środa, 25 czerwca 2014

Dwudziesty siódmy


Każdy mężczyzna odczuwa w swoim życiu ogromną presję. W związku z góry narzucane jest mu miano tego silniejszego, który musi osiągnąć pewne konkretne cele, bez względu na to, co sam o nich sądzi. Wszyscy przecież słyszeli o domu, potomku i drzewie…?
Podobno świat się zmienia. Nadszedł czas równouprawnienia, a jednak mimo to wciąż są kobiety, które chcą oprzeć się o silne, męskie ramię i zwyczajnie poczuć się bezpiecznie. A on musi temu podołać.
Blondyn siedział przy stole w jednej ze swoich ulubionych restauracji i z dumą obserwował zażartą dyskusję dwóch towarzyszących mu kobiet na temat tego, czy należy jeść pieczywo, które przed chwilą przyniosła kelnerka. Uwodziło je zapachem ziół, a jednocześnie odstraszało ilością kalorii.
Były szczęśliwe, bo właśnie skończył się jeden z trudniejszych etapów ich życia. Godzinę temu wyszli z sali rozpraw, gdzie przyznano im odszkodowanie za zniesławienie. Zamknęli rozdział, który z jednej strony przyniósł wiele dobrego, bo Lisa w końcu poznała swojego ojca, na nowo odżyła jego znajomość z Madlen, ale z drugiej strony, przysporzył im wielu łez i zawodów. Życie nie zawsze jest kolorowe, a kiedy jest się nastolatką można to odczuć niezwykle boleśnie.
- Planowałam wybrać się dzisiaj do kina. – Rzekła Lisa. Popatrzyła na twarze swoich rodziców, którzy najwyraźniej nie byli przesadnie zachwyceni pomysłem. – Mogę iść sama. Nawet wolałabym iść sama. Grają jakiś dramat. Poza tym mogłabym przejść się na małe zakupy. – Uzupełniła zdawkowo.
- Nie znasz miasta, a znowu chcesz sama po nim biegać. To nie jest najlepszy pomysł. – Bill westchnął na słowa Madlen. Wiedział, że miała rację, ale z drugiej strony ostatni tydzień byli praktycznie nierozłączni. Lisa spędzała czas albo z nim, albo z nią, nigdzie nie wychodziła sama.
- A z kim mam wyjść? Mam tu tylko was, i przepraszam jeśli to źle zabrzmi, ale z rodzicami nie można przebywać zbyt długo. To niszczy relacje.
- Myślałem, że przyszedłem na obiad,  a nie na terapię rodzinną. – Zaśmiał się Bill. Dziewczyna również uśmiechnęła się szeroko, przyglądając się swojemu ojcu. Czasami czuła jakby to był jej rówieśnik, a nie rodzic i bardzo jej to odpowiadało. Zwykle odnajdywała w nim wsparcie. Dopiero wzrok Madlen sprawił, że jego śmiech zanikł. – Oczywiście, ostateczną decyzję podejmie twoja mama. Choć sądzę, że moglibyśmy znaleźć kompromis.
- Jaki? – Zapytała rzeczowo kobieta. Bill zwrócił się do Madlen i przez chwilę walczyli na spojrzenia. Lisa obserwowała wszystko z boku, oczekując ich decyzji. Mieli dziś dobre nastroje i chciała zostawić ich samych. Dla ich dobra, rzecz jasna…
- Mogę zawieźć Lisę do kina. Do tego, które jest przy centrum handlowym, wtedy zakupy i film może załatwić razem. A potem, albo ją odbiorę, albo wróci autobusem, bo jest tam też przystanek. Ewentualnie wyślę z nią kierowcę. Nie ma opcji, żeby się zgubiła. – Znowu powstało między nimi napięcie. Nie było to jednak nic negatywnego. Oboje ważyli słowa, jakby nie była to zwykła rozmowa, a praca sapera.
- Dobrze, jeśli ją zawieziesz to w porządku.
- Ale wrócić wolałabym sama! – Wcięła się w rozmowę Lisa. Kobieta dopiero wtedy zwróciła na nią swój wzrok. – Dyskutujemy o tym za każdym razem, nie wydaje wam się to nudne?
- Lisa, przypominam, że nie jesteś tu na wakacjach. – Dziewczyna ostentacyjnie skrzyżowała ręce na piersi. Widziała, że jej matka jest zirytowana, ale nie wiedziała dlaczego. Na pewno nie kierowała nią przesadna troska, znały się za długo, by w to uwierzyć. Sięgnęła po ostateczne, nie mające nic wspólnego z tematem rozmowy, argumenty. Skąd ta desperacja?
- Może już wystarczy, co? Teraz zjemy obiad, a potem porozmawiamy. – Bill spojrzał na obie kobiety spod uniesionych brwi i uśmiechnął się triumfalnie, kiedy zrezygnowały z dalszej dyskusji.
Lubił to. Naprawdę to lubił. Czuł się jak członek rodziny, jak ojciec. Nie bardzo rozumiał swoje relacje z Madlen, ale cieszył się każdą chwilą, drobnym gestem, jaki wykonywała w jego kierunku.
Chłonął każde ich słowo. Nawet czas spędzony w kuchni, przy wspólnym przygotowywaniu obiadu sprawiał, że uśmiech sam wpływał mu na usta.
To było tak dobre, że aż nierealne. Jakby rzeczywistość nagle zniknęła, a on zamknął się w jakiejś szklanej kuli, w innym świecie. Zapominał już jak to jest żyć w pojedynkę i sam nie wiedział, czy powinien się z tego cieszyć, czy zacząć się martwić.
Został im tydzień. Wtedy obie wyjadą, a on znów zostanie sam. Od niego zależało, jak to się dalej potoczy, ale najgorsze było to, że nie mógł wykonać kolejnego ruchu. Nie mógł się ani cofnąć, ani pójść do przodu.
A to dlatego, że nie potrafił podjąć decyzji.
Ludzie tego nienawidzą. Chcą mieć wszystko. Stać po środku, na krawędzi, łapiąc to co najlepsze z kilku możliwych wyjść, nie wybierając żadnego i z żadnego nie rezygnując. Nie chcą niczego tracić, na korzyść czegoś innego.  W nic nie wchodzą wystarczająco głęboko,  dają z siebie tylko konieczne minimum. Przez chwilę dostają naprawdę wiele i mają wszystko, czego chcą.
Ale potem zaczynają się problemy. Okazuje się, że wbrew oczekiwaniom, we wszystko zaangażowali się równie mocno i jeszcze trudniej jest im z czegokolwiek zrezygnować. A ich świat zaczyna się zapadać, są coraz bliżej krawędzi, bo każda ze stron coraz bardziej ich pociąga. Wtedy naprawdę łatwo jest zostać z niczym.
On czuł, że jest właśnie w takiej sytuacji. W miejscu, gdzie nie ma już dobrych decyzji, bo każda jest tak kusząca, że z żalu za odrzuconymi, nie będziemy już w stanie cieszyć się tym, co ostatecznie wybierzemy.

