niedziela, 3 sierpnia 2014

Dwudziesty ósmy



Blondwłosy mężczyzna nacisnął przycisk domofonu, zatrzymując na nim swój palec o wiele dłużej, niż było to potrzebne. Dźwięk oczekiwania zaczął wwiercać się w jego mózg, rozlewając po całym ciele nieznośną irytację.
- Bill? Czego tu? – Padło pytanie z głośnika.
- Zmieniliście kod i sterczę tu jak ostatni idiota. – Odparł oschle i westchnął głęboko. – Musimy pogadać.
- Czyli jednak. – Rzucił radośnie jego bliźniak. W głośniku zabrzmiał jego cichy śmiech.
- Co jednak? – Blondyn wbił wzrok w wysoką, żelazną furtkę, oczekując dźwięku otwarcia drzwi.
- Chłopie, całą noc przez ciebie nie spałem. Czułem, że coś się dzieje.
- Dzieje się, ale byłoby nieco lepiej, gdybyś mnie teraz wpuścił. – Przeciągły dźwięk rozbrzmiał dosłownie po sekundzie, a bramka ustąpiła bez żadnych problemów.
Mężczyzna szybkim krokiem przemierzył drogę do drzwi i już bez dzwonienia wszedł do środka. Od razu uderzył go krzyk dzieci. Najwidoczniej ktoś obudził małą Olivię, bo darła się wniebogłosy. Wysoki, chłopięcy głos był słyszalny z kuchni. Nick najwidoczniej nie radził sobie ze śniadaniem… Martha natomiast biegała gdzieś na piętrze, i to chyba razem ze swoją matką.
Po chwili przed jego oczami pojawił się mały chłopiec, razem z dwoma wielkimi psami.
- Wujek! – Krzyknął, podbiegając do niego z kanapką w ręce. – Tata mówi, że masz iść do kuchni.
- Jasne. Dzięki, młody. Uciekaj, bo spóźnisz się do szkoły. – Chłopak tylko wzruszył ramionami i powlókł nogami w stronę schodów.
Przez głowę blondyna przebiegła myśl, że może dobrze wyszedł na tym, że nie wychowywał Lisy. Nie wiedział, czy odnalazłby się w tym rodzinnym rozgardiaszu. Chociaż jedno dziecko to nie troje…
Z czego ty się cieszysz? - Rzucił do niego brat, kiedy tylko przekroczył próg kuchni. Usiadł przy wysepce, naprzeciwko Toma i wzruszył tylko ramionami, na wzór swojego bratanka. - Sądziłem, że coś się stało.
Bo się stało. - Odparł krótko, dalej szeroko się uśmiechając. Postawił na blacie papierowy kartonik. - Po drodze wszedłem do cukierni i wziąłem dla was kilka muffinek. Na poprawę nastroju.
Nie pokazuj tego dzieciakom, przed przedszkolem i szkołą muszą zjeść normalne śniadanie. Może Camilla coś zje, jak już zejdzie. Na razie toczy z małą walkę o jakąś sukienkę... - Mężczyzna westchnął przeciągle. Obserwował młodszego bliźniaka z jawnym podejrzeniem wypisanym na twarzy. Korciło go, żeby zapytać wprost, o co chodzi, ale nie chciał go popędzać. Zwykle Bill bez problemów mówił wszystko sam. On z reguły po prostu uwielbiał mówić, szczególnie o sobie, nawet kiedy temat nie należał do przyjemnych i sielankowych.
Dla swojej kochanej bratowej przywiozłem coś specjalnego! - Rzucił i sam zaśmiał się radośnie ze swoich słów. Tom spojrzał na niego spod uniesionych brwi, nie gasząc jego entuzjazmu. - Przespałem się z Madlen.
Co zrobiłeś? - Jego szeroko otwarte w zdziwieniu oczy wyglądały dla Billa na tyle komicznie, by zamiast jakoś sensownie odpowiedzieć, wybuchnąć śmiechem. - Bill, ogarnij się. Jak to się z nią przespałeś?
