– Zachowaliście się, jak skończeni gówniarze! To, że
skończyła się trasa i promocja płyty nie znaczy, że możecie robić, co wam się
podoba! Bez was nic nie możemy ustalić, nic zrobić. Stoimy w miejscu! Do
cholery, nie jesteście laikami! Zachowaliście się, jakbyście siedzieli w tym od
20 minut, a nie lat! Wytwórnia nie będzie za wami biegać, producentów nie macie
na własność, a sponsorów nie przekonanie na ładne oczy! A ta cała menadżerka od
siedmiu boleści też zachowała się, jakby ktoś przysłał ją tu do obsługi ksera,
a nie współpracy z nami! Jeśli sądzi, że słodki uśmiech wystarczy, to
uświadomcie ją, że nie! Jeśli będziecie utrudniać współpracę, to…
Siedząca przy stole rodzina wzdrygnęła się, gdy Tom nagle przerwał monolog jakiegoś wściekłego mężczyzny. Bliźniacy odeszli od stołu jakieś pięć minut temu, w momencie kiedy zadzwonił telefon Billa. Przeszli do sąsiedniego gabinetu i tam przełączyli rozmowę na tryb głośnomówiący. Ściana nie zdała jednak egzaminu, wszyscy słyszeli niemal każde słowo. Milczeli skoncentrowani, próbując znaleźć sposób na rozluźnienie atmosfery i rozpoczęcie jakiejś rozmowy. Niestety, jak na złość, wszyscy mieli pustkę w głowie.
–To co? To zerwiecie umowę?! Proszę bardzo. Wszyscy wiemy, że nasza ostatnia płyta sprzedała się chyba najlepiej w historii zespołu, a poprzednia wcale nie była gorsza. Wróciliśmy i przyjęto nas lepiej, niż ktokolwiek mógłby oczekiwać. Rzucę hasło, że szukamy wytwórni i uwierz, że nie będziemy musieli długo szukać chętnych. Ze sponsorami też nie będzie trudno. Nie jesteśmy laikami, jak słusznie zauważyłeś. - Po plecach Camilli przeszły nieprzyjemne dreszcze. Nie lubiła swojego męża w takim stanie.
–Panowie, ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Dobrze wiecie, że to spotkanie jest ważne, bez tego nie ruszymy. A im dłuższa przerwa, tym gorzej dla nas wszystkich. - Mężczyzna znacznie spuścił z tonu, jednak nadal wyczuwało się irytację.
–Owszem. Ale ty natomiast musisz zrozumieć, że w tym momencie, to rodzina jest dla nas ważniejsza. A jeśli twoi współpracownicy tego nie rozumieją, to możemy się pożegnać i poszukać kogoś bardziej wyrozumiałego. - Bill, jak zwykle podczas rozmów służbowych, przybierał maskę zimnego profesjonalisty. To również czasem przerażało Camillę. Zwykle miała do czynienia z jego sympatyczniejszą stroną. - Proszę skontaktować się z naszą menadżerką i ustalić z nią termin spotkania.
–Dobrze, już dobrze. Skontaktuję się z nią, ale proszę tym razem potraktować to spotkanie poważnie. – Złagodniał. Widocznie argumenty bliźniaków do niego przemówiły.
–Do widzenia. – Rzucił jeszcze Tom i nie czekając na odpowiedź, zakończył połączenie.
–Ważne spotkanie. – Prychnął pod nosem Bill. – Jak chcą, to sami wszystko ustalają, a teraz nagle potrzebują nas do pomocy.
–Powinniśmy się raczej zająć pracą w studiu, a nie tymi idiotycznymi zebraniami. – Rzucił Tom. Niewiele było mu potrzeba, by znów się uspokoić. Nie lubił takich rozmów, ale lata pracy w show biznesie sprawiły, że nauczył się odcinać od problemów z nim związanych. – I Bill, musimy wreszcie podjąć decyzję, czy ten album będzie ostatni. To akurat powinni wiedzieć.
Wymowne spojrzenie Billa było wystarczającą odpowiedzią. Dla całego zespołu był to trudny temat, który pojawiał się coraz częściej. Przed powrotem zespołu na muzyczny rynek, a jednocześnie po narodzinach małej Olivii, mężczyźni uznali, że powoli będą kończyć karierę. Wydadzą jeszcze dwa, może trzy albumy, popracują trochę intensywniej niż wcześniej, a potem zakończą działalność. W praktyce nie było to już tak proste. Wszyscy przywiązali się do zespołu, a koncerty i nawet praca studyjna zwyczajnie ich uzależniła.
Kiedy weszli do jadalni od razu zauważyli skrępowanie na twarzach rodziny. Ponownie rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie. Wszystko słyszeli.
- Przepraszamy, że tak długo to trwało. – Rzucił Tom, siadając do stołu. Zajął miejsce między swoją żoną i Billem, naprzeciwko swojej matki i ojczyma. Dzieci już dawno odeszły od stołu.
- Ciągle praca i praca, pierwszy raz od dawna zastaliśmy was w domu. – Odezwała się starsza blondynka. Jej głos był łagodny i nieco przygaszony. Czasami zastanawiała się, czy decyzja o pozwoleniu swoim dzieciom na robienie kariery byłą słuszna. Właśnie w takich momentach zaczynała w to wątpić. Choć ogrom plusów takiego życia był wielki, to zdarzały się sytuacje, w których wszyscy żałowali obecnego stanu rzeczy. Ona, jako ich matka, niezależnie od wieku, czuła się za nich odpowiedzialna, a już na pewno za to, co działo się kilkanaście lat temu.
- Oh, nieprawda. – Bill uśmiechnął się do matki. – Jest w porządku, nie pracujemy tak dużo, jak dawniej. Kontrolujemy to. Poza tym, co to za praca. Robimy to, co lubimy.
- Nie wiem, czy dzieci Toma podzielają twoje zdanie. – Rzuciła bliźniakom wątpiące spojrzenie. – Ale dobrze, wystarczy. Stara matka musi czasem po marudzić.
