wtorek, 19 listopada 2013

Siedemnasty

Cicha muzyka ginęła pośród rozmów dziesiątek ludzi w małej, bardzo przytulnej restauracji. Zwykle mogłoby to być dość irytujące, ale nie dziś. Kobieta z ulgą stwierdziła, że pośród ogólnego chaosu wszelkie próby rozmowy będą bezskuteczne, i to teoretycznie nie z jej winy. Dłubała widelcem w talerzu, który od jakichś trzydziestu minut wypełniony był makaronem z jakimś białawym sosie. Bill wybrał jej to danie i może czuł się urażony, że prawie go nie ruszyła, ale problemem nie była zawartość talerza. Ona po prostu nie mogła nic przełknąć. Na samo wspomnienie minionych wydarzeń robiło jej się niedobrze.

      Mad, chcesz już wrócić do domu?  - Zapytał mężczyzna, przerywając milczenie. Zdążył już zjeść swoją porcję, wypić herbatę i odczekać dodatkowe piętnaście minut, by dać czas swojej towarzyszce. Ona jednak wciąż siedziała w twarzą wbitą w nieruszone jedzenie.

      Chyba tak. - Odrzekła. Mimo niepewnego głosu, od razu wzięła do ręki torebkę i podniosła wzrok.

   Może zabiorę gdzieś Lisę? Żebyś mogła pobyć sama. Oczywiście, jeżeli tego chcesz. - Zaproponował Bill. Wstał i podszedł do niej, podając jej płaszcz. Podziękowała nikłym uśmiechem i ruszyła do wyjścia.

      Jak chcesz. - Odparła, kiedy stali już na chodniku. Mimo wczesnej godziny na zewnątrz robiło się szaro i nieprzyjemnie. Nad miastem zgromadziły się ciemne chmury. Wyglądało na to, że zbiera się na deszcz...

        Ale to ty musisz zdecydować. Ja chcę tylko pomóc. - Otworzył drzwi samochodu i wpuścił kobietę, po czym sam wsiadł z drugiej strony.

        Dobrze. W takim razie nie chcę, żebyście wychodzili. Chcę żebyśmy spędzili jeden wieczór we troje.

        Naprawdę? - Mężczyzna był zaskoczony. Nie oczekiwał takiej odpowiedzi.

       Nie, na żarty. - Uśmiechnęła się. - Lisa się ucieszy, ja się trochę rozluźnię, a przy okazji nie będę się nad sobą użalać. Ona powinna widzieć, że dobrze się dogadujemy. To wszystko i tak jest skomplikowane… Może lepiej się z tym poczuje.



^^  ^^  ^^  ^^



Szczęk kluczy odwrócił uwagę Lisy od ekranu laptopa. Wyjrzała do przedpokoju i odetchnęła z ulgą. Wrócili razem, dokładnie na to liczyła. Może jej mama nie śmiała się jak nastolatka, rzucając mu zalotne spojrzenia i nie wspominali starych dobrych czasów, ale wspólny powrót do domu to już coś. Pierwszy krok do ożywienia dawnych uczuć.

- Gdzie byliście? – Zapytała, kiedy zdjęli wierzchnie ubrania i buty. Oboje spojrzeli blondynkę, która wychyliła się tylko zza drzwi salonu.

- A gdzie mogłam być? – Zapytała Madlen. – Mogłabyś zrobić obiad, a nie siedzisz przy komputerze od razu po wejściu do domu. Nawet nie masz czasu wstać i się przywitać, tylko krzyczysz z drugiego pokoju. 

- Tak, ty uwielbiasz mnie strofować.  – Dziewczyna zamknęła laptopa i podeszła do Madlen i Billa. – Cześć. Lepiej, mamo? – Kobieta pokiwała głową z dezaprobatą i ruszyła w stronę kuchni. Bill pogroził dziewczynie palcem, a następni ucałował ją w policzek. Jej niewinny uśmiech zmyliłby każdego, gdyby nie błysk w oku. A Bill wiedział najlepiej, że Lisa nie jest aniołkiem. Droczenie się z Madlen było na swój sposób zabawne, ale nie chciał tego popierać, ani tym bardziej robić z tego wielkiej afery. Uznał, że w sprawy wychowawcze nie będzie się wtrącał. Chyba, że po wcześniejszej konsultacji z Madlen, bądź w przypadkach niecierpiących zwłoki.

