poniedziałek, 15 lipca 2013

Czternasty



Ciemne chmury przesuwały się leniwie po niebie, właśnie zasłaniając księżyc, kiedy mężczyzna wysiadł z samochodu. Wreszcie był w domu. Z ulgą odetchnął i przeciągnął się, musiał się w końcu wyprostować i rozruszać zdrętwiałe kończyny. Z przyjemnością uzmysłowił sobie, że za moment wejdzie do swojego domu, a już jutro przywita się ze swoimi dziećmi. Nie mógł się nacieszyć myślą, że za dobre 20 minut, po zdjęciu z siebie wygniecionych i nieświeżych ubrań oraz naprawdę ekspresowym prysznicu, wejdzie do swojej sypialni, położy się w swoim łóżku i przytuli się do swojej żony. Jest u siebie.
Kiedyś nie wierzył, że między nim a jakąś kobietą może powstać tak silna więź, że będzie ją kochał, tęsknił za nią, a przy podejmowaniu decyzji, będzie zastanawiał się, co zrobiłaby ona. Teraz nie musiał już wierzyć, po prostu to czuł. Spotkał taką kobietę, która rzuciła na niego urok i rozkochała w sobie bez pamięci. Nigdy nawet przez moment, mimo wielu rozterek, nie żałował, że tego pamiętnego dnia, przed ołtarzem, w obecności ponad dwóch setek gości, powiedział „tak”, bo choć może nie spełniał tej przysięgi bez zarzutu, to całym sobą starał się być jej wierny.
Rozmyślając o swojej żonie zdążył wziąć prysznic. Zachowywał się tak cicho, jak tylko było to możliwe. Nie miał siły na rozpakowywanie rzeczy, których większa cześć i tak ma zostać dostarczona dopiero po jutrze – wyprana, wyprasowana i gotowa do włożenia do szafy. Zdębiał, kiedy po wejściu do sypialni zastał żonę, bynajmniej pogrążoną we śnie. Leżała na łóżku, oświetlona ciepłym, żółtym światłem z niewielkich nocnych lampek. Cały obraz nie byłby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie fakt, że była prawie nago. Miała na sobie tylko i wyłącznie koronkową bieliznę w kolorze czerwonego wina i czarne szpilki. Jej wzrok mówił wszystko, a mężczyzna był tym zachwycony. Od razu odzyskał energię.
- Camila, nie spodziewałem się takiego przywitania. – Rzucił wchodząc do środka. – Jest przed pierwszą, myślałem, że śpicie.
- Dzieci i owszem – śpią. Ja nie chciałam czekać do rana. – Wytłumaczyła. Mężczyzna podszedł bliżej. Miał na sobie tylko bokserki, bo tak zwykle sypiał. – Poza tym, Kochanie, ta godzina jest szczególna.
- Szczególna? – Zapytał. Przewertował w głowie wszystkie zakodowane wcześniej wydarzenia, nic ważnego w jego życiu nie działo się o pierwszej w nocy.
- Tom, może nie chodzi dokładnie o godzinę, ale o dzień. – Mężczyzna rzucił jej kolejne pytające spojrzenie. Nie chciał psuć tej przyjemnej atmosfery, ale naprawdę nie miał pojęcia, co jego żona wymyśliła. – Skarbie, od godziny mamy wrzesień, pierwszy wrzesień. – Wyjaśniła. – Wszystkiego najlepszego, Kochanie!
Mężczyzna od razu się uspokoił i rozpromienił. Przez całe zamieszanie z trasą zupełnie zapomniał o swoich urodzinach. Może gdyby na ostatnim koncercie skupiał się bardziej na fanach, niż na bliskim powrocie do domu, to zauważyłby transparenty z życzeniami. Zakodował sobie w myśli, że musi jutro spotkać się z Billem, a potem zbliżył się do żony, by móc wreszcie wziąć ją w objęcia. Ona miała jednak nieco inne plany, i kiedy tylko nachylił się nad nią, przyciągnęła go do siebie i rzuciła na łóżko, od razu wpijając się zachłannie w jego malinowe usta. Puściła go dopiero, kiedy obojgu zaczynało brakować oddechu. Głośno dyszeli, będąc nadal bardzo blisko siebie. Kobieta obejmowała jego kark i nie zamierzała kończyć tej nocy na jednym pocałunku.
- Czekaj… Camila… ja nie mogę… Musimy porozmawiać. – Wydyszał mężczyzna. W pierwszej chwili poczuł się wspaniale, szczególnie po tak długiej rozłące, natomiast nie brakowała wiele, by przypomniał sobie feralny pocałunek w hotelowym pokoju. Musiał jej powiedzieć. Nie umiał całować jej ust, mając w głowie obraz swojej menadżerki, całującej go z taką samą pasją.
- O czym? – Zapytała zbita z tropu. Oddaliła się od niego i nagle jakby zmalała. Cała jej pewność siebie i seksapil zniknęły, a pojawił się okropny lęk. Jej cera wydawała się mniej promienna a drobne zmarszczki jakby wyraźniejsze.
- Camila… To nie była moja inicjatywa. Ja od razu to przerwałem… Nie wiem, czemu i jak do tego doszło, po prostu nie rozumiem… To był moment.
- Tom, do cholery, powiedz mi, co się stało! – Wybuchła. Nie mogła już dłużej siedzieć i słuchać jego tłumaczeń. Nie wiedziała, czego się spodziewać – zdrady, jakiegoś przestępstwa, jakiejś ogromnej tragedii? Zachowywał się, jakby co najmniej kogoś zabił.
- Ona mnie pocałowała. To znaczy, Melissa. To był moment… Od razu powiedziałem jej, co o tym myślę. Nie będę się z nią już spotykał sam na sam, ani rozmawiał o nas. Zawiodła moje zaufanie. Chcę, żebyś wiedziała, że… - Kobieta ni stąd ni z owąd przerwała jego monolog pocałunkiem. Z pasją niemniejszą niż kilka minut temu zamknęła jego usta swoimi i całowała, jakby to był ich ostatni pocałunek w życiu.
- Kocham cię, Tom. – Wyznała, kiedy przestali na chwilę zatracać się w pocałunku. – Uwielbiam cię. Wiem, że mnie kochasz, ufam ci, a ta siksa nie może nam zaszkodzić. – Wyrecytowała, patrząc mu prosto w oczy. – A poza tym obściskiwał mnie jakiś gburowaty striptizer na wieczorze panieńskim Agness. I wiesz co? Jakkolwiek dobrze by wyglądał, cokolwiek pięknego by do mnie mówił, jakkolwiek by mnie dotykał, przy tobie jest po prostu nikim, Tom.
Mężczyzna milczał wyraźnie zdziwiony. Przed wyjazdem ich relacje były nieco chłodniejsze, niż zwykle, oboje musieli odreagować wcześniejsze problemy. Widocznie rozłąka okazała się najlepszym lekiem. Uświadomili sobie, jak wiele dla siebie znaczą.
- Potwornie tęskniłam, nie zostawiaj mnie teraz. Nawet na chwilę. – Dodała.
- Nawet nie wiesz, jak ja za Tobą tęskniłem. – Odparł. Tym razem to on popchnął ją delikatnie, tak, że opadła na pościel. Pochylił się nad nią i patrzył w jej roziskrzone oczy. – Uwielbiam Cię taką.
Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Oboje tęsknili za takimi chwilami, brakowało im iskry, która na nowo rozpali w nich prawdziwy ogień. Pogładziła go po policzku. Mężczyzna zaczął składać czułe, drobne pocałunki, na jej ustach. Słyszał jej wesoły śmiech i czuł jak jej dłonie obejmują jego kark.
Nieważne, ile lat są ze sobą, mógłby dotykać jej ciała i całować jej usta dzień w dzień i nigdy mu się to nie znudzi.
Zatracali się w kolejnym pocałunku, nie istotne było to, która jest godzina, że będą musieli wstać z samego rana, by zrobić dzieciom śniadanie i zaprowadzić je do szkoły, a najmłodszymi zwyczajnie się zająć, nie mając tym samym nawet chwili wytchnienia. Tom przecież obiecał, że po powrocie do domu to on pójdzie z nimi do szkoły, a potem ich z niej odbierze, że spędzą razem cały dzień.
Bycie ojcem było proste, kiedy ma się przy boku żonę, która we wszystkim wspiera swojego męża.

