środa, 31 grudnia 2014

Trzydziesty trzeci


Głośny krzyk wyrwał go ze snu. Nie do końca wiedział, co się wokół niego dzieje. Zbyt gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej, aż zakręciło mu się w głowie. Zignorował to i po omacku szukał włącznika do nocnej lampki, gdzieś po swojej prawej. Wtedy też dotarło do niego, że dziwny dyskomfort jaki odczuwa ciągle się nasila i co więcej, dociera z przedramienia. Kiedy wreszcie po sypialni rozlało się ciepłe, wręcz pomarańczowe światło, dostrzegł dłoń, która kurczowo się go trzymała. I wbijała w niego paznokcie. Dopiero wtedy dotarł do niego jej szybki i ciężki oddech. Jej oczy były szeroko otwarte, wbite w przestrzeń. Ślepe, niby gdzieś się wpatrywała, ale on wiedział, że teraz widzi tylko i wyłącznie wytwory swojego umysłu.
- Mad… - Zaczął i od razu przerwał. Miał okropną chrypę, jakby jego głos również miał problemy z przebudzeniem. – Maddy, co się stało? – Ona nie reagowała. Tylko mocniej zaciśnięta dłoń dała mu do zrozumienia, że kobieta go słyszy i chyba niekoniecznie chce teraz ucinać sobie z nim pogawędkę.
Właściwie to sądził, że to będzie wyglądać troszeczkę inaczej… To była ich pierwsza wspólna noc od… bardzo dawna. Rozmawiali około pół godziny o tym, czy Madlen powinna zostać w jego sypialni, czy lepiej z niej wyjść, by Lisa nic nie zauważyła, kiedy wreszcie usłyszeli, że wyżej wspomniana wkroczyła do domu. Zamilkli i w napięciu czekali na jej kolejne kroki, ale te były zaskakująco proste. Weszła do pokoju, stamtąd jeszcze po chwili przeszła do łazienki, a potem już na dobre zamknęła się u siebie. Kiedy minął stres kontynuowali rozmowę, tym razem o wiele ciszej i tak spędzili jeszcze dwie godziny. Potem zasnęli w objęciach, które może nie były zbyt wygodne, ale oboje czuli wyjątkową potrzebę takiej właśnie bliskości.
Już pomijając ból pleców, Bill spodziewał się miłej pobudki. Poranne słońce, jej uroczy uśmiech, w wersjach rozszerzonych była nawet wizja Madlen budzącej go pocałunkiem. Rzeczywistość jak zwykle wszystko zweryfikowała i siedział tutaj, w środku nocy, na co wskazywała ciemność za oknem, nie wiedząc, co ze sobą począć. A ona nadal nie wykazywała chęci współpracy.
- Kochanie… - Wyszeptał najczulej jak potrafił. Przekręcił się trochę na łóżku, nie zabierając obolałej ręki, tak by drugą mógł swobodnie ją do siebie przyciągnąć, albo chociaż pogładzić jej ramię. Wyczuwał gęsią skórkę na jej ramionach, a nawet to, jak bardzo jest spięta. – To był tylko sen, tak? Już dobrze…
Po chwili ustąpiła i pozwoliła mu się przytulić. Jej oddech zaczął się uspokajać. To były sekundy, ale on czuł jakby walczył z nią przez wieczność. W nocy wszystko wydaje się trudniejsze.
- Przepraszam… Ja nie wiem, co się stało. – Rzuciła nagle, jakby przyznawała się do okropnej zbrodni.
- Nic nie szkodzi, przecież każdemu może się zdarzyć. – Cały czas gładził jej nagie plecy i kark. Wtuliła się w niego bardzo ufnie i czuł się z tym naprawdę dobrze. Był dla niej oparciem i to niewątpliwie podbudowywało jego ego. – Nic mi przecież nie będzie, nie jestem taki delikatny. – Kobieta odsunęła się od niego i spojrzała na niego z pytaniem w oczach. – Bo chodzi ci o rękę?
Kiedy zapytał, szybko spojrzała w dół sprawdzając, o czym mówi. Jej zbolała i zszokowana mina nie mówiła nic dobrego. Kiedy Bill spojrzał na swoje przedramię również się zdziwił.
- No cóż, przynajmniej wiem, że nie muszę się o ciebie tak bardzo martwić, masz sporo siły w tych szczupłych rączkach. – Próbował obrócić wszystko w żart, ale blondynka nadal była zdenerwowana. – Powiesz mi co ci się śniło?
- Mój szef. I jacyś mężczyźni. Wszyscy. – Dopiero po krótkiej chwili milczenia zaczęła mówić, ale po kilku słowach znów zamilkła.
- Dobrze, nie mów nic więcej. – Bill nie chciał tego słuchać. Wyobrażał sobie, że nie mogło to być nic przyjemnego i najzwyczajniej w świecie nie chciał mieć przed oczami tego, co ona musiała przed chwilą przeżywać. Dobrze, że tylko we śnie. – Chyba, że chcesz…
- Nie. Może masz tu wodę? – Zapytała, jakby nagle do końca się obudziła i wróciła do normalności.
- Jasne, że mam. – Rzucił sam również się uspokajając i podał jej butelkę wody, którą uprzednio wyjął z nocnej szafki.
- Ciekawe, czy nie obudziłam Lisy… - Napiła się i odstawiła wodę na swoją szafkę. Dopiero wtedy dotarło do niej, że jest zupełnie naga, a jej dziecko może wejść tu w każdej chwili. – Dobrze, że ona nie jest wrażliwa na hałasy, kiedy śpi.
- Zdarzało ci się to wcześniej?
- Właściwie to… tak. Tylko kilka razy. Mam dość trudne sny, szczególnie kiedy czymś się denerwuję… Ale to rzadkość. – Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem i znowu ją przytulił. Położyli się razem, a wtedy mężczyzna zgasił światło i okrył ich kołdrą. – Przepraszam.
- Przestań, to nic. Cieszę się, że mogłem pomóc. A teraz sobie spokojnie śpij.
Kobieta nie polemizowała, zamknęła oczy i po kilkunastu minutach Bill był pewien, że zasnęła. Cieszył się, że poszło z tym tak szybko i łatwo, bo nie chciał zasypiać pierwszy i zostawiać jej samej. Kiedy miał pewność, że nie leży obok niego rozpamiętując swój koszmar, albo co gorsza, przeszłość, sam mógł spokojnie zasnąć.
Problemem okazało się jednak to, że nie potrafił. Teraz dotarło do niego, że to nie jest już związek z tą samą kobietą. Madlen jest dorosła, ma ze sobą bagaż doświadczeń, niestety często negatywnych. Nie wiedział, że budzą ją w nocy koszmary. Niedawno dowiedział się, że nie mogła z nikim sypiać, bo czuła się przez to źle. Właśnie straciła pracę i nie miał pojęcia, jak teraz widzi swoją przyszłość. Czy chce szukać nowej, czy chce się do niego wprowadzić, czy sprzeda swój dom… A czy Lisa ich zaakceptuje?
Łatwo jest być dobrze zarabiającym, samotnym dorosłym. Przez całe życie nikt nie stawiał mu żadnych ograniczeń, wszystko było dozwolone, a jeśli nie, wystarczyło po prostu zamieść to pod dywan. Teraz miał dzielić życie z kimś, kogo kochał, a przynajmniej uważał, że kochał. Miał być za kogoś odpowiedzialny. Miał się temu poświęcić.
Zamknął oczy i myślał, ale znikąd nie przychodziła odpowiedź na jego wątpliwości.
Może jeszcze nie jest za późno, by się wycofać?