- O, kupiliście wino. – Rzekła dziewczyna. Bill przyniósł torby z zakupami, które Lisa od razu musiała zlustrować. Liczyła, że znajdzie tam coś ciekawego… I nie myliła się. – Szykuje się miły wieczór.

- Nieletni nie mogą pić alkoholu, nie słyszałaś o tym? – Droczył się Bill. Lisa nie wydawała się być jednak urażona.

- Nie ma sprawy. Mnie i tak nie będzie na kolacji. – Uświadczyła, skutecznie ukrywając swoje zadowolenie.

- Jak to? A gdzie będziesz? – Madlen odwróciła się od lodówki, do której chowała zakupy. – Myśleliśmy, że spędzimy razem miły wieczór.

- Spędzicie, nikt wam nie broni.

- Lisa, nie rozpędzaj się. – Ton głosu diametralnie się zmienił. – Pobyt Billa w naszym domu nie oznacza wakacji, czy nastania anarchii. Gdzie się wybierasz?

- Do Sarah. Razem z Natanem robimy projekt na niemiecki.

- A o której wrócisz? – Zapytała już o wiele spokojniej.

- Myślałam, że mogłabym u niej nocować…

- Lisa, nawet nie próbuj. Spędzasz w domu każdą noc, do momentu w którym zapomnę o twoim wypadzie do Hamburga, jasne? A obecność Billa nic nie zmienia. Jak on będzie miał obiekcje co do moich decyzji, to… - Kobieta spojrzała w jego kierunku i zupełnie się zacięła.

- To też dostanę szlaban. – Dokończył za nią. – A dziś masz być w domu przed 9.

- Mamo! Zawsze najwcześniej wracałam o 10! – Zaprotestowała. Spojrzała na Madlen. Nie spodziewała się, że to Bill postawi jej nowe ograniczenia.

- Ojciec zadecydował. Zmykaj. – Kobieta uśmiechnęła się w stronę Billa. To chyba był jej pierwszy szczery uśmiech dzisiejszego dnia.



^^  ^^  ^^  ^^



- Powiesz mi w końcu, dlaczego Lisa? A nie Anabelle? – Zapytał mężczyzna.

Leżał na sofie, w ręku trzymając kieliszek czerwonego wina. W telewizji leciała jakaś muzyka. Kanał z muzyką z lat dziewięćdziesiątych okazał się strzałem w dziesiątkę na dzisiejszy wieczór. Kobieta siedziała z głową na oparciu brązowej sofy i przyglądała się mężczyźnie, który tymczasem wzrok wbity miał w sufit.

- A czemu Anabelle, a nie Lisa? – Rzuciła mu wyzywające spojrzenie. – Poza tym to nie Lisa, a Elisabeth.

To była już druga butelka wina. Procenty robiły swoje, była o wiele bardziej otwarta niż zwykle. Szczególnie dziś, kiedy wewnętrzny głos podpowiadał, że niewiele ma już do stracenia.

- Ty uwielbiasz robić ludziom na przekór, ty to po prostu kochasz! – Blondyn podniósł się na łokciach i zmierzył ją wzrokiem. Miała podkurczone nogi, bawiła się nóżką kieliszka. Miała bardzo ładne, zadbane dłonie… Paznokcie miała pomalowane na śliczny, jasny nude. Włosy w nieładzie opadały jej na ramiona.

Nie była już tą samą dziewczyną, co kilkanaście lat temu. Wokół oczu miała już drobne zmarszczki, oczy nie błyszczały tym samym blaskiem, a dawna lekkość i niewinność dały miejsce dojrzałości i czymś w rodzaju stabilizacji. Biła od niej kobiecość, ale również powaga, która swoją drogą również była pociągająca. Nadal miała to „coś”.