   Na stole. W kuchni. - Odparł, wciąż z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
Dobra, dzieci tu zaraz przyjdą. Odwożę je dziś, więc pojedziesz ze mną i pogadamy wracając. Ok? - Młodszy bliźniak tylko przytaknął.
Blondyn wstał i bez słowa ruszył w stronę ekspresu do kawy. Dziś nie potrzebował kofeiny, ale był uzależniony od samego jej smaku. Nalał czarnego płynu do filiżanki i nasypał trochę cukru. Już sam zapach ukoił jego zmysły.
- Było genialnie. – Rzucił rozmarzony, na co jego brat posłał mu tylko powątpiewające spojrzenie.
Dziś był wulkanem energii. Obudził się w dobrym nastroju, zastanawiając się, czy wydarzenia z wczorajszego wieczoru na pewno nie były tylko wybrykiem jego wyobraźni. Chwilę później, po szybkim prysznicu i papierosie na balkonie, kiedy zszedł do kuchni, przeszedł go zimny dreszcz na widok stołu. Nie, to nie mogło mu się śnić, czy wydawać.
Każdy dźwięk, dotyk, doznanie – wszystko to odbijało się echem w jego głowie i wprowadzało go w przyjemny trans. Nie mógł zapamiętać tak dobrze szczegółów swojego snu. Pospiesznie zabrał kluczyki i skórzaną kurtkę i jak na skrzydłach podążył do brata. Wiedział, że mimo jego dobrego nastroju sprawa nie jest prosta i wcześniej czy później, kiedy euforia minie, będzie musiał się zmierzyć z rzeczywistością.
- Bill? – W kuchni pojawiła się Camilla. Cała promieniała szczęściem. Włosy spięła w zgrabny kok, do ciemnych jeansów założyła błękitną koszulę. W dłoni dumnie dzierżyła teczkę, a pod pachą niosła tuby z projektami. Prezentowała się niesamowicie, ta praca naprawdę była dla niej idealna. – Co ty tu robisz tak wcześnie? – Podeszła do niego i pospiesznie ucałowała w policzek.
- Potrzebuję rozmowy ze starszym bratem. Świetnie wyglądasz, klienci będą się bić o to, żebyś to ty dla nich pracowała.
- Wolałabym jednak, żeby patrzyli na moje umiejętności, a nie… na mnie. – Spojrzała sceptycznie na swoje ciało.
- Ja też! – Rzucił Tom. Postawił na blacie filiżankę z kawą, na która Camilla dosłownie się rzuciła.
- A co to? – Spytała kobieta, patrząc z zadowoleniem na torebkę z logiem cukierni. Uwielbiała Billa za to, że on zawsze wiedział, czego ona potrzebuje. Zwykłymi drobiazgami potrafił poprawić jej humor, albo sprawić, że dzień od razu staje się lepszy. Był dobrym duchem tej rodziny.
- Nie chciałem wpadać o tej porze i robić zamieszania z pustymi rękami, a że po drodze mam cukiernię… Przywiozłem kilka muffinek na dobry początek dnia.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko i sięgnęła po torebkę, dokładnie lustrując jej wnętrze. Oczy zaczęły jej błyszczeń. Uwielbiała słodycze i mogła sobie na nie pozwolić, a jej figura wciąż była idealna. Przynajmniej zdaniem Toma, a to jest przecież najważniejsze.
- Czekoladowe! Bill, ja cię po prostu uwielbiam! Jak chcesz, to wyjedziemy gdzieś, gdzie poligamia jest legalna i za ciebie też wyjdę. – Tom pokiwał głową z dezaprobatą i głośno się roześmiał. Na dobrą sprawę taki ślub niewiele by zmienił. Wszyscy razem i tak tworzyli rodzinę, której relacje były naprawdę bardzo bliskie. Ale nie zmieniało to faktu, że z nikim by się swoją żoną nie podzielił. Camilla była jego.
- Tak, tak, oczywiście. Jak tylko skończysz pracę to jedziemy na lotnisko i lecimy wziąć ślub. – Przytaknął jej młodszy bliźniak, jednak czarnowłosa już nie odpowiedziała.