- Nie marudzisz, mamo. Wiemy, że to troska. – Tom odwzajemnił uśmiech matki. Rozumiał ją, ale nie przepadał rozmawiać z nią o pracy. Już od dawna był to drażliwy temat.
- Pilnuję ich. Obydwoje są pod kontrolą i nie pozwolę, żeby przesiadywali za dużo w studiu. – Camilla dobrze dogadywała się ze swoją teściową. Simone należała do bardzo kontaktowych osób, mimo ciętego języka zwykle nie miała problemów z nowymi znajomościami, ale w przypadku Camilli to było coś innego. Naprawdę lubiły swoje towarzystwo. Miłość do jednego mężczyzny bardzo je do siebie zbliżyła.
- Oh tak, kochana, tobie wierzę. Ci dwaj zawsze coś kręcą. – Odparła kobieta. – Mam nadzieję, że nie narobiliśmy wam problemów tą wizytą?
- Nie, świetnie, że jesteście. Nie widzieliśmy się już kilka miesięcy. Planowaliśmy wybrać się do was na weekend.
- Dobry pomysł, ale poczekajcie jeszcze tydzień. Kończymy remont i na razie mamy za duży bałagan. – Do rozmowy włączył się Gordon. Mimo swojego wieku nadal miał duszę rockmana, co kiedyś uwiodło Simone i sprawiło, że bliźniacy szybko go polubili. Dziś był dla nich ojcem, a dla dzieci Toma – dziadkiem.
- To jakieś większe zmiany? – Zapytał Tom, popijając sok. W międzyczasie Simone zaczęła wypytywać Camillę o swoje wnuki.
- Nie, odnawiamy kilka pokoi, których nie ruszaliśmy od lat. Malowanie i inne tego typu drobiazgi. Plus łazienki, a z tym jest o wiele więcej pracy. – zaczął tłumaczyć mężczyzna. – Będziecie mogli zostawiać u nas dzieciaki w wakacje.
- Właśnie. – Wtrąciła Simone. – Bardzo rzadko nas odwiedzacie, tęsknię za tymi malcami.
- Zdecydowanie. Po waszej ostatniej wizycie, Camilla, w domu było stanowczo za cicho i za spokojnie. – Zaśmiał się Gordon.
- Swoją drogą, moja przyjaciółka ma już pięcioro wnucząt. To musi być wspaniała sprawa. Ja też doczekam się takiej gromadki? – Simone była zwykle bezpośrednia, ale tym razem wszystkich zaskoczyła. Camilla zakrztusiła się sokiem, a Tom zaśmiał się tylko pod nosem, wiedząc jakie zdanie ma na ten temat jego żona.
- Z tym może już nie do nas. – Odparła po chwili kobieta. – Bill, postarałbyś się, bo Tom już zamyka działalność.
- Ja mam czas. – Orzekł blondyn, posyłając bratowej zadziorne spojrzenie. – Poza tym, wszyscy dobrze wiemy, że nie przyjechaliście tutaj rozmawiać o wnukach. Choć właściwie, to tak, dokładnie o tym będziemy rozmawiać. Konkretnie o waszej wnuczce. Widzieliście artykuł?
Wszyscy zamilkli. Ten temat wcześniej, czy później musiał się pojawić.
- To ja może zbiorę talerze. Tom, pomóż mi. Zrobimy kawę. – Camilla i Tom zgrabnie się ulotnili. Bill powinien załatwić to sam.
- Wiesz, że zwykle nie czytamy takich gazet. Ale moja znajoma przyniosła mi ten numer i pokazała zdjęcia. – Wytłumaczyła się Simone. – Ja nie chcę cię oceniać, Bill, chcę tylko wiedzieć, czy kogoś poznałeś. Poza tym, ta dziewczyna wydaje się być znajoma.
- Ja na początku uspokajałem twoją mamę, ale te zdjęcia były dość szokujące. Nie mówiłeś nam o nikim, poza tym zrobiło się wokół tego niezłe zamieszanie.
- A jaki związek ma z tym moja wnuczka. Bill, czy ta dziewczyna jest w ciąży? – Zapytała przejęta. – Przecież ona wygląda na jakieś dwadzieścia lat.
- Nie, mamo. Nie jest w ciąży. – Westchnął głęboko, przygotowując się na długie tłumaczenie i setki pytań. – To Lisa Brown. Córka Madlen. Tej Madlen, z którą kiedyś byłem. Znalazła mnie.
I znów nastało milczenie. Nawet Gordon, który zwykle był wyluzowany, wyglądał na przejętego. Wszyscy dobrze pamiętali tą historię i sądzili, że to przeszłość, która nie ma prawa wrócić. Owszem, sądzili, że to co się stało było okropne i nie powinno mieć miejsca, skoro jednak nie mieli na nic wpływu, pogodzili się z tym.
- Co teraz? – Zapytała w końcu kobieta.
- Mamy poprawne relacje. Tamtej nocy byłem pijany i nie wiedziałem z kim mam do czynienia. To była prowokacja… To naprawdę długa historia. Rozmawiałem też z Mad. Postaramy się odnowić znajomość, na tyle, by Lisa mogła mieć ojca. To wspaniała dziewczyna.
- To przerażające… - Simone była przerażona. Wlepiła wzrok w stół i próbowała przypomnieć sobie Madlen. To była bardzo sympatyczna dziewczyna, świetnie dogadywała się z Billem. Rozmawiały może pięć razy w życiu, nie więcej. Pamiętała jak jej syn przeżył rozstanie z nią. I porzucenie jej dziecka. To był jeden z tych momentów, w których nienawidziła siebie za to, że pozwoliła im wejść do show-biznesu. – Ona musi czuć się okropnie. Ty pewnie też... Biedna dziewczyna.
