czwartek, 17 kwietnia 2014

Dwudziesty czwarty



W pokoju panowała względna cisza, kiedy zignorowało się muzykę płynącą ze słuchawek. Była stłumiona, ledwo słyszalna, wybijały się tylko basy, które postronnemu słuchaczowi nie mówiły zupełnie nic.
Pomieszczenie było dość ciemne, głównie ze względu na to, że jedyne, i tak niezbyt wielkie okno było szczelnie zasłonięte. Ciemne meble nadawały mu charakter gabinetu mecenasa, albo literata, ale platynowe i złote płyty porozwieszane na ścianach mówiły same za siebie. Po bliższym przyjrzeniu się wielkim regałom na ścianie za biurkiem dało się zauważyć, że zamiast książek, znajdowały się tam głównie płyty.
Mężczyzna z wzrokiem nieruchomo wlepionym w blat biurka wydawał się być w zupełnie innym świecie. Pokój wypełniał teraz głuchy dźwięk uderzania nogą o wykładzinę w szybkim, stałym rytmie. Jego głowa również powoli poruszała się w takim samym tempie. Muzyka zupełnie go pochłonęła, nie zauważył niczyjej obecności.
–Kochanie. - Zaczęła kobieta, kiedy zniecierpliwienie wzięło górę. Po kilku latach małżeństwa obserwowanie zapracowanego męża nie było na tyle pochłaniające, by spędzać na tym godziny. On, mimo ogromnych słuchawek na uszach, podniósł wzrok i po chwili ściągnął je. Muzyka stała się wyraźniejsza, by po chwili zamilknąć. - Chcę porozmawiać.
–Dzieciaki już śpią? - Odsunął fotel od biurka i przeciągnął się, bezgłośnie ziewając. Nie czekał na odpowiedź, bo widział, że jego żona nie bardzo chciała zbaczać z tematu. - No dobrze, to rozmawiajmy.
–Chodzi o moją pracę. - Kobieta usiadła tuż obok biurka, na jednym ze skórzanych foteli. Jej twarz nie wyrażała praktycznie żadnych emocji.
–A, to nie, nie... - Zaczął mężczyzna, wyraźnie się ożywiając.
–Nie ma nie, Tom! - Przerwała mu kobieta. - Musimy porozmawiać i nawet nie próbuj mnie zbyć. Ty znów pracujesz w studiu, planujesz wywiady, spotkania, zanim się obejrzymy znowu pojedziesz w trasę, a ja nadal będę siedzieć w domu i gapić się w ścianę.
–Camilla. Spokojnie. - Mężczyzna wysłuchał jej pretensji, widząc, że jest zdenerwowana, mimo że nie rozumiał skąd te nerwy. Zmierzył ją badawczym spojrzeniem i zaczął mówić dopiero wtedy, kiedy był pewien, że ona skończyła. - Chciałem powiedzieć, że nie tak. Nie tak będziemy rozmawiać. Bo jeśli chodzi o pracę, to ja chciałbym zacząć.
–Nie, Tom, ja wiem... - Zaczęła po raz kolejny.
–Camilla! - Podniósł nieznacznie głos, próbując nie okazywać swojej rosnącej irytacji. - Dasz mi dojść do słowa? - Cisza go satysfakcjonowała, zaczął więc mówić dalej. - Przemyślałem to wszystko i podjąłem decyzję.
–Co?! - Kobieta poruszyła się gwałtownie, jakby miała zaraz rzucić się na swojego męża. - Ty? Ty podjąłeś decyzję? - Prychnęła pod nosem. - Ty decydujesz o moim życiu, o swoim życiu, o całym świecie i próbujesz nazywać to małżeństwem?!
–Camilla, do cholery, co w ciebie wstąpiło? PMS, czy co? - Kobieta obruszyła się urażona i nie powiedziała nic więcej. Dłuższa chwila cisza ostudziła ich nerwy i Tom postanowił raz jeszcze spróbować się wypowiedzieć. - Przemyślałem to i podjąłem decyzję, że chcę ci pomóc. Jeśli dostaniesz pracę, to bardzo by mi zależało, żebyś mogła część pracy wykonywać w domu, kiedy na przykład ja będę miał ważny wywiad bez możliwości przełożenia. Dlatego zdecydowałem, że jeden z pokoi, w których czasem pracowałem, możemy przerobić na twoją pracownię. Zmienimy trochę oświetlenie, kupimy trochę tych twoich zabawek i sama urządzisz sobie swoje nowe królestwo. Co ty na to?