Ugryzła babeczkę, cały czas się śmiejąc. Napiła się kawy i jadła dalej, cały czas nie tracąc entuzjazmu, kiedy w końcu na jej twarzy pojawił się dziwny grymas. Nie minęła sekunda, a kobieta zakrywając usta dłonią wybiegła z kuchni. Mężczyźni przez chwilę byli zdezorientowani, ale jednoznaczne dźwięki z łazienki dały im odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Te babeczki zawsze były dobre… - Rzucił zaniepokojony Bill. Zajrzał do torebki i odruchowo powąchał pozostałe muffinki. Wzruszył ramionami, cały czas nieufnie patrząc w ich kierunku. – Wyglądają na dobre. I na pewno są świeże.
- To są zwykłe czekoladowe babeczki?
- Nie, to są te, które Camilla lubi najbardziej. Czekoladowe z malinami. W środku są świeże owoce. – Rzucił, jakby to było oczywiste. Wiedział, co kto lubi, więc starał się trafić w ich gusta.
- Świeże maliny? – Zapytał, wciąż patrząc na brata, jakby chciał wzrokiem wywiercić w nim dziurę. Ogromną i głęboką dziurę.
- No tak. Tom, co ci jest? Maliny. Przecież Camilla często je kiedyś jadła, ostatnio dawno ich u was nie widziałem. – Rzucił, lekko zirytowany. Nie rozumiał swojego brata. Zmarszczył brwi i w geście przejęcia uniósł dłoń do twarzy. – Jest uczulona?
- Nie. Po prostu… złe wspomnienia… Bill, bo to się powtarzało już trzy razy. Najpierw nie bardzo wierzyliśmy, że to możliwe, bo przecież to pewnie głupi zbieg okoliczności, ale przy drugim razie uznaliśmy za pewnik. A potem, za trzecim razem, to było tylko potwierdzenie.
- Mógłbyś jaśniej? – Widział dziwny wyraz twarzy swojego bliźniaka i miał dość jego niekończącej się opowieści.
- No te cholerne maliny! Podczas ciąży Camilla nie mogła ich jeść. I jeszcze kilku innych rzeczy. To jest lepsze, niż test ciążowy. – Wypluł rozgoryczony.
- Jesteś pewien? – Tom tylko pokiwał twierdząco głową. – Ale przecież Camilla nie chciała już więcej dzieci… Nie zabezpieczaliście się? Czy ty… Tom, ja wiem, że ty chciałeś jeszcze jedno dziecko, ale chyba nie zrobiłeś tego specjalnie?
- Czy ciebie doszczętnie pojebało?! – Krzyknął wstając. – To moja żona, kocham ją i szanuję jej zdanie.
- Spokojnie, Tom! Przecież wiem, ale… No czasami robi się różne rzeczy, nie myśląc wcześniej zbyt długo. – Starszy bliźniak spojrzał na niego spod uniesionych brwi.
- Nie wiem, Bill. Starałem się pamiętać o gumkach, ale to seks, emocje, wiesz przecież, że nie myśli się wtedy zbyt logicznie. Zresztą, komu ja to mówię.
- Będziesz się na mnie wyżywał? – Skrzyżował ręce na piersi i oparł się wygodnie o oparcie krzesła. – Ty lepiej weź jakąś wodę i do niej biegnij, bo znając życie to ona czuje się podle. Odwiozę dzieci, jeśli chcesz. A ty to ogarnij. – Bill był opanowany i spokojny. Patrzył na to z boku i nie czuł tego, co jego brat. Camilla nie raz zarzucała Tomowi, że jej nie rozumie, że bardziej chce kolejnego dziecka, niż jej dobra. Ten okres już minął, ale teraz wszystko może wrócić. Ich małżeństwo miało już dość kryzysów.
- Dobra, ale wcześniej zaparz jakieś zioła, dobra? I postaw przy drzwiach do łazienki, potem zabierz dzieciaki. Olivka leży w łóżeczku i niech tam zostanie, pewnie jeszcze śpi. A jak wrócisz to pogadamy. O ile Camilla pójdzie dziś do pracy…
- Dobrze, spokojnie. Idź już do niej, Tom. Może to wszystko jest głupią pomyłką.