^^  ^^  ^^  ^^

Czarnowłosa nie lubiła takich poranków. Ze względu na pracę jej męża puste łóżko zawsze oznaczało rozłąkę, pracę po nocach, albo imprezę. Ewentualnie jakieś problemy. Tak, czy inaczej nic dobrego. A dziś rano obudziła się sama. Nikogo przy niej nie było. Było bardzo wcześnie, więc tylko zajrzała do dzieci i ruszyła na parter, z którego dochodziły do niej jakieś szmery.
Już ze schodów dostrzegła światło palące się w kuchni. Było przed szóstą i na dworze dopiero się przejaśniało. Przeszła przez półmrok korytarza i wkraczając do kuchni automatycznie zmrużyła oczy.
- Co z tobą? – Zapytała na wstępie. Tom krzątał się po kuchni. Nie miała pojęcia skąd o tej porze wytrzasnął bułki, ale kanapki dla dzieci były już gotowe. Nawet drugie śniadania leżały zapakowane na blacie. Na jednej torebce czarnym markerem nakreślił jej imię i dodatkowo narysował serduszko. W ekspresie mieliły się świeże ziarna i Tom, zanim jeszcze się do niej odwrócił, włączył go, by zaparzyć filiżankę kawy.
- Nie mogłem spać. Chciałem pogadać, a że rano nie mamy czasu, to uznałem, że zrobię wszystko wcześniej to potem się spokojnie wyrobimy i znajdziemy chwilę dla siebie. – Kobieta poprawiła szlafrok i usiadła przy stole, cały czas kiwając ze zrozumieniem głową. – Kawę?
- Jasne. – Odparła, rozglądając się po pomieszczeniu. – Tom, naprawdę sądzisz, że to dobry moment?
- A mam być szczery? – Kobieta spojrzała na niego, jakby zadał najgłupsze pytanie na świecie. – Musimy porozmawiać o przyszłości, ale wybacz, nie chcę tego rozwlekać. Nie chce się kłócić i dywagować godzinami, to bezsensu. Mamy ograniczony czas, więc zrobimy to sprawniej. I mam nadzieję, że skutecznie.
- Nie chcę rozmawiać pod presją czasu. Ja właściwie nie wiem, czy w ogóle jestem gotowa na planowanie. – Odparła z pretensją. Mężczyzna postawił jej przed nosem filiżankę z gorącym napojem i sam ruszył z powrotem do ekspresu, by przygotować go również dla siebie.
- Musimy, przecież o tym wiesz. – Rzucił moralizatorsko, po czym wytknął jej dodatkowo – Wcześniej byłaś bardziej rozmowna.
- Ale ty nie byłeś. – Odburknęła i wzięła jedną z kanapek. Rzadko cokolwiek robił w kuchni, ale kiedy już się za to zabierał szło mu całkiem nieźle. Może kanapki nie są wielkim wyczynem, ale wyglądały naprawdę smakowicie.
- To nie jest najlepszy czas na wytykanie sobie błędów. - Zaczął nieśmiało, nie chcąc rozzłościć żony. Miała rację, na początku on chował głowę w piasek i unikał rozmowy jak ognia. Uciekał, kiedy tylko zostawali sami, by nie było możliwości rozpoczęcia tematu. - Będziesz musiała powiedzieć szefowi.
- Wyrzuci mnie. - Odparła krótko, między kolejnymi kęsami.
- Nie ma do tego prawa. - Zanegował od razu Tom. - Jesteś w ciąży i nie może cię zwolnić. Jesteś pod ochroną. A jeśli będzie ci się naprzykrzał, to albo zmienisz pracę, albo... albo go pozwiemy. - Za wszelką cenę chciał pokazać jej, że są po tej samej stronie. Obrał sobie za cel wspieranie jej w każdy możliwy sposób, żeby teraz to jej dobro i jej marzenia były ich priorytetem. Długo nad tym myślał i wziął pod uwagę nawet to, że on, a nie Camilla, zostałby z dzieckiem w domu po porodzie. Oczywiście nie tak od razu, ale kiedy przestałaby karmić piersią i odpoczęłaby na tyle, by wrócić do pracy, zakładając rzecz jasna, że nadal by tego chciała, to on mógłby w tym momencie przejąć dotychczasowe obowiązki swojej żony. Zawiesiłby swoją karierę, a więc i reszty zespołu, aż jego dziecko przestałoby wymagać całodobowej opieki. Może powinien wcześniej przedyskutować to z zespołem, ale teraz nie bardzo miał do tego głowę... - Tak czy inaczej musisz mu powiedzieć. Powinnaś być wobec niego uczciwa, to może zapunktować.
- Łatwo ci mówić. - Siedziała naprzeciwko niego z miną pełną sceptycyzmu i obaw. Czytał z niej, jak z otwartej księgi, ale nie chciał pocieszać. Nie mógł przecież powiedzieć, że utrata pracy to nie koniec świata, ale nie chciał też zapewniać, że jej szef przyjmie wieść o ciąży z radością. Nawet nie znał tego mężczyzny. Wolał pozostać na bezpieczniejszym gruncie.
- Przemyślałem kwestię pokoju dziecięcego. Maluch na początku będzie spał u nas, to jasne, ale potem możemy przenieść go do jednego pokoju z Olivką. Później oczywiście mogą dostać oddzielne pokoje, ale to bardzo odległa przyszłość. A twoja pracownia zostanie na swoim miejscu. Swoją drogą, musisz w końcu wybrać meble.
- Tom, co ci się stało? - Mierzyła go uważnym wzrokiem, a on tylko wzruszył ramionami. - Ty coś kombinujesz?
- Nie, Skarbie. - Podszedł do niej i objął ją od tyłu. - Po prostu bardzo cię kocham i chcę żebyśmy byli szczęśliwi.
Kobieta tylko uśmiechnęła się pod nosem i przymknęła oczy, kiedy mąż złożył na jej skroni czuły pocałunek. Nie wiedziała, jak on to robi, ale w tym momencie dał jej to wszystko, czego potrzebowała. Poczuła się kochana i bezpieczna, jakby była najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.
Czasami kiedy popadali w rutynę, kiedy zostawała sama na dłuższy czas, albo kiedy się kłócili zastanawiała się czemu właściwie za niego wyszła. Co on takiego ma, że potrafiła dla niego zrezygnować z tak wielu rzeczy, że tyle poświęciła. Wystarczyło, że przywołała wtedy jeden z takich momentów i od razu robiło jej się cieplej na sercu. On po prostu umiał kochać, jak nikt inny i to wystarczało.