^^  ^^  ^^  ^^
Wysoki blondyn wbiegł na szkolny korytarz i stanął na samym jego środku. Spojrzał na swój ogromny, złoty zegarek i dokładnie zlustrował pełen ludzi hall. Z jego obliczeń wynikało, że trwa właśnie lekcja. Coś zdecydowanie poszło nie tak…
Starał się zachowywać naturalnie i nie wyróżniać się z tłumu, ale nie było to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. Sporych rozmiarów, ciemne okulary, włosy ułożone w artystyczny nieład, względnie obcisłe spodnie, jak na przeszło trzydziestoletniego mężczyznę i skórzana kurtka… Był za elegancki i za drogo ubrany, by udawać ucznia oraz za modny i przesadnie luźny, by brać go za nauczyciela. Chcąc nie chcąc skupiał na sobie spojrzenia prawie wszystkich osób, będących na tym nieszczęsnym korytarzu.
- Aaa! – Tak, to musiało się w końcu stać. Głośny krzyk był tym, czego mężczyzna się spodziewał i był nawet zdziwiony, że czekał na to aż 5 sekund. – To Bill Kaulitz!
Zaraz po tym zapanowała cisza, by następnie powoli na nowo pojawiał się szum cichych rozmów, tym razem już na jego temat. Kilka osób głośno pisnęło i już wiedział, że zbliża się chmara żądnych zdjęć i autografów nastolatków. Zdjął okulary i przykleił na twarz firmowy uśmiech.
Od czasów, w których byli wielką gwiazdą nastolatków sporo minęło. Trochę mniej minęło od okresu, w którym ich gwiazda przygasała. Teraz na nowo odrodzili się, jako dojrzali i naprawdę utalentowani muzycy. Ich nowa menadżerka, ale także płyta, chyba najlepsza w historii, robiły swoje. Dziś Tokio Hotel było największą dumą Niemiec i  każda Niemka chciała choć raz spojrzeć w oczy któremuś z muzyków. Robili karierę na całym świecie, ich rozpoznawalność wzrosła kilkukrotnie, jednak stosunek do nich również. Nikt za nimi nie biegał, nie śledził, chyba że sami wystawiali się na widok potencjalnych fanów, tak jak Bill w tym momencie.
Ostatnią osobą, która chciała autograf, była niepozorna, niska brunetka. Była uroczo nieśmiała, a swoje imię musiała powtórzyć kilkukrotnie, bo mówiła tak cicho, że Bill mimo starań, nie potrafił jej zrozumieć.
- Hej, dam ci ten autograf, jak powiesz mi, gdzie znajdę Lisę Brose, taką blondynkę, ma 17 lat. – Dziewczyna spojrzała na niego wystraszona. Uśmiechał się, starając się dodać jej otuchy, bo czuł, że ona wie, gdzie znaleźć jego córkę, ale stres nie pozwalał jej otworzyć ust. Miał ochotę nią potrząsnąć, ale przecież nie wypadało tak robić z fanką… - Znasz ją?
- Tak.  – Odparła. No świetnie… Mężczyzna powoli tracił cierpliwość, kiedy rozbrzmiał dzwonek. Widocznie stał tu dość długo, że doczekał się kolejnej lekcji. Może to i lepiej, wystarczyło iść teraz do sekretariatu szkoły, zapytać która to lekcja i w której sali zajęcia ma jego córka… A wcześniej jeszcze, w której ona właściwie jest klasie… Potem tylko znaleźć odpowiedni numer i… I reszta będzie totalną improwizacją.
- Dobrze, poradzę sobie. Trzymaj. – Rzucił Bill, nie chcąc dłużej maltretować nieśmiałej nastolatki.
- Chodzimy razem do klasy! – Wypaliła nagle. Mężczyzna już chciał odchodzić, zawrócił jednak i spojrzał na nią raz jeszcze. – Mamy niemiecki, niech pan pójdzie za mną.
Mężczyzna znów się uśmiechnął i ruszył w jej kierunku. Ludzie nadal na niego spoglądali, ale robiło ich się coraz mniej, więc miał więcej spokoju. Doszli pod salę z napisem „JĘZYK NIEMIECKI”, ale pod nią nikogo już nie było.
- Mogę wiedzieć, czemu pan jej szuka? – Zapytała.
- To prywatna sprawa. – Odparł. – I nie musisz mówić do mnie pan, po prostu Bill. Wejdziemy?
Dziewczyna tylko kiwnęła twierdząco głową i zapukała do drzwi. Otworzyła je i stanęła na progu.
- Przepraszam za spóźnienie, profesor Zimmermann. – Rzuciła i wbiegła do klasy zajmując miejsce. Nikt nie zauważył, że zaraz po niej do klasy zajrzał mężczyzna. Drzwi znajdowały się w samym kącie klasy, na ścianie równoległej do tablicy. Nauczycielka akurat coś na niej notowała, a uczniowie, pilnie lub nie, przepisywali owe notatki.
- Przepraszam. – Rzekł nagle mężczyzna, zwracając na siebie uwagę wszystkich w klasie. – Dzień dobry. Czy mogę porwać na chwilę Lisę Brose? – Zapytał. Nie patrzył na nauczycielkę, co właściwie było wskazane, ale na Lisę. Widział, jak po przejściu pierwszego szoku, wyraz jej twarzy staje się coraz bardziej radosny. Nie czekała nawet na odpowiedź nauczycielki. Wstała i pobiegła w jego kierunku, od razu rzucając się w jego ramiona.
- Bill! – Krzyknęła, przytulając go mocno. Mężczyzna oddał uścisk i zaśmiał się pod nosem. Również tęsknił, ale myślał, że takie sceny z udziałem rodziców, przy kolegach z klasy, nie są czymś pożądanym.
- My na moment przepraszamy. – Rzucił, wychodząc za drzwi, rzecz jasna z Lisą.
- Myślałam, że już nigdy się nie odezwiesz! – Prawie krzyknęła. Nie wierzyła w to, co się dzieje. Zdążyła już pogodzić się z myślą, że ich spotkanie było tylko jednorazowym epizodem.
- Lisa, skąd ty wzięłaś takie bzdury?
- Miałeś dzwonić, przyjechać… Czekałam dwa miesiące i nic. – Przygasła.
- Nie masz telewizji, ani Internetu? – Zapytał rozbawiony. – Lisa, miałem trasę koncertową. Przez prawie dwa miesiące byłem wszędzie, tylko nie w Niemczech. Nie miałem czasu na spotkanie, więc nawet nie dzwoniłem, bo i tak musielibyśmy czekać. Wczoraj w nocy wróciłem i jestem.
- Wczoraj? I ty jesteś na nogach?
- Lisa, spokojnie. – Położył jej dłonie na ramionach. – Chciałem w końcu się z tobą zobaczyć. Wiem, że to początek roku, ale możesz się stąd wyrwać?
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi i wróciła do klasy. Mężczyzna usiadł na ławce i czekał. Wiedział, że Lisa zrobi wszystko, żeby spędzić z nim czas. Cieszył się, że oboje tego chcą. 
^^  ^^  ^^  ^^ 
- Ułożona panna Brose ma za sponsora najbogatszego faceta w kraju! – Lisa zmierzyła wzrokiem dziewczyny z klasy, które natomiast z nieukrywaną nienawiścią i najprawdopodobniej zazdrością spoglądały na nią , udając że się śmieją. Chciały jej dopiec, ale nie wychodziło im to najlepiej. Uśmiechała się cały czas i żadne słowa nie mogły tego zmienić. Szła prosto do swojej nauczycielki, która ze srogą miną siedziała za biurkiem.
- Profesor Zimmermann, chciałabym zwolnić się z lekcji. – Rzekła od razu. Nie miała czasu na owijanie w bawełnę, ani długie tłumaczenia. Bill czekał!
- Chciałabyś się zwolnić? A niby z jakiej racji miałabym ci na to pozwolić, panno Brose? – Kobieta mierzyła ją wzrokiem znad starych i niemodnych okularów. Otworzyła dziennik, co było dobrym znakiem.
- Mój tata po mnie przyjechał. – Powiedziała z nieukrywaną dumą. Uśmiechnęła się w kierunku dwójki przyjaciół, którzy siedzieli oniemieli. Nie wierzyli, że to się może stać, chcieli pomagać jej pozbierać się, po takim zawodzie, a nagle okazuje się, że Bill Kaulitz jednak nie zawiódł. Przyjechał do niej.
- Tata? Gdzie? – Zapytała kpiąco.
- Moim ojcem jest Bill Kaulitz, pani profesor. – Wytłumaczyła szybko. Kobieta mogła teraz sprawdzić to w dokumentach, co zniszczyłoby jej plany, ale Lisa była pewna, że nie będzie jej się chciało.
- Idź. – Rzekła kobieta, i zamknęła dziennik, co było ostatecznym symbolem jej zwycięstwa.
- Dziękuję, pani profesor. Do widzenia. – Rzekła przymilnym tonem i ruszyła po swoje rzeczy. – Mówiłam! – Szepnęła jeszcze do przyjaciółki, zbierając z ławki swoje rzeczy, po czym biegiem wyszła za drzwi.
- Nie będziesz mieć przeze mnie problemów? – Przywitało ją pytanie.
- A jak mama będzie zła, to z nią porozmawiasz?
- Jasne, Lisa. Biorę wszystko na siebie. A teraz chodź, pokażesz mi wszystkie swoje…
- Bill Kaulitz?! – Wysoki krzyk przerwał im rozmowę. – Czy mogę autograf?
- Oczywiście. Dla kogo? – Zapytał uprzejmym tonem, uśmiechając się przepraszająco do Lisy. To miał być ich dzień, ale byli przecież świadomi wszystkich konsekwencji odwiedzin publicznej szkoły.
- Dla Margaret. – Odrzekła dziewczyna, ledwie trzymając się na nogach. Lisa widywała ją czasem na korytarzu, ale nigdy nie była tak szczęśliwa. – Przy okazji, wszystkiego najlepszego, panie Kaulitz. Dziękuję i miłego dnia! Kocham Tokio Hotel.
Dziewczyna w podskokach ruszyła w dalszą drogę po szkolnym korytarzu, oni natomiast szybko skierowali swoje kroki do głównego wejścia i pobiegli do samochodu, który wydawał się być rajem.
- Czemu ja nic nie wiem?! – Wykrzyknęła dziewczyna, przerywając głuchą ciszę. – Masz dziś urodziny!
- Wiem, spokojnie. – Zaśmiał się chłopak. – Przecież to nic wielkiego.
- Starzejesz się… - Stwierdziła, a ten rzucił jej wątpiące spojrzenie. – Wszystkiego najlepszego… Tato. – Dodała nieco ciszej przytulając go ciepło. Mężczyzna zdębiał. Nie spodziewał się takich życzeń… To był najlepszy prezent, jaki mógł dostać. 