Blondyn wstał i wyjął z szafki kubek, następnie sięgając po butelkę wody. Wcisnął to w ręce swojego brata, który wciąż siedział ewidentnie zdezorientowany.
- No idźże do niej w końcu! – Warknął i wskazał bratu drogę na korytarz. Dopiero wtedy, jak wyrwany z letargu, Tom ruszył w kierunku łazienki.
Bill westchnął przeciągle i przetarł twarz dłońmi. Od razu rzuciły mu się w oczy niedokończone kanapki. Najpierw ruszył w stronę schodów i zawołał dzieci, które z widoczną niechęcią odkrzyknęły, że zaraz zejdą. Wziął się za robienie śniadania, pocieszając się, że niewiele zostało do wykonania. Nie wiedząc dokładnie, co ma spakować chłopcu na drugie śniadanie wrzucił do kolorowego pudełka ze Spidermanem dwie kanapki i jabłko. Dla pewności, po chwili dołożył jeszcze jedną kanapkę i jogurt. Nie znał się na tym, więc działał instynktownie. On i tak by się tym nie najadł.
- Wujek, gdzie rodzice? – Zapytała dziewczynka, wchodząc do kuchni. Przecierała zmęczone oczy. Podszedł do niej i poprawił sukienkę, która bardzo niefortunnie się jej podgięła. Kucnął koło niej i uśmiechnął się szeroko.
- Rozmawiają. A ja zrobiłem wam kanapki. Z czym lubisz najbardziej? – Starał się nie wzbudzać podejrzeń. Nie chciał odpowiadać na niewygodne pytania.
- Z dżemem, ale mama mi daje z warzywami. A zawiążesz mi buty? – Skierowała się do stołu i usiadała, najwyraźniej czekając na śniadanie.
- Jasne. A kanapki są z pomidorem. I szynką.
Postawił na stole talerz, potem podał dziewczynce herbatę. Po chwili dołączył do nich jej starszy brat. Nie trwało to długo, co bardzo go cieszyło, bo wiedział, że rozmowa jego brata i bratowej nie należy do najprzyjemniejszych i w każdej chwili mogą wybuchnąć. Wychodząc usłyszał wybuch płaczu Camilli.
Było chyba gorzej, niż sądził.

^^  ^^  ^^  ^^

Tom delikatnie otworzył drzwi i powoli wszedł do środka. Kobieta siedziała na brązowych kafelkach i obok toalety. Nie widział jej twarzy i nie wiedział, czy chce zobaczyć. Bał się tego, co może z niej wyczytać.
Wciągnął dużą ilość powietrza do płuc i podszedł bliżej.
- Cami… - Zaczął ostrożnie. – Już ci lepiej?
- Tam były maliny. – Wymruczała, nie podnosząc głowy, którą chowała w ramionach. – Pieprzone maliny. – Tom zagryzł wargę i nalał jej wody do kubka. Położył jej rękę na plecach, próbując zwrócić na nią swoją uwagę bez budzenia negatywnych emocji. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie przychodziło mu do głowy nic, co byłoby w tym momencie odpowiednie.
- Może to zwykła niestrawność… Przecież to nic pewnego. – Rzucił pozornie beznamiętnym tonem.
- Nie opowiadaj mi teraz bajek. – Warknęła, podnosząc głowę. Odsunęła się od niego i usiadła kawałek dalej, opierając plecy o ścianę. Zabrała kubek z wodą i łapczywie napiła się wody. Nienawidziła tego uczucia i chciała się go jak najszybciej pozbyć. Nie umiała zniwelować tego, co miała w głowie, więc starała się przynajmniej usunąć ten okropny smak z ust. – Okres mi się spóźniał. – Zaśmiała się gorzko. – Miałam nadzieję, że to przypadek, nie zawsze był regularny. A w moim wieku… W tych czasach to się zdarza. Po trzydziestce to już tylko równia pochyła i wiesz, co? Nie przeszkadzało mi to. Przeszło mi przez myśl, że się starzeje, ale są przecież te wszystkie operacje i zabiegi, a jeśli straciłabym ochotę na seks, to kupiłabym jakieś tabletki. Przecież to nie koniec świata. Ale to nie to.