^^  ^^  ^^  ^^

Kobieta prawie bezszelestnie wkroczyła do kuchni. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Swój wzrok na dłużej zatrzymała na męskich plecach opiętych czarnym bezrękawnikiem. Niczego nieświadomy dalej kręcił się przy kuchennym blacie. Pili wino i oglądali film, była to norma w ostatnim tygodniu. Spędzali tak prawie każdy wieczór, z tym, że zwykle była z nimi również Lisa.
Tym razem zachciało im się sushi, które postanowili zamówić. Bill odebrał jedzenie, a potem skierował się do kuchni, by wyłożyć je na jakieś naczynie, ale jak się okazało, trwało to zbyt długo. Madlen szybko się zniecierpliwiła i ruszyła w ślad za nim.
Od razu kiedy go zobaczyła zapomniała, czego właściwie od niego chciała.
- Dobrze czuję się w tym domu. Jest jakiś… magiczny. – Westchnęła przeciągle i usadowiła się wygodnie na blacie drewnianego stołu. Odstawiła kieliszek, wcześniej dopijając wino i odchyliła głowę do tyłu. Z zamkniętymi oczami próbowała skupić swoje myśli na czymś, co pomogłoby jej pozbyć się z głowy obrazów, o których nie chciała teraz mówić. Nie chciała mu opowiadać o tym, jak bardzo marzyła o takim właśnie domu… I takim mężczyźnie.
- Starałem się stworzyć tu taką atmosferę. Mieszkam sam, ale przewija się tutaj mnóstwo ludzi. – Rzucił, nie odwracając się.
- Pewnie głównie kobiet? – Dopiero wtedy Bill postanowił się odwrócić i był w niemałym szoku, widząc ją w takiej pozycji. Była piękną kobietą i tego na pewno była świadoma, ale czy wiedziała też, jak bardzo go teraz kusiła i na jak ciężką próbę go wystawiała? A może robiła to z premedytacją…?
- Nie. Choć Camilla… Ona lubi tu zaglądać. Nawet mają tu z Tomem swoją sypialnię, w której właściwie nikt poza nimi nie sypia. – Odparł po chwili zastanowienia. Pospiesznie wrócił do poprzedniego zajęcia. Kiedy jednak znów odwrócił się twarzą do blatu i rzucił wzrokiem na talerze i sushi w plastikowym opakowaniu przez długi moment zastawiał się, co właściwie powinien z tym zrobić. Patrzył na jedzenie, ale widział ją. Widział jej długie nogi w obcisłych czarnych spodniach, niewielki dekolt białego t-shirtu, który podkreślał jej biust i odsłaniał cholernie seksowne obojczyki. Zawsze miał do nich słabość. Widział długą, szczupłą szyję, odchyloną do tyłu, widział jej różowe usta i ciemne rzęsy zamkniętych oczu. Nagie ramiona, piękne zadbane dłonie, na których się opierała. I widział jej blond włosy, które tak uwielbiał. Widział ją i zastanawiał się, czemu on ciągle tak na nią reagował, skoro minęło już tak wiele czasu. Nie są już nastolatkami, wszystko się zmieniło, ale chemia… Ona nadal między nimi działała.
- Wiem, że kogoś miałeś. Przyznałeś się do tego ostatnio. To naturalne. Ja też próbowałam. – Wyrzuciła z siebie po chwili.
- Chcesz o tym rozmawiać? – Zapytał niepewnie. Nie wiedział, czy to dobry pomysł, ale musiał zapytać. Słyszał  w jej głosie coś, co go niepokoiło.
- Jeszcze nie teraz. – Usłyszał, jak schodzi ze stołu. Ulżyło mu, ale z drugiej strony poczuł ukłucie żalu. Przeklął w myśli, że podświadomie pozwolił sobie na takie wizje z Madlen w roli głównej. – Chyba nie jestem już głodna.
- Jesteś pewna? To sushi wygląda świetnie. Zaraz pewnie znów wróci ci ochota na jedzenie. – Odwrócił się do niej przodem i znowu się zdziwił. Stała, opierając się pośladkami o stół, pochylona, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Zmarszczył czoło, zastanawiając się, co się wokół niego dzieje. – Powiedziałem coś nie tak? – Zapytał ostrożnie.
- Bill, czy ty żałowałeś swojej decyzji? – Nie podniosła głowy. Jej głos był bardzo cichy, mężczyzna ledwie zrozumiał pytanie.
- Mad, przecież rozmawialiśmy o tym. Żałowałem od samego początku, ale to nie była moja decyzja. Ja byłem, jak marionetka, a inni decydowali za mnie. Po co to rozpamiętywać?
- A tego, że się rozstaliśmy? Ciągle mówisz, że nie chciałeś mnie krzywdzić, ale czy żałujesz, że ten związek nie przetrwał? – Wbiła w niego pusty wzrok. Bill zastanawiał się tylko, czy to nienawiść, rozpacz, czy może nadzieja zionie z jej oczu. Bał się cokolwiek powiedzieć. – Nie chciałam, żeby Lisa wychodziła. Wiedziałam, że jeśli zostaniemy sami to wcześniej, czy później poruszę ten temat. Nie dawaj mi więcej alkoholu. – Doszedł do niego jej zrezygnowany śmiech.
- Sądziłem, że możemy stworzyć coś poważnego. Tęskniłem za tobą. Potem… No wiesz, myślałem, że może tak musi być. - Kobieta zagryzła wargę. Nie odezwała się ani słowem. A on wciąż czuł na sobie jej palące spojrzenie. - Madlen, nie cofniemy czasu. Jesteśmy tu i teraz. Przez te wszystkie lata oboje staraliśmy się jakoś żyć i nie możemy mieć do siebie pretensji o to, że nie myśleliśmy o sobie non stop. - Ponownie spuściła wzrok. Nie potrafił nic z niej wyczytać. Każdy gest interpretował na setki sposobów, próbując przebić się przez barierę, jaką przed chwilą wokół siebie wytworzyła. Podszedł do niej i złapał ją za dłoń. Nie chciał sprawić jej przykrości. Nie chciał znów jej krzywdzić. - Maddy... To, że nie odezwałem się przez tyle lat, nie znaczy, że mi na tobie nie zależało. Nie chciałem wchodzić z butami do twojego życia, bo wiedziałem, że próbujesz je sobie ułożyć. Nie wiedziałem... Nie miałem pojęcia, że tam nadal było dla mnie miejsce. Nadal nie jesteś mi obojętna i nigdy nie będziesz. Nie tylko ze względu na Lisę.
- Bardzo dużo mówisz, Bill. Ale ja nadal nie wiem, na czym stoję. - Podniosła głowę i oboje zdębieli zauważając, jak blisko siebie się znaleźli. Bill czuł jej niespokojny oddech na swojej szyi. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, ciała spięły się jeszcze bardziej.
- Ja też nie wiem. To wszystko jest jakieś popieprzone. - Wyszeptał, jakby bał się, że zbyt głośną rozmową zniszczy intymność tej chwili. Odruchowo oblizał wargi i delikatnie pochylił się w jej kierunku.
Kobieta nie czekała na jego kolejny ruch. Potraktowała to jako zaproszenie i podniosła się lekko na palcach, sięgając do jego ust. Pierwszy raz od prawie dwudziestu lat ich wargi się zetknęły. Po kilku nieśmiałych ruchach ich pocałunek przeszedł w bardziej namiętny. Madlen objęła jego kark, jedną z rąk mierzwiąc jego włosy. Bill złapał ją w talii i posadził na stole, usadawiając się wygodnie między jej nogami.
Oderwali się od siebie tylko na chwilę. Madlen z wciąż zamkniętymi powiekami poczuła na sobie ciężki oddech Billa i bezwiednie się uśmiechnęła. Po chwili spojrzała na niego i z niepokojem spostrzegła, że nie umie odczytać, co wyraża teraz jego twarz. Nie musiała się jednak dłużej nad tym zastanawiać, bo ten gwałtownie wpił się w jej usta i oboje odpłynęli w kolejnym pocałunku. Ich języki poruszyły się coraz szybciej, a ręce wędrowały w coraz to nowsze zakątki ich ciał. Kobietę przeszedł dreszcz i wygięła się w łuk, kiedy jego dłoń zawędrowała pod jej koszulkę. Nie była mu dłużna i po chwili gładziła mięsnie na jego klatce piersiowej.