–Mówisz poważnie? - Kobieta zamarła. Nie spodziewała się, że jej mąż nagle zmieni zdanie. Liczyła raczej na kolejną wojnę w związku z posadą, którą zresztą prawie już dostała.
–Poważnie. Nie trzeba od razu pluć ogniem, Skarbie. - Złapał ją za rękę i przyciągnął na swoje kolana. - A teraz możesz ucałować swojego wspaniałego męża, który ma takie cudowne pomysły.
–Jest jeszcze jedna rzecz. - Mężczyzna odsunął się na niewielką odległość i przyjrzał się swojej żonie. - Musimy zacząć remont.
–Dziś? - Zaśmiał się. Kobieta pokiwała przecząco głową, na co ten posłał jej pytające spojrzenie.
–Niekoniecznie. Ale możesz teraz pogratulować swojej utalentowanej żonie, która dziś dostała pracę w najlepszym biurze projektowym w Hamburgu.
Kobieta podeszła do niego, usiadła mu na kolanach, ucałowała a potem go przytuliła. Mężczyzna nie wiedział, co ma powiedzieć. Skupił się na tym, by wyraz jego twarzy nie zdradził szoku, w jakim aktualnie się znajdował.
- Jestem tak szczęśliwa, Tom. To moja szansa. – Mężczyzna tylko ją objął. Nie chciał psuć jej tej chwili, choć czuł ogromny niepokój. Nigdy nie lubił zmian, a te chyba zupełnie go przerastały.

^^  ^^  ^^  ^^

Kobieta spojrzała po raz ostatni na mężczyznę, który siedząc w samochodzie przesłał jej pocałunek, a potem pokazał dwa uniesione w górę kciuki. Westchnęła i ruszyła przed siebie.
Miała pracować w kamienicy leżącej blisko centrum miasta. Jej biuro leży na trzecim i jednocześnie ostatnim piętrze starej kamienicy, która zresztą została odnowiona przez jej potencjalnego nowego szefa. Elen, ta która wczoraj przekazała jej informację o pracy, krótko streściła jej historię tej małej firmy, dzięki czemu Camilla tylko upewniła się w przekonaniu, że to jej miejsce na ziemi.
Stanęła przed drzwiami z napisem „ProHaus” i po chwili zawahania weszła do środka z myślą, że ten moment, ten jeden krok, całkowicie zmienia jej życie. Przywitała ją przyjemna, cicha muzyka i uśmiech blondynki.
Dziś miała na sobie seledynową marynarkę, a swoje loki spięła z tyłu głowy. Poprawiła okulary i wstała, wychodząc zza swojego biurka.
- Witam, pani Kaulitz. Jest pani przed czasem, a u szefa jeszcze jest klient. Będzie musiała pani chwilę poczekać.
- Oczywiście, to żaden problem.
Camilla starała się trzymać nerwy na wodzy, ale nie wychodziło jej to najlepiej. Uśmiechała się nerwowo i poruszała się jakoś niespokojnie. Nie umiała opanować własnego ciała. Zdjęła płaszcz i zostawiła go na wieszaku, po czym usiadła na jednym z foteli. Był wygodny, musiała to przyznać, jednak ta myśl i tak nie rozluźniła jej nawet na moment.
- To spotkanie, to chyba tylko formalność, pani Kaulitz. Może pani wyluzować. – Głos kobiety dotarł do Camilli z małym opóźnieniem. Była nieobecna, myślami szukając powodu swojego stresu. Kiedy spojrzała na blondynkę, ta puściła jej oczko. W odpowiedzi Camilla posłała jej niepewny uśmiech i wróciła do swoich rozważań. Nie szukała pracy, bo nie miała pieniędzy na życie. Od tego nic nie zależało. To był tylko i wyłącznie kaprys, chęć zmian. A mimo to siedziała tu jak na szpilkach, nie dopuszczając do siebie myśli, że właściwie już ma pracę. Bała się, że gdy poczuje się zbyt pewnie wszystko odwróci się przeciwko niej.
Tym razem z otępienia wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi i czyjeś głosy. Mężczyzna w beżowej marynarce wyszedł uśmiechnięty z gabinetu „szefa”, a potem radośnie pożegnał panią w recepcji i wyszedł. Camilla, kiedy tylko oderwała wzrok od mężczyzny, który zapewne był klientem, o którym informowała ją blondynka, zorientowała się że w drzwiach gabinetu ktoś stoi.
