry pomysł, ale poczekajcie jeszcze tydzień. Kończymy remont i na razie mamy za duży bałagan. – Do rozmowy włączył się Gordon. Mimo swojego wieku nadal miał duszę rockmana, co kiedyś uwiodło Simone i sprawiło, że bliźniacy szybko go polubili. Dziś był dla nich ojcem, a dla dzieci Toma – dziadkiem.
- To jakieś większe zmiany? – Zapytał Tom, popijając sok. W międzyczasie Simone zaczęła wypytywać Camillę o swoje wnuki.
- Nie, odnawiamy kilka pokoi, których nie ruszaliśmy od lat. Malowanie i inne tego typu drobiazgi. Plus łazienki, a z tym jest o wiele więcej pracy. – zaczął tłumaczyć mężczyzna. – Będziecie mogli zostawiać u nas dzieciaki w wakacje.
- Właśnie. – Wtrąciła Simone. – Bardzo rzadko nas odwiedzacie, tęsknię za tymi malcami.
- Zdecydowanie. Po waszej ostatniej wizycie, Camilla, w domu było stanowczo za cicho i za spokojnie. – Zaśmiał się Gordon.
- Swoją drogą, moja przyjaciółka ma już pięcioro wnucząt. To musi być wspaniała sprawa. Ja też doczekam się takiej gromadki? – Simone była zwykle bezpośrednia, ale tym razem wszystkich zaskoczyła. Camilla zakrztusiła się sokiem, a Tom zaśmiał się tylko pod nosem, wiedząc jakie zdanie ma na ten temat jego żona.
- Z tym może już nie do nas. – Odparła po chwili kobieta. – Bill, postarałbyś się, bo Tom już zamyka działalność.
- Ja mam czas. – Orzekł blondyn, posyłając bratowej zadziorne spojrzenie. – Poza tym, wszyscy dobrze wiemy, że nie przyjechaliście tutaj rozmawiać o wnukach. Choć właściwie, to tak, dokładnie o tym będziemy rozmawiać. Konkretnie o waszej wnuczce. Widzieliście artykuł?
Wszyscy zamilkli. Ten temat wcześniej, czy później musiał się pojawić.
- To ja może zbiorę talerze. Tom, pomóż mi. Zrobimy kawę. – Camilla i Tom zgrabnie się ulotnili. Bill powinien załatwić to sam.
- Wiesz, że zwykle nie czytamy takich gazet. Ale moja znajoma przyniosła mi ten numer i pokazała zdjęcia. – Wytłumaczyła się Simone. – Ja nie chcę cię oceniać, Bill, chcę tylko wiedzieć, czy kogoś poznałeś. Poza tym, ta dziewczyna wydaje się być znajoma.
- Ja na początku uspokajałem twoją mamę, ale te zdjęcia były dość szokujące. Nie mówiłeś nam o nikim, poza tym zrobiło się wokół tego niezłe zamieszanie.
- A jaki związek ma z tym moja wnuczka. Bill, czy ta dziewczyna jest w ciąży? – Zapytała przejęta. – Przecież ona wygląda na jakieś dwadzieścia lat.
- Nie, mamo. Nie jest w ciąży. – Westchnął głęboko, przygotowując się na długie tłumaczenie i setki pytań. – To Lisa Brown. Córka Madlen. Tej Madlen, z którą kiedyś byłem. Znalazła mnie.
I znów nastało milczenie. Nawet Gordon, który zwykle był wyluzowany, wyglądał na przejętego. Wszyscy dobrze pamiętali tą historię i sądzili, że to przeszłość, która nie ma prawa wrócić. Owszem, sądzili, że to co się stało było okropne i nie powinno mieć miejsca, skoro jednak nie mieli na nic wpływu, pogodzili się z tym.
- Co teraz? – Zapytała w końcu kobieta.
- Mamy poprawne relacje. Tamtej nocy byłem pijany i nie wiedziałem z kim mam do czynienia. To była prowokacja… To naprawdę długa historia. Rozmawiałem też z Mad. Postaramy się odnowić znajomość, na tyle, by Lisa mogła mieć ojca. To wspaniała dziewczyna.
- To przerażające… - Simone była przerażona. Wlepiła wzrok w stół i próbowała przypomnieć sobie Madlen. To była bardzo sympatyczna dziewczyna, świetnie dogadywała się z Billem. Rozmawiały może pięć razy w życiu, nie więcej. Pamiętała jak jej syn przeżył rozstanie z nią. I porzucenie jej dziecka. To był jeden z tych momentów, w których nienawidziła siebie za to, że pozwoliła im wejść do show-biznesu. – Ona musi czuć się okropnie. Ty pewnie też... Biedna dziewczyna.