Z zadowoleniem stwierdziła, że Bill bardzo się zmienił od czasu ich rozstania. Jest niemal idealny, wszystkie kobiety marzą o takim mężczyźnie. A ona miała go na wyciągnięcie ręki.
Tym razem to ona przerwała pocałunek, pospiesznie pozbawiając go koszulki. Jego bezrękawnik po chwili wylądował gdzieś na kafelkach.
- Mad, czy ty jesteś pewna? Ja nie mogę... - Zaczął po chwili. Jego oddech był nierówny, każde słowo wypowiadał ze słyszalnym trudem. Ręce kobiety zamarły na chwilę tuż przy jego rozporku.
- Nie chcesz tego? - Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Chcę, oczywiście, że chcę, ale nie wiem, czy poza... - Odsunęła go od siebie na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy. Z trudem odkleił się od jej szyi.
- Więc nic nie mów, nie psuj tego. Resztą będziemy się martwić potem. - Rzuciła bez zająknięcia, sama dziwiąc się pewnością, jaką dało się dostrzec w jej głosie. Nie spodziewała się tego po sobie. Całą sobą starała się wyzbyć myśli o nim, wizji ich pierwszego zbliżenia po tylu latach, rozważań na temat jego reakcji na jej ciało. Nie udało się. Kilka lampek wina i godzina naprawdę przyjemnej rozmowy zrobiły swoje. Poczuła się u jego boku na tyle pewnie, by porzucić wyznaczone wcześniej granice.
Bill nie chciał już więcej pytać. Nie wiedział, czy działał na nią w równiej mierze, co ona na niego, ale obawiał się, że jeśli szybko nie pozbędzie się spodni, to będzie czuł się bardzo niekomfortowo. Od dawna z nikim nie był i niewiele brakowało mu do tego, by być gotowym. Kobieta odpięła pasek w jego spodniach i sprawnie się go pozbyła. Jego dłonie chwyciły materiał jej koszulki, którą szybko pociągnął do góry i rzucił w kąt. Potem od razu, nie dając jej pola manewru, pchnął ją na stół i pochylił się, zabierając się za całowanie jej szyi i dekoltu. Wygięła się w łuk na jego dotyk, tylko ułatwiając mu zadanie. Rozpiął jej spodnie i w kilku szybkich ruchach zdjął je, pozostawiając blondynkę w samej bieliźnie.
Obsypywał jej ciało pocałunkami, kilkakrotnie zahaczając zębami o jej bieliznę i zostawiając językiem mokre ślady na jej gorącej skórze. Blondynka spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem i bezceremonialnie przyciągnęła go do siebie nogami, dając mu jednoznaczny sygnał, że chce więcej. Ich krocza ocierały się o siebie, co obojgu sprawiało przyjemność, a na dowód tego kobieta wydała z siebie głośny jęk.
Podniosła się do pozycji siedzącej i zmierzyła wzrokiem swojego kochanka. Na jej twarzy wykwitł niemal triumfalny uśmiech. Rozpięła jego rozporek i zabrała się za ściąganie jego spodni i bielizny. Całowała jego tors, cały czas spoglądając na jego twarz. Widziała, że jest zadowolony i to coraz bardziej ją podniecało. Zanim jeszcze jego ubrania opadły na podłogę, Kaulitz sięgnął do tylnej kieszeni po portfel, by wyjąć z niego prezerwatywę. Kobieta spojrzała na niego spod uniesionych brwi.
- Dobrze, że tym razem pamiętasz. - już miał coś powiedzieć, kiedy ona wcięła mu się w pół słowa. - Zawsze nosisz prezerwatywy przy sobie, w razie gdyby w pobliżu znalazła się jakaś napalona kobieta?
- Jestem przezorny. - Odparł, choć nie miał teraz ochoty na żadne rozmowy. Błądził wzrokiem po jej ciele i nie mógł się doczekać, kiedy ściągnie z niej bieliznę. - Na pewno tutaj?
- A co, boisz się o swój stół? - Zapytała zadziornie, na co on tylko się uśmiechnął.
Stał przed nią zupełnie nago, kiedy ona wciąż nie pozbyła się bielizny, co zaczynało go powoli irytować. Wyglądała świetnie, ale on chciał widzieć więcej. Ponownie się nad nią pochylił i sięgnął dłonią za jej plecy, by odpiąć stanik. Z jej pomocą szybko go ściągnął i odrzucił na bok, od razu łapiąc jej biust w dłonie. Najpierw je całował, delikatnie masując. Po chwili, nie zaprzestając pieszczot, zabrał jedną z dłoni i przeniósł ją na jej udo. Sunął paznokciami w górę, czując z satysfakcją, jak kobieta szerzej rozstawia nogi, jakby chciała zaprosić go jeszcze dalej. Gładził ją dłonią przez materiał majtek, a ona zdecydowanie na niego napierała. Wydała z siebie przeciągły jęk frustracji. Mężczyzna złapał w zęby jej brodawkę, dając falę kolejnych doznań i znów cieszył się cudownymi dźwiękami podniecenia z jej ust.
Sam doszedł do wniosku, że nie chce już dłużej czekać. Odszedł od niej na tyle, by móc ściągnąć z niej bieliznę, a potem zajął się zabezpieczeniem. Widział Madlen, jak leżąc na stole obserwowała go, zakładającego na swoje przyrodzenie prezerwatywę. Czuł satysfakcję dostrzegając wyraz jej twarzy. Podszedł do niej ponownie. Podpierała się na łokciach i rozłożyła przed nim nogi, sama nie wierząc w to, co się dzieje. Uśmiechała się kokieteryjnie, kiedy szedł w jej kierunku.
Oboje czuli się lekko spięci. Pamiętali siebie sprzed lat. Bill cały czas miał przed oczyma nastoletnią Maddy, która przeżyła z nim swój pierwszy raz. Pamiętał, że sam strasznie się denerwował, bo nie dość, że nigdy wcześniej nie robił tego z nikim niedoświadczonym, to zwyczajnie bał się, że ją zawiedzie, że nie będzie zadowolona, a przecież tak bardzo mu na niej zależało. Teraz widział przed sobą dojrzałą kobietę, nadal piękną, ale świadomą swoich potrzeb, bez tego lekko zawstydzonego wzroku, czy tłumienia jęków podniecenia. Uwielbiał ją wtedy i teraz również nie potrafił się jej oprzeć.
- Jesteś piękna. - Wyszeptał jej wprost do ucha, a potem, nie dając jej szansy na odpowiedz, która mogłaby przerodzić się w dłuższą dyskusję, wszedł w nią dość gwałtownie. Oboje na chwilę zamknęli oczy, rozkoszując się przyjemnością, jaka ich zalała.
Bill położył dłonie na jej biodrach i po kilku długich i głębokich ruchach nadał im nieco szybsze tempo. Blondynka objęła go nogami, a jej ręce błądziły po całym jego ciele. Jęknęła przeciągle, kiedy Bill pochylił się tak, że jego podbrzusze zaczęło się przyjemnie o nią ocierać. Obsypywał ją pocałunkami, kiedy ona dokładnie badała dłońmi twardość jego wszystkich mięśni, które teraz tak pięknie się uwydatniały.
Nie wiedzieli, ile to trwało, ale tempo ich ruchów zdecydowanie się zwiększało. Oboje zbliżali się do szczytu rozkoszy. Blondynka zacisnęła palce na jego barkach, czując, że za chwilę dozna szczytu. Oderwał się od całowania jej szyi i spojrzał w jej oczy. Miała nieobecny wzrok, a jej usta po chwili otworzyły się w głośnym gardłowym jęku. To przelało szalę, czując na sobie jej orgazm sam nie potrzebował już wiele i doszedł, obserwując jak ona powoli się uspokaja. Dopadł do jej ust zabierając jej oddech, a ona łapczywie przyparła do niego, ciasno obejmując jego kark. Jak gdyby chcieli być teraz jeszcze bliżej, jakby mieli stopić się teraz w jedno ciało i pozostać tak już na zawsze.
Bill oparł się na łokciach. Stykali się ciałami, oddychali nierównomiernie. Oparł się swoim policzkiem o jej. Gorące powietrze z jego ust owionęło jej ucho. Czuła, że się uśmiechał.
Maddy... - Zaczął zdyszanym głosem.
Wiem, Bill. - Objęła dłonią jego kark.
Już nic nie musieli mówić.

