czwartek, 18 września 2014

Dwudziesty dziewiąty




Jasne promienie słońca dostały się do salonu, gdy dziewczyna kilkoma sprawnymi ruchami zsunęła zasłony z okien. Było już po jedenastej, a w domu panowała zupełna cisza. To nie było naturalne, Bill wstawał najpóźniej koło 9 i często siedział w swoim gabinecie lub na siłowni, ale dziś nigdzie go nie widziała, ani nawet nie słyszała. Bardziej zaskakująca była jednak Madlen. Spała w najlepsze, zupełnie ignorując padające na jej zaspaną twarz słońce. Lisa, widząc ją, zasłoniła okna ciężkimi, brązowymi kotarami i po cichu zeszła na dół.
Była głodna i zamierzała zrobić sobie dobre śniadanie, a potem cieszyć się chwilowym spokojem i samotnością. Wczoraj wróciła dość późno. Była na udanych zakupach i średnio udanej komedii romantycznej. Próbowała wyrzucić z głowy myśli na temat swoich przyjaciół, ale nie mogła. Pokłócili się i teraz czuła się winna. Bała się powrotu do domu, bo nie wiedziała, czego może oczekiwać. Może uda się ich przeprosić. Jeśli nie, będzie tam zupełnie sama. Perspektywa powrotu do domu stawała się jeszcze bardziej uporczywa. A znowu, czy przeprosiny i próba poprawy ich stosunków ze względu na strach przed samotnością, nie są chyba najlepszym wyjściem? Nadmiar myśli błądził po jej głowie i sprawiał, że zbyt często łapała się na momentach zupełnego zawieszenia – gapiła się w przestrzeń, nie ruszając się nawet na milimetr i to w trakcie jakichś innych czynności, nie rzadko w dziwnej pozie, nie wspominając o głupawym wyrazie twarzy. To było niezdrowe dla jej psychiki i tym bardziej, jej reputacji.
Odsunęła od siebie niechciane myśli i skupiła się na przeszukiwaniu kuchennych szafek. Wiedziała, gdzie są ważniejsze rzeczy, ale i tak odnalezienie ich zajmowało jej chwilę. Wymyśliła sobie omlet na słodko, bo nie mogła oprzeć się bananom i jagodom, które leżały na stole i aż prosiły, żeby coś z nimi zrobić. Sięgnęła jajka, miskę, nawet trzepaczkę i wszystko, co potrzebne do smażenia, ale nie miała pojęcia, gdzie jej ojciec mógł trzymać cukier puder. I czy w ogóle go miał. Bill był przecież starym kawalerem, a oni… bywają dziwni i nie do końca radzą sobie w kuchennych sprawach. Rzeczy takie, jak cukier puder, mogą wychodzić poza obszar rzeczy koniecznych i bezpiecznych w użytku.
- Mam cię! – zawołała, kiedy w jednej z półek ujrzała pudełko z cukrem pudrem. Zabrała się za przygotowywanie, starając się nie robić bałaganu. W tym domu wszystko lśniło. Chwilami miała wrażenie, że przebywa w jakimś laboratorium czy muzeum. Nie wiedziała, czy Bill jest takim pedantem, czy w nocy ktoś przychodzi i robi porządek, bo od kiedy tu była tylko raz spotkała kobietę sprzątającą w korytarzu i nie była w stanie uwierzyć, że jedna taka wizyta w tygodniu daje takie oszałamiające efekty.