^^  ^^  ^^  ^^



Blondynka wyszła spod prysznica i przyjrzała się sobie w lustrze. Często to robiła. Dbała o siebie i nie miała zbyt wielu kompleksów. Jednocześnie nie sądziła, żeby wygląd był decydujący jeśli chodzi o powodzenie u mężczyzn.
Była na to żywym dowodem. Była chyba zbyt spokojna, może zbyt rozmarzona, może zbyt zdystansowana… Nie miała pojęcia, gdzie leżał problem, ale na pewno nie w jej ciele. Nie radziła sobie w kontaktach damsko-męskich. Miała wrażenie, że zniechęciła do siebie już połowę swoich szkolnych kolegów.
Z Georgiem był inny problem. Był zajęty, a ona była za młoda. Wszystko było nie tak.
Przeszło jej przez myśl, że skoro tu idzie jej lepiej, to może właśnie w tym nowym otoczeniu powinna zacząć szukać miłości. Skoro nie Georg, to może po prostu jakiś inny mężczyzna?
Nowy świat, do którego wprowadził ją Bill, dawał jej wiele możliwości. O dziwo, zdołał też zmienić ją samą. Nie jest już tak zdystansowana, co daje jej większe szanse na związek.
Przerwała rozważania, kiedy tylko skończyła się ubierać i była gotowa do wyjścia z łazienki. Była głodna i liczyła na to, że jej mama już wstała i coś przygotowała. Może nawet razem z Billem?
W kuchni jednak nikogo nie było. Właściwie to cały dom świecił pustkami. Dziewczyna oparła się o kuchenny blat i po chwili namysłu sięgnęła z lodówki jakiś pitny jogurt i ruszyła do sypialni swojej mamy. Dochodziła jedenasta, o tej porze ten dom zwykle tętnił już życiem.
Przestała cokolwiek rozumieć, kiedy sypialnia okazała się być pusta. Pościel leżała nietknięta, idealnie ułożona i wygładzona. W pokoju roznosił się delikatny zapach perfum Madlen, pomieszany z lawendą i zieloną herbatą, którą było czuć zawsze w całym domu Billa.
Nie musiała zaglądać do łazienki, nawet bez tego była pewna, że nikogo tu nie ma. Skoro więc jej matka gdzieś wyszła, to ciekawe, czy jest tutaj sama, czy z Billem. Lisa bez zastanowienia postanowiła to sprawdzić, toteż skierowała się prosto do sypialni swojego ojca.
Nie pukała, z góry zakładając, że i tak go nie ma i zamarła, kiedy jej oczom ukazał się widok, jakiego nie spodziewała się nawet w najśmielszych snach.
Bill leżał z szeroko otwartymi oczami, chyba nieco przerażony, obejmując blondynkę, która najwyraźniej spała wtulona w jego klatkę piersiową. Nagą klatkę piersiową. I zanim jeszcze Bill zgrabnym ruchem zakrył ją bardziej kołdrą, widziała też nagie plecy swojej matki.
Ze znacznym opóźnieniem, bo dopiero gdy minęło osłupienie przełknęła jogurt. Może powinna zareagować żołądkową rewolucją, jak sugerują niektórzy jej znajomi, albo filmy. W końcu nakryła rodziców w łóżku. Ją jednak niespecjalnie to poruszyło.
Po chwili wgapiania się w Billa uznała, że mimo wszystko nie powinno jej tu być. Uśmiechnęła się nieco głupkowato i wycofała.
- Jak coś, to mnie tu nie było. – Wyszeptała konspiracyjnie, by nie obudzić śpiącej matki i najdelikatniej jak potrafiła zamknęła drzwi.
Blondyn nadal nie mógł się otrząsnąć. Nie tak planował zacząć dzień. Nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, postanowił obudzić Madlen. Działał instynktownie i nie bardzo obchodziło go to, jak uroczo wyglądała śpiąc, czy to, że może nie być zadowolona z takiej pobudki. Po prostu jej teraz potrzebował. Żywej i trzeźwo myślącej.
- Maddy. – Szturchnął ją kilka razy w ramię i zaczął się wiercić, przez co kobieta zmuszona została do odsunięcia się na poduszkę. Zastanowił się przez chwilę, czy nie lepiej było zrobić to trochę delikatniej, albo chociaż z odrobiną romantyzmu, ale uznał, że nie czas na takie bzdety. – Mad. – Dodał głośniej, kiedy blondynka na nowo zaczęła odpływać w krainę Morfeusza.
- Co się dzieje? – Zapytała na pół przytomna. Nie otworzyła nawet oczu.
- Mamy problem, Mad. Musisz wstać. – Rzekł, przybierając jak najpoważniejszy ton. Sądził, że to może przyspieszyć jej pobudkę. I rzeczywiście, kobieta przewróciła się na plecy i leniwie się przeciągnęła. Wbiła w niego mętne spojrzenie i najwyraźniej czekała, aż zacznie mówić dalej. – mamy problem.
- To już wiemy, Billy. – Zakryła usta dłonią, próbując powstrzymać niekontrolowane ziewnięcie. – A coś więcej mi powiesz?
- Lisa tu była.
- Jak to, Lisa tu była? – Kobieta od razu się ożywiła. Kaulitz przez chwilę musiał walczyć z przyjemnym poczuciem triumfu. W końcu ją obudził! Widział jej zszokowane spojrzenie i nie wiedzieć czemu cieszył się, że to teraz ona będzie musiała się tym martwić. On już swoje zrobił.
- Normalnie. Weszła, ja już nie spałem. Chyba nas szukała i no… Znalazła. – Rzucił beznamiętnie. Teraz to nie wyglądało już tak tragicznie. – Wiesz, chyba musisz z nią o tym pogadać.
- Oj nie, mój drogi. My musimy. – Zastrzegła, kiedy tylko dotarło do niej, że Bill próbował umyć od tego ręce.
- Nie lepiej, żebyś zrobiła to sama? Jak matka z córką? Kobieta z kobietą…? – Sugerował. Nie widział siebie podczas takiej rozmowy z Lisą. Ona była dzieckiem, jego dzieckiem i nie chciał opowiadać jej o swoich łóżkowych przygodach. To było żenujące.
- Nie. Jak jest się nastolatkiem to przedstawia się swojego nowego chłopaka swoim rodzicom. A jak jest się dorosłym, to ten chłopak musi przeżyć spotkanie z dziećmi swojej wybranki. I dziś właśnie to zrobisz. Pójdziesz ze mną do Lisy i razem ze mną wytłumaczysz jej, co się między nami dzieje. – Tłumaczyła mu to jak małemu dziecku, a jego mina rzedła z każdą sekundą. – Ona musi wiedzieć, jak wygląda sytuacja. Od ciebie.
- Dobrze. To może teraz skoczymy pod prysznic? – Zgodził się, bo wiedział, że nie ma sensu z nią dyskutować. Kiedy wczuwała się w rolę matki była jak lwica. Rozumiał to, przez ostatnie siedemnaście lat musiała walczyć o swoje dziecko, o to by ich życie było normalne. Mówiła mu, że żyła tylko dla Lisy.
- Tak, to skocz pierwszy. – Odparła i szczelniej przykryła się kołdrą. – A za godzinę możesz przygotować mi kawę. – Dodała, wdrapując się wyżej, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek.
- Ale jak to? To ty nie idziesz do łazienki? I dlaczego za godzinę? Nie jesteś głodna? – Pytał, choć dobrze wiedział, co Madlen zamierza teraz zrobić.
- Niee. – Przeciągnęła, ponownie ziewając. – Ja jeszcze pośpię.
- I mam być z Lisą sam? Teraz? – Kobieta twierdząco kiwnęła głową. – To nie jest dobry pomysł.
- Kaulitz, musisz się jeszcze wiele nauczyć o byciu ojcem. Jeśli teraz jesteś zażenowany to idź skakać z radości, że nie spotkałeś jej wcześniej. Uwierz, życie z nastolatką potrafi dać się we znaki. A teraz idź tam i zachowuj się normalnie, panie tato.