- Nieprawda. Lubię robić na złość tobie. Wiesz, szybko po naszym rozstaniu odkryłam, że robienie na przekór innym nie daje takiej satysfakcji. – Odparła bez wahania. – Ale nie czuj się z tego powodu wyjątkowy.

- Skarbie, ja i bez tego czuje się wyjątkowy. – Kobieta głośno się zaśmiała. Łączył wiele skrajności, miedzy innymi będąc nieco egoistyczny i chwilami aż zbyt pewny siebie, umiał podchodzić do siebie z dużym dystansem. – A znalazłaś innego tak wyjątkowego, jak ja?

- W sensie…? – Zapytała, by dać sobie jeszcze chwilę. Dobrze wiedziała, o czym mówi. Nie chciała zaczynać tego nieprzyjemnego tematu.

- Zakochałaś się znowu? W kimś innym? – Milczała. Mogłoby się wydawać, że zlekceważyła pytanie mężczyzny. Nadal wpatrywała się w  czerwoną ciecz i zdawała się być zupełnie nieobecna.

- Wiesz… - Zaczęła po chwili. – Może powinnam udawać, że świat bez ciebie nadal był kolorowy, a nasz związek szybko stał się tylko wspomnieniem z młodości, ale chyba za późno żeby kłamać. I tak sporo wiesz… A nawet za dużo. Nikogo nigdy nie znalazłam, a przelotne związki nie były spowodowane miłością, to był rozsądek. Próbowałam stworzyć Lisie pełną rodzinę, ale nie udawało się, więc odpuściłam. A ty? Tylko bądź szczery, wiem, że ktoś taki, jak ty, nie będzie sam całe życie.

- Nie mam nikogo… Była taka jedna… Ale to już chyba przeszłość. – Powiedział, siadając. Temat rozmowy zmienił się na nieco poważniejszy, uznał więc, że ta rozmowa wymaga spojrzenia w oczy Madlen. Ne zdziwił się, widząc w nich smutek. Szukanie miłości jest często bolesnym procesem, szczególnie gdy nie przynosi efektów… - Pokutuję za błędy młodości.

- A… Tylko nie zrozum mnie źle, po prostu lubię czasem zastanawiać się nad rzeczami, które dalekie są od rzeczywistości. Myślisz, że bylibyśmy szczęśliwą rodziną? Czy raczej by nam się nie udało? – Długo nad tym myślała. Nie doszła do żadnych konkretnych wniosków. Właściwie chciałaby, aby ktoś zapewnił ją, że ten związek nie przetrwałby próby czasu. Wtedy wiedziałaby, że nie ma czego żałować, że przyspieszono tylko to, co nieuniknione.

- Osobiście uważam, że związki z rozsądku, te rodziny bez miłości, dla których każdy dzień jest drogą przez mękę, są dużo gorsze od niepełnych, ale stabilnych rodzin. Chyba w ten sposób usprawiedliwiam sobie tamte wydarzenia, może przez to mi łatwiej. Bo przynajmniej mam pewność, że nie krzywdziłem Lisy, ani ciebie. Że nie przeciągałem rozstania… Ale z drugiej strony… Razem było nam chyba dobrze…? – Kobieta uśmiechnęła się pod nosem.

- Jesteśmy jacyś pechowi. – Skwitowała. – Ale powiedziałeś chyba, więc jednak ktoś jest. To jak, masz kogoś? – Spojrzał na nią, ale nie odpowiedział. – Wiem, że masz.

- To nie tak… Pojawił się ktoś, ale coś się popsuło. Od kilku miesięcy nie rozmawiamy, więc wydaje mi się, że to już historia. – Napił się wina. Oczekiwał kolejnych pytań, ale Madlen chyba nie chciała wiedzieć nic więcej. – To wcale nie jest tak, że to po mnie spłynęło i że nic do niej nie czułem i nie czuję. Po prostu jestem za stary na takie gry, nie wiem nawet o co jej właściwie chodziło. Próbowałem, ale musiałem odpuścić. A ona widocznie nie zmieniła zdania. Może życie w związku nie jest mi przeznaczone…

- Czyli coś nas nadal łączy. – Odparła kobieta, uśmiechając się niepewnie. – Zrobię sobie jakąś herbatę, chcesz coś? – Zapytała, podnosząc się do pozycji siedzącej.