- Mamo, nie jest tak źle. To mądra dziewczyna i rozumie, co się wtedy stało. Jest w tym samym wieku, w którym my byliśmy kiedy to wszystko się stało i naprawdę jest o wiele roztropniejsza od nas. Chyba mi wybaczyła. Wszystko jej wyjaśniłem. I Mad. Ona też już wszystko wie. – Zdziwił się, że poszło tak łatwo. Sądził, że jego matka nie przyjmie tego tak po prostu. – Może kiedyś się spotkacie. Jeśli oczywiście będziecie chcieli.
- Oczywiście. Lisa, tak? – Bill przytaknął. – Wydawała się znajoma, bo jest pewnie podobna do matki. – Na jego twarz wpłynął uśmiech. Była bardzo podobna do Mad, z wyglądu i z charakteru, ale oczy miała po nim. Oczy i temperament.
- Nigdy nie sądziłem, że tak to się potoczy. Myślałem, że to przeszłość. Teraz chyba cieszę się, że ona mnie jednak znalazła. Naprawdę szybko nawiązaliśmy kontakt i mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. To odpowiedni wiek na bycie ojcem.
- Dzieci im są starsze, tym sprawiają więcej problemów, coś o tym wiemy. – Zaśmiał się Gordon. – Zostałeś rzucony na głęboką wodę.
Siedząca przy stole rodzina wzdrygnęła się, gdy Tom nagle przerwał monolog jakiegoś wściekłego mężczyzny. Bliźniacy odeszli od stołu jakieś pięć minut temu, w momencie kiedy zadzwonił telefon Billa. Przeszli do sąsiedniego gabinetu i tam przełączyli rozmowę na tryb głośnomówiący. Ściana nie zdała jednak egzaminu, wszyscy słyszeli niemal każde słowo. Milczeli skoncentrowani, próbując znaleźć sposób na rozluźnienie atmosfery i rozpoczęcie jakiejś rozmowy. Niestety, jak na złość, wszyscy mieli pustkę w głowie.
–To co? To zerwiecie umowę?! Proszę bardzo. Wszyscy wiemy, że nasza ostatnia płyta sprzedała się chyba najlepiej w historii zespołu, a poprzednia wcale nie była gorsza. Wróciliśmy i przyjęto nas lepiej, niż ktokolwiek mógłby oczekiwać. Rzucę hasło, że szukamy wytwórni i uwierz, że nie będziemy musieli długo szukać chętnych. Ze sponsorami też nie będzie trudno. Nie jesteśmy laikami, jak słusznie zauważyłeś. - Po plecach Camilli przeszły nieprzyjemne dreszcze. Nie lubiła swojego męża w takim stanie.
–Panowie, ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Dobrze wiecie, że to spotkanie jest ważne, bez tego nie ruszymy. A im dłuższa przerwa, tym gorzej dla nas wszystkich. - Mężczyzna znacznie spuścił z tonu, jednak nadal wyczuwało się irytację.
–Owszem. Ale ty natomiast musisz zrozumieć, że w tym momencie, to rodzina jest dla nas ważniejsza. A jeśli twoi współpracownicy tego nie rozumieją, to możemy się pożegnać i poszukać kogoś bardziej wyrozumiałego. - Bill, jak zwykle podczas rozmów służbowych, przybierał maskę zimnego profesjonalisty. To również czasem przerażało Camillę. Zwykle miała do czynienia z jego sympatyczniejszą stroną. - Proszę skontaktować się z naszą menadżerką i ustalić z nią termin spotkania.
–Dobrze, już dobrze. Skontaktuję się z nią, ale proszę tym razem potraktować to spotkanie poważnie. – Złagodniał. Widocznie argumenty bliźniaków do niego przemówiły.
–Do widzenia. – Rzucił jeszcze Tom i nie czekając na odpowiedź, zakończył połączenie.
–Ważne spotkanie. – Prychnął pod nosem Bill. – Jak chcą, to sami wszystko ustalają, a teraz nagle potrzebują nas do pomocy.
–Powinniśmy się raczej zająć pracą w studiu, a nie tymi idiotycznymi zebraniami. – Rzucił Tom. Niewiele było mu potrzeba, by znów się uspokoić. Nie lubił takich rozmów, ale lata pracy w show biznesie sprawiły, że nauczył się odcinać od problemów z nim związanych. – I Bill, musimy wreszcie podjąć decyzję, czy ten album będzie ostatni. To akurat powinni wiedzieć.
Wymowne spojrzenie Billa było wystarczającą odpowiedzią. Dla całego zespołu był to trudny temat, który pojawiał się coraz częściej. Przed powrotem zespołu na muzyczny rynek, a jednocześnie po narodzinach małej Olivii, mężczyźni uznali, że powoli będą kończyć karierę. Wydadzą jeszcze dwa, może trzy albumy, popracują trochę intensywniej niż wcześniej, a potem zakończą działalność. W praktyce nie było to już tak proste. Wszyscy przywiązali się do zespołu, a koncerty i nawet praca studyjna zwyczajnie ich uzależniła.
Kiedy weszli do jadalni od razu zauważyli skrępowanie na twarzach rodziny. Ponownie rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie. Wszystko słyszeli.
- Przepraszamy, że tak długo to trwało. – Rzucił Tom, siadając do stołu. Zajął miejsce między swoją żoną i Billem, naprzeciwko swojej matki i ojczyma. Dzieci już dawno odeszły od stołu.
- Ciągle praca i praca, pierwszy raz od dawna zastaliśmy was w domu. – Odezwała się starsza blondynka. Jej głos był łagodny i nieco przygaszony. Czasami zastanawiała się, czy decyzja o pozwoleniu swoim dzieciom na robienie kariery byłą słuszna. Właśnie w takich momentach zaczynała w to wątpić. Choć ogrom plusów takiego życia był wielki, to zdarzały się sytuacje, w których wszyscy żałowali obecnego stanu rzeczy. Ona, jako ich matka, niezależnie od wieku, czuła się za nich odpowiedzialna, a już na pewno za to, co działo się kilkanaście lat temu.