Dziewczyna otworzyła jedną z dolnych szafek, by wyrzucić skorupki od jajek i w ostatniej chwili przed jej ponownym zamknięciem, coś przykuło jej uwagę. Połyskujący, czarny kawałek folii z napisem, który rozwiewał wszelkie wątpliwości. Ktoś wczoraj uprawiał seks. Przeszło jej przez myśl pytanie, dlaczego opakowanie wyrzucili tutaj, a nie w łazience obok sypialni, ale nie zamierzała dłużej o tym myśleć. Wczoraj w domu byli tylko jej rodzice, a więc to musieli być oni.
Chwilę zajęło jej rozważanie, czy powinna czuć się zawstydzona i zażenowana, czy wręcz przeciwnie - zadowolona. Bill i Madlen byli młodsi od rodziców jej rówieśników, nie byli też razem, przez co dziewczyna poznała Billa jako znanego wokalistę, a z matką zdołała się zaprzyjaźnić. Wizja ich razem w łóżku nie była więc czymś, co miałoby ją odrzucać. Co więcej, wyrzuty sumienia że Sarah miała rację, iż tylko ona chce swatać swoich rodziców, a oni zupełnie o tym nie myślą, odeszły, jak ręką odjął. Ich naprawdę musiało do siebie ciągnąć, więc te śpiewki o jedynej prawdziwej miłości, która wszystko może przetrwać, nie są znowu taką zupełną bajką. Jeszcze mieli szansę na założenie normalnej rodziny i szczęśliwe życie.
- Robisz śniadanie? – Dźwięczny kobiecy głos na moment sparaliżował blondynkę. Zamknęła szafkę, próbując wyrzucić z głowy obraz zawartości kosza i przybrać neutralny wyraz twarzy. – Omlet? Daj, pomogę ci.
- Jasne. – Rzuciła dziewczyna podejrzanie entuzjastycznym głosem i oddała swojej matce władzę w kuchni. Czuła się dziwnie, wiedząc o swojej matce tak wiele. Były przyjaciółkami, ale ta sytuacja i tak wydawała jej się nieco zbyt absurdalna, nawet  jak na ich luźne relacje.
- Jak minął wieczór? – Zapytała Madlen, spoglądając na swoją córkę znad miski ze składnikami. Nastolatka w ostatniej chwili ugryzła się w język, powstrzymując się przed zapytaniem matki o jej wieczór. Co miała jej powiedzieć, skoro z nich dwóch to jej rodzicielka miała więcej atrakcji?
- Normalnie. Film był średni, ale kupiłam sobie nowy lakier do paznokci i spódniczkę na przecenie… - Wzruszyła ramionami i rozejrzała się po kuchni. Zanim jej matka tu przyszła wszystko wydawało się łatwiejsze. Skrępowanie pojawiło się tu razem z nią…
- Musisz mi ją potem pokazać. – Z kobiety emanowało błogie odprężenie i najprawdziwsza radość. Ostatnio nie często jej się to zdarzało, więc dziewczyna obserwowała to z tym większym zaskoczeniem, oczywiście tylko wtedy, kiedy była pewna, że ich spojrzenia się nie spotkają. To byłoby zbyt ryzykowne. – Świetnie mi się dzisiaj spało. Chyba w końcu zeszło ze mnie to całe ciśnienie. Ten proces, sąd, ci wszyscy ludzie… W końcu mamy to za sobą.
- Tak… Właśnie. – Lisa uśmiechnęła się szeroko, kiedy niczego nie świadoma kobieta zabrała się za smażenie. – Teraz będzie już tylko lepiej.
Miała w głowie jeden wielki mętlik. Może i wiedziała o swojej matce zbyt wiele, ale z drugiej strony, nareszcie miała pewność, że i ona ma szanse na życie w normalnej rodzinie, a Madlen w końcu będzie mogła być po prostu szczęśliwa.