Wysoki brunet o niebieskich oczach uśmiechał się serdecznie i Camilla zamiast odwzajemnić ten miły gest poczuła się zażenowana faktem, że ten na nią czeka.
- Pani Kaulitz, jak mniemam? – Odezwał się po chwili.
- Tak. – Wstała i ruszyła o krok do przodu. – Dzień dobry.
- Dzień dobry, pani Camillo. – Odparł, po czym podszedł do recepcji. – Poprosimy do gabinetu dwie kawy, Elen.
- Oczywiście, zaraz będą. – Kobieta od razu ruszyła do pracy.
- Oh, przepraszam, to moje głupie przyzwyczajenie. Może być kawa, pani Camillo?
- Tak, oczywiście. – Mężczyzna pokiwał tylko głową, po czym ponownie podszedł do drzwi i otworzył je szeroko.
- W takim razie zapraszam do siebie.
Camilla wkroczyła do gabinetu i od razu się zachwyciła. Było to przestronne pomieszczenie z ogromnymi oknami wychodzącymi na ulicę po prawej i dziesiątkami projektów na ścianie po lewej stronie. Stała tam również półka, a na niej ogromne tuby, zapewne również z projektami. Patrząc na to wszystko przypomniała sobie czasy studenckie, na nowo zapragnęła pracować w zawodzie, bo to co dla wielu wydawało się nudne, dla niej było prawdziwą pasją.
- Niech pani siada. – Rzucił na wstępie, sam zajmując miejsce za obszernym biurkiem. – Dobrze… Więc tak. Zaprosiłem panią głównie ze względu na projekty, jakie pani nam przedstawiła. Są naprawdę dobre, a przede wszystkim nietuzinkowe. A my właśnie takich ludzi szukamy, z polotem. Dlatego chcę zaproponować pani posadę w naszym biurze.
-To świetnie. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że po tak długiej przerwie uda mi się znaleźć pracę tak szybko, panie Langen. Cieszę się, że to moje projekty się spodobały. – Ten gabinet stał się symbolem początku nowego życia. Nie sądziła, że znalezienie pracy sprawi jej tyle radości. Czuła się świetnie, mogła to porównać do chwili, kiedy oświadczył jej się Tom, albo nawet do dnia, w którym na świat przyszedł Nick.
- Cieszę się razem z panią i liczę na to, że współpraca będzie udana. Teraz może porozmawiamy o warunkach pracy. Oczywiście wszystko jest w umowie i dostanie ją pani do ręki przed podpisaniem. Nie musimy podpisywać jej dziś. Chciałbym powiedzieć, jak w praktyce działa nasze biuro. – Kobieta tylko pospiesznie przytaknęła, na co ten odpowiedział uśmiechem i kontynuował. – Tak, jak mówiłem, nie wymagam obecności w biurze dzień w dzień. Pracuje pani pięć dni w tygodniu, choć właściwie, czas pracy jest nienormowany. Architekci są różni, jedni tworzą po nocach, inni wolą robić to w tak zwanych „normalnych” godzinach. Wymagam, aby dwa dni tygodniowo spędzała pani w biurze, przez pełne osiem godzin. Choć biuro działa od godziny ósmej rano do siedemnastej. A właściwie to od przyjścia i wyjścia Elen, wspaniałej kobiety od zadań specjalnych. Zajmuje się recepcją, kadrami, sprawami finansowymi i ogólnie dba, aby artystyczne dusze, jakimi są architekci, nie zrobiły wokół siebie zbyt wielkiego bałaganu. Bo my tu, droga pani Kaulitz, podchodzimy do naszej pracy jak do sztuki. Jest nas wszystkich, z panią, pięcioro. Ja, wspaniała Elen, Jakob, który zajmuje się sprawami prawnymi i ogólnie robotą papierkową oraz ty i Fabian. Wy jesteście absolwentami architektury i zajmujecie się konkretnymi projektami, jakie są wam zlecane. Przez dwa dni pracy tutaj będziesz spotykać się z klientami, odwiedzać miejsca, w których powstaną twoje projekty i robić wszystko, co konieczne w tej pracy, ale nie będziesz musiała siedzieć nad samymi projektami. Jeśli masz warunki, możesz robić to w domu. Pamiętam, zaznaczyłaś w podaniu, że możliwość pracy w domu jest istotna.