Hm... Udanych wakacji? :D

poniedziałek, 8 lipca 2013

Trzynasty




Czasami zmęczenie jest tak duże, że nie potrafimy zasnąć. Może nie jest to nawet fizyczne zmęczenie, a przeciążenie naszego umysłu – nadmiar problemów, wrażeń, czy emocji sprawia, że nawet przyjemna, chłodna kołdra, albo miękka poduszka nie jest w stanie zabrać nas do krainy Morfeusza. W momencie, gdy problem z zasypianiem powstaje każdego wieczora, to nagle, niezauważalnie, tryb naszego życia się zmienia i fakt, że jest trzecia nad ranem, przestaje nam przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, wydaje nam się, że to pora wprost idealna na podsumowanie minionego dnia… Ba! Nawet całego życia.

W dokładnie takiej sytuacji był Tom Kaulitz. Siedział na hotelowym łóżku i tępo wpatrywał się w ekran telewizora.

- Mam ciastka! – Rozpromieniona brunetka rzuciła się na łóżko, a chłopak automatycznie się ożywił. Teraz już nic nie wskazywało na to, że jest środek nocy. – Co ty taki zamyślony?

- Nudziłem się bez ciebie. – Zaśmiał się w odpowiedzi. Podczas trasy zwykle był wykończony, ale w tym roku coś się zmieniło. Zupełnie inaczej przeżywał koncerty i wbrew swoim oczekiwaniom, miał siłę na dobrą zabawę. Może nie była to zabawa taka, jak kiedyś – imprezy do rana, wesołe miasteczka, kasyna, czy inne rozrywki. Teraz wystarczała mu noc spędzona przy piwie, czy winie, dobry film i ktoś do towarzystwa, a Melissa świetnie spełniała się w tej roli.

- Oh, Tom, to takie słodkie! – Postawiła paczkę z wafelkami na środku i rozejrzała się po pokoju. Kiedy była z nim, uśmiech nie schodził jej z ust. Sięgające do ramion jasnobrązowe włosy, które pozornie niedbale zebrał w kucyk, kilkanaście drobnych piegów na jej opalonym nosie i ten świeży błysk w oczach sugerowały, że to jeszcze młoda kobieta. Tak też zresztą było. Nie miało to jednak znaczenia, kiedy Tokio Hotel wybierało menadżera. To ona wydawała się być najlepszą kandydatką, co zresztą szybko się potwierdziło. Radziła sobie świetnie, spełniała ich oczekiwania w dwustu procentach, ogarniała ich grafik, niezależnie od tego, ile razy ktoś zażyczył sobie zmiany jakiegoś punktu lub jak bardzo był on przeładowany. Bez trudu znosiła też ich humory, które niezmiennie towarzyszyły im od samego powstania zespołu. Mimo małego doświadczenia miała takie kontakty i znajomości, że z powodzeniem wkręcała ich na takie spotkania i imprezy, że poznawali coraz to ciekawszych ludzi, przez co ich pozycja ciągle się umacniała. – Co ja bez ciebie zrobię za tydzień?

- Wyśpisz się? – Chłopak znów głośno się zaśmiał. Dziewczyna zawtórowała mu, ale tylko na moment. Obserwowała go dokładnie, kiedy ten zjadał kolejne ciastko.

Był wyjątkowy nawet w dresach i powyciąganej koszulce. Nie dało się go nawet oskarżyć o to, że o siebie nie dba – taki miał przecież styl. Kilka zmarszczek wokół oczu dodawało mu tylko uroku. Uśmiech był nadal ten sam, lekko łobuzerski i zawadiacki. Dojrzał, ale to wcale nie sprawiło, że nie był już idolem nastolatek. Teraz przedział wiekowy jego fanek jeszcze bardziej się poszerzył.

- Lubię z tobą rozmawiać. – Rzuciła nagle Melissa.

- Wiem, Mel. Ja też. – Mężczyzna spojrzał jej w oczy. – Bez ciebie pewnie nie przetrwałbym tych ostatnich miesięcy. Małżeństwo to cholernie trudna sprawa.

- Dlatego ja nigdy nie wyjdę za mąż. – Orzekła z uśmiechem.

- Jesteś młoda, Mel! A miłość i tak cię dopadnie. – Puścił jej oczko. Odwróciła się na moment i sięgnęła po telefon. Musiała czymś zająć myśli.

- Ale nie wyjdę za mąż… - Powtórzyła.

- Myślisz, że brak papierka uchroni cię przed kłótniami i problemami? – Zapytał rozbawiony. – To tylko wydaje się takie proste.

- Wiem Tommy, ale uwierz, że trudno będzie mi znaleźć kogoś, kto ze mną wytrzyma. – Pokazała mu język, kiedy na nią spojrzał. Nie chciała rozpoczynać poważnej rozmowy, to nie była odpowiednia pora.

- Ja wytrzymuję. – Poczuła jego dłoń na swojej dłoni. Niestety, to był tylko moment. Poklepał ją potem po ramieniu, a przyjemne ciepło szybko się rozmyło. – O tej porze pokazują  w TV tylko porno! – Rzucił nagle niebywale zbulwersowany.

- Co? – Nie do końca zrozumiała, o czym mówi. Nie zdążyła jeszcze pozbyć się z głowy natłoku myśli.

- Porno. Praktycznie wszystkie programy w TV o tej porze są „+18”! – Zaśmiał się. – Twoja mina mnie rozbraja, Mel.

- Nieprawda! Połowa to horrory! – Wytknęła mu. – Głodnemu chleb na myśli, mój drogi.

- A głodny głodnemu wypomni! – Tom nie umiał być poważny w jej towarzystwie. Zachowywał się tak, jak kilka lat temu i było mu z tym bardzo dobrze.

Dopiero w momencie, gdy Melissa była zdecydowanie zbyt blisko, przestał się śmiać. Zdołał już tylko spojrzeć jej w oczy, kiedy poczuł jej usta na swoich. Miał lekko rozchylone wargi i nie musiał robić zupełnie nic, by mogła zacząć go całować. Widział, jak subtelnie zamknęła oczy i powoli zaczęła pogłębiać pocałunek, opierając się dłońmi na jego klatce piersiowej. Minęła chwila, zanim przeszedł mu pierwszy szok.

Najłagodniej, jak potrafił, lecz również dość stanowczo, złapał jej nadgarstki i odciągnął od siebie. Spojrzał na jej ogromne, wystraszone oczy. Próbował pozbyć się złości i wyrzutu, który malował się na jego twarzy, ale nie potrafił.

- Melissa… Co to było? – Zapytał po chwili. Dziewczyna spuściła wzrok i zabrała ręce z objęć jego dłoni.

- Ja… Ja nie wiem, Tom. Myślałam, że też tego chcesz.

- To źle myślałaś! – Krzyknął. Wstał i patrzył, jak oczy dziewczyny zachodzą łzami. – Melissa, ja ci się zwierzałem z problemów małżeńskich, opowiadałem o dzieciach, a ty mnie całujesz?! O czym ty dziewczyno myślisz?!

- Tom, uspokój się… - Oponowała. Mimo, że czuła się beznadziejnie, przez myśl przeszła jej wizja utraty pracy, co byłoby już zupełną tragedią. Musiała wziąć się w garść. – Opowiadałeś o kryzysie. Byliśmy blisko… Myślałam, że chcesz się rozluźnić.

- Tak, mówiłem też jak bardzo kocham Camilę, że ona i moje dwie córki to jedyne kobiety w moim życiu! – Zakrył twarz dłońmi. Nie umiał teraz spokojnie z nią rozmawiać. – Ty jesteś prawie dziesięć lat ode mnie młodsza. Owszem, świetnie się z tobą bawiłem, ale ja jestem dorosłym facetem, z rodziną, zmarszczkami, pierwszymi problemami z kręgosłupem… Ja nie szukam tanich emocji, to jeszcze nie kryzys wieku średniego, Melisso.

- Rozumiem… - Brunetka również wstała i zaczęła kierować się do drzwi. Chciała być już sama i dać upust swoim emocjom.

- Poczekaj, nie skończyliśmy. – To nie był już głos tego Toma, który zawrócił jej w głowie. Mimowolnie odwróciła głowę w jego kierunku, choć wcale nie chciała widzieć go w takim stanie. – Czy ja naprawdę dałem ci nadzieję na coś więcej?

Dziewczyna spojrzała mu w oczy. Było to na tyle wymowne, że nie nalegał już, by odpowiadała. Pozwolił jej wyjść bez słowa, może nawet nie chciał, aby cokolwiek dodawała. Poczuł okropne wyrzuty sumienia. Może robił to nieświadomie, może nawet to ona wyolbrzymiała niektóre sprawy, nie zmieniało to jednak faktu, że bardzo ją polubił i nie chciał jej krzywdzić. Nigdy nie umiał znieść smutku w kobiecych oczach.