Niefortunnie, mężczyzna również zmienił pozycję, prostując się i tym samym zbliżając do Madlen, przez co ich twarze niemal się zetknęły. Dotarło to nich z małym opóźnieniem, przez co zbliżenie potrwało dłuższą chwilę. Kobieta z przerażeniem przyglądała się jego twarzy z takiej odległości. Nigdy właściwie tego nie robiła, bo kiedy już byli tak blisko, zamykała oczy i oddawała się słodkim pocałunkom. On tymczasem nie lustrował jej twarzy, jego oczy przykuły usta Madlen. Oblizał wargi, co było w tym momencie gestem zapewne niekontrolowanym, a jednocześnie sprawiło, że Madlen już do końca sparaliżowało. Patrzyła prosto przed siebie i wstrzymała oddech, kiedy ujrzała parę brązowych oczu. Ich spojrzenia wreszcie się spotkały.

Całe to zdarzenie, które wniosło tak wiele skrajnych emocji, nie trwało nawet pół minuty.

- Bill… My chyba… Nie powinniśmy. – Mówiła szeptem, jak gdyby nie chciała niszczyć tego momentu. Nadal trwali w bezruchu, a milimetry dzieliły ich usta od spotkania, które mogłoby zmienić całe ich życie.

- Zdecydowanie nie powinniśmy, Madlen. – Odrzekł. Minęło jeszcze kilka sekund i Bill, widząc, że kobieta nadal siedzi w bezruchu odsunął się na kilkanaście centymetrów i uśmiechnął się chytrze. – Miałaś zrobić herbatę.

Kobieta wybuchła śmiechem, a on zaraz po niej. Cała krępująca atmosfera, sekundy niepewności i sprzecznych emocji, błyskawicznie się rozpłynęły.

- Wybacz, chyba zbyt długo jestem sama. – Usprawiedliwiła się. – Ale dobrze, że panujesz nad sytuacją.

Kiedy tylko weszła do kuchni, oparła się o jasny blat i odetchnęła z ulgą. Tak niewiele brakowało, a mogliby się pocałować. To szczeniackie, ale czuła burzę emocji na samą myśl o tym niewiele znaczącym i co ważniejsze, niedoszłym pocałunku.

To szło w bardzo złym kierunku, ale zwykle jest przecież tak, że to co złe, najbardziej kusi.



 ^^  ^^  ^^  ^^



Brunetka siedziała na sofie i przełączała kanały  telewizji, zupełnie wyłączając swoje myśli. Nie obchodziły jej żadne seriale, w głowie miała coś zupełnie innego.

Po powrocie od przyjaciółki od razu ruszyła do kuchni. Nic znaczącego tam nie ujrzała, ale wiedziała, że musi szukać głębiej, a mianowicie w koszu na śmieci. Pojemnik był prawie pełen, ale niezbyt przejęła się tym faktem. Ktoś je w końcu wyniesie…  Jej uwagę przykuły dwie butelki wina.

Wieczór musiał należeć do udanych. Jej matka od razu gdzieś uciekła, pod pretekstem prasowania koszuli, ale nie było to zbyt wiarygodne. Bill natomiast był pod prysznicem. Wszystko budziło jej podejrzenia, nie zachowywali się naturalnie. Była pewna, że prędzej czy później coś między nimi zaiskrzy.

Nie posądzała siebie o coś takiego… Wcześniej nie wtrącała się w życie uczuciowe swojej matki, a już na pewno, nawet w najbardziej szalonych fantazjach, nie łączyła jej z Billem. Owszem, jej wyobrażenie zimnego drania, który zostawił je kilkanaście lat temu, już dawno ewoluowało, ale nie znaczyło to przecież, że nastoletnia miłość miałaby w życiu jej matki cokolwiek znaczyć. Mimo to, kiedy tylko zobaczyła ich razem poczuła między nimi chemię. Nie mogła wiedzieć, co z tego będzie, ale podświadomie czuła, że ich spotkanie po latach zwyczajnie namiesza. Miała tylko nadzieję, że pozytywnie…

- O, mamo. – Rzuciła, widząc jak kobita wchodzi do pokoju. – Siadaj, jak tam wieczór? – Zaczęła. Nie chciała owijać w bawełnę, poza tym miała przecież prawo zapytać.