- Takie warunki pasują mi idealnie. – Odparła krótko.
- I, przepraszam, jeśli panią uraziłem, ale w trakcie mojego monologu przeszedłem z panią „na ty”, bez pani zgody. Takie panują u nas zwyczaje, że zwracamy się do siebie po imieniu. To ułatwia współpracę. Odpowiada to pani?
- Jak najbardziej.
- W takim razie ja jestem Peter i witam na pokładzie, Camillo.

^^  ^^  ^^  ^^

Drzwi samochody zamknęły się z głuchym trzaskiem, odcinając jego wnętrze od miejskiego hałasu. Idealną ciszę przerwało dopiero ciężkie westchnienie kobiety.
Mężczyzna posłał jej niecierpliwe spojrzenie. Z każdą sekundą rosły jego obawy, że coś poszło nie po jej myśli. Zdążył ułożyć sobie w głowie nowy scenariusz ich życia z uwzględnieniem nie tylko pracy swojej żony, ale dodatkowo wszystkich jej marzeń i planów, o których mówiła mu jakieś dziesięć lat temu i które mimowolnie zagubiły się pośród doraźnych potrzeb rodziny i jego zespołowych obowiązków. To był jej czas i chciał zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa. Żeby choć raz to ktoś dla niej zmienił plany, a nie tak jak dotychczas, by ona musiała robić wszystko według oczekiwań innych.
- Od jutra zaczynam. – Cichy, acz wysoki szept dotarł do jego uszu w momencie, kiedy odwróciła do niego twarz. Promieniała. Pierwszy raz od dawna była tak bardzo szczęśliwa, a on cieszył się razem z nią. Był dumny z tego, co zaraz jej powie. Wiedział, że to wywoła kolejną falę radości, a satysfakcja, jaką czerpię się z uśmiechu kochanej osoby jest przecież bezcenna.
- Gratuluję, kochanie. – Odparł od razu. Podczas jej rozmowy z nowym szefem miał dużo czasu, by wymyślić, jak pogratuluje jej nowej pracy. Tworzył setki różnych wersji, ale kiedy w końcu ją zobaczył nic więcej nie przyszło mu do głowy. – W takim razie jedziemy do Billa.
Kobieta automatycznie spoważniała. Posłała mu pytające spojrzenie, a Tom cieszył się jak dziecko. Wiedział, że nie spodoba jej się ten pomysł, znał ją na tyle dobrze, by mieć tego świadomość, ale ona przecież nie wiedziała jeszcze wszystkiego.
- Myślałam, że moglibyśmy spędzić ten wieczór razem. – Jej głos był nieco przygaszony. Tom uśmiechnął się na te słowa i od razu złapał jej dłoń. To taki prosty gest, a obojgu tak wiele dawał.
- Tak, ja również dokładnie tak samo myślałem. Pojedziemy do Billa i zostawimy Olivię. Śpi i będzie spała jeszcze dobrą godzinę, bo dziś trochę marudziła w nocy. Poprosimy go, żeby odebrał dzieciaki i zajął się nimi dziś wieczorem. A my najpierw pojedziemy zrobić zakupy do twojego nowego biura, potem na zakupy dla ciebie, bo moja żona musi się wspaniale prezentować w swojej nowej pracy, a potem zabieram cię na kolację. Wieczorem odbierzemy dzieci, położymy je spać i jeśli jeszcze będziesz miała ochotę, możemy wypić sobie jakieś dobre wino i obejrzeć film. Co ty na to, Kocie?
- Ostatnio często podnosisz mi ciśnienie i wszystko byłoby w porządku, gdyby tak bardzo cię to nie bawiło. – Kobieta wbiła swój palec wskazujący w jego klatkę piersiową, a po chwili nachyliła się nad nim, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek. – A teraz jedź, muszę się pochwalić szwagrowi.

^^  ^^  ^^  ^^

Radiowy dziennikarz właśnie namawiał słuchaczy na wysyłanie smsów, które mają zrobić z nich milionerów, kiedy młody mężczyzna kończył nalewać czarny płyn do filiżanek. Odwrócił się tyłem do blatu i ruszył z kawą do stołu.
- Proszę. – Rzucił stawiając przed kobietami ich napoje. – Nadal uważam, że jedzenie śniadania w kuchni było kiepskim pomysłem. To… niekulturalne! Jesteście moimi gośćmi.