^^  ^^  ^^  ^^



Czarnowłosa kobieta przestawała panować nad sytuacją. Miała dziś długi i ciężki dzień w pracy. Zaległe wizyty klientów, którzy przekładali je w nieskończoność, zmiany w projektach i nawał papierkowej roboty sprawiły, że czuła się wykończona. Dopuszczała do siebie myśl, że to efekt uboczny ciąży i wcale jej się to nie podobało. Nie chciała zwalniać tempa i ze wszystkiego rezygnować, ale  jednocześnie nie chciała też szkodzić sobie i dziecku.
Po pracy, kiedy weszła do domu i zastała ogólny chaos, postanowiła nie wspominać mężowi o swoim samopoczuciu. Widziała, że sam kiepsko radzi sobie z domem. Zresztą, może oboje mieli po prostu trudny dzień?
Olivia chyba gorzej się czuła, a starsze dzieci zamiast to zrozumieć i przynajmniej nie przeszkadzać, cały czas coś chciały. Tom próbował przygotować obiad, ale w takich warunkach było to ledwie wykonalne, tak więc Camilla szybko przebrała się w coś luźniejszego i przejęła władzę w kuchni.
Nie mieli czasu na dłuższą wymianę zdań. Camilla weszła do kuchni i zabrała się za kończenie obiadu, Tom w tym czasie rozwiązał, a przynajmniej próbował rozwiązać problemy swoich pociech, a potem razem z nimi nakrył do stołu. W międzyczasie posprzątał jeszcze salon, w którym wcześniej urządzili sobie jakąś zabawę.
Kobieta była milcząca, co nie było dla niej normą. Szczególnie do czasu, kiedy podjęła nową pracę. Ostatnimi dniami w kółko opowiadała o tym, co robiła w pracy i co ma w planach na najbliższy czas.
Mężczyzna przyprowadził dzieci ze sobą i kiedy każdy już zajął swoje miejsce pomógł żonie w podaniu do stołu ich wspólnego dzieła. Cały czas ją obserwował, bo miał wrażenie, że nie wszystko jest w porządku, ale Camilla wciąż zbywała jego pytania.
- Po prostu wyglądasz na zmęczoną. – Rzucił, kiedy po raz wtóry usłyszał, że wszystko jest w porządku. – I nie chcesz mi powiedzieć czemu. Jak mam się nie martwić?
Dzieci zdawały się zupełnie ignorować rozmawiających rodziców. Tom zajął się karmieniem Olivii, przyjmując nieco weselszy wyraz twarzy.
- Przestań, Tom. Przesadzasz. – Odparła beznamiętnie, zabierając się za jedzenie obiadu. – Podam jeszcze sól… - Kobieta skrzywiła się, smakując warzyw, czego Tom nie mógł zrozumieć. Olivia była zachwycona obiadem, więc ten niewiele myśląc karmił ją dalej. Dopiero dźwięk tłumaczonego szkła oderwał go od tego zajęcia. Odwrócił się, ale nie nigdzie nie zobaczył swojej żony.
Szybko zerwał się z miejsca i znalazł ją za kuchenną wysepką. Kucała i nie wyglądała zbyt dobrze. Była blada i chyba nie czuła się najlepiej.
- Camilla? – Podszedł do niej i chciał pomóc jej wstać, ale to nie okazało się najlepszym pomysłem. Kobieta nie była w stanie utrzymać się w pionie.
- Zrobiło mi się po prostu słabo. – Wymamrotała, kiedy Tom podniósł ją z podłogi i ruszył w kierunku salonu. – Zostaw mnie tu. Podaj mi wodę.
- Posadzę cię na krześle, a ty z niego spadniesz. Camilla, jest ci słabo, musisz się położyć, odpocząć…
- Tom, zostaw mnie, przesadzasz. – Dyskutowali przechodząc przez kuchnię i tym razem zwróciło to uwagę dzieci.
- Camilla, do cholery, jesteś w ciąży. Bądź poważna. – Burknął niezadowolony i wyraźnie zirytowany, przekraczając próg kuchni. Zostawił ją w salonie na sofie, a sam wrócił po szklankę wody.
- Tato, mama jest w ciąży? – Zapytał Nick, kiedy ten w pośpiechu rozlał na blat wodę i cicho przeklną pod nosem. – Tato?