- Dobrze. Lisa, musimy porozmawiać. – Kobieta usiadła obok córki. Brunetka była zbita z tropu, nie sądziła, że to jej matka będzie prowadzić tą rozmowę. –

- Co się stało?

- Straciłam pracę. – Rzekła. Dziewczyna była zszokowana, ale nie odzywała się. Wiedziała, jak ciężko jej matka znosi takie porażki i nie umiała na to wpłynąć. – Nie chcę o tym mówić, podła sytuacja. Na razie nie będę szukać pracy. – Kontynuowała. Mówiła powoli, ale Lisa była pewna, że to nie koniec. Widziała, jakie to dla niej trudne. – Nie musisz martwić się o pieniądze, starczy nam oszczędności, Bill zadbał, żeby niczego nam nie brakowało. – Wzięła głęboki oddech. Lisa odruchowo schowała dłoń matki  w swoje dłonie. – Lisa, ja nigdy nie chciałam zaprzątać ci tym głowy... On dał ci więcej pieniędzy, niż miał w obowiązku. Zdecydowałam jednak, że będziemy żyć normalnie, ale chyba powinnaś już wiedzieć, że nie jest to konieczne. Tak naprawdę to, czy ja zarabiam, czy nie, nie wpłynie drastycznie na nasze życie. Więc to, że nie mam pracy nic nie zmienia… Wszystkie pieniądze dostaniesz po zakończeniu szkoły, wtedy będziesz mogła swobodnie nimi rozporządzać.

- Ale po co mi to teraz mówisz? – Zapytała. – Mamo, myślisz, że to cokolwiek zmienia? Fajnie, skoro nie musisz pracować. Będziemy spędzać więcej czasu razem. A tamte pieniądze… Może pojedziemy gdzieś na wakacje, skoro możemy? We dwie, gdzieś, gdzie jest wielu przystojniaków?

- I tyle? – Lisa wzruszyła ramionami. – To nie jest mój dobry dzień.

- A jak minął ci wieczór? Też nieudany? – Kobieta postanowiła przemilczeć upór córki  zdobywaniu informacji o wieczorze, który spędziła z Billem. Uśmiechnęła się blado na wspomnienie dwuznacznej sytuacji w jakiej znajdowała się niecałą godzinę temu na tej samej sofie.

- W porządku. Bill potrafi człowieka zagadać na śmierć, a to pomocne, kiedy chcesz zapomnieć o problemach. – Dziewczyna pokiwała głową. Nie chciała wyjść na przesadnie wścibską i wzbudzać podejrzeń. Wolała, żeby jej mama myślała, że jej stosunek do ich relacji jest obojętny. Tak będzie wygodniej. – Jestem wykończona, wiec pójdę się położyć. Ty też nie siedź za długo, Lisa. Jutro szkoła.

- Jasne, pamiętam. – Odparła. – Ale poczekam jeszcze, to niekulturalne, żeby zostawiać gościa samego. – Puściła mamie oczko i promiennie się uśmiechnęła. Madlen cieszyła jej coraz bliższa relacja z Bilem, szczególnie teraz, kiedy i ona sama zaczęła się z nim dogadywać. Nie miała nic przeciwko ich kontaktom, o ile jej córka nie będzie przez to opuszczać szkoły.

Dziewczyna zaczęła przełączać kolejne kanały, szukając czegoś ciekawego. W pewnym momencie jej uwagę od ekranu odwrócił dźwięk jakiejś muzyki. Jak się po chwili okazało był to dzwonek telefonu Billa, który leżał na stole. Dziewczyna niewiele myśląc chwyciła go  i pobiegła w stronę łazienki, skąd dochodził dźwięk wody lecącej z prysznica.

- Bill! – Krzyknęła, pukając do drzwi. Kiedy wyłączył wodę, kontynuowała. – Ktoś do ciebie dzwoni.