- Masz taką kuchnię, że jadalnia jest tu zbędna. – Odparła nastolatka. Wsypała do swojej filiżanki trzecią łyżeczkę cukru w międzyczasie czytając gazetę. – Te naleśniki były o niebo lepsze od tych, które zaserwowałeś mi za pierwszym razem. – Dodała po chwili. Blondyn posłał jej tylko wątpiące spojrzenie i wrócił do stołu ze swoją filiżanką kawy.
- Może jutro ty popiszesz się swoim kucharskim talentem?
- Jeszcze czego, przecież jestem tu gościem. – Posłała mu wyzywający uśmiech, po czym wstała. – Dziś chciałabym zwiedzić miasto. – Rzuciła beztrosko, ignorując zdziwione spojrzenie swojej matki. – Sama. Kupię plan miasta, pojadę autobusem. – Wymowna cisza zatrzymała dziewczynę w kuchni. – No co?
- Nic, i tak zrobisz po swojemu. Jak się zgubisz, to ja nie będę cię szukać po całym Hamburgu. – Zastrzegła kobieta, próbując przybrać surową minę. Musiała przyznać, że przebywanie w nowym otoczeniu ją rozluźniło. Mimo początkowych problemów z aklimatyzacją teraz czuła się świetnie. Tutaj nie miała obowiązków, nikt niczego od niej nie chciał. Mogła po prostu być, siedzieć i nic nie robić, a i tak natrętne myśli nie prześladowały jej w każdej sekundzie.
- A wrócisz o…? – Dopytał mężczyzna.
- Ale się dobraliście. – Dziewczyna przewróciła oczami. – Koło 17? To zależy od tego, jak spodoba mi się miasto.
- Pytam, bo moglibyśmy gdzieś razem wyjść. Oczywiście jeśli chcecie. – Rzucił, niby od niechcenia, a po chwili dodał: - A jutro mam mały bankiet i zastanawiam się, czy nie chciałybyście mi towarzyszyć.
Kobieta ściągnęła brwi spoglądając na blondyna. Ten pomysł jej nie zachwycił. Bill również to zauważył, postanowił więc szybko zakończyć temat. Zignorował błysk w oku nastolatki i to, jak Madlen zbierała siły, by coś powiedzieć.
- Jak wrócisz na obiad koło piętnastej, to jeszcze o tym pogadamy. A teraz idź, bo z tego co wiem, to autobus masz za pół godziny. A potem długo, długo nic.
- Razem…? Ok, to ja będę po drugiej. – Rzuciła im na pożegnanie i uciekła. Bill zaśmiał się pod nosem i dalej popijał swoją kawę.
Kobieta przez chwilę przeglądała gazetę, którą zostawiła jej córka. Dopiero kiedy usłyszeli trzask drzwi wyjściowych Madlen odłożyła ją na bok.
- Jest do ciebie strasznie podobna. – Kobieta pokiwała z dezaprobatą głową.
- Ty już nie mydl mi oczu tym podobieństwem. Co to za pomysł z bankietem? – Tym razem to mężczyzna przewrócił oczami i oparł się wygodnie o krzesło. Przeciągnął się, unosząc ręce nad głowę. Madlen obserwowała go uważnie i musiała przyznać, że jego styl bycia nie irytował jej już tak bardzo.
- To będzie miła, kulturalna impreza. Raczej spotkanie. Event? Nie wiem, po prostu sądziłem, że to byłoby fajne pokazać ci, to znaczy właściwie wam, trochę swojego świata…
- Bill – przerwała mu kobieta – Nie chcę tam iść. Już raz wchodziłam do twojego świata i nie czułam się tam dobrze. Teraz już nie chcę. To twoje życie, nie moje. Moje jest… inne. Zupełnie inne. Jeśli Lisa będzie chciała, w porządku, może iść. Ale tym razem niech to nie skończy się dwuznacznymi zdjęciami, czy innymi ekscesami.
- Jesteś… bardzo rzeczowa. – Mężczyzna posłał jej szeroki uśmiech, co chyba nieco rozluźniło atmosferę. Miał kontynuować swój wywód, kiedy w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Bill jednak zdążył tylko wstać, a u progu kuchni pojawiła się czarnowłosa kobieta.