- Mamo, nie jest tak źle. To mądra dziewczyna i rozumie, co się wtedy stało. Jest w tym samym wieku, w którym my byliśmy kiedy to wszystko się stało i naprawdę jest o wiele roztropniejsza od nas. Chyba mi wybaczyła. Wszystko jej wyjaśniłem. I Mad. Ona też już wszystko wie. – Zdziwił się, że poszło tak łatwo. Sądził, że jego matka nie przyjmie tego tak po prostu. – Może kiedyś się spotkacie. Jeśli oczywiście będziecie chcieli.
- Oczywiście. Lisa, tak? – Bill przytaknął. – Wydawała się znajoma, bo jest pewnie podobna do matki. – Na jego twarz wpłynął uśmiech. Była bardzo podobna do Mad, z wyglądu i z charakteru, ale oczy miała po nim. Oczy i temperament.
- Nigdy nie sądziłem, że tak to się potoczy. Myślałem, że to przeszłość. Teraz chyba cieszę się, że ona mnie jednak znalazła. Naprawdę szybko nawiązaliśmy kontakt i mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. To odpowiedni wiek na bycie ojcem.
- Dzieci im są starsze, tym sprawiają więcej problemów, coś o tym wiemy. – Zaśmiał się Gordon. – Zostałeś rzucony na głęboką wodę.
- Babciu! – Chłopiec podszedł do stołu, przyglądając się na zmianę Simone i Gordonowi. – Pójdziecie się z nami bawić?

^^  ^^  ^^  ^^

Starsza kobieta poprawiała swoje jasne, lekko pofalowane włosy, spoglądając w szybę jednej z kuchennych szafek. Jeden kosmyk wydostał się z pozornie niedbałego koka, co mimo iż nie psuło efektu, niemiłosiernie denerwowało kobietę. Nie tak to miało wyglądać.
Uroda w tym wieku była czymś bardzo wątpliwym. Kremy i zabiegi pielęgnacyjne już dawno uległy zmarszczkom i obwisłej skórze. Kobieta patrzyła na swoje usta i krzywiła się, próbując w głowie opisać swoją twarz. Nie lubiła starości, bała się jej i chciała od niej uciec. Pewnego dnia uznała jednak, że to nie ma sensu. Że zestarzeje się z godnością. Zrezygnowała z chirurgii plastycznej – zupełnie, z tej mniej i bardziej inwazyjnej. Zrozumiała, że niezależnie od tego, jak będzie wyglądało jej lustrzane odbicie, nikt nie cofnie dnia, w którym przekroczyła magiczną liczbę sześćdziesięciu lat, a jej wnuki nie przestaną mówić do niej „babciu”.
- Wyglądasz kwitnąco, Camilla. – rzuciła nagle, odwracając się od swojego prowizorycznego lustra. Zmierzyła ciemnowłosą kobietę wzrokiem. Właśnie sięgała po mleko z lodówki. Po raz kolejny dzisiejszego dnia robiła kawę swoim gościom.
- Oh… Dziękuję, ale to chyba przesada, mamo. – Camilla uśmiechnęła się do niej, a potem wróciła do nalewania mleka do kawy. Przez te lata nauczyła się zwyczajów tej rodziny. Niemal wszyscy, bo tylko prócz jej i Gordona, pili identyczną kawę. Czarna i dwie łyżki cukru. Ona nie wyobrażała sobie kawy bez mleka, gdyby miała pić czarną, zupełnie zrezygnowałaby z kolejnej, dziennej porcji kofeiny.
- Nieprawda! Kiedy odwiedziłaś nas w zeszłym miesiącu wygalałaś zupełnie inaczej, byłaś zmęczona. A teraz? Teraz naprawdę kwitniesz!
- Cóż, wrócił Tom, trochę mnie odciążył, zaczęła się szkoła, przedszkole… Poza tym w naszym życiu szykują się małe zmiany. – Rzuciła tajemniczo. Posłała swojej teściowej wesoły uśmiech, a jej oczy niemal błyszczały. Z daleka dało się zauważyć, że koniecznie chce się z nią czymś podzielić.
- Czyżbyście znowu…?- Zaczęła, z widoczną nadzieją. Rzuciła znaczące spojrzenie na brzuch Camilli.
- Nie, mamo, absolutnie nie! – Zaprzeczyła, chyba nader gwałtownie. – Idziesz w zupełnie przeciwnym kierunku.
- Spokojnie, kochana. – Simone zaśmiała się, obserwując przerażony wzrok kobiety. Camilla i Tom nie mówili wszystkiego swoim rodzicom. Prócz Billa i Ann - siostry Camilli, nikt nie wiedział o jej depresji. Zdecydowali, że informacja o zagrożonej ciąży i powikłaniach przy porodzie wszystkim wystarczyła. Poradzili sobie i postanowili nie dzielić się tym z resztą świata. – Więc co się dzieje?