^^  ^^  ^^  ^^

Przez uchylone drzwi pokoju mężczyzna obserwował bawiące się dzieci. Dwie małe siostry siedziały na podłodze swojego królestwa i na swój sposób całkiem nieźle się dogadywały. Odszedł, widząc, że niewiele ma tu do powiedzenia. Doszedł do wniosku, że miło patrzy mu się na takie zgodne rodzeństwo. Sam nigdy nie miał problemów ze swoim bratem i bardzo chciał, żeby między jego potomstwem też panowały takie relacje.
Zajrzał jeszcze do syna, który skrupulatnie odrabiał pracę domową. Przed chwilą pomagał mu w niemieckim i w duchu cały czas nie mógł opanować dziwnego rozbawienia pomieszanego z dumą, albo czymś na jej kształt. On też tak podchodził do szkoły. Lubił praktycznie wszystko - niemiecki, matematykę czy inne przedmioty ścisłe, ale tylko w momencie, kiedy je rozumiał. Jeśli musiał, to cierpliwie siedział i robił zadania, aż się czegoś nauczył, ale w środku niesamowicie się pieklił. Szkoła próbowała mu coś narzucać, a on tego nie znosił. Nie wiedział, czy powinien się cieszyć, że z Nicka też rośnie taki buntownik.
Tom zszedł po schodach na parter i usiadł na sofie w salonie. Spoglądał na zegarek, oczekując powrotu żony. Skończyła pracę jakiś kwadrans temu, a on już wpadał w panikę. Nie wiedział, gdzie poszła po pracy, jak się czuje, co myśli i co planuje. Nad niczym nie miał kontroli. Przeszła mu cała złość i bojowy nastrój, teraz chciał po prostu mieć ją przy sobie i niczego już od niej nie wymagać, nic nie tłumaczyć, ani tym bardziej o nic się nie kłócić. Przez kilka godzin zdołał dojść do wniosku, że tylko czas może tu jakkolwiek pomóc. Wierzył w swoją żonę i w to, że ta dziwna sytuacja z rana była wynikiem nagromadzenia zbyt wielu emocji.
Automatycznie wstał, kiedy usłyszał samochód przed domem. Wyszedł do korytarza i postanowił tam poczekać na Camillę. Wszystko w nim odżyło, a cały spokój, jaki w sobie miał, uleciał gdzieś w niebyt.
Zaraz po przekroczeniu progu kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu, swój wzrok zahaczając na moment na swoim mężu. Wyraz jej twarzy nie mówił nic dobrego. Bez słowa zdjęła szpilki i ruszyła w stronę schodów.
Tom był jak skamieniały. Chciał jej powiedzieć tak wiele, a nie zrobił zupełnie nic. Kiedy już zniknęła z zasięgu jego wzroku, a on nadal stał w bezruchu, jedyne co przyszło mu do głowy to ruszyć do kuchni po szklankę zimnej wody, by nieco się otrzeźwić. To nie była ich pierwsza kłótnia, ale nigdy wcześniej tak bardzo nie obawiał się jej skutków. Nie chciał stracić ani żony, ani ich dziecka.
Nie potrzebował zbyt wiele, by na nowo stanąć na nogi. Teraz już wiedział, że jego spokój i determinacja są tylko fikcją i kiedy znów stanie z Camillą oko w oko, oboje będą zachowywać się, jakby cały ich związek był jedną wielką farsą. I gdzie teraz jest ta ich dojrzałość, stateczność i miłość?
Wszedł do sypialni i zdziwił się, kiedy nikogo w niej nie zastał. Jedynymi oznakami jej obecności była otwarta szafa, ubrania rozrzucone na łóżku i szum wody dochodzący z ich łazienki. Nie minęła minuta, a Camilla wyłoniła się zza drzwi po lewej i stanęła naprzeciw swojego męża.
Nie wyglądała najlepiej. Przebrała się w jakieś typowo domowe rzeczy, a włosy związała w niedbały kok. Miała zaczerwienione oczy, albo tego, że przed chwilą zmywała makijaż, albo od płaczu. Była zmęczona i nawet nie próbowała tego ukrywać.
- Jutro o dziewiętnastej jestem umówiona do lekarza. – Rzuciła, próbując włożyć w to całą swoją energię. Oplotła się ramionami, jakby było jej zimno. – Na badania. – Dodała, widząc konsternację na twarzy swojego męża. Tom nie chciał myśleć o niej źle, ale myśl o aborcji sama przyszła mu do głowy.
- Mam iść z tobą? – Na to pytanie kobieta pokiwała twierdząco głową i pierwszy raz tego dnia spojrzała mężczyźnie w oczy.
- Przyszłam tu z zamiarem nie rozmawiania z tobą, ale chyba już doszłam do tego, jak absurdalny był ten pomysł. Nie mam siły się wściekać. Nie wiem, czy zrobiłeś to naumyślnie, czy to jakiś cud, ale potrzebuję czasu, żeby ułożyć to sobie w głowie i wiem, że bez ciebie to potrwa o wiele dłużej, niż gdybym miała ciebie obok… Więc… Nie wiem… Przepraszam, Tom. – Wydukała po chwili. Brzmiała wreszcie normalnie. Może była trochę zmęczona, zagubiona, chyba się trochę bała i targało nią wiele emocji, ale Tom wyraźnie słyszał, że jej głos był już normalny. Jego żona wróciła.
- Spokojnie, Camilla. – Mężczyzna podszedł i zgarnął ją w ramiona. Sam gubił się w tej sytuacji, ale nie mógł jej tego okazać. Zaufała mu, przełamała się i teraz musi dać jej to, czego oczekuję. – Jesteśmy w tym razem, wszystko będzie w porządku.
- Wiem, ale to wszystko, co mówiłam… - Odsunęła go minimalnie, by znów móc odnaleźć jego spojrzenie.
- Przestań, ja już nic nie pamiętam. – Przerwał jej Tom. – Teraz się uspokój i pójdziemy spać. A jutro wszystko będzie normalnie.