- Dostałam pracę! – Wykrzyczała i rzuciła się na blondyna, który szybko odwzajemnił gest. Blondynka szybko podniosła się z krzesła, kiedy w drzwiach ujrzała bliźniaka swojego byłego, którego nie widziała już od naprawdę długiego czasu. Od razu poznała jego oczy i rysy twarzy, które niezmiennie były identyczne, jak u Billa. Na nowo była spięta. Nie czuła się komfortowo widząc obcą dla siebie kobietę, jednocześnie bliską Billowi. Była tu zupełnie obca, zbędna. Była spoza rodziny Billa, która jak widać cały czas się powiększała.
Tom trzymał na rękach małą dziewczynkę, która najwyraźniej spała nieporuszona całym zamieszaniem. Mężczyzna posłał jej wesoły uśmiech, by zaraz potem zniknąć. Wrócił już bez dziecka i od razu ruszył w jej kierunku.
- Mad, zapomniałem o waszym przyjeździe. Tak dawno cię nie widziałem, a ty nadal wyglądasz wspaniale. – Podszedł i wyciągnął ręce by ją uścisnąć, ale w ostatniej chwili zawahał się, jakby dając jej możliwość decyzji czy takie przywitanie jest na miejscu. Krzywy uśmiech nie mówił Tomowi nic dobrego, ale skoro nie uciekła ani nie zaczęła krzyczeć, to ten objął ją krótko, ale ciepło. – Musisz poznać moją żonę, ale ona jest tak zaabsorbowana paplaniem z Billem, że aż strach jej przerywać.
Puścił jej oczko. To powinien być ten moment, z którym kobieta uśmiecha się do niego radośnie i wszystkie wątpliwości czy nerwy zostawia z tyłu, tymczasem ona nadal nie mogła zatrzymać potoku myśli, które bynajmniej były pokrzepiające.
- Camilla, to Madlen. – Dopiero te słowa wyrwały Madlen z chwilowego otępienia. Dostrzegła kroczącą ku niej parę i głośno wciągnęła powietrze. Czarnowłosa uśmiechała się całkiem przyjemnie, ale nadal była dla niej obcą osobą, która, jak nie trudno się domyślić po scenie sprzed chwili, była przyjaciółką Billa. Bliską przyjaciółką. I żoną jego brata. A to ona, Mad, nadal stała tu zagubiona i spięta. Dodatkowo czuła na sobie oczy wszystkich zebranych. Co z tego, że było ich tylko troje, a obaj mężczyźni byli jej znani. Czuła się niemal osaczona.
- Jest to jedna z rzeczy, których nie powinno się mówić, ale naprawdę dużo o tobie słyszałam. Świetnie, że mogę cię nareszcie poznać. – Czarnowłosa wyciągnęła w jej kierunku dłoń, na której dumnie prezentowała się złota obrączka. Ukłucie zazdrości nie dało się zignorować. Madlen pospiesznie posłała jej niepewny uśmiech i podała dłoń. Czuła się dziwnie patrząc na żonę Toma, który przecież zawsze zarzekał się, że związki nie są dla niego. A Bill wciąż był sam. Po jej głowie chodziły myśli, które powoli zaczynały ją przerażać. Szukała powodu, dla którego blondyn wciąż nie miał własnej rodziny, przez co jej myśli niebezpiecznie krążyły wokół ich nieudanego związku.
- Słuchajcie, zapomniałem o tym, że Mad już tu jest, tak naprawdę przyjechaliśmy poprosić cię o przysługę. – Tom podrapał się po karku i uważnie przyglądał się reakcji brata oraz jego tymczasowej lokatorki.
- Kontynuuj. – Bill ponaglił go gestem dłoni, cały czas mierząc wzrokiem. Czuł, co się święci i nie bardzo wiedział, co zrobić. Miał na głowie Mad i Lisę, chciał poświęcić im cały swój czas.
- Chcieliśmy jechać we dwoje na zakupy, potem spędzić razem miły wieczór… Mamy co świętować. – Mężczyzna przyciągnął do siebie swoja żonę, by ucałować ją w skroń. Tak, zgrywanie kochającego męża nie było dla Toma problemem.
- I mam się zająć dzieciakami? – Blondyn przyglądał się Mad, mimo iż mówił do swojego bliźniaka. Oczekiwał od niej jakiejś reakcji, bo to od niej zależało, co zrobi. Chciał pomóc bratu, ale nie mógł zapominać, że miał gości, którymi należało się zająć.