^^  ^^  ^^  ^^

- Chcesz mi o nich opowiedzieć? – Leżeli na stole patrząc w sufit. Bill przyniósł koc, kiedy na jej ramionach zauważył gęsią skórkę i oboje się pod nim schowali. Leżeli obok siebie i mówili o pozornie błahych rzeczach. Jednak czuli, że poważna rozmowa wciąż wisi w powietrzu.
- O facetach? A ty chcesz mi powiedzieć, z iloma kobietami byłeś przez ostatnie siedemnaście lat? – Odpowiedział jej pusty śmiech.
- Nie wiem, nigdy nie liczyłem. Byłem tylko w trzech poważniejszych związkach, z czego dwa rozpadły się naturalnie, a trzeci… Posądziła mnie o zdradę i po prostu zostawiła. Choć właściwie, to nie był związek. To znaczy… Był, ale żadne z nas nie powiedziało tego na głos. Plączę się… Nieważne. A ty? Nie byłaś przecież tyle lat sama.
- Nie. Ale nie byłam z nikim. Miałam mnóstwo epizodów, ale z nikim nie byłam. Zawsze byłam obok. Wiesz… Nikt z nich mnie chyba nie pociągał. Wmówiłam sobie, że na nikogo wyjątkowego nie zasługuję, więc akceptowałam to, co mnie spotykało. – Prychnęła pod nosem. Oboje spojrzeli w bok i kiedy ich spojrzenia się spotkały zapadła cisza. Bill niewiele myśląc odnalazł jej dłoń, dając jej niemy sygnał, by kontynuowała. Znów uciekła od niego wzrokiem.  – Cholera, ja chyba potrzebowałam bliskości. Ale to był sam seks, rozumiesz. Czasem nawet było nam dobrze… Choć nie zawsze… Ale czasem naprawdę schodziło ze mnie całe napięcie. Tylko potem czułam się źle. Jakbym była brudna. – Uścisnął jej dłoń mocniej słysząc, jak jej głos słabnie.
- Teraz też się tak czujesz?
- Nie. Teraz nie. Jeszcze. – Odparła, uśmiechając się blado. Podniósł się na łokciu, a potem w kilku sprawnych ruchach przyciągnął ją do siebie. Objął silnym ramieniem i delikatnie gładził jej plecy, kiedy ufnie wtuliła się w jego tors. Ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi i powoli wdychała zapach jego ciała i tych cudownych, intensywnych perfum.
- Przepraszam… Mad, przepraszam. Ja mogę zrobić tylko tyle, bo nic nie zmieni przeszłości. Nie zostawia się tak człowieka, na którym ci zależy... Skrzywdziłem cię, to przeze mnie nie mogłaś być szczęśliwa. Miałem nadzieję, że kiedy dziecko podrośnie, a ty będziesz mieć ode mnie pieniądze, to zaczniesz żyć zupełnie normalnie. Ale nie pomyślałem, że nie tylko ja pamiętam. Że nie tylko w mojej głowie to zostało.
- Dobra, starczy, Bill. – Rzuciła kobieta. Poniosła się nieznacznie na rękach, by móc na niego spojrzeć. Na jej twarz wpłynął chytry uśmiech. – Robiłeś to już na tym stole?
- Co? – Zapytał zdumiony. Wyszczerzył się po chwili, a całe spięcie nagle gdzieś uleciało.
- No pytam, czy już kiedyś uprawiałeś seks w swojej kuchni. Z tą ostatnią kobietą na przykład. – Uniosła brwi w geście oczekiwania.
- Teraz to ty nie psuj, Mad. Rozmawianie o starych związkach zawsze wszystko psuje. – Rzucił, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Nie. To był jego pierwszy raz i jak widać trzyma się dobrze.
- Zero finezji, Kauliz. – Burknęła, udając zawód. – Było naprawdę… miło i sądziłam, że jesteś w tym naprawdę oblatany, a tu proszę. Nie wyszedłeś jeszcze z sypialni?
- Kobieto, nie poznaję cię! Od kiedy jesteś taka… bezpruderyjna? Bezpośrednia? Odważna…? – Nie krył zadowolenia. Nie umiał powstrzymać uśmiechu. Musiał przyznać, że czuł się przy niej naprawdę swobodnie. Wcześniej bał się, że to coś zmieni, że ona znów zamknie się w twardej skorupie, skazując go na kolejne wyrzuty sumienia. A on czuł się zadziwiająco dobrze i jak widać, ona również.
- Nie masz już do czynienia z nastoletnią dziewicą, Bill. – Pochyliła się nad nim, składając drobne pocałunki tuż za jego uchem. – A teraz, mój drogi, zwijamy się stąd. Lisa w każdej chwili może wrócić i nie może tego zobaczyć. No i możesz ogarnąć ten stół przed jutrzejszym śniadaniem, bo to trochę… nieodpowiednie?
Owinęła się kocem i weszła ze stołu, zostawiając Billa samego, zupełnie nagiego. Obserwował ją zmrużonymi oczami do momentu, w którym opuściła kuchnie. Położył się swobodnie na stole i znów wbił wzrok w sufit.
Co się właściwie przed chwilą stało?




Piszę i mogę publikować częściej, niż raz na miesiąc. Cud, po prostu cud!
I jestem zadowolona z tego rozdziału, więc chętnie przeczytam, co Wy o nim sądzicie... :D
Pozdrawiam! 

środa, 11 czerwca 2014

Dwudziesty szósty


Szczęk klamki wyrwał blondynkę z zamyślenia. Podniosła wzrok na drzwi, a na jej twarzy wyrósł łagodny uśmiech. Próbowała ukryć zmartwienie, które rodziło się w niej na myśl o miejscu, w którym się znajduje. Bez skutku.
- To była tylko sąsiadka, w końcu możemy w spokoju porozmawiać. – Starsza kobieta usiadła przy niewielkim stoliku w słabo oświetlonej kuchni. – Nie sądziłam, że jeszcze cię tu zobaczę. Ty ciągle jesteś zajęta. – Pokiwała głową z dezaprobatą.
- Muszę pracować, żeby się utrzymać, takie jest życie. A taka podróż wymaga czasu i pieniędzy, musiałabym wziąć urlop… Teraz wykorzystałam sytuację. Byłam w Azji, służbowo. Lepiej opowiedz, co u ciebie, mamo. - Dziewczyna siliła się na radosny ton – Ty... Rozstałaś się z tym...
- Erykiem. Tak, już ponad pół roku temu. – Dokończyła za nią matka. Obie w ciszy powolnie popijały herbatę. Ton kobiety bezdyskusyjnie zakończył rozmowę na temat jej związku. Blondynka nie miała o to pretensji, sama nie chciała o tym mówić. Nie tolerowała tego człowieka, choć wiedziała, że jest to niedojrzałe. Powinna pozwolić swojej matce na normalne życie i nową miłość. Zrobiło się jej jednak przykro na myśl, że ona znów jest tu zupełnie sama.
- Mamo, ja przepraszam, może nie powinnam… Wiem, jaka jesteś… Ale może potrzebujesz jakiejś pomocy? Albo… Nie wiem, to mieszkanie jest takie małe, ciemne… Nie myślałaś o przeprowadzce? – Blondynka nie mogła dłużej patrzeć na swoją matkę i dusić w sobie tego, co od dawna chciała powiedzieć. Domyślała się, z jaką reakcją się spotka i nie myliła się. Kobieta westchnęła przeciągle i uciekła wzrokiem.
- Katherina, ja nie wyprowadzę się do Niemiec, jak ty. To mój dom. Poza tym, nie jest źle. Nie potrzepuję luksusowego mieszkania, czy samochodu. Teraz jest za późno, na takie zmiany. Ty znalazłaś tam dobrą pracę, ba, ty robisz karierę. Mi jest dobrze tutaj.
- Jak wyjeżdżałam, to też było za późno, bo przecież słabo znasz język… Nie ułożyło ci się z Erikiem, twoja praca to nie jest spełnienie marzeń, właściwie nikogo tu nie masz, więc możesz wyjechać. A jeśli nie, to chociaż daj sobie pomóc… Jakkolwiek. – Była zrezygnowana. Nie miała siły na walkę z matką, ale nie mogła też patrzeć na jej życie bez wyrzutów sumienia spalających ją od środka.
- Ustalmy coś. To, że mi się nie przelewa, nie znaczy, że żyję w skrajnym ubóstwie. To ty potrzebowałaś wyjazdu, dobrej pracy i dużych pieniędzy, nie ja. Nie potrzebuję pomocy, radzę sobie całkiem nieźle. – Blondynka już chciała odpowiedzieć, kiedy w ostatniej chwili matka posłała jej nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. – Układa ci się w pracy, a w życiu osobistym? – Jej ton zelżał. Młoda kobieta przewróciła oczami ze zrezygnowaniem. Każda rozmowa z matką na temat przeprowadzki kończyła się fiaskiem.
- No… Właściwie chyba też. – Blondynka od razu zapomniała o nieprzyjemnej rozmowie sprzed sekundy. Rozmarzyła się na samo wspomnienie Billa, z którym zresztą była umówiona. Z niecierpliwością czekała na to spotkanie, denerwując się, że przedłużający się pobyt w Azji cały czas ją od niego odsuwał. Była na siebie zła. Podjęła decyzję o wyjeździe pod wpływem impulsu, złości… A teraz nie widziała Billa już kilka tygodni i coraz wyraźniej odczuwała, że jej go zwyczajnie brakuje.
- To opowiadaj. To coś poważnego? Może w końcu zostanę babcią? – Kobieta cieszyła się, widząc radość w oczach swojej jedynej córki. Żadne sukcesy zawodowe nie powodowały takiego błysku w jej oczach.
- Wiesz, ostatnio mieliśmy mały kryzys, ale wszystko mi wyjaśnił, emocje opadły… Jest naprawdę idealny.  To znaczy, dla mnie, bo ogólnie ma mnóstwo swoich dziwactw… - Zaśmiała się blondynka. Nie mogła pozbyć się uśmiechu, kiedy o nim mówiła. Widziała go przed oczami, a w głowie słyszała jego niski głos i ten specyficzny, uroczy śmiech. – To chyba ten jedyny. Tak sądzę… Ufam mu i myślę, że mogłabym z nim spędzić całe życie. Chciałabym. Mam nadzieję, że po powrocie wszystko sobie ostatecznie wyjaśnimy i w końcu będzie dobrze.
- Cieszę się, naprawdę się cieszę. - Kobieta obserwowała swoją córkę bardzo dokładnie. Chłonęła każde jej słowo, wyraz twarzy, najdrobniejszy gest... Nie widziała jej od kilku długich miesięcy.
Zaakceptowała jej wybór. Katherina chciała wyjechać i zacząć nowe życie, bo tutaj sobie nie radziła. Brak perspektyw to jedno, pozostało jeszcze okropne poczucie pustki w domu i jednoczesnej wszechogarniającej obecności zmarłego ojca. Ta tragedia zbyt długo je prześladowała, była zbyt traumatyczna, by ona mogła zostać tu i żyć normalnie. Potrzebowała zmian. Wystarczył rok, aby zaaklimatyzowała się w Niemczech i zaczęła układać życie od nowa. Osiągnęła wszystko dzięki swojej ciężkiej pracy. Niewiele osób wiedziało cokolwiek o jej przeszłości. Oddzieliła to grubą kreską i pewnie dlatego tak rzadko tu bywała. Nie tęskniła za swoim krajem, miasteczkiem, czy znajomymi. Bolała ją tylko świadomość, że zostawiła tu matkę, która nijak nie dała się nakłonić na wyjazd razem z nią.
- Ale na mój ślub byś przyjechała, co? – Blondynka chciała rozładować sytuację. Miała dla matki tylko jeden dzień i nie zamierzała spędzić go na milczeniu. Chciała, żeby jej relacje z matką były dobre. Była ona jedyną osobą, jaka pozostała jej na pamiątkę dawnego życia, które musiała porzucić.

^^  ^^  ^^  ^^ 

Trzech mężczyzn rozsiadło się wygodnie na czarnej, skórzanej kanapie przy szklanym, czerwonym stoliku. Światła były lekko przygaszone, a muzyka – elektroniczny rock, nadawała temu miejscu lekko klubowy klimat. Wzdłuż ściany przeciwległej do tej, pod którą siedzieli, rozciągały się blaty, przy których barmani cały czas robili drinki, a hostessy częstowały przekąskami i napojami.
Wszystko było niesamowicie zwyczajne i banalne. Jak zawsze od kilkunastu lat. Kiedyś można było się tym zachwycać, ale teraz to była tylko kolejna impreza, na której należało się pokazać, wykonać kilka pozornie nic nie znaczących i błahych rozmów, dać się sfotografować z odpowiednimi osobami i udawać względne zainteresowanie pespektywą spędzenia całej nocy na siedzeniu i popijaniu wymyślnych drinków. Cała ta szopka straciła urok już wiele lat temu. Dziś, dla trójki mężczyzn, którzy z ogromnym wysiłkiem starali się nie przysnąć na skórzanych sofach, takie spotkanie było tylko przykrym obowiązkiem.
O wiele bardziej woleli imprezy innego typu, gdy wszystko nie kręciło się wokół spraw biznesowych. Już dawno przywykli do faktu, że ich praca to tylko kilka procent muzyki, a cała reszta to marketingowa szopka i czysty, bezwzględny biznes. Nie zmieniało to jednak ich podejścia do tego świata. Robili, co musieli, a potem oddawali się pracy twórczej, która mimo lat, wciąż dawała im satysfakcję. Imprezy i pieniądze straciły na wartości, od kiedy na pierwszym miejscu w swojej życiowej hierarchii ważności postawili rodziny.
- Gdzie wasze kobiety, panowie? – Rzucił Gustav. W odpowiedzi blondyn obdarzył go pytającym spojrzeniem.
- Wystawiły nas. Jak widać, ciebie również. Tylko Bill przyszedł z partnerką. – Rzucił w odpowiedzi Tom. Blondyn patrzył na nich z rezerwą, popijając drinka.
- Taak, tak. – odparł po chwil beznamiętnym głosem. – Nabijajcie się z przyjaciela. Skoro nie macie lepszej rozrywki, proszę bardzo. Ale do końca życia będziecie mi to wypominać? To już nudne.
- No wiesz, nie mam więcej znajomych, którzy przespali się ze swoimi córkami, więc tak, to jeszcze trochę potrwa. – Gustav rzucił porozumiewawcze spojrzenie starszemu bliźniakowi. Nie minęło dużo czasu a ta feralna sytuacja stała się obiektem żartów. Starali się jednak unikać rozmów na ten temat w obecności Lisy. Jej ojciec natomiast słyszał docinki podczas niemal każdego spotkania.
- A tak właściwie, to gdzie Georg? – Pytanie Gustava było ewidentną próbą zmiany tematu. Bill był dziś widocznie poirytowany, a przecież nie kopie się leżącego. Tom rozejrzał się wokół i wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- Zaginął, tak samo jak Lisa. – Mruknął młodszy bliźniak. Czuł się za nią odpowiedzialny, ale nie mógł trzymać jej obok siebie przez cały wieczór. Pozwolił, żeby się rozejrzała, ale potem miała wrócić do ich stolika. Musiał mieć wszystko pod kontrolą, bo jeśli znów coś pójdzie nie tak, Madlen już nigdy mu nie zaufa. – Może przejdę się jej poszukać.
- Siedź, Bill. Ona jest prawie pełnoletnia, nic jej nie będzie. – Gustav pokiwał potwierdzająco głową na słowa Toma. – Nie rób z siebie nadopiekuńczego tatuśka. Nie ma jej od dwudziestu minut i właściwie nie ma się co dziwić. Ty uwielbiałeś w tym wieku spędzać imprezy pod okiem rodziców, co? – Blondyn podniósł dłonie w geście poddania.
- Ok, niech wam będzie.
Rozejrzał się po sali i z niepokojem sprawdził godzinę. Ufał jej, ale widział w niej ten sam talent do pakowania się w problemy, który on sam miał w jej wieku. Musiał o nią zadbać.
W tym wszystkim najbardziej denerwowała go myśl, że nie robił tego tylko z ojcowskiej troski. Ciągle myślał o Madlen. Nie chciał stracić jej zaufania, które dopiero powoli odzyskuje.

^^  ^^  ^^  ^^

Czarnowłosa podeszła do sofy z dwoma kieliszkami Martini i postawiła je na niskim, drewnianym stoliku. Usiadła z głośnym westchnieniem i spojrzała w kierunku swojej towarzyszki.
- Nie mogę przywyknąć do myśli, że jutro rano muszę wstać i iść do pracy. – Uśmiechnęła się szeroko, słysząc własne słowa. – O ósmej muszę być w biurze.
- A ja już zdążyłam zapomnieć, jak to jest.
Madlen rozsiadła się wygodnie i wzięła do ręki swój kieliszek. Na początku wieczoru nie czuła się zbyt swobodnie, co nikogo nie dziwiło. Była w obcym dla siebie miejscu z kobietą, której właściwie wcale nie znała, z żoną człowieka, który był kiedyś jej przyjacielem, z bratową jej największej miłości sprzed lat. Camilla miała to wszystko, co jej uciekło przez palce zaraz po pojawieniu się Lisy. Szybko okazało się jednak, że brunetka jest sympatyczna i najwyraźniej chce utrzymywać dobre kontakty z nową przyjaciółką Billa. Madlen nie wiedziała, kim właściwie jest dla tej rodziny, ale czuła się dobrze widząc, że jest dla nich kimś istotnym. Oni nie dopuszczali do siebie każdego, mogła się czuć wybrana.
- Wiesz, to nie tak, że ja narzekam. Ja naprawdę o tym marzyłam i czuję się świetnie w swojej nowej pracy, ale to po prostu rewolucja.
- Nie pracowałaś wcześniej? – Mad nie chciała być wścibska, ale zadając kolejne pytania nie czuła, by brunetka za taką ją uważała. Po kilkunastu minutach rozmowy o meblach bez problemu przeszły do innych, ciekawszych tematów i bez cienia skrępowania opowiadały sobie o rzeczach, o których nie mówi się każdemu. Obie miały potrzebę wygadania się komuś spoza najbliższego grona przyjaciół.
- Pracowałam, ale niedługo. Na studiach dorabiałam pracując w barze, a potem miałam praktyki w małej firmie i zostałam tam na dłużej, ale kiedy zdecydowaliśmy się z Tomem na ślub, ja musiałam się wszystkim zająć. Projektowaliśmy dom, planowaliśmy ślub, potem chciał, żebym pojechała z nim w trasę. Zgodziłam się, ale tylko na jej część. Wzięłam urlop, a wcześniej i tak zrezygnowałam z całego etatu i pracowałam na pół… Potem szybko zaszłam w ciążę i Tom chciał, żebym zrezygnowała z pracy już zupełnie, żeby się nie przemęczać i tak dalej. – Kobieta przewróciła oczami. – Wiesz, to nasze pierwsze dziecko, oboje czuliśmy się… dziwnie. Zgodziłam się, znowu, trochę wbrew swojej woli, a później nawet nie miałam czasu myśleć o powrocie.
- Dużo kobiet opiekuje się dziećmi i  dba o dom, nigdy nie podejmując pracy, i zupełnie im to nie przeszkadza. Ja też długo nie pracowałam, ale brakowało mi poczucia niezależności. – Kobieta spojrzała w przestrzeń. Zmarszczyła czoło i uśmiechnęła się blado. – Mieszkałam sama z Lisą, nie pracowałam, siedziałam cały czas w naszej kawalerce i szczerze mówiąc, przestałam żyć. Byłam zależna od Billa, od pieniędzy, jakie od niego dostawałam i dopiero kiedy znalazłam pracę poczułam, że mogę zapewnić swojej córce normalne życie. Ja, sama, a nie on. I to chyba był przełom. Nasze sytuacje są różne, ale chyba cię rozumiem.
- Właśnie! Ja kocham Toma i wszystko mi odpowiada, kocham swoje dzieci, ale lubię też swoją pracę i to poczucie, że jestem coś warta. Nie jestem tylko żoną Kaulitza, ale też architektem. – Przysunęła się bliżej szatynki i złapała ją za nadgarstek. – A ty jesteś świetną babką. I Matką. Podziwiam cię, że tak sobie poradziłaś. Tom opowiadał mi o tym… wszystkim… To była chora sytuacja. Bill ciągle o tym pamięta. O tobie i o Lisie. – Na chwilę zapadła cisza. Madlen wyprostowała się, a jej ciało wyraźnie się spięło.
- Jak to jest… Jak to jest być jego żoną? – Zapytała po dłuższym namyśle.
- No… Świetnie. Oni obydwoje tacy są. We wszystko wkładają całych siebie. Potrafią kochać nad życie. Jesteśmy szczęśliwi, choć nie jest idealnie. My, Bill, Gustav i Georg z rodzinami, jesteśmy dość zgrani. Zamieszkaliśmy w Niemczech, bo mi na tym zależało i to stworzyło wiele ograniczeń, ale da się z tym żyć. Kocham go i nic nie jest w stanie tego zmienić.
- Kobieta cała promieniała opowiadając o swoim życiu. Naprawdę je uwielbiała i nie umiała tego opisać słowami.
Madlen spuściła wzrok. Nie chciała, by ktokolwiek widział w jej oczach zazdrość, której teraz nie potrafiła się pozbyć. Ona też miała tak żyć. Też sądziła, że ta miłość jest prawdziwa i przetrwa wszystko.
Ale to było dawno temu… I pewnie już nigdy nie wróci.