- Oh, nieprawda. – Bill uśmiechnął się do matki. – Jest w porządku, nie pracujemy tak dużo, jak dawniej. Kontrolujemy to. Poza tym, co to za praca. Robimy to, co lubimy.
- Nie wiem, czy dzieci Toma podzielają twoje zdanie. – Rzuciła bliźniakom wątpiące spojrzenie. – Ale dobrze, wystarczy. Stara matka musi czasem po marudzić.
- Nie marudzisz, mamo. Wiemy, że to troska. – Tom odwzajemnił uśmiech matki. Rozumiał ją, ale nie przepadał rozmawiać z nią o pracy. Już od dawna był to drażliwy temat.
- Pilnuję ich. Obydwoje są pod kontrolą i nie pozwolę, żeby przesiadywali za dużo w studiu. – Camilla dobrze dogadywała się ze swoją teściową. Simone należała do bardzo kontaktowych osób, mimo ciętego języka zwykle nie miała problemów z nowymi znajomościami, ale w przypadku Camilli to było coś innego. Naprawdę lubiły swoje towarzystwo. Miłość do jednego mężczyzny bardzo je do siebie zbliżyła.
- Oh tak, kochana, tobie wierzę. Ci dwaj zawsze coś kręcą. – Odparła kobieta. – Mam nadzieję, że nie narobiliśmy wam problemów tą wizytą?
- Nie, świetnie, że jesteście. Nie widzieliśmy się już kilka miesięcy. Planowaliśmy wybrać się do was na weekend.
- Dobry pomysł, ale poczekajcie jeszcze tydzień. Kończymy remont i na razie mamy za duży bałagan. – Do rozmowy włączył się Gordon. Mimo swojego wieku nadal miał duszę rockmana, co kiedyś uwiodło Simone i sprawiło, że bliźniacy szybko go polubili. Dziś był dla nich ojcem, a dla dzieci Toma – dziadkiem.
- To jakieś większe zmiany? – Zapytał Tom, popijając sok. W międzyczasie Simone zaczęła wypytywać Camillę o swoje wnuki.
- Nie, odnawiamy kilka pokoi, których nie ruszaliśmy od lat. Malowanie i inne tego typu drobiazgi. Plus łazienki, a z tym jest o wiele więcej pracy. – zaczął tłumaczyć mężczyzna. – Będziecie mogli zostawiać u nas dzieciaki w wakacje.
- Właśnie. – Wtrąciła Simone. – Bardzo rzadko nas odwiedzacie, tęsknię za tymi malcami.
- Zdecydowanie. Po waszej ostatniej wizycie, Camilla, w domu było stanowczo za cicho i za spokojnie. – Zaśmiał się Gordon.
- Swoją drogą, moja przyjaciółka ma już pięcioro wnucząt. To musi być wspaniała sprawa. Ja też doczekam się takiej gromadki? – Simone była zwykle bezpośrednia, ale tym razem wszystkich zaskoczyła. Camilla zakrztusiła się sokiem, a Tom zaśmiał się tylko pod nosem, wiedząc jakie zdanie ma na ten temat jego żona.
- Z tym może już nie do nas. – Odparła po chwili kobieta. – Bill, postarałbyś się, bo Tom już zamyka działalność.
- Ja mam czas. – Orzekł blondyn, posyłając bratowej zadziorne spojrzenie. – Poza tym, wszyscy dobrze wiemy, że nie przyjechaliście tutaj rozmawiać o wnukach. Choć właściwie, to tak, dokładnie o tym będziemy rozmawiać. Konkretnie o waszej wnuczce. Widzieliście artykuł?
Wszyscy zamilkli. Ten temat wcześniej, czy później musiał się pojawić.
- To ja może zbiorę talerze. Tom, pomóż mi. Zrobimy kawę. – Camilla i Tom zgrabnie się ulotnili. Bill powinien załatwić to sam.
- Wiesz, że zwykle nie czytamy takich gazet. Ale moja znajoma przyniosła mi ten numer i pokazała zdjęcia. – Wytłumaczyła się Simone. – Ja nie chcę cię oceniać, Bill, chcę tylko wiedzieć, czy kogoś poznałeś. Poza tym, ta dziewczyna wydaje się być znajoma.
- Ja na początku uspokajałem twoją mamę, ale te zdjęcia były dość szokujące. Nie mówiłeś nam o nikim, poza tym zrobiło się wokół tego niezłe zamieszanie.
- A jaki związek ma z tym moja wnuczka. Bill, czy ta dziewczyna jest w ciąży? – Zapytała przejęta. – Przecież ona wygląda na jakieś dwadzieścia lat.
- Nie, mamo. Nie jest w ciąży. – Westchnął głęboko, przygotowując się na długie tłumaczenie i setki pytań. – To Lisa Brown. Córka Madlen. Tej Madlen, z którą kiedyś byłem. Znalazła mnie.
I znów nastało milczenie. Nawet Gordon, który zwykle był wyluzowany, wyglądał na przejętego. Wszyscy dobrze pamiętali tą historię i sądzili, że to przeszłość, która nie ma prawa wrócić. Owszem, sądzili, że to co się stało było okropne i nie powinno mieć miejsca, skoro jednak nie mieli na nic wpływu, pogodzili się z tym.
- Co teraz? – Zapytała w końcu kobieta.
- Mamy poprawne relacje. Tamtej nocy byłem pijany i nie wiedziałem z kim mam do czynienia. To była prowokacja… To naprawdę długa historia. Rozmawiałem też z Mad. Postaramy się odnowić znajomość, na tyle, by Lisa mogła mieć ojca. To wspaniała dziewczyna.
- To przerażające… - Simone była przerażona. Wlepiła wzrok w stół i próbowała przypomnieć sobie Madlen. To była bardzo sympatyczna dziewczyna, świetnie dogadywała się z Billem. Rozmawiały może pięć razy w życiu, nie więcej. Pamiętała jak jej syn przeżył rozstanie z nią. I porzucenie jej dziecka. To był jeden z tych momentów, w których nienawidziła siebie za to, że pozwoliła im wejść do show-biznesu. – Ona musi czuć się okropnie. Ty pewnie też... Biedna dziewczyna.
- Mamo, nie jest tak źle. To mądra dziewczyna i rozumie, co się wtedy stało. Jest w tym samym wieku, w którym my byliśmy kiedy to wszystko się stało i naprawdę jest o wiele roztropniejsza od nas. Chyba mi wybaczyła. Wszystko jej wyjaśniłem. I Mad. Ona też już wszystko wie. – Zdziwił się, że poszło tak łatwo. Sądził, że jego matka nie przyjmie tego tak po prostu. – Może kiedyś się spotkacie. Jeśli oczywiście będziecie chcieli.
- Oczywiście. Lisa, tak? – Bill przytaknął. – Wydawała się znajoma, bo jest pewnie podobna do matki. – Na jego twarz wpłynął uśmiech. Była bardzo podobna do Mad, z wyglądu i z charakteru, ale oczy miała po nim. Oczy i temperament.
- Nigdy nie sądziłem, że tak to się potoczy. Myślałem, że to przeszłość. Teraz chyba cieszę się, że ona mnie jednak znalazła. Naprawdę szybko nawiązaliśmy kontakt i mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. To odpowiedni wiek na bycie ojcem.
- Dzieci im są starsze, tym sprawiają więcej problemów, coś o tym wiemy. – Zaśmiał się Gordon. – Zostałeś rzucony na głęboką wodę.
- Babciu! – Chłopiec podszedł do stołu, przyglądając się na
zmianę Simone i Gordonowi. – Pójdziecie się z nami bawić?
^^ ^^
^^ ^^
Starsza kobieta poprawiała swoje jasne, lekko pofalowane
włosy, spoglądając w szybę jednej z kuchennych szafek. Jeden kosmyk wydostał
się z pozornie niedbałego koka, co mimo iż nie psuło efektu, niemiłosiernie
denerwowało kobietę. Nie tak to miało wyglądać.
Uroda w tym wieku była czymś bardzo wątpliwym. Kremy i zabiegi pielęgnacyjne już dawno uległy zmarszczkom i obwisłej skórze. Kobieta patrzyła na swoje usta i krzywiła się, próbując w głowie opisać swoją twarz. Nie lubiła starości, bała się jej i chciała od niej uciec. Pewnego dnia uznała jednak, że to nie ma sensu. Że zestarzeje się z godnością. Zrezygnowała z chirurgii plastycznej – zupełnie, z tej mniej i bardziej inwazyjnej. Zrozumiała, że niezależnie od tego, jak będzie wyglądało jej lustrzane odbicie, nikt nie cofnie dnia, w którym przekroczyła magiczną liczbę sześćdziesięciu lat, a jej wnuki nie przestaną mówić do niej „babciu”.
- Wyglądasz kwitnąco, Camilla. – rzuciła nagle, odwracając się od swojego prowizorycznego lustra. Zmierzyła ciemnowłosą kobietę wzrokiem. Właśnie sięgała po mleko z lodówki. Po raz kolejny dzisiejszego dnia robiła kawę swoim gościom.
- Oh… Dziękuję, ale to chyba przesada, mamo. – Camilla uśmiechnęła się do niej, a potem wróciła do nalewania mleka do kawy. Przez te lata nauczyła się zwyczajów tej rodziny. Niemal wszyscy, bo tylko prócz jej i Gordona, pili identyczną kawę. Czarna i dwie łyżki cukru. Ona nie wyobrażała sobie kawy bez mleka, gdyby miała pić czarną, zupełnie zrezygnowałaby z kolejnej, dziennej porcji kofeiny.
- Nieprawda! Kiedy odwiedziłaś nas w zeszłym miesiącu wygalałaś zupełnie inaczej, byłaś zmęczona. A teraz? Teraz naprawdę kwitniesz!
- Cóż, wrócił Tom, trochę mnie odciążył, zaczęła się szkoła, przedszkole… Poza tym w naszym życiu szykują się małe zmiany. – Rzuciła tajemniczo. Posłała swojej teściowej wesoły uśmiech, a jej oczy niemal błyszczały. Z daleka dało się zauważyć, że koniecznie chce się z nią czymś podzielić.
- Czyżbyście znowu…?- Zaczęła, z widoczną nadzieją. Rzuciła znaczące spojrzenie na brzuch Camilli.
- Nie, mamo, absolutnie nie! – Zaprzeczyła, chyba nader gwałtownie. – Idziesz w zupełnie przeciwnym kierunku.
- Spokojnie, kochana. – Simone zaśmiała się, obserwując przerażony wzrok kobiety. Camilla i Tom nie mówili wszystkiego swoim rodzicom. Prócz Billa i Ann - siostry Camilli, nikt nie wiedział o jej depresji. Zdecydowali, że informacja o zagrożonej ciąży i powikłaniach przy porodzie wszystkim wystarczyła. Poradzili sobie i postanowili nie dzielić się tym z resztą świata. – Więc co się dzieje?
- Postanowiłam wrócić do pracy. – rzekła, a entuzjazm samoistnie powrócił. – Wiem, że miałam długą przerwę, ale zdecydowałam, że to odpowiedni moment. Byłam na rozmowach kwalifikacyjnych w dwóch biurach projektowych w Hamburgu i wydaje mi się, że z obu mogę być zadowolona.
- A jeśli zaproponują ci pracę w każdym z tych biur? – Zapytała kobieta. Była zdziwiona tą informacją, nie sądziła, że Camilla będzie chciała jeszcze wracać do pracy. Po tylu latach wychowywania dzieci… Była naprawdę odważna decydując się na taki krok.
- Byłabym wniebowzięta! – Rzuciła bez wahania. – Oczywiście wiem, które bym wybrała, bo na pewno nie mogłabym pracować w dwóch, ale wolę nie gdybać. Wątpię, żeby po takiej przerwie, firmy były mną tak zainteresowane, żeby się o mnie bić. Choć, jak wszędzie, nazwisko robi swoje.
- No tak, znam to. Również tego nie lubię. – Kobieta napiła się kawy. Rozmowa pochłonęła je na tyle, że zupełnie zapomniały o mężczyznach czekających na nie w salonie. – Ale nie możesz z obawy o inne traktowanie marnować szans na zatrudnienie. Wiesz, projekt domu Billa był naprawdę udany.
- Owszem, ale nie chcę, żeby liczyli na to, że nagle, z mojego powodu, do ich biura zgłosi się tłum bogatych celebrytów, bo bardzo się zawiodą. – Kobieta zamyśliła się na chwilę, ale potem znów się uśmiechnęła. – Cóż, tak czy inaczej, z tego projektu jestem wyjątkowo zadowolona, więc się nim pochwaliłam. Ale bez nazwisk, po prostu pokazywałam rysunki z gotowymi projektami, zdjęcia… Byli zadowoleni, ale wiadomo, jest wielu dobrych architektów w tym mieście.
- O czym rozmawiacie? – Do kuchni wpadł Tom, mierząc kobiety uważnym wzrokiem. – Postanowiłem przyjść, bo inaczej nie doczekamy się tej kawy do jutra.
- A od kiedy ty jesteś takim szowinistą, mój drogi? – Zapytała z przekąsem kobieta. – Mężczyźni również mają nogi i ręce, mogą sami robić sobie kawę, a kobiety nie muszą im usługiwać.
- Ale ja chciałem zrobić to sam, mamo! – Uniósł ręce w poddańczym geście. – Uparłyście się, że pójdziecie same i proszę, tak to się właśnie kończy.
- Rozmawiamy o pracy Camilli. – Tom spojrzał na swoją radosną żonę. Zawsze była rozpromieniona, kiedy o tym myślała i jej szczęście naprawdę go cieszyło, ale nie był do końca pewien tej decyzji. Olivia była mała, Camilla nie pracowała od wielu lat. Taka zmiana to totalna rewolucja w ich życiu.
- No tak, musiała się pochwalić. Jest tym zachwycona. – Podszedł do niej i objął ją w pasie. Spojrzał w jej zielone oczy, a potem ucałował w skroń. Zawsze tak robili i wszyscy ich znajomi sądzili, że to bardzo słodkie. Dla nich było to naturalne, nie okazywali sobie przesadnych czułości w obecności innych ludzi, ale taki miły gest był ich zdaniem zupełnie normalny.
- Tom nie do końca podziela moje zdanie, ale mimo to dzielnie mnie wspiera. – Wtrąciła się Camilla. Ciężkie westchnienie Toma było idealnym komentarzem.
- To ja w takim razie zaniosę te kawy. – Blondynka posłała parze radosny uśmiech, po czym zabrała tacę z filiżankami i wyszła z pomieszczenia.
Przez chwilę milczeli, ale oboje czuli pytanie wiszące w powietrzu. Na twarzy Toma rysowała się niepewność. W końcu jednak złapał swoją żonę za biodra, odwrócił się do niej przodem i delikatnie przesunął ją do tyłu tak, że oparła się o jedną z szafek.
- Jesteś tego pewna? – Camilla przewróciła oczami i zanim jeszcze zdążyła odpowiedzieć, Tom kontynuował – Po prostu, skoro już o tym mówisz, to musisz chyba być pewna, a jeszcze wczoraj mówiłaś, że na razie tylko próbujesz. Bo potem może być ci przykro, że coś nie wyszło, albo że się wycofałaś, a inni pytają... Rozumiesz?
- Tom… - Oplotła jego kark dłońmi. Widziała w jego oczach troskę i bardzo ją to rozczulało. Musiała jednak walczyć o swoje, chciała wrócić do pracy i nie mogła pozwolić sobie na wzbudzenie jakichkolwiek wątpliwości. – Chcę spróbować. Jeśli się zawiodę, to kupisz mi wino i lody czekoladowe, wybierzesz łzawy film i będziesz przytulać mnie tak długo, aż poczuję się dobrze. – Tom mimowolnie się uśmiechnął. Ona tymczasem podniosła się na palcach i szepnęła wprost do jego ucha. – A potem będziemy uprawiać seks. Na pocieszenie.
Pocałowała go krótko w usta i cofnęła się, ponownie opierając się o kuchenny blat. Jej oczy się śmiały. Znowu.
Tom od dawna nie widział jej tak radosnej. Nawet wizyta w SPA nie wywołała u niej takiej radości. Wiedział, że się nie podda i pójdzie do pracy. Był z niej dumny, a jednocześnie ciągle bał się zmian, które miały nadejść razem z jej karierą zawodową.
- Trochę boję się o Olivkę. – Rzucił, studząc jej entuzjazm. – To nie tak, że próbuje grać na twoich matczynych emocjach, ale po prostu nie wiem, czy to zda egzamin.
- Zda. Ja musiałabym być w pracy trzy dni w tygodniu, przez dwa mogę pracować w domu, poza tym mogę podrzucać dzieci siostrze i mamy zaufaną opiekunkę. A przy okazji, Tom, masz nienormowany czas pracy. Wszystko przemyślałam.
- Dobrze. Niezależnie od tego, jak to się ułoży, pamiętaj, że cię w tym wspieram. Zawsze. Dobrze?
- Dobrze, mój ty wyrozumiały mężczyzno. – Zielonooka zaśmiała się pod nosem, obserwując powątpiewanie na twarzy męża. – I tak wiem, że boisz się zostać znowu sam z dziećmi. Mam rację? – Oburzył się, ale nie odezwał. Nie chciał kłamać, ani tym bardziej przyznawać się do tego, że przeraża go myśl o długotrwałej, samotnej opiece nad dziećmi.