- Kto?! – Usłyszała krzyk mężczyzny, stłumiony przez kabinę prysznicową i drzwi łazienki. Spojrzała na wyświetlacz i ujrzała wielkie zdjęcie uśmiechniętego bliźniaka swojego ojca.

- Tom. – Zawołała.

- Odbierz. – Odparł niewiele myśląc. – Jutro planuję wrócić, jeśli to chce wiedzieć.

Dziewczyna szybko wykonała polecenie, zakładając, że mężczyzna może stracić cierpliwość. I tak dzwoni już dość długo.

- Słucham? – Zaczęła nieco przesłodzonym głosem.

- Bill? – Głos Toma wyrażał coś między przerażeniem i zupełnym szokiem.

- Nie. Lisa. – Odparła ze śmiechem. – Wstyd, żeby nie poznać swojego własnego bliźniaka.

- Dobra, dobra. A gdzie jest mój własny bliźniak, jeśli mogę wiedzieć?

- Pod prysznicem. – Dziewczyna oprócz Toma, słyszała w słuchawce wiele dziwnych dźwięków. Mężczyzna wydawał się być czymś zajęty, tym bardziej, że nie odpowiadał zbyt szybko, a nie można powiedzieć, by ich rozmowa wymagała jakichś dłuższych rozmyślań.

- A wiesz może, kiedy on zamierza wrócić do pracy? – Zapytał, chyba nieco zirytowany.

- Mówił, że jutro. Przekazać mu coś? – W tym momencie usłyszała głośny huk, jakby coś bardzo ciężkiego upadło gdzieś bardzo blisko jej rozmówcy. Dosłownie sekundę później rozległ się niesamowicie głośny krzyk małego dziecka. Czyżby jej kuzynka właśnie się obudziła? Była to chyba najbardziej pozytywna wersja zdarzeń, zaraz po niej w głowie Lisy pojawiły się czarne scenariusze tego, co mogło dziać się po drugiej stronie. – Tom, coś się stało?

- Oddzwonię za chwilę. – Rzucił pospiesznie i bez słowa zakończył połączenie.

- I co? – Zapytał Bill po chwili ciszy.

- Nic, twój brat jest chyba nieco sfrustrowany. – Odkrzyknęła, krzywiąc się na myśl o tym, co przed chwilą słyszała.

- Był niemiły? – Lisa chyba nie najlepiej to ujęła, bo Bill przejął się na tyle, że znów wyłączył wodę.

- Nie. Oddzwoni za chwilę. Jest po prostu zajęty. – Wyjaśniła. Zrezygnowała z opowiadania Billowi o tym, co przed chwilą słyszała, nie chcąc siać paniki.

- Ok, to ja kontynuuję. A ty, jeśli możesz, to obierz w razie gdyby ktoś dzwonił i informuj co i jak, OK?

- Jasne. – Znów rozsiadła się wygodnie w salonie i zaczęła oglądać jakiś talent show.

Minęło dosłownie kilka minut, a w pomieszczeniu znów rozbrzmiał przyjemny dźwięk dzwonka Billa. Automatycznie, nie patrząc na wyświetlacz odebrała telefon. Nie zdążyła nawet nic powiedzieć, kiedy usłyszała cichy głos.

- Bill… Chyba popełniłam błąd. Wiem, że potraktowałam cię okropnie, ale teraz tego żałuję. Chciałabym się spotkać, porozmawiać. Nawet gdyby miałoby to być nasze ostatnie spotkanie. – Lisa próbowała przerwać kobiecie, ale ta nie pozwoliła jej się wtrącić. – Nie. Wysłuchaj mnie do końca. Pewnie nie chcesz mnie znać, ale ja naprawdę nie wiedziałam, co robię. Działałam instynktownie… Bo mi na tobie zależy. Cały czas… Im dłużej cię nie ma, tym bardziej za tobą tęsknię. – Zrobiła krótką pauzę, głośno wzdychając. Najwyraźniej ten monolog wiele ją kosztował. Lisa wiedziała, że jest za późno, by wołać Billa i nie miała pojęcia jak ma się teraz tłumaczyć. Domyślała się, że ten głos należał do tej samej kobiety, którą poznała z domu swojego ojca w wakacje… Dziś wydawała się być o wiele milsza i chyba skruszona…  - Mogę liczyć na spotkanie? Sam zdecyduj kiedy i gdzie… Ja się dostosuję.