^^  ^^  ^^  ^^

Klamka uległa pod kobiecą dłonią, a drzwi po chwili ukazały wnętrze mieszkania. Zionęło pustką i ciemnością. Weszła do środka, zapaliła światło, zamknęła zamek na klucz i nie słyszała zupełnie nic. Widocznie nawet baterie w ściennym zegarze odmówiły posłuszeństwa i w tych zimnych, grubych murach była już naprawdę zupełnie sama. Nic nie zagłuszało myśli w jej głowie. Walizki zostawiła tuż przy wejściu, ściągnęła tylko płaszcz i niedbale rzuciła go na jedną z szafek. Przeszła dalej i przez chwilę zrobiło jej się nawet przyjemnie, kiedy stopy dotknęły białego, puchatego dywanu w salonie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z dziwnym zawodem dostrzegła, że wszystko leży tak, jak zostawiła to przed wyjazdem. Nawet kubek, z którego piła wodę chwilę przed wyjściem.
Wróciła do domu. I wcale jej to nie cieszyło.
Podeszła do telefonu, na którym mała lampka świeciła się intensywną czerwienią. Trzy nieodebrane połączenia od przyjaciółki. Więc może ktoś jednak na nią czeka? Spojrzała na godzinę. 21:54 – może jeszcze nie jest za późno. Podobno dzwonić do kogoś nie należy dopiero po godzinie 22, więc ma jeszcze chwilę czasu. Podniosła słuchawkę do ucha i niecierpliwie czekała na głos przyjaciółki w telefonie.
- Tak? – Zapytał przeciągle ktoś po drugiej stronie.
- Tu Kath, zastałam może Mię? – Zapytała pewnie, choć męski głos zbił ją z tropu. Nie znała go.
- Już wołam. – Odparł i rzeczywiście, po chwili usłyszała, jak podniesionym głosem woła jej przyjaciółkę, krótko tłumacząc, o co chodzi. Słyszała też jak po chwili ktoś wchodzi do pokoju i zabiera od mężczyzny telefon.
- Kath? Jesteś już w domu? – Zaczęła kobieta. – Miałaś wrócić sporo wcześniej.
- Wiem, wypadły mi dodatkowe sprawy… Dzwoniłaś do mnie kilka razy, coś się stało? – Blondynka uświadomiła sobie, że mimo iż miała przy sobie telefon komórkowy, to nikt prócz współpracowników nie dzwonił do niej podczas wyjazdu. Prócz jednego telefonu Billa. Jednego, przez cały ten czas tylko jednego.
Dziś znajdowała w swoim życiu o wiele więcej negatywów, niż zwykle.
- Nie, miałam pytanie, ale to już nieważne. – Rzuciła jej rozmówczyni, nie podtrzymując tematu. Wtedy ta rozmowa wydała się blondynce niewygodna. Po co dzwoniła późnym wieczorem, niepokojąc kobietę i może w czymś jej przeszkadzając? Żeby wymienić dwa nic nie znaczące zdania i się rozłączyć? Nie rozmawiały od tak dawna, że inaczej wyobrażała sobie tę rozmowę. – A co u ciebie? Jak wyjazd? – Dopytała po chwili krępującej ciszy.
- W porządku. Wyjazd jak wyjazd, nie miałam czasu nawet na porządne zakupy. – Obie zaśmiały się nieco zbyt wymuszenie. – A co się działo w tym czasie w Niemczech?
- Nic, zrobiło się nudno. No, może nie u mnie. – W tle usłyszała śmiech mężczyzny. – Pewnie bardziej interesuje cię ktoś inny i wiesz, ja o nim też nic nie wiem. Podobno wygrał sprawę w sądzie o zniesławienie, czy coś takiego, w sprawie z tą małolatą. No i teraz nikt o nim nie pisze. Choć słyszałam pogłoski, że kończą karierę, ale najpierw nagrają coś jeszcze. Jedna płyta, jedna trasa, a potem emerytura.
- Mia, nie musisz mi tego opowiadać. – Wtrąciła.
- Jasne, jeszcze mi wmawiaj, że to za mną, a nie za nim, tęskniłaś będąc gdzieś w Azji. – Nie wiedząc, co może odpowiedzieć, znowu milczała. Czuła się coraz mniej komfortowo, a przeciągłe westchnienie po drugiej stronie utwierdziło ją w przekonaniu, że lepiej byłoby, gdyby nie dzwoniła. – Katy, co się z tobą dzieje? Zachowujesz się jak jakaś zagubiona dziewczynka. W tym tygodniu nie bardzo mam czas, ale w przyszłym możemy iść na jakąś kawę, bo chyba potrzebujesz, żeby ktoś tobą mocno potrząsnął.
- Może… To już nie przeszkadzam. – Odparła niepocieszona. – Pa.
I znów zapadła cisza. Może jej przyjaciółka miała rację, że to nie z otoczeniem, a z nią samą dzieje się coś dziwnego. Straciła zapał do wszystkiego. Wizyta u matki obudziła wspomnienia i to jeszcze bardziej ją przybiło. Teraz nie wiedziała już, czego chciała i co miała robić dalej.
Wzrokiem wciąż napotykała słuchawkę telefonu. Chciała zadzwonić do Billa i się z nim umówić, tak jak zresztą wcześniej planowali. Tylko teraz to nie był dobry moment. Pomijając fakt, że było późno i wyszłaby na desperatkę, do tego bardzo niekulturalną desperatkę, to miała zbyt duży mętlik w głowie. Gdyby mogła, pewnie padłaby przed nim na kolana, by błagać o wybaczenie, zapominając czym jest godność. A przecież miała prawo być zazdrosna, tym bardziej, że on nic nie chciał jej mówić, toteż nie miała powodu go przepraszać, czy się przed nim poniżać.
Wzięła kilka głębokich oddechów i ruszyła do łazienki. Zdjęła z siebie nieświeże ubrania i przygotowała sobie gorącą kąpiel. Wystarczyło kilka minut w ciepłej wodzie, wśród wszechobecnego zapachu lawendy i od razu całe spięcie znikło.
Zadzwoni do niego jutro, porozmawiają, umówią się, a potem spotkają. A wtedy on do niej wróci i tym razem nie będzie już niedomówień. To jest mężczyzna, z którym chce spędzić swoje życie i chyba najwyższy czas, by oboje to zrozumieli. 