- Postanowiłam wrócić do pracy. – rzekła, a entuzjazm samoistnie powrócił. – Wiem, że miałam długą przerwę, ale zdecydowałam, że to odpowiedni moment. Byłam na rozmowach kwalifikacyjnych w dwóch biurach projektowych w Hamburgu i wydaje mi się, że z obu mogę być zadowolona.
- A jeśli zaproponują ci pracę w każdym z tych biur? – Zapytała kobieta. Była zdziwiona tą informacją, nie sądziła, że Camilla będzie chciała jeszcze wracać do pracy. Po tylu latach wychowywania dzieci… Była naprawdę odważna decydując się na taki krok.
- Byłabym wniebowzięta! – Rzuciła bez wahania. – Oczywiście wiem, które bym wybrała, bo na pewno nie mogłabym pracować w dwóch, ale wolę nie gdybać. Wątpię, żeby po takiej przerwie, firmy były mną tak zainteresowane, żeby się o mnie bić. Choć, jak wszędzie, nazwisko robi swoje.
- No tak, znam to. Również tego nie lubię. – Kobieta napiła się kawy. Rozmowa pochłonęła je na tyle, że zupełnie zapomniały o mężczyznach czekających na nie w salonie. – Ale nie możesz z obawy o inne traktowanie marnować szans na zatrudnienie. Wiesz, projekt domu Billa był naprawdę udany.
- Owszem, ale nie chcę, żeby liczyli na to, że nagle, z mojego powodu, do ich biura zgłosi się tłum bogatych celebrytów, bo bardzo się zawiodą. – Kobieta zamyśliła się na chwilę, ale potem znów się uśmiechnęła. – Cóż, tak czy inaczej, z tego projektu jestem wyjątkowo zadowolona, więc się nim pochwaliłam. Ale bez nazwisk, po prostu pokazywałam rysunki z gotowymi projektami, zdjęcia… Byli zadowoleni, ale wiadomo, jest wielu dobrych architektów w tym mieście.
- O czym rozmawiacie? – Do kuchni wpadł Tom, mierząc kobiety uważnym wzrokiem. – Postanowiłem przyjść, bo inaczej nie doczekamy się tej kawy do jutra.
- A od kiedy ty jesteś takim szowinistą, mój drogi? – Zapytała z przekąsem kobieta. – Mężczyźni również mają nogi i ręce, mogą sami robić sobie kawę, a kobiety nie muszą im usługiwać.
- Ale ja chciałem zrobić to sam, mamo! – Uniósł ręce w poddańczym geście. – Uparłyście się, że pójdziecie same i proszę, tak to się właśnie kończy.
- Rozmawiamy o pracy Camilli. – Tom spojrzał na swoją radosną żonę. Zawsze była rozpromieniona, kiedy o tym myślała i jej szczęście naprawdę go cieszyło, ale nie był do końca pewien tej decyzji. Olivia była mała, Camilla nie pracowała od wielu lat. Taka zmiana to totalna rewolucja w ich życiu.
- No tak, musiała się pochwalić. Jest tym zachwycona. – Podszedł do niej i objął ją w pasie. Spojrzał w jej zielone oczy, a potem ucałował w skroń. Zawsze tak robili i wszyscy ich znajomi sądzili, że to bardzo słodkie. Dla nich było to naturalne, nie okazywali sobie przesadnych czułości w obecności innych ludzi, ale taki miły gest był ich zdaniem zupełnie normalny.
- Tom nie do końca podziela moje zdanie, ale mimo to dzielnie mnie wspiera. – Wtrąciła się Camilla. Ciężkie westchnienie Toma było idealnym komentarzem.
- To ja w takim razie zaniosę te kawy. – Blondynka posłała parze radosny uśmiech, po czym zabrała tacę z filiżankami i wyszła z pomieszczenia.
Przez chwilę milczeli, ale oboje czuli pytanie wiszące w powietrzu. Na twarzy Toma rysowała się niepewność. W końcu jednak złapał swoją żonę za biodra, odwrócił się do niej przodem i delikatnie przesunął ją do tyłu tak, że oparła się o jedną z szafek.
- Jesteś tego pewna? – Camilla przewróciła oczami i zanim jeszcze zdążyła odpowiedzieć, Tom kontynuował – Po prostu, skoro już o tym mówisz, to musisz chyba być pewna, a jeszcze wczoraj mówiłaś, że na razie tylko próbujesz. Bo potem może być ci przykro, że coś nie wyszło, albo że się wycofałaś, a inni pytają... Rozumiesz?
- Tom… - Oplotła jego kark dłońmi. Widziała w jego oczach troskę i bardzo ją to rozczulało. Musiała jednak walczyć o swoje, chciała wrócić do pracy i nie mogła pozwolić sobie na wzbudzenie jakichkolwiek wątpliwości. – Chcę spróbować. Jeśli się zawiodę, to kupisz mi wino i lody czekoladowe, wybierzesz łzawy film i będziesz przytulać mnie tak długo, aż poczuję się dobrze. – Tom mimowolnie się uśmiechnął. Ona tymczasem podniosła się na palcach i szepnęła wprost do jego ucha. – A potem będziemy uprawiać seks. Na pocieszenie.
Pocałowała go krótko w usta i cofnęła się, ponownie opierając się o kuchenny blat. Jej oczy się śmiały. Znowu.
Tom od dawna nie widział jej tak radosnej. Nawet wizyta w SPA nie wywołała u niej takiej radości. Wiedział, że się nie podda i pójdzie do pracy. Był z niej dumny, a jednocześnie ciągle bał się zmian, które miały nadejść razem z jej karierą zawodową.
- Trochę boję się o Olivkę. – Rzucił, studząc jej entuzjazm. – To nie tak, że próbuje grać na twoich matczynych emocjach, ale po prostu nie wiem, czy to zda egzamin.
- Zda. Ja musiałabym być w pracy trzy dni w tygodniu, przez dwa mogę pracować w domu, poza tym mogę podrzucać dzieci siostrze i mamy zaufaną opiekunkę. A przy okazji, Tom, masz nienormowany czas pracy. Wszystko przemyślałam.
- Dobrze. Niezależnie od tego, jak to się ułoży, pamiętaj, że cię w tym wspieram. Zawsze. Dobrze?
- Dobrze, mój ty wyrozumiały mężczyzno. – Zielonooka zaśmiała się pod nosem, obserwując powątpiewanie na twarzy męża. – I tak wiem, że boisz się zostać znowu sam z dziećmi. Mam rację? – Oburzył się, ale nie odezwał. Nie chciał kłamać, ani tym bardziej przyznawać się do tego, że przeraża go myśl o długotrwałej, samotnej opiece nad dziećmi.
- To brzmi, jakbym był wyrodnym ojcem. – Odparł w końcu. Spoważniał, mimo że rozmowa nadal była bardzo luźna. Wiedział, że Camilla o nic go nie oskarża. – Po prostu dużo wyjeżdżałem i teraz spędzenie z dziećmi sam na sam, kilku dni pod rząd jest… wyczerpujące. Poza tym wiesz, że na więcej im pozwalam, bo szkoda mi każdej chwili, podczas której nie jestem z wami i potem, kiedy już się pojawię, próbuję im to wynagrodzić, i czasem, no cóż, słabo na tym wychodzę.
- Skarbie, nie zostawię cię samego. – Kobieta przytuliła się do męża, próbując okazać mu swoje wsparcie. W rzeczywistości jego przemówienie wydawało jej zwyczajnie zabawne. Uważała, że jest świetnym ojcem, poświęcał dzieciom dużo czasu, mimo swojego napiętego grafiku. – A teraz powinniśmy chyba wrócić do salonu, twoi rodzice niedługo jadą i wypadałoby jeszcze z nimi pobyć.



Chciałam napisać Wam coś ciekawego. Ale mi nie wyszło. Cóż, poniedziałki. 
Dziękuję za komentarze, wszystkie, dobrze wiedzieć, że jesteście :) 
No... To życzcie mi udanej studniówki, o xD
Pozdrawiam :)

środa, 15 stycznia 2014

Dwudziesty pierwszy



Czasem dźwięki lub zapachy powoli i stopniowo budzą nas ze snu, dając tym samym czas na powolne wyjście z nieprzyjemnego otępienia. Bywa jednak również tak, że realny świat nagle brutalnie wyrywa nas z krainy Morfeusza, mamy wrażenie że hałas wywierca nam dziurę w czaszce, a światło jest niczym sztylet, wbijający się w nasze zaspane oczy.
Bill Kaulitz leżał w swoim ogromnym łóżku, w pokoju, który był doskonały pod niemal każdym względem. Zapraszał do siebie i sprawiał, że każdy mógł poczuć się tu odprężony. Dziś jednak cały ten obraz psuł dźwięk telefonu, który zdaniem blondyna był niemiłosiernie okrutny. Próbował zakryć głowę poduszką i udawać, że nic nie słyszy. Na marne.
Piosenka z każdą sekundą stawała się bardziej napastliwa, a wibracje wydawały się tak intensywne, że drżało całe łóżko.
Walczył, ale przegrał. Z mordem w oczach podniósł głowę, by zlokalizować to złośliwe urządzenie, a potem pochwycić je w swoje długie, szczupłe palce. Nie spojrzał na wyświetlacz. Nieważne kto dzwonił. Był wściekły i nie miał zamiaru tego ukrywać. Nie dziś.
–Słucham? - Zapytał szorstko. W głowie ułożył sobie wiązankę, którą mógłby obdarzyć współpracownika, albo najlepiej własnego brata. Czekał tylko na potwierdzenie domysłów, że to właśnie któryś z nich.
–Witaj, Bill. - Kobiecy głos zabrzmiał w telefonie nie mniej oschle, jak jego własny przed sekundą. Przetarł twarz dłonią i postanowił nieco zejść z tonu. Nie był przecież prostakiem. - Chciałam porozmawiać z tobą na temat Lisy. Ostatnia rozmowa była bardzo rzeczowa i szczerze mówiąc, liczyłam na to, że zobaczymy się w najbliższym czasie.
–Nie mogłem, cały czas pracuję. - Wtrącił, z nieukrywaną pretensją.
–Dobrze, rozumiem i wcale tego nie neguję. - Kobieta przerwała, słysząc głośne ziewnięcie. - Przeszkadzam?
–Nie. Obudziłaś mnie. - Wychrypiał. - Miałem koncert do późna. Kontynuuj.
–Jest siedemnasta. - Rzekła kobieta. Nie miała wyrzutów sumienia, albo skutecznie je ukrywała. Co obchodziła go godzina, skoro on chciał spać?
–Więc? - Ponaglił. Podniósł się do pozycji siedzącej i przymknął oczy.
–Korzystam z okazji, że Lisa wyszła do przyjaciółki. Ostatnio nie robi tego zbyt często. Właściwie od wydania tamtego brukowca. Dopiero od tygodnia chodzi do szkoły. - Każde słowo niemal cedziła przez zęby. Widać oboje mieli dziś wisielcze nastroje. - Jest źle. Bardzo źle. Tłumaczenia gazety, ani nawet twoje, nie wpłynęły na dzieciaki ze szkoły. W ich oczach Lisa jest... Sam wiesz. Chcę jej pomóc, ale nie umiem.
–Madlen, wiesz przecież, że to nie ja zrobiłem te zdjęcia, nie ja wystawiałem się na widok wszystkich, nie ja kazałem im je publikować. Pokazywanie się ze mną niesie ryzyko. Poza tym, zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by jak najmniej na tym ucierpiała. Sprawa w sądzie odbędzie się za dwa tygodnie. Przyjedziesz z nią?
–Oczywiście! Nie zostawię jej w takim momencie. - Rzuciła z pretensją. - Zresztą Bill, ja nie o tym mówię. Nie winię cię za samo ukazanie się zdjęć. Ale musimy sobie kilka rzeczy wyjaśnić. To, co na nich jest, nie pozostawia wątpliwości. Uważasz, że nie masz mi nic do powiedzenia? - Mężczyzna milczał. - Kleiłeś się do niej. Piliście alkohol. Co to wszystko ma znaczyć? Naprawdę nie zamierzałeś mi tego powiedzieć? Wszyscy złożyliście jakiś pieprzony pakt milczenia?! To jest moja córka, Bill! Ja o takich rzeczach powinnam wiedzieć pierwsza! Zachowałeś się jak gówniarz, próbując to zatuszować! – Milczał, bo wiedział, że kobieta ma rację. Dziwił się każdego wieczoru, że wbrew oczekiwaniom, wciąż nie zadzwoniła i nie zrobiła mu afery. To musiało w końcu nadejść. – Nie udawaj, że nagle zaniemówiłeś. Powiesz mi, co się tam stało?
–Nie powiedziała mi, kim jest, ani ile ma lat. Ewidentnie kusiła, flirtowała, a ja byłem po alkoholu i męczącym dniu. Podobała mi się, jest do ciebie podobna, a ja mam do takich kobiet słabość. Gdybym wiedział… Mad, ja nie jestem chory. Nie wiedziałem, że to moja córka.
–Poszliście do łóżka? – Jej głos się załamał. Bill tak owijał w bawełnę, że miała czas, by snuć kolejne tragiczne domysły.
–Mad, do cholery, nie poszliśmy! Ani ona, ani ja, nie byliśmy, aż tak pijani. – Krzyknął. – To była jej zemsta. Uświadomić mi, że jestem dupkiem. Poszliśmy do pokoju, niezła z niej aktorka, swoją drogą warto z nią porozmawiać o… No o seksie, Mad. Po prostu… Ale między nami do niczego nie doszło. W pewnym momencie wykrzyczała mi wszystko, a potem… Potem się rozpłakała. Resztę historii znasz, zająłem się nią i zadzwoniłem do ciebie. Miała ci wszystko powiedzieć, uznała, że to najlepsze wyjście.
–W rezultacie wcisnęliście mi jakąś bajeczkę, w której nie było ani słowa o całej tej imprezie! – weszła mu w słowo – Nie bez powodu dzieci chroni się przed czymś takim. Widzisz jakie to ma skutki.