- To nie jest rozmowa na teraz, ale tak. Mama jest w ciąży. – Odparł. Camilla nie chciała im jeszcze umówić, ale skoro i tak słyszeli ich rozmowę, to czemu teraz miałby kręcić? Może to nawet lepiej, dzieci będą wobec niej wyrozumialsze.
- Tatooo! – Chłopiec niemal zawył, na co ojciec posłał mu pytające spojrzenie. – Znowu? I jeszcze powiedz, że to będzie kolejna dziewczyna. – Odparł obrażonym tonem i spojrzał na niego z wyrzutem. – Może powinniście… No wiesz… Jakoś tak… No przestać?
- Mhm… - Tom przyjrzał mu się z uwagą i kiwną głową ze zrozumieniem. Może jego syn był głosem rozsądku, który on i jego żona najwidoczniej stracili? Wszedł do salonu i spojrzał, jak Camilla z czułością gładzi swój brzuch. Przypomniał sobie minę syna, radosny uśmiech Olivii i zdezorientowaną Marthę…
Mógł żałować wielu swoich decyzji, ale tego, że stworzył taką rodzinę nie pożałuje na pewno nigdy. 



No to Kochani, szczęśliwego Nowego Roku :)  

środa, 19 listopada 2014

Trzydziesty drugi




Czas mijał zdecydowanie za szybko. Dopiero teraz, kiedy ich pobyt w Hamburgu dobiegał końca, coś zaczęło się dziać. Madlen chodząc po domu zbierała już swoje rzeczy, żeby nic nie zostawić, a będąc na mieście coraz częściej wspominała, że nie może robić zakupów, bo nie zmieści się do torby, albo przeciwnie, że musi kupić coś i ugotować dobry obiad, żeby odwdzięczyć się Billowi za takie miłe przyjęcie. W tym wszystkim była pewna doza smutku i goryczy, którą Lisa świetnie wyczuwała. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej rodzice podchodzili do siebie z takim dziwnym dystansem, który co gorsza, wciąż się powiększał. Rozmawiali, ale miała wrażenie, jakby jej matka z jakiegoś powodu obraziła się na Billa, albo zwyczajnie przestała mu ufać. Z jej obserwacji nie wynikało jednak, żeby miała ku temu powody.

Kończyli kolację. Madlen spędziła przy niej sporo czasu, zrobiła świetny makaron z owocami morza, bo usłyszała, że Bill za nimi przepada. Sama wybrałaby pewnie coś zupełnie innego, w kuchni była raczej tradycjonalistką, ale ostatnio dziwnym trafem pozwalała sobie na wiele swobody i eksperymentów. Jedzenie wszystkim smakowało, atmosfera była całkiem miła, ale Lisa nadal miała poczucie, że coś nie gra. Zaczynała się nawet irytować, że Bill zupełnie na to nie reagował, jakby nie dostrzegł żadnej różnicy w jej zachowaniu.

- To może ja pozmywam? – Rzuciła Lisa. Wszyscy powoli kończyli jeść i cisza zaczynała być męcząca.

- Nie, po co? Pomogę ci i wrzucimy wszystko do zmywarki. – Bill machnął ręką i spokojnie kończył jedzenie. Może nie był to najciekawszy temat do dyskusji, ale gdyby go podtrzymać, to pozbyliby się tej niewygodnej ciszy.

- No dobrze… Ja dziś chyba jeszcze wyjdę na spacer.– Próbowała dalej. Wiedziała, że jej matce ten pomysł może się nie spodobać, a to był dobry pretekst do rozmowy. Madlen w takim momencie zawsze musiała się wtrącić.

- Sama? Jest trochę późno… - Blondynka rzuciła okiem na zegarek, po czym jeszcze raz przyjrzała się swojej córce. – Zresztą… Tylko nie odchodź za daleko.

- Naprawdę? – Lisa przestawała rozumieć całą tą sytuację. Z jednej strony Madlen była nie w humorze, z drugiej jednak pozwalała jej na rzeczy, które wcześniej stanowiły nie lada problem. Oboje wydawali się zamyśleni i nieobecni.  - No dobra… - Spojrzała na nich jak na kosmitów i wstała od stołu zabierając ze sobą swój talerz. – To dziękuję, pójdę już.

- W takim razie zostaw naczynia, ja się tym zajmę. – Rzucił życzliwie mężczyzna. – Gdybyś chciała wejść do sklepu, czy cokolwiek, to weź moją kartę kredytową. Pin to mój rok urodzenia.