- To brzmi, jakbym był wyrodnym ojcem. – Odparł w końcu. Spoważniał, mimo że rozmowa nadal była bardzo luźna. Wiedział, że Camilla o nic go nie oskarża. – Po prostu dużo wyjeżdżałem i teraz spędzenie z dziećmi sam na sam, kilku dni pod rząd jest… wyczerpujące. Poza tym wiesz, że na więcej im pozwalam, bo szkoda mi każdej chwili, podczas której nie jestem z wami i potem, kiedy już się pojawię, próbuję im to wynagrodzić, i czasem, no cóż, słabo na tym wychodzę.
- Skarbie, nie zostawię cię samego. – Kobieta przytuliła się do męża, próbując okazać mu swoje wsparcie. W rzeczywistości jego przemówienie wydawało jej zwyczajnie zabawne. Uważała, że jest świetnym ojcem, poświęcał dzieciom dużo czasu, mimo swojego napiętego grafiku. – A teraz powinniśmy chyba wrócić do salonu, twoi rodzice niedługo jadą i wypadałoby jeszcze z nimi pobyć.
Uroda w tym wieku była czymś bardzo wątpliwym. Kremy i zabiegi pielęgnacyjne już dawno uległy zmarszczkom i obwisłej skórze. Kobieta patrzyła na swoje usta i krzywiła się, próbując w głowie opisać swoją twarz. Nie lubiła starości, bała się jej i chciała od niej uciec. Pewnego dnia uznała jednak, że to nie ma sensu. Że zestarzeje się z godnością. Zrezygnowała z chirurgii plastycznej – zupełnie, z tej mniej i bardziej inwazyjnej. Zrozumiała, że niezależnie od tego, jak będzie wyglądało jej lustrzane odbicie, nikt nie cofnie dnia, w którym przekroczyła magiczną liczbę sześćdziesięciu lat, a jej wnuki nie przestaną mówić do niej „babciu”.
- Wyglądasz kwitnąco, Camilla. – rzuciła nagle, odwracając się od swojego prowizorycznego lustra. Zmierzyła ciemnowłosą kobietę wzrokiem. Właśnie sięgała po mleko z lodówki. Po raz kolejny dzisiejszego dnia robiła kawę swoim gościom.
- Oh… Dziękuję, ale to chyba przesada, mamo. – Camilla uśmiechnęła się do niej, a potem wróciła do nalewania mleka do kawy. Przez te lata nauczyła się zwyczajów tej rodziny. Niemal wszyscy, bo tylko prócz jej i Gordona, pili identyczną kawę. Czarna i dwie łyżki cukru. Ona nie wyobrażała sobie kawy bez mleka, gdyby miała pić czarną, zupełnie zrezygnowałaby z kolejnej, dziennej porcji kofeiny.
- Nieprawda! Kiedy odwiedziłaś nas w zeszłym miesiącu wygalałaś zupełnie inaczej, byłaś zmęczona. A teraz? Teraz naprawdę kwitniesz!
- Cóż, wrócił Tom, trochę mnie odciążył, zaczęła się szkoła, przedszkole… Poza tym w naszym życiu szykują się małe zmiany. – Rzuciła tajemniczo. Posłała swojej teściowej wesoły uśmiech, a jej oczy niemal błyszczały. Z daleka dało się zauważyć, że koniecznie chce się z nią czymś podzielić.
- Czyżbyście znowu…?- Zaczęła, z widoczną nadzieją. Rzuciła znaczące spojrzenie na brzuch Camilli.
- Nie, mamo, absolutnie nie! – Zaprzeczyła, chyba nader gwałtownie. – Idziesz w zupełnie przeciwnym kierunku.
- Spokojnie, kochana. – Simone zaśmiała się, obserwując przerażony wzrok kobiety. Camilla i Tom nie mówili wszystkiego swoim rodzicom. Prócz Billa i Ann - siostry Camilli, nikt nie wiedział o jej depresji. Zdecydowali, że informacja o zagrożonej ciąży i powikłaniach przy porodzie wszystkim wystarczyła. Poradzili sobie i postanowili nie dzielić się tym z resztą świata. – Więc co się dzieje?
- Postanowiłam wrócić do pracy. – rzekła, a entuzjazm samoistnie powrócił. – Wiem, że miałam długą przerwę, ale zdecydowałam, że to odpowiedni moment. Byłam na rozmowach kwalifikacyjnych w dwóch biurach projektowych w Hamburgu i wydaje mi się, że z obu mogę być zadowolona.
- A jeśli zaproponują ci pracę w każdym z tych biur? – Zapytała kobieta. Była zdziwiona tą informacją, nie sądziła, że Camilla będzie chciała jeszcze wracać do pracy. Po tylu latach wychowywania dzieci… Była naprawdę odważna decydując się na taki krok.
- Byłabym wniebowzięta! – Rzuciła bez wahania. – Oczywiście wiem, które bym wybrała, bo na pewno nie mogłabym pracować w dwóch, ale wolę nie gdybać. Wątpię, żeby po takiej przerwie, firmy były mną tak zainteresowane, żeby się o mnie bić. Choć, jak wszędzie, nazwisko robi swoje.
- No tak, znam to. Również tego nie lubię. – Kobieta napiła się kawy. Rozmowa pochłonęła je na tyle, że zupełnie zapomniały o mężczyznach czekających na nie w salonie. – Ale nie możesz z obawy o inne traktowanie marnować szans na zatrudnienie. Wiesz, projekt domu Billa był naprawdę udany.
- Owszem, ale nie chcę, żeby liczyli na to, że nagle, z mojego powodu, do ich biura zgłosi się tłum bogatych celebrytów, bo bardzo się zawiodą. – Kobieta zamyśliła się na chwilę, ale potem znów się uśmiechnęła. – Cóż, tak czy inaczej, z tego projektu jestem wyjątkowo zadowolona, więc się nim pochwaliłam. Ale bez nazwisk, po prostu pokazywałam rysunki z gotowymi projektami, zdjęcia… Byli zadowoleni, ale wiadomo, jest wielu dobrych architektów w tym mieście.
- O czym rozmawiacie? – Do kuchni wpadł Tom, mierząc kobiety uważnym wzrokiem. – Postanowiłem przyjść, bo inaczej nie doczekamy się tej kawy do jutra.