–Nie rozmawiaj ze mną, jak moja matka. Nie jestem dzieckiem, mamy po tyle samo lat…
–Jestem jej matką, Bill. I nic nie jest istotne, kiedy dzieje jej się krzywda.
Nie odpowiedział. Miał w zanadrzu kilka niemiłych ripost, ale postanowił zaprzestać tej bezsensownej dyskusji.
-Mad, przepraszam. Nie wiedziałem, że to ona, ale i tak zawiodłem sam siebie. Może dlatego pozwoliłem jej samej to załatwić. Żeby nie musieć patrzeć ci w oczy, mówiąc o tej chorej sytuacji. – Zrobił pauzę i głośno westchnął. Po raz kolejny przetarł twarz dłonią i zlustrował pokój w poszukiwaniu paczki papierosów. Kiedy znalazł szybko odpalił jednego i zaciągnął się tytoniowym dymem. – Znów jestem w twoich oczach podłym dupkiem?
-Nie wiem… Ja się po prostu o nią martwię. Ona chyba potrzebuje teraz ciebie.
-Moim zdaniem potrzebuje zmiany otoczenia. Wiem, że nie popierasz opuszczania szkoły, ale przemyśl opcję przedłużenia jej jakiegoś weekendu, albo przerwy świątecznej. Masz na to sporo czasu, to tylko propozycja… Musi się wyluzować i zobaczyć, że cały świat nie żyje tymi zdjęciami. Właściwie to nikt o tym nie mówi, prócz tych zagorzałych i pamiętliwych gówniarzy z jej szkoły.
-Kiedy będziesz mógł się z nią zobaczyć?
-Przyjedźcie wcześniej na rozprawę, możecie też dłużej zostać. Zorganizuję wszystko tak, żeby mieć dla was czas. Chcecie tu spędzić tydzień, dwa… Dla mnie to bez różnicy. - Oboje byli spokojniejsi. Ich głosy się zniżyły, były przyjemniejsze, choć wciąż wyczuwało się miedzy nimi napięcie.
-Dobrze. Nie przeproszę cię za to wszystko… Myślę, że ci się należało. Mimo wszystko… - Mężczyzna cicho się zaśmiał. – Do zobaczenia.
-Pa, Mad.

^^  ^^  ^^  ^^

Autobus powoli sunął ciemnymi ulicami Monachium, kiedy za oknem lał deszcz. Pogoda w tym mieście rzadko bywała ładna, nikt więc nie był zdziwiony, że tutejsza jesień dawała się mieszkańcom we znaki.
Czarnowłosa dziewczyna przytulała do siebie drobniejszą blondynkę, która na pierwszy rzut oka wyglądała, jakby spała. Albo była pijana… Nikt się nad tym nie zastanawiał, ludzie ukradkiem spoglądali w ich stronę, ale nie wykazywali większego zainteresowania. Anonimowość jest jedną z zalet wielkiego miasta.
- Dziękuję. – Mruknęła zachrypniętym głosem dziewczyna, odsuwając się od swojej przyjaciółki. – Potrzebuję kogoś, bo sama powoli wariuję.
- Lisa, nie dziękuj. Od tego są przyjaciele. – Czarnowłosa odparła z wyrzutem, uderzając ją w ramię. Uśmiech rozjaśnił jej twarz, która wcześniej wyrażała niepokój. Martwiła się o przyjaciółkę. Miała świadomość, że nie mogła nic zrobić, była bezradna. Można było próbować wszystkiego, a Lisa i tak przeżywała w szkole piekło. – Czekałam, kiedy zadzwonisz. Wiedziałam, że musisz sama to przetrawić. Teraz będzie już tylko lepiej.
- Wiem. – Patrzyła w okno, tym stałym od tygodni, wypranym z emocji spojrzeniem.
Nie wiedziała, czy to już depresja. Nie zgodziła się na wizytę u psychologa, a szkolny pedagog nie bardzo jej pomógł. Ludzie chcieli wierzyć, że Bill jest jej sponsorem. A informacja, że jest jej ojcem, tylko podsycała kolejne plotki.
Cały świat podobno o tym zapomniał. Zajął się inną sensacją. Ale jej szkoła nie. Tu nie uczy się wiele osób, o których pisze się w gazetach. Właściwie, Lisa jest jedynym takim przypadkiem.
Może już dawno wszyscy uznali to za bujdę, ale co z tego, jeśli zawiść przysłaniała kilku osobom rozsądek. Chcieli oczernić ją tylko dlatego, że jej zdjęcia ukazały się w gazecie? Że zna jakąś gwiazdę? Nie potrafiła zrozumieć głupich komentarzy na korytarzu, tych okropnych spojrzeń i pogardy w oczach niektórych nauczycieli. Miała dość i marzyła tylko o tym, by wynieść się z tego miejsca, zmienić szkołę i zacząć od zera.
Z Billem.
- Gina organizuje domówkę w następny weekend. Jesteśmy zaproszone. – Rzuciła od niechcenia Sarah. Nie chciała być nachalna i wyciągać ją z domu siłą. To nie była żadna metoda. Przyjaciółka od razu odwróciła się w jej kierunku.
- Zaprosiła nas, czy raczej ciebie? – Spojrzała na nią spod uniesionych brwi.
- Powiedziała, że byłoby miło, gdybym przyszła i mogę zabrać ciebie i Nathana. – Rzuciła, nie patrząc na przyjaciółkę. – Nie wszyscy są przeciwko tobie. Większość nie wierzy w te bzdury, tylko ty nawet tego nie zauważasz. – Blondynka milczała. – Musisz zapomnieć i żyć dalej.
- W przyszłym miesiącu będzie sprawa w sądzie. – Zmieniła temat.
- I wtedy wszystko wróci do normy?
Lisa odpowiedziała długim westchnięciem. Nie chciała nic obiecywać. Nie wiedziała, czemu nie może przejść z tym do porządku dziennego. Nie chciała przyciągać niczyjej uwagi, nie lubiła robić zamieszania wokół własnej osoby.
Wszystko działo się bez jej zgody i bez jej udziału, wbrew niej samej. Czuła, że znowu straciła kontrolę i nie umiała zapanować już nawet nad samą sobą.

^^  ^^  ^^  ^^

Duży mahoniowy stół zajmował ponad połowę miejsca w prostokątnej sali. Trzy ściany były szare, jedna natomiast, cała przeszklona, dawała możliwość obserwacji niemal całego centrum Hamburga. Prócz jednego obrazu, pokój był zupełnie pusty i surowy.
Mężczyzna nerwowo uderzał palcami w stół, obserwując grę świateł na jego blacie. Nie znalazł tu nic innego, bardziej wartego jego uwagi. W zamyśleniu na jego usta wkradł się uśmiech.
- Długo jeszcze będziemy czekać? – Mężczyzna o siwych włosach nie ukrywał zdenerwowania. Rzucił czarnowłosemu poirytowane spojrzenie, kiedy ten leniwie oderwał się od lustrowania stołu.
- A skąd mam wiedzieć? Jesteśmy bliźniakami jednojajowymi, a nie syjamskimi. Żyjemy oddzielnie. – Odparł beznamiętnie. Dziś nic nie mogło wyprowadzić go z równowagi, nawet fakt, że przez swojego brata siedział tu bezczynnie już dwadzieścia minut.
- Tom, coś ci się stało? – Zielonooki mężczyzna spojrzał na niego i niemal jednocześnie się zaśmiali. – Nie pytam o nic więcej. – Dodał szybko.
- Cieszę się, że jesteście w dobrych nastrojach, ale współpracujemy z wieloma artystami i nie możemy czekać na jedną osobę cały dzień.
- Wyluzuj. Do tego da się przywyknąć. Zresztą, Bill i tak rzadko się spóźnia. – Blondyn jak zwykle zachowywał stoicki spokój. Kiedy zauważył, że nie wywarł żadnego wrażenia na poddenerwowanym mężczyźnie, wrócił do pisania sms`a.
- Poza tym, jeśli coś ci nie odpowiada, ktoś inny może się nami zająć. Ewentualnie możemy zmienić wytwórnie.
Mężczyzna zapowietrzył się i w ostatniej chwili powstrzymał złośliwy komentarz. Wiele słyszał o tym zespole, ale sądził, że skoro są już dorosłymi ludźmi, to zachowują się adekwatnie do wieku. Tymczasem z opisów wynika, że od piętnastu lat są identyczni.
Trzymają ze sobą i ciężko wkupić się w ich łaski. Ale podobno jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy się kłócą…
- Co się dzieje, chłopcy? – Do sali wpadła niska kobieta. Burza czarnych loków okalająca jej twarz wdzięcznie podskakiwała przy każdym kolejnym kroku. Położyła teczkę na stole i zmierzyła wszystkich swoim radosnym spojrzeniem. – Coś nie tak, panie Eckstein?
Prawie zaczerwienił się ze złości. Burknął coś w odpowiedzi i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Chyba żona mu nie daje. – Skomentował Georg. – No co!? – Wykrzyknął, kiedy kobieta spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Jest po prostu znerwicowany. – Rzucił Gustav, przeciągając się.
- A co mu właściwie zrobiliście?
- Nic. Nie robimy afery z powodu spóźnienia Billa.
Kobieta usiadła z dala od swoich rozmówców. Mierzyła ich uważnym wzrokiem i cały czas się uśmiechała. Tom dopiero po kilku minutach spojrzał w jej kierunku. Nie na długo. Nie odzywał się, nie chciał wracać do nieszczęsnego incydentu z trasy koncertowej.