- Camilla, jesteś zdenerwowana, ale przecież nic się nie dzieje. Jeszcze nic nie jest pewne, a poza tym, nawet jeśli, to czy to aż taka tragedia? – Nie chciał się kłócić. Czuł się w obowiązku do pocieszania jej, ale nie potrafił ukryć emocji. Przecież nawet jeśli była w ciąży, to ich kolejne dziecko, kolejny powód do radości. Jak w takim razie miał ją pocieszać? Co miał powiedzieć? Nie było mu przykro. Kochał każde ze swoich dzieci i nie mógłby źle pomyśleć o żadnym z nich. Nawet o tym, którego istnienie wciąż nie było pewne. – To może być po prostu nasz kolejny, mały szkrab… Radzimy sobie z trójką, poradzimy sobie też  z czwartym dzieckiem…
- Przecież… Tom… - Zaczęła kobieta. Nie zdołała jednak skończyć, bo zaczęła płakać. Zanosiła się płaczem, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Mężczyzna próbował ją przytulić, ale ta zdecydowanie go odepchnęła. Trwało to kilka minut, aż w końcu zdołała się opanować. Wytarła łzy z twarzy i kilka razy głęboko odetchnęła. – Nie sądziłam, że mogłeś to zrobić. Że mógłbyś mieć mnie tak po prostu w dupie, Tom. Może kiedyś byłabym na to gotowa, ale nie teraz. Chciałam pracować, żyć normalnie. Mieć wartość! Jako człowiek! A nie maszyna do seksu, rodzenia, wychowywania… Ja nie chcę być przedmiotem! Myślałam, że mnie rozumiesz! Że mnie kochasz! A ty tak zwyczajnie to spieprzyłeś! – Przestał nad sobą panować. Krzyczała, chociaż on siedział metr od niej.
- Camilla, ja nic nie zrobiłem. Zabezpieczaliśmy się! Nie zrobiłem nic celowo! – Próbował się tłumaczyć, ale widział, że kobieta zupełnie go ignoruje.
- Wiesz co, Tom? – Wstała. Pochyliła się nad nim i wbiła swój palec wskazujący w jego klatkę piersiową. Podniósł się szybko z podłogi, nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Ja nie chciałam tego dziecka. I nie chcę go nadal. Nie teraz. Masz w dupie moje uczucia? Świetnie! Teraz ja będę mieć w dupie twoje.
- Nie wiesz, co mówisz, Camilla. Jesteś zdenerwowana. To nie moment na decyzje i deklaracje. Lepiej dajmy sobie czas, żeby nie powiedzieć za dużo. – Nie silił się na spokojny ton. Był przerażony i wściekły jednocześnie. Na nią, za jej słowa i za to, czego jeszcze nie powiedziała wprost, ale co widział w jej oczach. Furię i determinację. Ale był też zły na siebie, że tego nie dopilnował. Że pozwolił, żeby ta sytuacja w ogóle miała miejsce.
- Oh, zamknij się już! Nie będzie żadnego dziecka! Nic nie będzie! Mam dość spełniania twoich zachcianek i pracowania na spełnienie twoich marzeń! A teraz idę do pracy.
Ostatni raz spojrzała mu w oczy i wyszła, trzaskając drzwiami. Tom po chwili usłyszał dźwięk, tłuczonego szkła i głośne przekleństwo. Automatycznie rzucił się do drzwi, by sprawdzić, czy nic się nie stało, ale jej już nie było.
Jej ulubiony kubek, który dał jej kilka lat temu na rocznicę ślubu, leżał roztrzaskany pod ścianą. Nie wiedział, co ze sobą zrobić i pewnie stałby tam jeszcze bardzo długo, gdyby nie płacz jego najmłodszej córki.
Pobiegł na piętro, jak wystrzelony z procy i wyciągnął ją z łóżeczka. Od razu się uspokoiła i zaczęła gaworzyć. Na rękach zaniósł ją do kuchni i posadził w jej krzesełku.