Tym razem nie umiał też jej pomóc. Bał się, że każdy kolejny gest da jej nową nadzieję i tym samym doprowadzi do kolejnej sytuacji, która byłaby dla niego kłopotliwa. Już teraz czuł, że czeka go bardzo trudna rozmowa z żoną. Wiedział, że nie może tego przemilczeć, nie potrafiłby zataić przed nią czegoś takiego.


^^  ^^  ^^  ^^ 


Głośna klubowa muzyka i mocne jaskrawe światła wydawały się kobiecie wyjątkowo obce i nieprzyjemne. Minęły prawie dwa miesiące od jej ostatniej imprezy, a nawet tam było nieco ciszej i jakby spokojniej. Poza tym, tam była z mężem, co zawsze daje jej mnóstwo komfortu. Dziś musiała radzić sobie bez niego i z pozoru szło jej świetnie. Tylko gdzieś z tyłu głowy, cichy głos cały czas zadawał drażniące pytania – czy dzieci mają się dobrze, czy Tom nie dzwonił, czy nie lepiej byłoby spędzić ten czas w domu.

- Camila, mam nadzieję, że trafiłam. – Kobieta o hipnotyzująco niebieskich oczach postawiła przed nią drinka. – Sex on the beach, jak dawniej. Chyba się to nie zmieniło?

- Oczywiście, że nie. To najlepszy drink na świecie. – Zaśmiała się kobieta i wzięła szklankę do ręki.

- Ann chyba świetnie się bawi, a ty? – Zagadnęła. Były same przy stoliku. Jeszcze przed chwilą również szalały na parkiecie razem z kilkoma, prawie zupełnie nagimi, striptizerami, postanowiły jednak zrobić sobie małą przerwę.

- Jest w porządku. – Posłała jej radosny uśmiech. Naprawdę czuła się tu dobrze. Ostatnia z grona jej przyjaciółek wychodziła za mąż, dziś świętowały wspólnie jej wieczór panieński. Jak mogłaby nie czuć się dobrze w takim towarzystwie, a dodatkowo w tak ważny dzień dla jednej z nich?

- Jasne. Ale coś cię gryzie. – Drążyła. Wypity wcześniej alkohol sprzyjał takim rozmowom.

- Po prostu dzisiejszy dzień spędziłam z dzieciakami, wesołe miasteczko i inne tego typu rozrywki. Nie widziałam Toma od ponad miesiąca, a dziś wydawał się być przygnębiony, kiedy do mnie dzwonił. Olivka zaczyna robić się coraz bardziej zajmująca, samej jest mi trochę ciężko. Taki wypad to chyba już nie moja bajka. – Wyrzuciła z siebie. – Ale wiesz, nie żebym narzekała. Mam wspaniałe życie. Chyba po prostu z tego wyrosłam. – Zastrzegła, zanim jeszcze jej przyjaciółka zdołała coś powiedzieć.

- Chyba trochę cię rozumiem. Jeszcze nie mamy dzieci, więc to trochę inna sytuacja, ale też nie mogę się do końca wyluzować, bo praca Marka chodzi mi po głowie, albo moja, albo… inne rzeczy… - Nie dało się nie zauważyć, że kobieta chciała coś jeszcze dodać, ale się wycofała. Camila spojrzała na nią pytająco.

- Jeśli nie chcesz, to nie mów, ale wiesz, że możesz mi się wygadać, tak? – Nie chciała wyciągać z niej czegoś na siłę, szczególnie jeśli miałoby to psuć jej zabawę. Dobrze wiedziała, jak wiele znaczy taki wieczór, kiedy ma się problemy. Chwila zapomnienia jest czasem konieczna, by móc normalnie funkcjonować.

- Staramy się z Markiem o dziecko… Już cztery miesiące, Camila.

- Oh, Caroline. To musi być dołujące, ale wiesz przecież, że to jeszcze nic nie znaczy. – Objęła przyjaciółkę w geście wsparcia. – Jeżeli chcesz, pójdę z tobą do kliniki, w której kiedyś leczyła się znajoma Toma. Dowiesz się co i jak, jakie badania musisz zrobić.

- Mogłabyś? Nie chcę sama się za to zabierać… Czuję się winna. Mogliśmy myśleć o dzieciach wcześniej.

- Kochana, Olivia jest dowodem na to, że wiek nie ma wielkiego znaczenie. – Posłała jej kolejny wesoły uśmiech. – A teraz idziemy na parkiet, striptizerzy nam uciekną. – Puściła jej oczko i pociągnęła w stronę grupki przyjaciółek, które bawiły się w najlepsze.

Kobiety dołączyły do nich i od razu zapomniały o problemach, które chodziły im po głowach. W rzeczywistości do pewnego stopnia one same je sobie tworzyły – wystarczyło przestać myśleć i od razu robiło się lżej na sercu.

Uwagę Camili od razu przykuł jeden z mężczyzn, który mimo, że nie odstawał od swoich kolegów po fachu strojem – bo, jak oni, był tylko w czarnych, skąpych i obcisłych bokserkach, to miał w sobie coś wyjątkowego. Jego ciemne oczy prawie że błyszczały, a drobny kolczyk w wardze od razu sprawił, że pomyślała o mężu. Postanowiła jednak, że ten wieczór będzie dla niej – kobiety, nie żony.

Miała wrażenie, że mężczyzna cały czas na nią spogląda. Obserwowała przyjaciółki. Jej siostra właśnie szalała z przystojnym blondynem, miała do tego prawo, bo przecież była wolna. Przyszła panna młoda tańczyła zmysłowo między dwoma innymi striptizerami. Reszta przyjaciółek również nie marnowała czasu. Camila z nieukrywanym zawstydzeniem stwierdziła, że też chciałaby tak się dziś zabawić. Może to dlatego, że wypiła trochę za dużo, może dlatego, że nie widziała się tak długo z mężem, ale nie uciekła, kiedy poczuła na swoich biodrach dłonie wypatrzonego wcześniej tancerza.

Podniosła wzrok i od razu ich spojrzenia się spotkały. Zaczął bawić się swoim kolczykiem – dokładnie tak, jak zwykle robi to Tom. Ten gest tylko ją ośmielił, zaczęła poruszać się nieco odważniej, za sprawą jego dłoni, które subtelnie kołysały jej biodrami w rytm muzyki. Ulegała jego ruchom i zupełnie odpłynęła.

Nie umiała sobie przypomnieć, kiedy czuła się tak zmysłowo. Owszem, każde zbliżenie z Tomem było dla niej wyjątkowe, czuła się wtedy piękna i kochana, ale ten taniec wyzwalał w niej zupełnie inne, nowe, a może po prostu zapomniane, emocje.

Mężczyzna obrócił ją i przyparł do jej pleców. Ich ciała poruszały się w jednym rytmie, dłońmi błądził po jej ramionach, brzuchu, z każdym momentem pozwalał sobie na trochę więcej. Zabrał jej dłonie do tyłu i ułożył na swoim ciele. Pod palcami czuła jego gładką skórę. Był wysportowany, a w tańcu jego mięśnie wciąż pracowały, napinały się i nie musiała nawet go widzieć, by czuć przyjemne dreszcze na swoim ciele.

Poczuła jego oddech na szyi, co wybudziło ją z amoku. Nie przerwała jednak zmysłowego tańca, nie chciała przestawać, czuła się cudowanie. Po chwili nie czuła już tylko oddechu mężczyzny, ale również jego usta na swoim karku. Dłonią gładził jej policzek. Powieki opadły jej bezwiednie, a usta delikatnie się rozchyliły.

Wbrew pozorom jednak, była świadoma tego, co się dzieje.

- Mam męża. – Mruknęła, kiedy jego dłonie wydały się być trochę zbyt nachalne. Na jej usta wpłynął chytry uśmiech, przynajmniej raz to ona robi coś szalonego, nie do końca zgodnego z zasadami i cholernie przyjemnego. On miał fanki, które potrafiły wejść nagie do jego pokoju, ona musiała pocieszyć się wynajętym przez przyjaciółkę tancerzem.

- Ślicznotko, na pewno nie jest ciebie wart. – Jego niski szept jeszcze bardziej rozbudził jej zmysły. Mogłaby słuchać jego głosu godzinami. – To pewnie jakiś frajer.

- Stąpasz po cienkim lodzie, Piękny. – Odparła. Czuła się nieziemsko, ale wiedziała, że pora kończyć tą zabawę. Jego to może i był bardzo przyjemny, ale przekaz okazał się być zawodny.

- Oh, znam się na kobietach. Wszystkie żony w końcu się męczą, bo mężczyźni z każdym rokiem coraz bardziej oddalają się od ich wymarzonego ideału z ekranu telewizora. Ja natomiast mogę pomóc, możemy razem spełnić jedno twoje kobiece marzenie. – Czar prysł. Kobieta już nie czuła się tak lekko i zmysłowo. Ciemnooki przystojniak ją zawiódł, a ona nie chciała być mu dłużna. Nie jest przecież zmęczoną, podstarzałą kurą domową!

- Tak? A skąd wiesz, że marzę o kimś takim, jak ty? – Postanowiła grać. Wciąż miała zamknięte oczy, opierała się o jego nagie ciało. Wydawała się podniecona i lekko nieprzytomna, odurzona jego urokiem, który w rzeczywistości dawno gdzieś zniknął.

- A jaki jest twój ideał? – Kobieta triumfowała w myślach. Chłopak skierował rozmowę na takie tory, że nie musiała wiele się męczyć, by mu dopiec. Jego pewność siebie i arogancja niesamowicie ją drażniły. Dziwiła się, że umiała pozwolić sobie na chwilę zapomnienia w ramionach takiego buraka.

- Ideał? A kojarzysz Toma Kaulitza?

- Ślicznotko, dobrze trafiłaś. Wszyscy mi mówią, że jestem do niego podobny.

- Oh, czyżby. – Odwróciła się do niego przodem i dokładnie zmierzyła wzrokiem. Z trudnemu ukrywała rozbawienie.

- A twój mąż pewnie jest jego przeciwieństwem, prawda? Masz dziś wyjątkowe szczęście. – Zbliżył się do niej, poczuła jak jego dłonie powoli zsuwają się na jej pośladki. Położyła dłonie na jego nagiej, opalonej klatce piersiowej i zdecydowanym ruchem odsunęła na odległość wyciągniętych rąk.

- Moim mężem jest Tom Kaulitz, a ty nie dorastasz mu do pięt. – Rzekła, po czym zbliżyła usta do jego ucha i dodała. – A tak między nami, są ludzie którzy nie powinni otwierać ust, bo wtedy psują cały efekt. Radzę to przemyśleć, bo chyba ty jesteś jednym z nich.

Wróciła do stolika z triumfalnym uśmiechem na twarzy. Żaden facet, choćby najprzystojniejszy na świecie, nie był jej potrzebny. Była szczęśliwą żoną i matką, kochała Toma z taką samą pasją, jak dziesięć lat temu i była pewna, że żadne problemy nie mogą tego zmienić. Ten wieczór tylko jej o tym przypomniał…


Znów dla Kamili, bo to o niej, bo chciała, bo jest zła, bo ja jestem zła, bo jest cierpliwa... Bo tak :D

środa, 3 lipca 2013

Dwunasty




Zadbane kobiece dłonie sprawnie poruszały się po komputerowej klawiaturze. Palce z pomalowanymi na pastelowy róż paznokciami wstukiwały kolejne litery i cyfry, natomiast skupione oczy wpatrywały się w ekran, podczas gdy biały arkusz pokrywał się kolejnymi linijkami biurowej paplaniny.
Nagle w pokoju rozległ się dźwięk pukania i od razu, bez głośnego „proszę” otworzyły się drzwi.
- Nie przeszkadzam? – Lekko posiwiały już mężczyzna, w drogim, lecz jednocześnie dość kiczowatym garniturze wszedł pewnym krokiem do pomieszczenia. Pytanie ewidentnie było tylko zachowaniem pozorów kultury osobistej. Podszedł do kobiety i zza jej ramienia przyglądał się jej pracy.
- W czym mogę pomóc, panie prezesie? – Zapytała przymilnym tonem. Przerwała pracę i odwróciła się w jego kierunku.
- Chciałem zapytać, czy masz już może przygotowane dokumenty, o które cię prosiłem. – Blondynka bez słowa sięgnęła po teczkę, która leżała na biurku i podała mu ją z uśmiechem.
- Miałam przynieść ją panu po lunchu, nie musiał się pan fatygować.
- Och, to żadna fatyga. Chciałem zaprosić panią na lunch. – Kobieta nie dała po sobie poznać, że nagle zrobiło jej nieprzyjemnie duszno. Słyszała różne niepochlebne historie na temat swojego szefa, jednak starała się puszczać je mimo uszu. Okazuje się jednak, że wszystkie te opowieści utknęły jej w głowie i teraz budzą w niej zupełnie bezpodstawny niepokój.
- Nie planowałam dziś wychodzić na lunch, bo jestem dość zajęta… - Odparła, chcąc kulturalnie wywinąć się z czasu spędzonego ze swoim szefem. Nie był on w jej typie i co ważniejsze, był starszy od niej o jakieś dobre 15 lat.
- Nie można się przepracowywać! Nie pozwalam pani. Pójdzie pani na lunch, przerwa jest konieczna. – Zaśmiał się głośno, a kobieta chcąc nie chcąc również szeroko się uśmiechnęła. Dopiero co zmieniła pracę, miała do tego ogromnego pecha. Nie chciała znów robić sobie problemów. W stosunkach ze współpracownikami, a szczególnie z szefostwem była bardzo, ale to bardzo ostrożna.
- Dobrze, skoro pan nalega. – Uległa. Kawa w barze na dole była średnio ciekawą opcją. Pracowała tu niedługo i nie znała kadry, a nie chciała, by wyrobili sobie o niej złe zdanie. Choć, próbowała mieć nadzieję, że lunch z nowym pracownikiem jest firmową tradycją…
- Świetnie. Zatem punkt trzynasta w moim gabinecie! – Zawołał, po czym wyszedł, nie zabierając nawet dokumentów, po które rzekomo przyszedł. Kobieta nie zdołała powiedzieć już nic więcej. Nie chciała zostawać z nim sama, tym bardziej, że od pewnego czasu on ewidentnie był dla niej zbyt miły. 