- Tom – jej głos był niepewny – mogę prosić cię o krótką rozmowę, kiedy wszystko już tutaj załatwimy?
- Tak, myślę, że znajdę chwilę. – Odparł beznamiętnie.
Nie minęło piętnaście minut, a do sali wpadł blondyn. Zamknął za sobą drzwi i ze świstem wypuścił powietrze z ust, dopiero potem rozglądając się po pomieszczeniu.
- Przepraszam, że tak późno, ale miałem małe problemy. – Rzekł, podchodząc do reszty zespołu. – Nie zdążyłem nawet zapalić. – Mruknął niezadowolony. Podał mężczyznom rękę, a potem posłał radosny uśmiech Melanie. Dziewczyna odpowiedziała mu tym samym. Bill odruchowo spojrzał na brata. Ucieszył się, że nie wyszedł z formy – menadżerka nie zauważyła, że jego uśmiech jest wymuszony. Nie miał zamiaru robić problemów, skoro Tom go o to poprosił, ale jego kontakty z tą kobietą nigdy nie będą już takie, jak dawniej. Chciała zniszczyć rodzinę jego bliźniaka, takich rzeczy się nie zapomina.
- Jasne. Teraz Ecksteina gdzieś wcięło i dla odmiany będziemy musieli czekać na niego.
Mężczyźni płynnie z tematów zawodowych zeszli na rozmowę o swoich rodzinach, co było dla nich niemal rytuałem. Od kiedy ich życie zmieniło bieg i to kobiety, a potem dzieci, wyszły na pierwszy plan, uwielbiali rozmowy o koncertach, fanach, samochodach, czy imprezach, przeplatać tymi na temat swoich ukochanych kobiet i pociech. Georg miał córkę, która była jego oczkiem w głowie. Syn Gustava robił już pierwsze kroki na drodze muzycznej – kilka miesięcy temu dostał gitarę. Teraz jednak większość uwagi perkusisty i jego żony skupiała się na Lilianie, która miała przyjść na świat za niecały miesiąc.
Bill nie czuł się przez to gorszy, czy osamotniony. Przyjaciele nigdy nie dawali mu ku temu powodów. Nawet, kiedy rozmowa nie bardzo go dotyczyła, a on sam niewiele miał do powiedzenia w danym temacie, lubił ich słuchać. Może to było banalne, ale potrafił cieszyć się ich szczęściem. Zawsze fascynowało go zniecierpliwienie na ich twarzach, na kilka dni przed końcem trasy. Albo ich oczy, podczas rozmów z żonami. Sam wciąż marzył o właśnie takiej rodzinie.
Ostatnio, szczególnie podczas trasy, rozmowy skupiały się głównie na nim i jego córce. Mężczyźni wspominali nie tylko imprezę, na której widzieli Lisę, ale również Mad i całe zamieszanie wokół ich związku. Dobrze pamiętali, jak długo Bill przeżywał to rozstanie i jak bardzo był bezsilny wobec ówczesnej ekipy zespołu. Tak naprawdę to właśnie przez nich stracił szansę na bycie ojcem.
Melanie siedziała z boku i udawała, że zajmuje się czymś na swoim tablecie. Bill co jakiś czas zerkał w jej kierunku i widział znudzenie i najprawdopodobniej smutek na jej twarzy. Nie było mu jej szkoda. Nie miał zamiaru jej współczuć. To, co chciała zrobić, było jego zdaniem nie tylko nieprofesjonalne, ale również zwyczajnie podłe. Nie raz widywała się z Camillą i dziećmi Toma. Gitarzysta bardzo wspierał ją na drodze kariery zawodowej, zresztą nie tylko jemu podobał się jej upór i zapał do pracy. A ona zawiodła. Przyjaciele nie zawodzą.
Dźwięk sms`a na chwilę wyłączył Toma z rozmowy. Wyjął telefon i spojrzał na wyświetlacz, a jego oczy powiększały się z każdą sekundą. Bill automatycznie spojrzał na brata.
- Mecky, zmywamy się. – Blondyn posłał mu niezrozumiałe spojrzenie. – Gordon napisał, że mama postanowiła zrobić nam niespodziankę i za dwie godziny będzie u mnie w domu.
- O, pani Kaulitz nadjeżdża! – Zaśmiał się Georg. Wszyscy w zespole znali i bardzo lubili matkę bliźniaków. Nie zmieniało to jednak faktu, że takie wizyty nigdy nie były przypadkowe. Musiała zobaczyć artykuł…
W drzwiach minęli Ecksteina, który najprawdopodobniej przez zaskoczenie, automatycznie odpowiedział „do widzenia”. Dopiero po chwili, stojąc naprzeciwko pozostałej części zespołu na nowo zaczerwienił się ze złości i siarczyście przeklął.