- A od kiedy ty jesteś takim szowinistą, mój drogi? – Zapytała z przekąsem kobieta. – Mężczyźni również mają nogi i ręce, mogą sami robić sobie kawę, a kobiety nie muszą im usługiwać.
- Ale ja chciałem zrobić to sam, mamo! – Uniósł ręce w poddańczym geście. – Uparłyście się, że pójdziecie same i proszę, tak to się właśnie kończy.
- Rozmawiamy o pracy Camilli. – Tom spojrzał na swoją radosną żonę. Zawsze była rozpromieniona, kiedy o tym myślała i jej szczęście naprawdę go cieszyło, ale nie był do końca pewien tej decyzji. Olivia była mała, Camilla nie pracowała od wielu lat. Taka zmiana to totalna rewolucja w ich życiu.
- No tak, musiała się pochwalić. Jest tym zachwycona. – Podszedł do niej i objął ją w pasie. Spojrzał w jej zielone oczy, a potem ucałował w skroń. Zawsze tak robili i wszyscy ich znajomi sądzili, że to bardzo słodkie. Dla nich było to naturalne, nie okazywali sobie przesadnych czułości w obecności innych ludzi, ale taki miły gest był ich zdaniem zupełnie normalny.
- Tom nie do końca podziela moje zdanie, ale mimo to dzielnie mnie wspiera. – Wtrąciła się Camilla. Ciężkie westchnienie Toma było idealnym komentarzem.
- To ja w takim razie zaniosę te kawy. – Blondynka posłała parze radosny uśmiech, po czym zabrała tacę z filiżankami i wyszła z pomieszczenia.
Przez chwilę milczeli, ale oboje czuli pytanie wiszące w powietrzu. Na twarzy Toma rysowała się niepewność. W końcu jednak złapał swoją żonę za biodra, odwrócił się do niej przodem i delikatnie przesunął ją do tyłu tak, że oparła się o jedną z szafek.
- Jesteś tego pewna? – Camilla przewróciła oczami i zanim jeszcze zdążyła odpowiedzieć, Tom kontynuował – Po prostu, skoro już o tym mówisz, to musisz chyba być pewna, a jeszcze wczoraj mówiłaś, że na razie tylko próbujesz. Bo potem może być ci przykro, że coś nie wyszło, albo że się wycofałaś, a inni pytają... Rozumiesz?
- Tom… - Oplotła jego kark dłońmi. Widziała w jego oczach troskę i bardzo ją to rozczulało. Musiała jednak walczyć o swoje, chciała wrócić do pracy i nie mogła pozwolić sobie na wzbudzenie jakichkolwiek wątpliwości. – Chcę spróbować. Jeśli się zawiodę, to kupisz mi wino i lody czekoladowe, wybierzesz łzawy film i będziesz przytulać mnie tak długo, aż poczuję się dobrze. – Tom mimowolnie się uśmiechnął. Ona tymczasem podniosła się na palcach i szepnęła wprost do jego ucha. – A potem będziemy uprawiać seks. Na pocieszenie.
Pocałowała go krótko w usta i cofnęła się, ponownie opierając się o kuchenny blat. Jej oczy się śmiały. Znowu.
Tom od dawna nie widział jej tak radosnej. Nawet wizyta w SPA nie wywołała u niej takiej radości. Wiedział, że się nie podda i pójdzie do pracy. Był z niej dumny, a jednocześnie ciągle bał się zmian, które miały nadejść razem z jej karierą zawodową.
- Trochę boję się o Olivkę. – Rzucił, studząc jej entuzjazm. – To nie tak, że próbuje grać na twoich matczynych emocjach, ale po prostu nie wiem, czy to zda egzamin.
- Zda. Ja musiałabym być w pracy trzy dni w tygodniu, przez dwa mogę pracować w domu, poza tym mogę podrzucać dzieci siostrze i mamy zaufaną opiekunkę. A przy okazji, Tom, masz nienormowany czas pracy. Wszystko przemyślałam.
- Dobrze. Niezależnie od tego, jak to się ułoży, pamiętaj, że cię w tym wspieram. Zawsze. Dobrze?
- Dobrze, mój ty wyrozumiały mężczyzno. – Zielonooka zaśmiała się pod nosem, obserwując powątpiewanie na twarzy męża. – I tak wiem, że boisz się zostać znowu sam z dziećmi. Mam rację? – Oburzył się, ale nie odezwał. Nie chciał kłamać, ani tym bardziej przyznawać się do tego, że przeraża go myśl o długotrwałej, samotnej opiece nad dziećmi.
- To brzmi, jakbym był wyrodnym ojcem. – Odparł w końcu. Spoważniał, mimo że rozmowa nadal była bardzo luźna. Wiedział, że Camilla o nic go nie oskarża. – Po prostu dużo wyjeżdżałem i teraz spędzenie z dziećmi sam na sam, kilku dni pod rząd jest… wyczerpujące. Poza tym wiesz, że na więcej im pozwalam, bo szkoda mi każdej chwili, podczas której nie jestem z wami i potem, kiedy już się pojawię, próbuję im to wynagrodzić, i czasem, no cóż, słabo na tym wychodzę.
- Skarbie, nie zostawię cię samego. – Kobieta przytuliła się do męża, próbując okazać mu swoje wsparcie. W rzeczywistości jego przemówienie wydawało jej zwyczajnie zabawne. Uważała, że jest świetnym ojcem, poświęcał dzieciom dużo czasu, mimo swojego napiętego grafiku. – A teraz powinniśmy chyba wrócić do salonu, twoi rodzice niedługo jadą i wypadałoby jeszcze z nimi pobyć.
Chciałam napisać Wam coś ciekawego. Ale mi nie wyszło. Cóż, poniedziałki.
Dziękuję za komentarze, wszystkie, dobrze wiedzieć, że jesteście :)
No... To życzcie mi udanej studniówki, o xD
Pozdrawiam :)