^^  ^^  ^^  ^^

Blondynka posłała kokieteryjny uśmiech w kierunku grupy młodych mężczyzn, którzy bezceremonialnie mierzyli ją wzrokiem. Czuła się dobrze. Kobieco. Była świadoma tego, jak reagują na nią mężczyźni i podobało jej się to coraz bardziej.
Założyła przylegającą do ciała sukienkę do połowy uda w drobne kwiaty, ze sporym wycięciem na plecach. Włosy spięła w niedbały kok, oczy podkreśliła cienką kreską eyelinera, włożyła czarne szpilki i z satysfakcją patrzyła w lustro. Wyglądała dziewczęco, młodo, świeżo, ale jednocześnie nie dziecinnie. Była kobietą i tak też się czuła.
Gdy na moment zniknęła w toalecie, uśmiechała się do lustra, poprawiając makijaż. Świat, do którego wprowadził ją jej ojciec, fascynował ją z każdą chwilą bardziej. Ci ludzie byli inni od tych, których widywała na co dzień w domu. Oni byli idealni. Nie szarzy i zwyczajni – każdy był wyjątkowy, o pewnym siebie spojrzeniu, ciele, które wymagało wielu godzin spędzonych na siłowni, w ubraniach, na które jej znajomych nie było stać. To było tak inne od tego, co znała przez siedemnaście lat swojego życia, że nie mogła przejść z tym do porządku dziennego.
Z trudem ukrywała ten niemal dziecięcy zachwyt. Wychodząc z toalety ostatni raz spojrzała w lustro. Porzuciła radosny uśmiech na rzecz kokieterii, jaka pojawiła się na jej twarzy. Uwielbiała swoje oczy. Miały specyficzny kształt, odziedziczony po ojcu, który nadawał jej czegoś wyjątkowego.
Za drzwiami uderzyła w nią głośna muzyka. Chciała przejść do głównej sali i już unosiła głowę, by mieć lepszy widok i odnaleźć znajome twarze, kiedy nagle jak spod ziemi pojawił się przed nią przystojny blondyn. Był od niej wyższy prawie o głowę. Uniosła wzrok i szybko odwzajemniła uśmiech, którym on ją obdarzył. Zawadiacki wyraz twarzy i oczy, które powoli całą ją lustrowały sprawiły, że szybko zapomniała o swoich planach. Rzucił jej się w oczy jego Rolex. Miał co najwyżej trzydzieści lat, a musiał być naprawdę bogaty. Od razu skojarzyła, że przed chwilą widziała go w grupie innych mężczyzn, którzy tak dokładnie ją lustrowali.
- Cześć, Piękna. Może szampana? – Uniósł wyżej kieliszki. Dziewczyna szybko przeniosła wzrok znowu na jego twarz. Był naprawdę przystojny. – Jestem Alex. Nigdy cię tu nie widziałem.
- Miło mi cię poznać. Jestem Lisa, przyszłam tu… ze znajomymi. Pierwszy raz, więc to nic dziwnego. – Odebrała od niego kieliszek i szybko się napiła. To był pierwszy szampan w życiu, który jej smakował. Zachwyt tym światem rósł w niej coraz szybciej.
- Znajomi, powiadasz? I puścili cię tu tak samą? Ryzykownie. – Jego perlisty śmiech przebijał się przez głośną muzykę. – Jestem współproducentem kilku płyt, a do niedawna pracowałem głównie jako menadżer kilku naszych czołowych gwiazdek. Niewdzięczna robota, ale uwielbiam to. No, i jakie piękności można tu spotkać!
- Powinnam to traktować jako komplement? – Przytaknął głową w odpowiedzi. – Widać, że lubisz bajerować, ale ze mną nie jest tak łatwo. – Rzuciła zadziornie. Nie rozumiała, dlaczego ten mężczyzna rozmawia akurat z nią, skoro otacza ich tak wiele młodych wokalistek, kilka prezenterek telewizyjnych, dziennikarek i hostess, które kusiły długimi nogami zakrytymi niewielką ilością materiału. A on podszedł do niej.
- Moja droga, mówię to, co myślę. Kiedy tak na ciebie patrzę, trudno mi wymyślić coś elokwentnego, jestem po prostu szczery. – Objął ją ramieniem, a jego twarz bardzo się do niej zbliżyła. – Masz takie kocie spojrzenie. Jesteś fascynująca! – Zaczął, kiedy z tyłu dobiegło do nich głośne chrząknięcie.
Blondyn odwrócił się i szybko zabrał dłoń, spotykając chłodny wzrok szatyna.
- Lisa, Bill pewnie cię szuka. – Rzucił niskim głosem. Jego twarz miała wyostrzone rysy, jak gdyby był wściekły. Tylko na co?
- Bill? Nasz Bill? Czemu nie chwaliłaś się, że to o takich znajomych chodzi? – Zapytał Alex, odsuwając się od blondynki na jeszcze większą odległość. Jego mina nie była już tak wyraźna. Nagle mężczyzna stracił cały swój animusz.
- A trzeba się tym chwalić na prawo i lewo? – Nie rozumiała, co się wokół niej działo. Zgrzytnęła zębami, kiedy Georg podszedł bliżej i niemal przyciągnął ją do siebie.
- Idziemy do naszego stolika. Miłej zabawy, Alex. – Rzucił beznamiętnie szatyn, po czym ruszył w kierunku głównej sali.
- Co to było? Bawisz się w ochroniarza? – Dziewczyna nie była zadowolona. Poznała go kilka godzin temu i wydawał jej się normalnym facetem, ale to teraz było przesadą. Na ostatniej imprezie, na której poznała Billa, a jego tylko obserwowała z boku, wydawał się być bardziej wyluzowany.
- Chyba w niańkę. Lisa, on na kilometr emanuje brakiem rozumu i zalicza wszystko, co nie ma penisa. Chociaż, tego w sumie nie jestem pewien. Nie będziesz się zadawała z takimi kolesiami. I nawet nie protestuj, bo nie mógłbym spojrzeć swojemu przyjacielowi w oczy, gdyby do czegoś doszło, gdy ja mogłem zareagować. Rozumiesz?
- Dobrze, nic już nie mówię. – Bąknęła pod nosem. – Ale jak myślisz, że teraz wszyscy będziecie mnie trzymać pod kloszem, to się grubo mylisz.
- Tak, ja też byłem taki buntowniczy w twoim wieku. – Dziewczyna stanęła naprzeciwko niego i posłała mu poirytowane spojrzenie. – No co?
- Schowaj te swoje teksty dla swoich dzieci. Wkurza mnie, że wszyscy traktujecie mnie, jak dziecko! Czy ja wyglądam, jakbym potrzebowała smoczka?
- Lisa, nie każ mi odpowiadać. Jesteś córką mojego przyjaciela. – Dziewczyna otworzyła usta, by rzucić jakąś ciętą ripostę, ale kiedy tylko dotarł do niej sens jego słów, poczerwieniała i nic już nie powiedziała. Utkwiła wzrok w podłodze zastanawiając się, jak to teraz rozegrać. – Może nie znamy się długo, ale możesz zaufać, że ja, to znaczy, żaden z nas, nie pozwoli, żebyś trafiła w ręce kogoś, kto nie jest tego wart. Jasne? A teraz uciekaj do tatusia, zanim wezwie policję, żeby pomogła mu cię szukać.
Dziewczyna zmierzyła go beznamiętnym wzrokiem, próbując pokazać mu ogrom swojego zdenerwowania, na co ten tylko zaśmiał się pod nosem.
Wszystkie jej starania szlag trafił. Pojawił się on, Bill i cała reszta i znów czuła się jak dzieciak. Nie była dzieckiem. Nie chciała już dłużej nim być i za punkt honoru ustanowiła sobie udowodnienie tego całemu światu.



Tadaaam... Tsa :D
Zdaję sobie sprawę, że to nie jest dobre ( choć ostatnim razem było chyba gorzej i do dziś wstyd mi za to, co czytaliście ) i właściwie nic się nie dzieje. To znaczy, z mojej perspektywy jednak się dzieje, bo bez tego nie mogłabym zrealizować swoich niecnych planów, ale cóż, Wy musicie poczekać. Jeśli ktoś jeszcze czeka. Trochę na to liczę. Nawet bardzo. Tak, zdecydowanie bardzo xD
Każdy komentarz jest porządnym kopem w tyłek, dzięki któremu zabieram się za pisanie i jestem wdzięczna za wszystkie, nawet najkrótsze. 
Do następnego! :)