^^  ^^  ^^  ^^ 

- Jeju, ta sukienka jest nieziemska! – Pisnęła czarnowłosa dziewczyna. Trzymała w dłoniach skrawek ubioru, sprawdzając dokładnie jakość materiału. Robiła to tak delikatnie i subtelnie, jakby to było najdroższe na świecie dzieło sztuki. Blondynka zaśmiała się, widząc że jej przyjaciółka wpadła w trans.
- Też na początku tak zareagowałam, chociaż wiesz. Nie chciałam wyjść na jakieś dzikie dziecko z ulicy. Ale w tym sklepie wszystko było takie jak ta sukienka – po prostu IDEALNE! – Odrzekła, odpowiednio akcentując ostatnie słowo. – Ale kosztowało majątek.
- No a czego się spodziewałaś, Li? To najlepsi projektanci. Ty to masz szczęście, dziewczyno!
- Nie przesadzaj. Dobrze wiesz, jak to wszystko wyglądało. – Mruknęła, a jej entuzjazm gdzieś zniknął.
- Właśnie. Bo wy patrzycie na wszystko , jak zwykłe materialistki. To trochę wygląda, jakby on chciał cię kupić. – Idący obok brunet dołączył się do rozmowy.
- Nie znasz go. – Chłopak podniósł ręce w poddańczym geście i była to jedyna odpowiedź na szorstki ton blondynki, na jaką się zdobył. – Poza tym to nie tak. On naprawdę jest świetny.
- Lisa, my nie chcemy cię dołować… Ale jest połowa sierpnia, a on się nie odezwał. – Czarnowłosa starała się być delikatna. Byli przyjaciółmi od bardzo dawna i nie mieli problemów ze szczerością, nawet tą, która sprawiała ból. Tym razem było jednak nieco inaczej. Bill Kaulitz zachwycił Lisę na tyle, że bali się powiedzieć na jego temat cokolwiek negatywnego. Mijał czas i wiedzieli, że wcześniej czy później będą musieli ściągnąć ją na ziemię. Nie może cały czas żyć marzeniami. Nie odezwał się już półtora miesiąca, a to nie wróży nic dobrego.
- Nie rozumiecie… On jest zapracowany. Poza tym to nie takie proste, bo dawno nie widział mamy i trudno jest przełamać pierwsze lody. Ale ciągnie ich do siebie i to się czuje! – Jej towarzysze spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Li, nie możesz żyć czekaniem na jego telefon. – Blondynka tylko przekręciła znacząco oczami i postanowiła zakończyć ten temat.
- Chodźmy na lody. Pracowałem połowę wakacji i teraz potrzebuję odpoczynku, a nie kłótni. – Rzucił chłopak, widząc, że atmosfera robi się ciężka. – Swoją drogą, naprawdę ci ładnie w tej sukience, Lisa.
Blondynka nie zauważyła nawet, jak jej przyjaciółka posłała chłopakowi wymowne spojrzenie. Wzruszył ramionami w odpowiedzi i przyspieszył kroku. Znali się już kilka lat i uwielbiali swoje towarzystwo. Lisa, Sarah i Nathan byli nierozłączni i nikt nie wątpił w ich przyjaźń. Mieli wielu wspólnych znajomych, ale w razie problemów, albo potrzeby zwykłej rozmowy czy spaceru, potrzebowali tylko siebie. Byli niemal jak rodzeństwo, tak zresztą traktowali ich rodzice – nieważne w domu którego z nich się znajdowali, zawsze mogli czuć się swobodnie.

^^  ^^  ^^  ^^  

Brązowa skóra sofy nieprzyjemnie zatrzeszczała, kiedy kobieta na niej usiadła. Na nic zdała się jej delikatność. Mężczyzna, wbrew jej domysłom, a może raczej modlitwom, usiadł tuż obok, w momencie kiedy zdecydowanie zbyt szczupła blondynka, w restauracyjnym uniformie, wyszła z gabinetu, ciepłym głosem życząc im smacznego. Mimo jej starań, Madlen zdołała zauważyć jej uważne spojrzenie. Na pewno cała firma będzie wiedziała, że nowa pracownica je lunch z szefem i to w jego gabinecie… Świetnie!
- Mam nadzieję, że lubisz włoską kuchnię. – Jego głos przypomniał jej, że miała na głowie o wiele gorszy problem. Mianowicie szefa, który przez wiele osób jest posądzany o zbytnie spoufalanie się z pracownikami płci pięknej. Oczywiście nikt jeszcze nigdzie tego nie zgłosił, a plotki zwykle mijają się z prawdą, jednak jego zachowanie było bądź co bądź niepokojące. Jego wielkie łapy sprawiały, że nie mogła nawet patrzeć na jedzenie. Musiała się bardzo wysilić, by nie myśleć o tym, co ten człowiek może jej zrobić.
- A kto nie lubi, panie prezesie. – Odparła miłym głosem ignorując fakt, że dzisiaj jej szef nie zwracał się już do niej na „pani”. Bez żadnych pytań zaczął mówić do niej na „ty”, co ani trochę jej nie uspokajało.
- Och, darujmy sobie te konwenanse! Mów do mnie Stefan, Madlen. – Wszystkie jej obawy powoli się spełniały, tak samo jak jego nogi były coraz bliżej jej nóg. Zbliżał się i to wcale nie subtelnie. Dokładnie widziała każdy jego ruch, co bardzo ją niepokoiło.
- Dobrze, niech będzie. – Spojrzał na nią wyczekująco. – Stefanie. – Dodała, choć nie przeszło jej to przez gardło bez trudu. – Widziałam projekty nowej kampanii reklamowej naszej firmy, zapowiada się świetnie.
- Przestań, Madlen! Mamy przerwę, nie zajmuj sobie myśli pracą. Potrzebujesz odprężenia, widzę jaka jesteś spięta. – Te słowa sprawiły, że denerwowała się coraz bardziej. Nogi miała tak napięte, jakby miało to ją uratować przed molestowaniem ,którego zresztą się obawiała. Ręce trzymała sztywno, na kolanach. Siedziała wyprostowana, próbując nie dać po sobie poznać, że pewność siebie ulatuje z niej jak z przebitego balona. Nie wiedzieć skąd w jej głowie pojawiła się postura Billa, siedzącego na sofie w jej domu… No cóż, on chyba nie obawiał się gwałtu, więc jego wyrachowanie zdecydowanie nie ma żadnego wytłumaczenia. On jest po prostu gburem.
- Jestem tu nowa, próbuję poznać firmę. Poza tym bardzo mnie to ciekawi. – Odparła. Miała pustkę w głowie, chciała jednak uniknąć nieprzyjemnej ciszy, która mogłaby dać mu szansę na wtrącenie jakiejś zdecydowanie nie służbowej uwagi. Nie marzyła o niczym innym, jak o końcu tej cholernej przerwy na lunch!
- Moja droga, w nasze firmie zasady są takie, jak wszędzie. – Cofnął się. Oparł się o sofę i wreszcie odsunął się od niej choć na kilka centymetrów. – Jeśli wiesz z kim i jak porozmawiać, możesz zajść daleko. Jesteś kobietą sukcesu, widzę to po tobie. Ale potrzebujesz pomocy. Możemy sobie pomóc, Madlen.
Jej radość była przedwczesna. Głośno przełknęła ślinę, oczekując dalszej części monologu, którego nie chciała słuchać. Wiedziała, o co mu chodzi. Każdy domyśliłby się, że nie chodzi mu wcale o sumienną pracę nad papierami, ani biurowe nadgodziny. Czekała tylko na niemoralną propozycję, którą widocznie chciał jej złożyć. Nie wiedziała, jak ma zareagować. Przeklinała swoją głupotę, mogła przecież szukać dalej, zamiast przyjmować ofertę pracy w firmie, której prezes ogląda się za spódniczkami. A nawet nie tylko się ogląda… Oczywiście musiała być mądrzejsza…
- Jeżeli chcesz awansować, musisz się liczyć z kilkoma specjalnymi nadgodzinami. Ale myślę, że tak piękna kobieta jak ty świetnie sobie z tym poradzi. – Poczuła na swojej dłoni ciepło, które nie było ani odrobinę przyjemne. Uśmiechnęła się sztucznie, po czym zabrała rękę.
- Jedzmy, to wszystko wygląda tak smakowicie. – Nałożyła na swój talerz trochę warzyw, a do szklanki nalała wody z lodem. Nie chciała komentować jego słów.
Praca była jej potrzebna, bo już dawno temu zdecydowała, że pięćdziesiąt procent z pieniędzy, które Bill im daje, a właściwie już dawno dał, będą wpłacane na konto, które Lisa dostanie w swoje ręce dopiero po zakończeniu studiów. Do tego czasu będą żyły normalnie, a może nawet skromnie. Nie chciała, aby wysokie alimenty w jakikolwiek sposób wpływały na ich życie. Nie chciała, by Bill nawet się z nimi nie kontaktując, mógł zmieniać ich sposób bycia. Nie zarabiała dużo, więc nie będą bogate. Chciała mieć świadomość, że potrafi poradzić sobie sama, że to ona zapewnia sobie i swojej córce dobre i spokojne życie.
Szczególnie teraz, kiedy on znów się pojawił w jej świecie nie chciała bić się z myślami, że wszystko zawdzięcza jego sławie. Wystarczyło, że raz, przed narodzinami dziecka, usłyszała wiele przykrych słów o tym, jak to wie z kim iść do łóżka, żeby ustawić się na całe życie.
Postanowiła walczyć, nawet jeżeli miałoby nie być to łatwe.