Trochę mnie tu nie było, bo coś chyba się wypaliło i ta historia idzie mi jak krew z nosa... Ale chciałabym ją dokończyć, więc kto wie, może dotrwam :) 

2 komentarze:

  1. Byłoby miło jakbyś dokończyla :D To był bardzo dobry odcinek i w sumie nie widać po nim Twojego wypalenia, to chyba dobry znak. Wszystko jakby zaczyna sie ukladac... brakowalo mi troche Billa, ale to nic... Tom mi to wynagrodził xd nie lubie, gdy sa skłoceni. Sama sie dziwnie czulam czytajac to, za bardzo sie wczuwam xd w każdym razie ciesze sie ze jakos doszli do porozimienia... A tej Kate nie lubie nadal i nie podoba mi sie ze nagle robisz z niej ofiare i pozytywna postać :D mam nadzieje ze Bill nie pozostawi jej nadziei. No to do następnego! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że pojawił się nowy odcinek :) Zaglądałam tu dość często by sprawdzić czy coś jest i już zaczęłam się obawiać, że nic nie dodasz, co byłoby smutne :( Nie lubię niedokończonych opowiadań, szczególnie tych, które są świetne i które uwielbiam. A Twoje jest naprawdę świetne! Ten cały pomysł bardzo mi się podoba i to jak piszesz również :) Więc mam nadzieję, że dokończysz jednak dokończysz, będę trzymać za to kciuki :) Bo bardzo jestem ciekawa jak zakończą się losy Twoich bohaterów.
    Co do tego odcinka, to wcale nie prawda, że mało ciekawy czy coś podobnego. Każdy odcinek na tym blogu był ciekawy. Poważnie. W tym tylko brakowało mi tylko troszkę Billa, ale tak troszkę :D Już stęskniłam się, za jego postacią, jaką stworzyłaś w tym opowiadaniu. Jest świetny <3 (no pomijając jego zachowanie na samym początku xD) Cieszę się, że Tom pogodził się ze swoją żoną. Nie jest u nich jeszcze całkiem dobrze, ale wierzę, że razem to przetrwają, bo ich miłość jest wielka o <3 Jestem cholernie ciekawa spotkania Billa i Kate. Jak to się potoczy. Jak Bill postąpi w tej sytuacji, mając świadomość tego co ona czuje, jak również tego, że nie jest obojętny Madlen i może ją zranić, bo jednak łączy ich nie tylko córka... Ale coś czuję, że to może być dla niego naprawdę trudne. No ale zobaczymy (mam nadzieję) co tam wymyśliłaś dla nich :)
    Życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń