Każdy mężczyzna odczuwa w swoim życiu ogromną presję. W
związku z góry narzucane jest mu miano tego silniejszego, który musi osiągnąć
pewne konkretne cele, bez względu na to, co sam o nich sądzi. Wszyscy przecież
słyszeli o domu, potomku i drzewie…?
Podobno świat się zmienia. Nadszedł czas równouprawnienia, a
jednak mimo to wciąż są kobiety, które chcą oprzeć się o silne, męskie ramię i
zwyczajnie poczuć się bezpiecznie. A on musi temu podołać.
Blondyn siedział przy stole w jednej ze swoich ulubionych
restauracji i z dumą obserwował zażartą dyskusję dwóch towarzyszących mu kobiet
na temat tego, czy należy jeść pieczywo, które przed chwilą przyniosła
kelnerka. Uwodziło je zapachem ziół, a jednocześnie odstraszało ilością
kalorii.
Były szczęśliwe, bo właśnie skończył się jeden z
trudniejszych etapów ich życia. Godzinę temu wyszli z sali rozpraw, gdzie
przyznano im odszkodowanie za zniesławienie. Zamknęli rozdział, który z jednej
strony przyniósł wiele dobrego, bo Lisa w końcu poznała swojego ojca, na nowo
odżyła jego znajomość z Madlen, ale z drugiej strony, przysporzył im wielu łez
i zawodów. Życie nie zawsze jest kolorowe, a kiedy jest się nastolatką można to
odczuć niezwykle boleśnie.
- Planowałam wybrać się dzisiaj do kina. – Rzekła Lisa.
Popatrzyła na twarze swoich rodziców, którzy najwyraźniej nie byli przesadnie
zachwyceni pomysłem. – Mogę iść sama. Nawet wolałabym iść sama. Grają jakiś
dramat. Poza tym mogłabym przejść się na małe zakupy. – Uzupełniła zdawkowo.
- Nie znasz miasta, a znowu chcesz sama po nim biegać. To nie
jest najlepszy pomysł. – Bill westchnął na słowa Madlen. Wiedział, że miała
rację, ale z drugiej strony ostatni tydzień byli praktycznie nierozłączni. Lisa
spędzała czas albo z nim, albo z nią, nigdzie nie wychodziła sama.
- A z kim mam wyjść? Mam tu tylko was, i przepraszam jeśli to
źle zabrzmi, ale z rodzicami nie można przebywać zbyt długo. To niszczy
relacje.
- Myślałem, że przyszedłem na obiad, a nie na terapię rodzinną. – Zaśmiał się
Bill. Dziewczyna również uśmiechnęła się szeroko, przyglądając się swojemu ojcu.
Czasami czuła jakby to był jej rówieśnik, a nie rodzic i bardzo jej to
odpowiadało. Zwykle odnajdywała w nim wsparcie. Dopiero wzrok Madlen sprawił,
że jego śmiech zanikł. – Oczywiście, ostateczną decyzję podejmie twoja mama.
Choć sądzę, że moglibyśmy znaleźć kompromis.
- Jaki? – Zapytała rzeczowo kobieta. Bill zwrócił się do
Madlen i przez chwilę walczyli na spojrzenia. Lisa obserwowała wszystko z boku,
oczekując ich decyzji. Mieli dziś dobre nastroje i chciała zostawić ich samych.
Dla ich dobra, rzecz jasna…
- Mogę zawieźć Lisę do kina. Do tego, które jest przy centrum
handlowym, wtedy zakupy i film może załatwić razem. A potem, albo ją odbiorę,
albo wróci autobusem, bo jest tam też przystanek. Ewentualnie wyślę z nią
kierowcę. Nie ma opcji, żeby się zgubiła. – Znowu powstało między nimi
napięcie. Nie było to jednak nic negatywnego. Oboje ważyli słowa, jakby nie
była to zwykła rozmowa, a praca sapera.
- Dobrze, jeśli ją zawieziesz to w porządku.
- Ale wrócić wolałabym sama! – Wcięła się w rozmowę Lisa.
Kobieta dopiero wtedy zwróciła na nią swój wzrok. – Dyskutujemy o tym za każdym
razem, nie wydaje wam się to nudne?
- Lisa, przypominam, że nie jesteś tu na wakacjach. –
Dziewczyna ostentacyjnie skrzyżowała ręce na piersi. Widziała, że jej matka
jest zirytowana, ale nie wiedziała dlaczego. Na pewno nie kierowała nią
przesadna troska, znały się za długo, by w to uwierzyć. Sięgnęła po ostateczne,
nie mające nic wspólnego z tematem rozmowy, argumenty. Skąd ta desperacja?
- Może już wystarczy, co? Teraz zjemy obiad, a potem
porozmawiamy. – Bill spojrzał na obie kobiety spod uniesionych brwi i
uśmiechnął się triumfalnie, kiedy zrezygnowały z dalszej dyskusji.
Lubił to. Naprawdę to lubił. Czuł się jak członek rodziny,
jak ojciec. Nie bardzo rozumiał swoje relacje z Madlen, ale cieszył się każdą
chwilą, drobnym gestem, jaki wykonywała w jego kierunku.
Chłonął każde ich słowo. Nawet czas spędzony w kuchni, przy
wspólnym przygotowywaniu obiadu sprawiał, że uśmiech sam wpływał mu na usta.
To było tak dobre, że aż nierealne. Jakby rzeczywistość nagle
zniknęła, a on zamknął się w jakiejś szklanej kuli, w innym świecie. Zapominał
już jak to jest żyć w pojedynkę i sam nie wiedział, czy powinien się z tego
cieszyć, czy zacząć się martwić.
Został im tydzień. Wtedy obie wyjadą, a on znów zostanie sam.
Od niego zależało, jak to się dalej potoczy, ale najgorsze było to, że nie mógł
wykonać kolejnego ruchu. Nie mógł się ani cofnąć, ani pójść do przodu.
A to dlatego, że nie potrafił podjąć decyzji.
Ludzie tego nienawidzą. Chcą mieć wszystko. Stać po środku,
na krawędzi, łapiąc to co najlepsze z kilku możliwych wyjść, nie wybierając
żadnego i z żadnego nie rezygnując. Nie chcą niczego tracić, na korzyść czegoś
innego. W nic nie wchodzą wystarczająco
głęboko, dają z siebie tylko konieczne
minimum. Przez chwilę dostają naprawdę wiele i mają wszystko, czego chcą.
Ale potem zaczynają się problemy. Okazuje się, że wbrew
oczekiwaniom, we wszystko zaangażowali się równie mocno i jeszcze trudniej jest
im z czegokolwiek zrezygnować. A ich świat zaczyna się zapadać, są coraz bliżej
krawędzi, bo każda ze stron coraz bardziej ich pociąga. Wtedy naprawdę łatwo
jest zostać z niczym.
On czuł, że jest właśnie w takiej sytuacji. W miejscu, gdzie
nie ma już dobrych decyzji, bo każda jest tak kusząca, że z żalu za
odrzuconymi, nie będziemy już w stanie cieszyć się tym, co ostatecznie
wybierzemy.
^^ ^^ ^^ ^^
Kobieta prawie bezszelestnie wkroczyła do kuchni. Rozejrzała
się po pomieszczeniu. Swój wzrok na dłużej zatrzymała na męskich plecach
opiętych czarnym bezrękawnikiem. Niczego nieświadomy dalej kręcił się przy
kuchennym blacie. Pili wino i oglądali film, była to norma w ostatnim tygodniu.
Spędzali tak prawie każdy wieczór, z tym, że zwykle była z nimi również Lisa.
Tym razem zachciało im się sushi, które postanowili zamówić.
Bill odebrał jedzenie, a potem skierował się do kuchni, by wyłożyć je na jakieś
naczynie, ale jak się okazało, trwało to zbyt długo. Madlen szybko się zniecierpliwiła
i ruszyła w ślad za nim.
Od razu kiedy go zobaczyła zapomniała, czego właściwie od
niego chciała.
- Dobrze czuję się w tym domu. Jest jakiś… magiczny. –
Westchnęła przeciągle i usadowiła się wygodnie na blacie drewnianego stołu. Odstawiła
kieliszek, wcześniej dopijając wino i odchyliła głowę do tyłu. Z zamkniętymi
oczami próbowała skupić swoje myśli na czymś, co pomogłoby jej pozbyć się z
głowy obrazów, o których nie chciała teraz mówić. Nie chciała mu opowiadać o
tym, jak bardzo marzyła o takim właśnie domu… I takim mężczyźnie.
- Starałem się stworzyć tu taką atmosferę. Mieszkam sam, ale
przewija się tutaj mnóstwo ludzi. – Rzucił, nie odwracając się.
- Pewnie głównie kobiet? – Dopiero wtedy Bill postanowił się
odwrócić i był w niemałym szoku, widząc ją w takiej pozycji. Była piękną
kobietą i tego na pewno była świadoma, ale czy wiedziała też, jak bardzo go
teraz kusiła i na jak ciężką próbę go wystawiała? A może robiła to z
premedytacją…?
- Nie. Choć Camilla… Ona lubi tu zaglądać. Nawet mają tu z
Tomem swoją sypialnię, w której właściwie nikt poza nimi nie sypia. – Odparł po
chwili zastanowienia. Pospiesznie wrócił do poprzedniego zajęcia. Kiedy jednak znów
odwrócił się twarzą do blatu i rzucił wzrokiem na talerze i sushi w plastikowym
opakowaniu przez długi moment zastawiał się, co właściwie powinien z tym
zrobić. Patrzył na jedzenie, ale widział ją. Widział jej długie nogi w
obcisłych czarnych spodniach, niewielki dekolt białego t-shirtu, który
podkreślał jej biust i odsłaniał cholernie seksowne obojczyki. Zawsze miał do
nich słabość. Widział długą, szczupłą szyję, odchyloną do tyłu, widział jej
różowe usta i ciemne rzęsy zamkniętych oczu. Nagie ramiona, piękne zadbane
dłonie, na których się opierała. I widział jej blond włosy, które tak uwielbiał.
Widział ją i zastanawiał się, czemu on ciągle tak na nią reagował, skoro minęło
już tak wiele czasu. Nie są już nastolatkami, wszystko się zmieniło, ale
chemia… Ona nadal między nimi działała.
- Wiem, że kogoś miałeś. Przyznałeś się do tego ostatnio. To
naturalne. Ja też próbowałam. – Wyrzuciła z siebie po chwili.
- Chcesz o tym rozmawiać? – Zapytał niepewnie. Nie wiedział,
czy to dobry pomysł, ale musiał zapytać. Słyszał w jej głosie coś, co go niepokoiło.
- Jeszcze nie teraz. – Usłyszał, jak schodzi ze stołu. Ulżyło
mu, ale z drugiej strony poczuł ukłucie żalu. Przeklął w myśli, że podświadomie
pozwolił sobie na takie wizje z Madlen w roli głównej. – Chyba nie jestem już
głodna.
- Jesteś pewna? To sushi wygląda świetnie. Zaraz pewnie znów
wróci ci ochota na jedzenie. – Odwrócił się do niej przodem i znowu się
zdziwił. Stała, opierając się pośladkami o stół, pochylona, ze wzrokiem wbitym
w podłogę. Zmarszczył czoło, zastanawiając się, co się wokół niego dzieje. –
Powiedziałem coś nie tak? – Zapytał ostrożnie.
- Bill, czy ty żałowałeś swojej decyzji? – Nie podniosła
głowy. Jej głos był bardzo cichy, mężczyzna ledwie zrozumiał pytanie.
- Mad, przecież rozmawialiśmy o tym. Żałowałem od samego
początku, ale to nie była moja decyzja. Ja byłem, jak marionetka, a inni
decydowali za mnie. Po co to rozpamiętywać?
- A tego, że się rozstaliśmy? Ciągle mówisz, że nie chciałeś
mnie krzywdzić, ale czy żałujesz, że ten związek nie przetrwał? – Wbiła w niego
pusty wzrok. Bill zastanawiał się tylko, czy to nienawiść, rozpacz, czy może
nadzieja zionie z jej oczu. Bał się cokolwiek powiedzieć. – Nie chciałam, żeby
Lisa wychodziła. Wiedziałam, że jeśli zostaniemy sami to wcześniej, czy później
poruszę ten temat. Nie dawaj mi więcej alkoholu. – Doszedł do niego jej zrezygnowany
śmiech.
- Sądziłem, że możemy stworzyć coś poważnego. Tęskniłem za
tobą. Potem… No wiesz, myślałem, że może tak musi być. - Kobieta zagryzła
wargę. Nie odezwała się ani słowem. A on wciąż czuł na sobie jej palące
spojrzenie. - Madlen, nie cofniemy czasu. Jesteśmy tu i teraz. Przez te
wszystkie lata oboje staraliśmy się jakoś żyć i nie możemy mieć do siebie
pretensji o to, że nie myśleliśmy o sobie non stop. - Ponownie spuściła wzrok.
Nie potrafił nic z niej wyczytać. Każdy gest interpretował na setki sposobów,
próbując przebić się przez barierę, jaką przed chwilą wokół siebie wytworzyła.
Podszedł do niej i złapał ją za dłoń. Nie chciał sprawić jej przykrości. Nie
chciał znów jej krzywdzić. - Maddy... To, że nie odezwałem się przez tyle lat,
nie znaczy, że mi na tobie nie zależało. Nie chciałem wchodzić z butami do
twojego życia, bo wiedziałem, że próbujesz je sobie ułożyć. Nie wiedziałem...
Nie miałem pojęcia, że tam nadal było dla mnie miejsce. Nadal nie jesteś mi
obojętna i nigdy nie będziesz. Nie tylko ze względu na Lisę.
- Bardzo dużo mówisz, Bill. Ale ja nadal nie wiem, na czym
stoję. - Podniosła głowę i oboje zdębieli zauważając, jak blisko siebie się
znaleźli. Bill czuł jej niespokojny oddech na swojej szyi. Kiedy ich spojrzenia
się spotkały, ciała spięły się jeszcze bardziej.
- Ja też nie wiem. To wszystko jest jakieś popieprzone. -
Wyszeptał, jakby bał się, że zbyt głośną rozmową zniszczy intymność tej chwili.
Odruchowo oblizał wargi i delikatnie pochylił się w jej kierunku.
Kobieta nie czekała na jego kolejny ruch. Potraktowała to
jako zaproszenie i podniosła się lekko na palcach, sięgając do jego ust.
Pierwszy raz od prawie dwudziestu lat ich wargi się zetknęły. Po kilku
nieśmiałych ruchach ich pocałunek przeszedł w bardziej namiętny. Madlen objęła
jego kark, jedną z rąk mierzwiąc jego włosy. Bill złapał ją w talii i posadził
na stole, usadawiając się wygodnie między jej nogami.
Oderwali się od siebie tylko na chwilę. Madlen z wciąż
zamkniętymi powiekami poczuła na sobie ciężki oddech Billa i bezwiednie się uśmiechnęła.
Po chwili spojrzała na niego i z niepokojem spostrzegła, że nie umie odczytać,
co wyraża teraz jego twarz. Nie musiała się jednak dłużej nad tym zastanawiać,
bo ten gwałtownie wpił się w jej usta i oboje odpłynęli w kolejnym pocałunku.
Ich języki poruszyły się coraz szybciej, a ręce wędrowały w coraz to nowsze
zakątki ich ciał. Kobietę przeszedł dreszcz i wygięła się w łuk, kiedy jego
dłoń zawędrowała pod jej koszulkę. Nie była mu dłużna i po chwili gładziła
mięsnie na jego klatce piersiowej.
Z zadowoleniem stwierdziła, że Bill bardzo się zmienił od
czasu ich rozstania. Jest niemal idealny, wszystkie kobiety marzą o takim
mężczyźnie. A ona miała go na wyciągnięcie ręki.
Tym razem to ona przerwała pocałunek, pospiesznie pozbawiając
go koszulki. Jego bezrękawnik po chwili wylądował gdzieś na kafelkach.
- Mad, czy ty jesteś pewna? Ja nie mogę... - Zaczął po
chwili. Jego oddech był nierówny, każde słowo wypowiadał ze słyszalnym trudem.
Ręce kobiety zamarły na chwilę tuż przy jego rozporku.
- Nie chcesz tego? - Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Chcę, oczywiście, że chcę, ale nie wiem, czy poza... -
Odsunęła go od siebie na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy. Z trudem odkleił się
od jej szyi.
- Więc nic nie mów, nie psuj tego. Resztą będziemy się
martwić potem. - Rzuciła bez zająknięcia, sama dziwiąc się pewnością, jaką dało
się dostrzec w jej głosie. Nie spodziewała się tego po sobie. Całą sobą starała
się wyzbyć myśli o nim, wizji ich pierwszego zbliżenia po tylu latach, rozważań
na temat jego reakcji na jej ciało. Nie udało się. Kilka lampek wina i godzina
naprawdę przyjemnej rozmowy zrobiły swoje. Poczuła się u jego boku na tyle
pewnie, by porzucić wyznaczone wcześniej granice.
Bill nie chciał już więcej pytać. Nie wiedział, czy działał
na nią w równiej mierze, co ona na niego, ale obawiał się, że jeśli szybko nie
pozbędzie się spodni, to będzie czuł się bardzo niekomfortowo. Od dawna z nikim
nie był i niewiele brakowało mu do tego, by być gotowym. Kobieta odpięła pasek
w jego spodniach i sprawnie się go pozbyła. Jego dłonie chwyciły materiał jej
koszulki, którą szybko pociągnął do góry i rzucił w kąt. Potem od razu, nie
dając jej pola manewru, pchnął ją na stół i pochylił się, zabierając się za
całowanie jej szyi i dekoltu. Wygięła się w łuk na jego dotyk, tylko ułatwiając
mu zadanie. Rozpiął jej spodnie i w kilku szybkich ruchach zdjął je,
pozostawiając blondynkę w samej bieliźnie.
Obsypywał jej ciało pocałunkami, kilkakrotnie zahaczając
zębami o jej bieliznę i zostawiając językiem mokre ślady na jej gorącej skórze.
Blondynka spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem i bezceremonialnie
przyciągnęła go do siebie nogami, dając mu jednoznaczny sygnał, że chce więcej.
Ich krocza ocierały się o siebie, co obojgu sprawiało przyjemność, a na dowód
tego kobieta wydała z siebie głośny jęk.
Podniosła się do pozycji siedzącej i zmierzyła wzrokiem
swojego kochanka. Na jej twarzy wykwitł niemal triumfalny uśmiech. Rozpięła
jego rozporek i zabrała się za ściąganie jego spodni i bielizny. Całowała jego
tors, cały czas spoglądając na jego twarz. Widziała, że jest zadowolony i to
coraz bardziej ją podniecało. Zanim jeszcze jego ubrania opadły na podłogę,
Kaulitz sięgnął do tylnej kieszeni po portfel, by wyjąć z niego prezerwatywę.
Kobieta spojrzała na niego spod uniesionych brwi.
- Dobrze, że tym razem pamiętasz. - już miał coś powiedzieć,
kiedy ona wcięła mu się w pół słowa. - Zawsze nosisz prezerwatywy przy sobie, w
razie gdyby w pobliżu znalazła się jakaś napalona kobieta?
- Jestem przezorny. - Odparł, choć nie miał teraz ochoty na
żadne rozmowy. Błądził wzrokiem po jej ciele i nie mógł się doczekać, kiedy
ściągnie z niej bieliznę. - Na pewno tutaj?
- A co, boisz się o swój stół? - Zapytała zadziornie, na co
on tylko się uśmiechnął.
Stał przed nią zupełnie nago, kiedy ona wciąż nie pozbyła się
bielizny, co zaczynało go powoli irytować. Wyglądała świetnie, ale on chciał
widzieć więcej. Ponownie się nad nią pochylił i sięgnął dłonią za jej plecy, by
odpiąć stanik. Z jej pomocą szybko go ściągnął i odrzucił na bok, od razu
łapiąc jej biust w dłonie. Najpierw je całował, delikatnie masując. Po chwili,
nie zaprzestając pieszczot, zabrał jedną z dłoni i przeniósł ją na jej udo. Sunął
paznokciami w górę, czując z satysfakcją, jak kobieta szerzej rozstawia nogi,
jakby chciała zaprosić go jeszcze dalej. Gładził ją dłonią przez materiał
majtek, a ona zdecydowanie na niego napierała. Wydała z siebie przeciągły jęk
frustracji. Mężczyzna złapał w zęby jej brodawkę, dając falę kolejnych doznań i
znów cieszył się cudownymi dźwiękami podniecenia z jej ust.
Sam doszedł do wniosku, że nie chce już dłużej czekać.
Odszedł od niej na tyle, by móc ściągnąć z niej bieliznę, a potem zajął się
zabezpieczeniem. Widział Madlen, jak leżąc na stole obserwowała go,
zakładającego na swoje przyrodzenie prezerwatywę. Czuł satysfakcję dostrzegając
wyraz jej twarzy. Podszedł do niej ponownie. Podpierała się na łokciach i
rozłożyła przed nim nogi, sama nie wierząc w to, co się dzieje. Uśmiechała się
kokieteryjnie, kiedy szedł w jej kierunku.
Oboje czuli się lekko spięci. Pamiętali siebie sprzed lat.
Bill cały czas miał przed oczyma nastoletnią Maddy, która przeżyła z nim swój
pierwszy raz. Pamiętał, że sam strasznie się denerwował, bo nie dość, że nigdy
wcześniej nie robił tego z nikim niedoświadczonym, to zwyczajnie bał się, że ją
zawiedzie, że nie będzie zadowolona, a przecież tak bardzo mu na niej zależało.
Teraz widział przed sobą dojrzałą kobietę, nadal piękną, ale świadomą swoich
potrzeb, bez tego lekko zawstydzonego wzroku, czy tłumienia jęków podniecenia.
Uwielbiał ją wtedy i teraz również nie potrafił się jej oprzeć.
- Jesteś piękna. - Wyszeptał jej wprost do ucha, a potem, nie
dając jej szansy na odpowiedz, która mogłaby przerodzić się w dłuższą dyskusję,
wszedł w nią dość gwałtownie. Oboje na chwilę zamknęli oczy, rozkoszując się
przyjemnością, jaka ich zalała.
Bill położył dłonie na jej biodrach i po kilku długich i
głębokich ruchach nadał im nieco szybsze tempo. Blondynka objęła go nogami, a
jej ręce błądziły po całym jego ciele. Jęknęła przeciągle, kiedy Bill pochylił
się tak, że jego podbrzusze zaczęło się przyjemnie o nią ocierać. Obsypywał ją
pocałunkami, kiedy ona dokładnie badała dłońmi twardość jego wszystkich mięśni,
które teraz tak pięknie się uwydatniały.
Nie wiedzieli, ile to trwało, ale tempo ich ruchów
zdecydowanie się zwiększało. Oboje zbliżali się do szczytu rozkoszy. Blondynka
zacisnęła palce na jego barkach, czując, że za chwilę dozna szczytu. Oderwał
się od całowania jej szyi i spojrzał w jej oczy. Miała nieobecny wzrok, a jej
usta po chwili otworzyły się w głośnym gardłowym jęku. To przelało szalę, czując
na sobie jej orgazm sam nie potrzebował już wiele i doszedł, obserwując jak ona
powoli się uspokaja. Dopadł do jej ust zabierając jej oddech, a ona łapczywie
przyparła do niego, ciasno obejmując jego kark. Jak gdyby chcieli być teraz
jeszcze bliżej, jakby mieli stopić się teraz w jedno ciało i pozostać tak już
na zawsze.
Bill oparł się na łokciach. Stykali się ciałami, oddychali
nierównomiernie. Oparł się swoim policzkiem o jej. Gorące powietrze z jego ust
owionęło jej ucho. Czuła, że się uśmiechał.
– Maddy... - Zaczął zdyszanym głosem.
– Wiem, Bill. - Objęła dłonią jego kark.
Już nic nie musieli mówić.
^^ ^^ ^^ ^^
- Chcesz mi o nich opowiedzieć? – Leżeli na stole patrząc w
sufit. Bill przyniósł koc, kiedy na jej ramionach zauważył gęsią skórkę i oboje
się pod nim schowali. Leżeli obok siebie i mówili o pozornie błahych rzeczach.
Jednak czuli, że poważna rozmowa wciąż wisi w powietrzu.
- O facetach? A ty chcesz mi powiedzieć, z iloma kobietami
byłeś przez ostatnie siedemnaście lat? – Odpowiedział jej pusty śmiech.
- Nie wiem, nigdy nie liczyłem. Byłem tylko w trzech
poważniejszych związkach, z czego dwa rozpadły się naturalnie, a trzeci…
Posądziła mnie o zdradę i po prostu zostawiła. Choć właściwie, to nie był
związek. To znaczy… Był, ale żadne z nas nie powiedziało tego na głos. Plączę
się… Nieważne. A ty? Nie byłaś przecież tyle lat sama.
- Nie. Ale nie byłam z nikim. Miałam mnóstwo epizodów, ale z
nikim nie byłam. Zawsze byłam obok. Wiesz… Nikt z nich mnie chyba nie pociągał.
Wmówiłam sobie, że na nikogo wyjątkowego nie zasługuję, więc akceptowałam to,
co mnie spotykało. – Prychnęła pod nosem. Oboje spojrzeli w bok i kiedy ich
spojrzenia się spotkały zapadła cisza. Bill niewiele myśląc odnalazł jej dłoń,
dając jej niemy sygnał, by kontynuowała. Znów uciekła od niego wzrokiem. – Cholera, ja chyba potrzebowałam bliskości.
Ale to był sam seks, rozumiesz. Czasem nawet było nam dobrze… Choć nie zawsze…
Ale czasem naprawdę schodziło ze mnie całe napięcie. Tylko potem czułam się
źle. Jakbym była brudna. – Uścisnął jej dłoń mocniej słysząc, jak jej głos
słabnie.
- Teraz też się tak czujesz?
- Nie. Teraz nie. Jeszcze. – Odparła, uśmiechając się blado.
Podniósł się na łokciu, a potem w kilku sprawnych ruchach przyciągnął ją do
siebie. Objął silnym ramieniem i delikatnie gładził jej plecy, kiedy ufnie
wtuliła się w jego tors. Ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi i powoli
wdychała zapach jego ciała i tych cudownych, intensywnych perfum.
- Przepraszam… Mad, przepraszam. Ja mogę zrobić tylko tyle,
bo nic nie zmieni przeszłości. Nie zostawia się tak człowieka, na którym ci
zależy... Skrzywdziłem cię, to przeze mnie nie mogłaś być szczęśliwa. Miałem
nadzieję, że kiedy dziecko podrośnie, a ty będziesz mieć ode mnie pieniądze, to
zaczniesz żyć zupełnie normalnie. Ale nie pomyślałem, że nie tylko ja pamiętam.
Że nie tylko w mojej głowie to zostało.
- Dobra, starczy, Bill. – Rzuciła kobieta. Poniosła się
nieznacznie na rękach, by móc na niego spojrzeć. Na jej twarz wpłynął chytry
uśmiech. – Robiłeś to już na tym stole?
- Co? – Zapytał zdumiony. Wyszczerzył się po chwili, a całe
spięcie nagle gdzieś uleciało.
- No pytam, czy już kiedyś uprawiałeś seks w swojej kuchni. Z
tą ostatnią kobietą na przykład. – Uniosła brwi w geście oczekiwania.
- Teraz to ty nie psuj, Mad. Rozmawianie o starych związkach
zawsze wszystko psuje. – Rzucił, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego. –
Nie. To był jego pierwszy raz i jak widać trzyma się dobrze.
- Zero finezji, Kauliz. – Burknęła, udając zawód. – Było
naprawdę… miło i sądziłam, że jesteś w tym naprawdę oblatany, a tu proszę. Nie
wyszedłeś jeszcze z sypialni?
- Kobieto, nie poznaję cię! Od kiedy jesteś taka…
bezpruderyjna? Bezpośrednia? Odważna…? – Nie krył zadowolenia. Nie umiał
powstrzymać uśmiechu. Musiał przyznać, że czuł się przy niej naprawdę
swobodnie. Wcześniej bał się, że to coś zmieni, że ona znów zamknie się w
twardej skorupie, skazując go na kolejne wyrzuty sumienia. A on czuł się
zadziwiająco dobrze i jak widać, ona również.
- Nie masz już do czynienia z nastoletnią dziewicą, Bill. –
Pochyliła się nad nim, składając drobne pocałunki tuż za jego uchem. – A teraz,
mój drogi, zwijamy się stąd. Lisa w każdej chwili może wrócić i nie może tego
zobaczyć. No i możesz ogarnąć ten stół przed jutrzejszym śniadaniem, bo to trochę…
nieodpowiednie?
Owinęła się kocem i weszła ze stołu, zostawiając Billa
samego, zupełnie nagiego. Obserwował ją zmrużonymi oczami do momentu, w którym
opuściła kuchnie. Położył się swobodnie na stole i znów wbił wzrok w sufit.
Co się właściwie przed chwilą stało?
Piszę i mogę publikować częściej, niż raz na miesiąc. Cud, po prostu cud!
I jestem zadowolona z tego rozdziału, więc chętnie przeczytam, co Wy o nim sądzicie... :D
Pozdrawiam!
Piszę i mogę publikować częściej, niż raz na miesiąc. Cud, po prostu cud!
I jestem zadowolona z tego rozdziału, więc chętnie przeczytam, co Wy o nim sądzicie... :D
Pozdrawiam!