^^  ^^  ^^  ^^

Duże i ciężkie drzwi zamknęły się z głośnym hukiem, odcinając tym samym dwie kobiety od głośnej muzyki i innych, niekoniecznie miłych, odgłosów siłowni. Tu panowała zupełna cisza, pomijając rzecz jasna szepty kobiet w zupełnie innej części szatni, szum prysznica z sąsiedniego pomieszczenia i pojawiające się co chwilę trzaskanie małych, metalowych drzwi szafek.
Jedna z nich, szczupła, opalona na brąz blondynka od razu sięgnęła po butelkę wody i rozłożyła się bezwładnie na jednej z ławek. Druga natomiast bez słowa sięgnęła po ubrania i kosmetyczkę. Nie oglądając się na towarzyszkę przeszła w głąb drugiej części szatni, w której mieściły się łazienki.
Po dobrych trzydziestu minutach obie kobiety znów spotkały się w tym samym miejscu, przy tej samej ławce. Odświeżone i przebrane układały włosy i poprawiały makijaż i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie cisza, która między nimi panowała.
- Wiesz, takie treningi to już nie na moje lata. – Zaśmiała się blondynka. – Musimy chyba zacząć grać w tenisa, albo pływać… Co ty na to?
- Czemu nie. – Odparła beznamiętnie kobieta, malując sobie rzęsy.
- Kate… Czy mogę o coś spytać? – Zagadnęła nieśmiało. Chciała zacząć temat już od kilku tygodni, ale nigdy nie miała na to odwagi.
- No? – Spojrzała na nią wyczekująco.
- Co z Billem? – Blondynka nie zdążyła nawet nic dodać, kiedy jej towarzyszka przekręciła oczami i szybko zaczęła wrzucać rzeczy do torby. – Tylko pytam!
- Więc nie pytaj. Co on cię obchodzi? – Burknęła. Podniosła się i ruszyła do drzwi. Blondynka niewiele myśląc poszła jej śladem.
-Ty mnie obchodzisz. Możesz mi o tym powiedzieć, jeśli chcesz. – Mówiła, próbując ją dogonić.
- I wydaje ci się, że chce? Świetny z ciebie obserwator, Mia. – Rzuciła gniewnie. Żadna z kobiet nie zauważyła nawet  głośnego „zapraszamy ponownie” mężczyzny z recepcji.
- Wydaje mi się, że potrzebujesz. Nie zachowuj się jak histeryczka, ile ty masz lat? – Zatrzymały się dopiero na parkingu, przed czerwonym sportowym autem.
- Zdradzał mnie, pasuje? Bill Kaulitz zdradzał mnie z jakąś małolatą, najpewniej nawet niepełnoletnią. Chyba u niego pomieszkiwała. Mały blond-gówniarz, duży biust, płaski brzuch, długie nogi. Jak każda nastolatka. Tyle. Zadowolona?
- Przyłapałaś ich?
- Nie! Jeszcze tego brakowało. Widziano ich razem na imprezie, w dwuznacznej sytuacji. Potem do niego pojechałam i przyszli do domu razem. Szczęśliwi jak cholera! Śmiali się, rozmawiali, jak gdyby nigdy nic! A nagle zobaczyli mnie i miny im zrzedły… - W głowie pojawiały się jej na nowo sceny, które rozegrały się ponad miesiąc temu w jego domu.
- I co ci powiedział? – Zapytała zaciekawiona. Wiedziała, że dla jej przyjaciółki to ogromna tragedia i z naprawdę ogromnym trudem zachowywała powagę. Takie newsy prosto z domów największych gwiazd każdego zaintrygują!
- Praktycznie to… nic. Że to nie tak, jak myślę… - Mruknęła kobieta. – Bo to też jego wina, Mia! Mógł przechodzić do rzeczy. On za każdym razem to rozwlekał, gadał o bzdurach, a ja dostawałam szału. Nie powiedział nigdy nic konkretnego. Teraz się nie odzywa.
- A jak ma się odzywać? Katy, ja wiem, że ty tego do siebie nie przyjmujesz, ale chyba się zakochałaś. On jest gdzieś w Ameryce i obie dobrze o tym wiemy. Ma pracę. I to twój obowiązek, odezwać się do niego po powrocie. – Blondynka patrzyła na swoją przyjaciółkę, jak na małe dziecko. Nie wiedziała, jak może przemówić jej do rozsądku.
- Przemyślę to. – Rzekła urażonym głosem i wsiadła do samochodu.




Dla Ka., bo była grzeczna...