- Raczej nie planuję zakupów o tej porze i to w tej okolicy, ale ok… Dzięki, Bill.

Lisa wyszła i zostawiła Billa oraz Madlen we wciąż gęstniejącej atmosferze. Kobieta wydawała się być zajęta posiłkiem i nie reagowała na natrętny wzrok blondyna wbity w jej osobę.

- Ile dni jeszcze zostaniecie? – Zapytał, by zwrócić na siebie jej uwagę.

- A co, masz nas dość? – Zapytała żartem, choć ton jej głosu nie do końca na to wskazywał. – Cztery dni i wracamy od Monachium. I tak za długo siedzimy ci na głowie.

- Mnie to nie przeszkadza. – Po raz kolejny wzruszył ramionami. Wyprostował się na krześle i cały czas lustrował swoją towarzyszkę.

- Ja już skończyłam, pozbieram naczynia. – Rzuciła, kiedy cisza i jego spojrzenie zaczęły jej dokuczać.

- Mówiłem, że ja to zrobię. – Wstał i zabrał jej talerz sprzed nosa. Zbierał się cały wieczór, próbował się zmotywować, ale wciąż nie mógł poprosić jej o rozmowę. Właściwie mógłby po prostu to z siebie wyrzucić, bez większych wstępów, ale sądził, że to byłoby nieco… nieodpowiednie. Chciał postawić sprawę jasno, ale w praktyce okazało się to o wiele trudniejsze, niż wcześniej przypuszczał. Usłyszał, jak Lisa zbiega po schodach i nie zatrzymując się krzyczy coś na pożegnanie. Potem tylko trzask zamykanych drzwi i znowu zupełna cisza. To był idealny moment. – Mad, musimy porozmawiać.

- Wiem, przecież o tym mówiliśmy. – Odparła, udając brak zainteresowania jego słowami. On jednak czytał z niej jak z otwartej księgi i wyraźnie widział, że ją to zaintrygowało. Zobaczył nawet iskry nadziei w jej oczach…

- Nie, ja nie w tym sensie. Musimy porozmawiać teraz. Ja to przemyślałem i chcę, żeby nasza sytuacja była czysta. – Dodał wyjaśniając. – Najpierw włączę zmywarkę, a potem do ciebie przyjdę.

Zebrał rzeczy ze stołu i tak po prostu wyszedł. Madlen miała ochotę uderzyć go w głowę czymś ciężkim. Zaczął, żeby potem zostawić ją samą z mętlikiem w głowie i duszą na ramieniu.

Kaulitz był sadystą. Był draniem, a w swoim zachowaniu był wyrachowany jak mało kto, ale miał również to pożądane i wciąż nie zdefiniowane „coś”. Kochała go. To uczucie było silniejsze, niż powinno, po tym wszystkim, co kiedyś jej zafundował.

Miała nadzieję, że za chwilę usłyszy od niego dokładnie to samo wyznanie w jej kierunku.



^^  ^^  ^^  ^^



Nie miała ochoty na spacer. Nogi same poniosły ją do obrzeży ekskluzywnego osiedla swojego ojca, gdzie znajdował się jedyny przystanek autobusowy w tej okolicy. Spojrzała na rozkład i szybko odnalazła autobus, który zawiózł ją potem do najbliższego centrum handlowego. Może zrobi użytek z karty ojca… A przy okazji będzie miała czas na przemyślenie swojej sytuacji. Chciała tu zostać, bo powoli zaczynała żyć tym miejscem.

Hamburg stał się jej nowym domem. Miała tu ojca i matkę, mieszkali w jednym domu jak zwykła, kochająca się rodzina, bo choć trudno nazwać relacje jej rodziców związkiem, to nie kłócili się, rozmawiali ze sobą… Byli zwyczajni, a ta zwyczajność paradoksalnie była dla niej bardzo wyjątkowa. Prócz tego było nowe otoczenie. Show biznes, który może nie pociągał jej do końca, stawał się jej coraz bliższy. Nie chciała być gwiazdą, ale  z przyjemnością obcowała z celebrytami i coraz bardziej jej się to podobało. Właściwie… Myśl o kolejnej imprezie, czy wizycie w siedzibie Universalu była kusząca tylko pod warunkiem, że wchodziłoby w to spotkanie Georga. Wiedziała, że Bill często się z nim widywał i miała nadzieję, że planuje coś na najbliższy czas. Nie przepuści żadnej okazji, by jeszcze raz go spotkać. Nawet, jeśli to idiotyczne, nawet jeśli na tym spotkaniu miałoby się skończyć, wiedziała, że musi go zobaczyć.

Z głową w chmurach dotarła na miejsce. Weszła do budynku i od razu ściągnęła szeroki szal w kolorze czekolady, który nosiła ze sobą niemal wszędzie. Rozejrzała się po witrynach i nie minęło kilka sekund, a ona już wiedziała, że decyzja o przyjeździe tutaj była słuszna.

Przydymiony, jakby brudny różowy kolor delikatnego materiału odbijał się od czarnego tła sklepowej wystawy. To od razu rzuciła się jej w oczy. Sukienka wydawała się bardzo kobieca i delikatna. Może wręcz niezbyt odpowiednia na jesień, ale to nie grało już żadnej roli. Zakochała się w niej i po kilku minutach biegła do przymierzalni z różowym materiałem powiewającym na wieszaku, który dumnie dzierżyła w dłoni.

Ubrała ją i od razu wiedziała, że po pierwsze, sukienka będzie prezentem od Billa, który tak wspaniałomyślnie pożyczył jej kartę, a po drugie, że Georg musi ją w niej zobaczyć. Podczas pierwszego spotkania Billa, więc również Georga, czuła się kobieco i wyzywająco. Co tu dużo mówić, bez problemu uwiodła sławnego rockmana. Ale teraz czuła się o niebo lepiej. Ubrana, a nie przebrana. Materiał delikatnie opinał jej ciało, idealnie podkreślał jej biust i talię. Uwydatniał wszystko i właściwie niewiele odkrywał. Dekolt w łódkę, lekko rozkloszowana, do połowy uda… W swojej prostocie była idealna.