- Gdybyś mógł, byłoby świetnie. Gdybyście mogli, właściwie. Chyba, że Madlen ma już inne plany. – Tym razem odezwała się brunetka. – Bill jest kochanym wujkiem, właściwie wszystkie dzieci, jakie znam, go uwielbiają. Dlatego czasem go wykorzystujemy…
- Nie mam planów, chętnie pomogę Billowi, jeśli w ogóle będzie tego potrzebował.
Dopiero wtedy ciśnienie kobiety się uspokoiło. Nie dość, że poczuła się akceptowana przez rodzinę Billa, to ten posłał jej niemal anielski uśmiech, kiedy zgodziła się na wspólną opiekę nad dziećmi Toma. Uwielbiała go, kiedy jeszcze byli razem.
W momencie zapomniała o chwilowym stresie. Miała wrażenie, że zna ich wszystkich od dawna i było jej z tym naprawdę dobrze.
- Ok, to my uciekamy. Odbiorę je jutro rano. – Rzucił Tom, stawiając na stole torbę z rzeczami dzieci. To był ich stały zestaw, który Bill znał na pamięć. Miał tam cały ekwipunek weekendowej niańki, który lądował u niego zawsze wtedy, kiedy Tom i Camilla chcieli być bardziej małżeństwem niż rodzicami.
- Odwiozę je. Bawcie się dobrze. – Tom nie musiał nic mówić, dobrze wiedział, że brat to zaproponuje i nie miał zamiaru odmawiać z grzeczności, czy innych niekoniecznie szczerych pobudek. Było mu to bardzo na rękę.
- To do zobaczenia, Mecky. Mam nadzieję, że będziemy miały okazję lepiej się poznać, Madlen. Naprawdę cieszę się, że mogłam cię zobaczyć. – Camilla cała promieniała szczęściem i to dawało Mad ogromną satysfakcję. Rodzina Billa zawsze jej imponowała, była niemal idealna. Jak widać to Tom przejął monopol na rodzinne szczęście.
Mężczyzna pomachał im wychodząc i po chwili w kuchni znów zapadła cisza.
- Oni tak często? – Zapytała kobieta. – I gdzie właściwie ta mała dziewczynka?
- Olivka, leży w pokoju gościnnym. Tom zawsze ją tam kładzie, jeśli przywozi ją śpiącą. I nie często, ale regularnie. Lubię te dzieciaki.
- To gdzie drugie dziecko? – Grymas na twarzy Billa zaniepokoił blondynkę. Posłała mu pytające spojrzenie, kiedy ten po chwili nadal nic nie mówił.
- Drugie dziecko jest w przedszkolu, Olivia jest trzecia, a pierworodny niedługo kończy lekcje. Mój braciszek dorobił się już trójki dzieci. – Wyjaśnił.
- A… Aha. – Kobieta ze świstem wypuściła powietrze.
Jedna Lisa była zajmująca, a cała trójka brzmiała naprawdę niepokojąco. Bill podobno sobie z nimi radził, ale mimo wszystko zastanowiła się, czy podjęła słuszną decyzję.
Znów zaczęła wątpić, w to, czy tego właściwie chciała, w swoje możliwości, umiejętności, w to czy nie zawiodła Billa taką, a nie inną decyzją. Siedziała i myślała, podczas gdy Bill poszedł do swojej bratanicy.
Nie wiedziała, kiedy z pewnej siebie kobiety stała się nową sobą. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo zmieniła się przed ostatnie lata. Ciągły strach i uciekanie przed samą sobą zaczęły ja przytłaczać. Spojrzenie na wszystko z perspektywy nowego miejsca i życia jej dawnych znajomych uświadomiło jej, że tak naprawdę nie żyła.
Madlen Brose nie żyła. Umarła kilkanaście lat temu. Po ziemi chodziło tylko jej puste i pozbawione uczuć ciało.
Prawdziwa Madlen Brose zawsze kochała Billa. Jednak miłość odeszła razem z całą życiową energią, jaką w sobie miała.



Dawno mnie nie było, wiem, ale chyba nie jako jedyna publikuję raz na miesiąc. No, prawie. 
Tak, czy inaczej postanowiłam pisać opowiadanie zamiast prezentację z polskiego i cały czas prześladuje mnie myśl, że jestem głupia. 
Bo pomijając to, że matura jest prosta, bzdurna i inne takie, to jakoś muszę ją zdać, więc trzeba ogarnąć tyłek i zabrać się za naukę. 
No... To może jutro się uda.
Wesołych Świąt! :)