- Eh… To nie Bill. – Lisa zdecydowała się na szczerość. Jeśli kobieta była kiedyś z Billem zapewne udawanie menadżerki, czy sekretarki byłoby bezcelowe.

- Jak to? Więc z kim rozmawiam? – Była wystraszona. Nic dziwnego, kto by nie był… Chyba żaden normalny człowiek nie lubi, kiedy tak intymne sprawy są ujawniane przed zupełnie obcymi ludźmi.

- Jestem Lisa. Bill do ciebie oddzwoni… Za kilkanaście minut. Teraz bierze prysznic. Przekażę mu, że dzwoniłaś… - Plątała się dziewczyna.

- Ta Lisa? – Teraz w jej głosie pojawiła się też złość. Dziewczyna przełknęła ślinę, w oczekiwaniu na wianuszek przekleństw.

- Tak. Tylko ty chyba nie znasz prawdy… To znaczy, panie nie zna… - Zaczęła tłumaczyć. Nie była pewna, czy Bill wyjaśnił jej całą sytuację, ale zakładała, że skoro obojgu na sobie zależy, to gdyby powiedział, że jest ona jego córką, a nie kochanką, to ta kobieta dawno by mu wybaczyła…

- Aha… Wiesz, Lisa, nie musisz mu nic przekazywać. Najlepiej w ogóle tego nie rób. Tak, zdecydowanie. Zapomnij. Miłego wieczoru i żegnam, gwarantuję, że więcej już nie wtrącę się w wasze życie.

Dźwięk przerwanego połączenia już dawno ucichł, kiedy dziewczyna doszła do siebie. Czuła, że zrobiła coś okropnego. Gorycz w głosie kobiety była przerażająca, miała wrażenie, jakby ktoś uderzył ją w twarz… Jakby właśnie wyrządziła komuś ogromną krzywdę i miała na swoich barkach ciężar jego nieszczęścia.

Wiedziała jednak, że tak naprawdę to ona, ta cała Kate, sama zrobiła sobie krzywdę, nie dając jej dojść do słowa. Te racjonalne argumenty nie chciały się jednak przebić przez poczucie winy.

Nie było ono jednak wynikiem tylko i wyłącznie smutnego głosu kobiety.

Lisa była rozdarta, jej moralność stanęła na krawędzi. Wiedziała, że jeśli zrobi to, co podpowiada jej wrodzona wrażliwość i empatia, sprawi, że związek jej matki z Billem będzie fantasmagorią. Jeśli natomiast spełni polecenie Katherine i Bill nigdy nie dowie się o jej telefonie, jest nadzieja, że jeszcze do siebie wrócą i stworzą szczęśliwą rodzinę…

Słysząc otwierane drzwi łazienki pospiesznie usunęła ostatnie połączenie z historii telefonu, po czym odłożyła telefon na stolik.

- Tom oddzwonił? – Zapytał Bill, wchodząc do salonu.

- Nie, widocznie jeszcze nie uporał się z tym zamieszaniem. – Odparła z wymuszonym uśmiechem.

Z niepewnością przyglądała się mężczyźnie, kiedy ten wziął telefon do ręki i zaczął coś przeglądać. Nie odczuła jednak ulgi, kiedy odłożył go z powrotem na miejsce.

- To jak, oglądamy coś? – Uśmiechnął się wesoło, i rozsiadł się wygodnie obok niej, obejmując ją ramieniem.

„ Gdybyś tylko wiedział, co właśnie zrobiłam…”


Hm... Przeczytałam Inferno Dana Browna i jakoś od razu mam więcej weny. Polecam wszystkim fanom thrillerów :D
Cztery komentarze są trochę przykre, no ale cóż, sama jestem sobie winna. Mogłam publikować jeszcze rzadziej xD

Pozdrawiam :) 

PS Kamila, to dla ciebie!