Już sobie wyobrażała, jak Georg zareaguje, kiedy ją w niej zobaczy. W głowie miała scenariusz tego wieczoru, mimo, że nie była nawet pewna, czy w ciągu kilku następnych dni, będzie jeszcze miała okazję ją założyć i zrealizować swoje marzenia…

To zaskakujące, jak zakupy mogą poprawić nastrój. Dopiero przy kasie Lisa zorientowała się, że cena tej sukienki zdecydowanie przekracza ceny innych jej ubrań i może w zwykły dzień, w normalnych warunkach, w centrum handlowym w Monachium musiałaby z żalem odwiesić ją na miejsce, ale tu był inny świat. Zapłaciła kartą swojego ojca z wyraźną lekkością, bo była świadoma, że to nijak nie wpłynie na jego stan majątkowy. Pewnie nawet nie zauważy tego małego ubytku…

Na dowód tego, że w Hamburgu nic nie jest normalne, zaraz po wyjściu ze sklepu doznała kolejnego szoku. Znów wpatrywała się w punkt przed sobą, jakby doznała objawienia i znów w głowie widziała już swoją przyszłość. Tym razem była to zupełnie inna wizja. Nie widziała siebie w nowej sukience, ale siebie rozmawiającą ze swoim nowopoznanym przyjacielem.

Mimo okularów i luźnej czapki od razu poznała Georga i bez chwili zastanowienia ruszyła w jego kierunku. Dopiero w momencie, kiedy i on ją zauważył i nawet do niej pomachał, zauważyła jeszcze jeden drobny szczegół. Mężczyzna nie był sam.

U jego boku stała sporo od niego niższa kobieta z prostymi miedzianymi włosami do ramion. Miała drobną, ale kobiecą figurę oraz przykuwający uwagę uśmiech. Jej usta zdawały się być stworzone tylko do uśmiechania się, jakby były przytwierdzone w ten sposób do jej twarzy i nie dało się tego nijak zmienić. Może, gdyby nie nagłe uderzenie zazdrości, Lisa stwierdziłaby, że wygląda ona na miłą osobę. Może, gdyby Lisa nie dostrzegła w niej konkurentki, skupiłaby się raczej na Georgu. Może wtedy uświadomiłaby sobie, że dostrzeżenie tego wszystkiego w ułamkach sekund nie jest do końca normalne, a wybieganie w przyszłość i snucie scenariuszy tego spotkania jest bezcelowe. Ale ona była zazdrosna, cholernie zazdrosna i co najgorsze uświadomiła sobie, że właściwie dla niego musi być zwykłą gówniarą. Kobieta u jego boku wyglądała na jakieś trzydzieści parę lat. Nigdy nie sądziła, że bycie młodszą można postrzegać w kategoriach wady…

- Lisa, ty chyba mnie śledzisz. – Georg podszedł do niej i bez żadnych wstępów objął ją swoimi silnymi ramionami. Dziewczyna odruchowo wzięła głęboki wdech napawając się cudownym zapachem jego perfum. – Poznajcie się. To Jenny, zrobiła mi niespodziankę i dosłownie dwie godziny temu stanęła w drzwiach mojego mieszkania. Czy to nie cudowna kobieta? A ta oto młoda dama o imieniu Lisa to córka Billa, jego lepsza i młodsza damska wersja.

Kobieta z uśmiechem podała dłoń nowo poznanej blondynce. Lisa chcąc nie chcąc odwzajemniła gest.

- Georg mi o tobie wspominał. – Zaczęła Lisa, po chwili dochodząc do wniosku, że trochę dziwnie to zabrzmiało. Chciała szybko zmienić temat, a najlepiej to po prostu się stąd ulotnić i zapomnieć, że cała ta sytuacja miała miejsce. – Robicie zakupy? – Georg zmarszczył czoło i cicho się roześmiał.

- Zwykle po to ludzie przychodzą do sklepu. – Rzucił, szczerząc się do niej wesoło i ostentacyjnie pomachał jej przed oczami reklamówką. To nie miało w sobie ani krzty złośliwości, czy wyrzutu, a Lisa i tak miała ochotę zapaść się pod ziemię. Miała wrażenie, że wychodzi przed nimi na skończoną idiotkę. – Musieliśmy zaopatrzyć się w jakieś jedzenie.

- A, no tak. To ja już wam nie przeszkadzam. – Kobieta obserwowała całą rozmowę z boku, ani razu się w nią nie włączając. Może i była sympatyczna, ale chyba chciała to ukryć i wcale nie najgorzej jej to wychodziło. Milczała, jakby z boku oceniała swoich towarzyszy. Przynajmniej taką widziała ją teraz Lisa.

- Jesteś sama? Może chcesz, żeby odwieźć cię do domu? – Zaproponował mężczyzna, kiedy blondynka powoli zaczęła się wycofywać, jakby zaraz miała puścić się biegiem z dala od nich. Nie bardzo rozumiał jej zachowanie, ale jednocześnie nie zaprzątał sobie tym głowy.

- Nie trzeba. – Odparła z krzywym uśmiechem wyrysowanym na twarzy.

- Miło było cię poznać, Lisa. – Rzuciła jeszcze kobieta, zanim blondynka zdążyła się odwrócić i bez żadnego pożegnania ruszyła w kierunku głównego wyjścia.

Zwolniła dopiero wtedy, kiedy zimny wiatr uderzył ją w twarz, jakby chciał ją otrzeźwić. Głośno westchnęła i już wolniej ruszyła w kierunku przystanku. Spojrzała na rozkłady jazdy i dopiero wtedy uzmysłowiła sobie, że nic nie widzi. Oczy zaszły jej łzami, nie potrafiła już dłużej ich zatrzymywać. Stała tam zupełnie sama i tak po prostu płakała. Gdyby ktokolwiek ją teraz widział, pewnie powinna spalić się ze wstydu, ale ona miała to gdzieś.

Była dla niego nikim i teraz to wiedziała. Tylko że to zupełnie nic nie zmieniało. Z zamkniętymi oczami nadal widziała tego dupka, który zdołał ją w sobie rozkochać w jeden, krótki dzień, nadal czuła zapach jego perfum na swojej kurtce i nadal chciała dalej go oglądać.

Jak bardzo można być zaślepionym przez uczucie?