Tylko dla niej zebrał się w sobie i nie usiadł na podłodze w łazience, płacząc jak dziecko nad losami swojego małżeństwa. I patrząc na nią wiedział, że nie pozwoli swojej żonie działać pod wpływem emocji i zniszczyć tego wszystkiego, co razem tworzyli.
Problem w tym, że nie miał pojęcia jak to zrobić…

^^  ^^  ^^  ^^

Czas dłużył się niemiłosiernie. Mężczyzna próbował skupić uwagę na tym, co robił. Starał się wkładać w to całe serce, bo przecież bawił się z córką. Nie potrafił jednak zapomnieć o porannej sytuacji i o słowach swojej żony. Był zgaszony i jego dziecko najwyraźniej to odczuwało. Olivia była markotna i też nie mogła się niczym zająć.
Oboje usłyszeli dzwonek do bramki. Tom, mimo, iż logika podpowiadała mu, że to Bill, ruszył z podświadomą nadzieją, że zaraz usłyszy głos żony. Na małym ekranie pojawiła się jednak twarz jego brata. Bez słowa wpuścił go do środka i wrócił do córki.
- Chodź, Skarbie. Chwilę pobawisz się sama. – Wziął dziecko na ręce i przeniósł do kolorowego kojca. Może Olivia nie należała do tych, które potrafią zrobić sobie krzywdę misiem, ale wolał być ostrożny. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś się stało. – Zaraz z wujkiem do ciebie przyjdziemy.
Dziewczynka nie bardzo się tym przejęła. Jej uwagę przykuły misie, którymi od razu zaczęła się bawić. Może będąc sama będzie czuła się lepiej. Jej ojciec nie był dziś najlepszym kompanem do zabawy.
Ciemnowłosy podążył do korytarza, gdzie chwilę poczekał na swojego brata, po czym razem przeszli do kuchni. Bill nie czuł już tak silnej potrzeby rozmawiania o swojej sytuacji, bo wiedział, że jego bliźniak jest w o wiele gorszej. Tym razem to on miał nadzieję, że Tom sam zacznie rozmowę i nie będzie trzeba na niego naciskać.
- Bill, ona powiedziała, że nie chce tego dziecka. A jeśli weźmie tabletkę? Albo jeśli usunie ciążę? – Jego oczy wyrażały prawdziwy smutek. Kilkanaście lat temu nikt nie uwierzyłby, że Tom Kaulitz może wkładać tyle uczuć w rodzinę, że zdoła kogoś pokochać tak głęboko.
- W złości mówi się w różne rzeczy… Powiedziała to dosłownie, czy po prostu tak wywnioskowałeś? – Blondyn był zdziwiony. Owszem, wiedział, jaka jest ich sytuacja, ale układało im się naprawdę dobrze i kolejne dziecko nie powinno być dla nich niczym strasznym. Na pewno nie powodem do rozstań.
- Właściwie to tak. Bill, ona miała ciężką depresję. Boi się, że to znów się stanie. Że jakiś lekarz powie jej, że musi wybierać między życiem dziecka, a swoim. Ostatnio skończyło się dobrze, ale teraz… Ja chyba ją rozumiem… ona po prostu chce mieć to pod kontrolą, zanim jeszcze pokocha to dziecko. Dlatego chce podejmować te decyzje tak gwałtownie.
- Ale skąd pewność, że to się powtórzy? – Przerwał mu bliźniak.
- Lekarz mówił, że jest pięćdziesiąt procent szans, że Camilla zdoła donosić kolejną ciążę, a dziecko będzie zdrowe. – Rzucił Tom. – Ja ją rozumiem, ale tego nie akceptuje. Nie pozwolę jej nic zrobić. Jeśli jest w ciąży, to urodzi to dziecko.
- Chcesz ją zmusić? – Bill zmarszczył czoło, próbując skupić się na postaci brata na tyle, by dobrze go zrozumieć. Widział, jak bardzo jest spięty. Ewidentnie się bał.
- Jeśli będę musiał…