^^  ^^  ^^  ^^



- Długo jeszcze?

Blondynka stanęła w drzwiach kuchni jakieś dwie minuty temu. Skrzyżowała ręce na piersi i zacisnęła usta w cienką linię. Była cierpliwa i patrzyła jak mężczyzna powoli wkładał kolejne naczynia do zmywarki, jakby miał do czynienia z bombą, albo od rozbicia szklanki zależały losy świata. Miała świadomość, że jego zastawa nie należała do najtańszych, ale na litość boską, nawet schorowany emeryt z Parkinsonem zrobiłby to sprawniej.

- Zaraz kończę. – Odparł spoglądając na nią przez ramię. Madlen posłała mu wymowne spojrzenie spod uniesionych brwi i podeszła zabierając mu talerze z rąk.

Nie minęły trzy minuty, a po pomieszczeniu rozniósł się szum włączonej zmywarki. Kobieta założyła ręce na biodra i po raz kolejny spojrzała na Billa z wyraźnym zniecierpliwieniem.

- Już skończyłeś. I?

- Madlen, daj mi się ogarnąć. Mówiłem, że do ciebie przyjdę. – Zaczął z wyrzutem.

- Nie zachowuj się jak gówniarz, Bill! – Przerwała mu, nie wytrzymując już jego wymówek. Zachowywał się jakby miał jej zaraz powiedzieć, że ktoś z jej rodziny nie żyje, a nie określić się w sprawie ich ewentualnego związku. W tym momencie zupełnie straciła ochotę na jakiekolwiek rozmowy z nim. – Masz mi powiedzieć wprost, o co ci chodzi. Tutaj. Teraz. – W odpowiedzi usłyszała przeciągłe westchnienie. – W przeciwnym razie Bill, nie mamy o czym rozmawiać. Jeśli nie jesteś na tyle dojrzały, by zwyczajnie mi coś powiedzieć, to wybacz, ale ograniczenie naszych kontaktów do koniecznego minimum będzie jedynym słusznym wyjściem.

- Mad, wyluzuj się, dobrze? – Stanął naprzeciw niej i złapał ją za dłonie. Zawsze w nerwach wymachiwała rękoma, nie panowała nad tym i pewnie nawet nie była tego świadoma. Bill wiele razy stawał tak przed nią, jeszcze kiedy byli nastolatkami, i trzymał ją tłumacząc jej coś i uspokajając jej skołatane nerwy. Zwykle działało. Dziś, mimo że przybrał spokojny ton i kciukami delikatnie gładził jej dłonie w jej oczach wciąż widział ogień. – To wszystko nie tak.

- Przestań pieprzyć, Bill. – Wyrwała mu swoje dłonie. Chciała stworzyć między nimi większy dystans, bo czuła, że to co zaraz jej powie nie może się jej spodobać. Nie chciała wtedy na niego patrzeć. Chciała by wreszcie to z siebie wyrzucił i dał jej spokój. Dopiero w natłoku tych rozpaczliwych myśli zauważyła jak szybko zrobiła sobie nadzieję i pozwoliła sobie sądzić, że ma prawo czegokolwiek od niego oczekiwać.

- Madlen, ok, trochę przegiąłem. – Spojrzała na niego pytająco. – Chciałem trochę potrzymać cię w niepewności, licząc na to, że jak wejdę w końcu do salonu to już po twoich oczach poznam, co chciałabyś usłyszeć. Ale wlazłaś mi do kuchni, popsułaś cały plan, a tym swoim wzrokiem chyba chciałaś mnie zabić. – Wyrzucił jej robiąc minę urażonego dziecka. Kobiety to jednak najwyraźniej nie śmieszyło, bo niewzruszona czekała na dalsze wyjaśnienia. – Zależy mi na tobie. Nie mogę nic obiecać, ale chcę spróbować jeszcze raz, Madlen. Zacznijmy jeszcze jeden raz.

- Czy ty się, człowieku, dobrze czujesz? – Zaczęła po chwili. Jej głos nie wskazywał na radość i szczęście. Bill już chciał odpowiedzieć, kiedy Madlen postanowiła kontynuować. – Ja rozumiem wszystko i naprawdę wiele potrafię znieść, ale ten cyrk, który sobie urządziłeś, to było niepoważne, nieodpowiedzialne, niedojrzałe i tak idiotyczne, że tylko ty mogłeś na coś takiego wpaść! Ty mówisz o przyszłości, o uczuciach, o związku, a bawisz się ze mną w jakieś gierki? Masz prawie czterdziestkę na karku, Kaulitz! Dorośnij!

- Ale… Madlen, przecież ja nic nie zrobiłem. Chciałem przynieść ci wino, porozmawiać, na spokojnie… Chciałem, żeby było romantycznie, czy coś… - Kobieta tylko prychnęła pod nosem nawet na niego nie spoglądając. – No i co? Ty już nie chcesz? – Madlen milczała jak zaklęta. Rzuciła mu krótkie, pełne złości spojrzenie i bez słowa ruszyła do wyjścia. – Madlen, ale powiedz coś! Nie zachowuj się tak!

- Jak? – Odwróciła się stojąc już w progu kuchni. – Jak ty? Nie, nie jestem taka.

- No więc? – Zapytał, gubiąc się już zupełnie w tej rozmowie. Nie jest taka, więc nie udaje i naprawdę ma go już gdzieś, czy nie jest taka, więc od razu powie mu, że też jej zależy…?

- No więc weź to wino, o którym mówiłeś i przyjdź do tego cholernego salonu, czy gdzie tylko chcesz i powiedz mi to wszystko jeszcze raz, tak jak chciałeś i niech będzie romantycznie, czy jakkolwiek inaczej. I już nigdy więcej się z tego nie wycofuj, Bill, tylko o to cię proszę. 



To powyżej jest... dziwne. Treściowo nawet lubię ten rozdział, choć niewiele się dzieje, ale od strony technicznej jest źle. Bardzo źle. To miejsce po prostu nie sprzyja pisaniu, o.
Taka jest moja opinia, ale ciekawa jestem, co sądzicie Wy. 
I przy okazji witam nowych czytelników, którzy się ostatnio pojawili! Miło widzieć nowe nicki ;) 
Pozdrawiam!