Od zawsze lubił tarasy. Kiedyś wszedł do domu jednego z
producentów ich bodajże drugiej płyty i był zachwycony przepychem, który tam
zastał. Oczywiście dziś uważał tamten wystrój za kiczowaty, ale kiedyś był
wniebowzięty, patrząc na niebotycznie drogie sprzęty i meble. Apogeum jego
zachwytu miało jednak dopiero nadejść. Mężczyzna zaprowadził ich na taras,
gdzie zaprosił do stołu, a młoda kobieta w czarnym uniformie podawała im kawę.
On był wtedy początkującym w show-biznesie nastolatkiem, a
siedział na ogromnym tarasie patrząc na ogromny ogród jednego z najbogatszych
ludzi w swoim kraju i wiedział, że on też kiedyś będzie miał taki dom i to na
niego ludzie będą patrzeć z podziwem.
I tak się stało. Teraz stał oparty o metalową balustradę
własnego tarasu, swoją drogą o wiele bardziej eleganckiego niż ten, który swego
czasu obudził w nim żądzę sławy i pieniędzy. Palił papierosa spoglądając na
również całkiem duży i zadbany ogród. Lubił przychodzić tu wieczorami i siadać
w wygodnych fotelach, zapraszać znajomych na letnie imprezy, albo w środku nocy
wychodzić i zupełnie bezmyślnie gapić się w gwiazdy. Napisał tu wiele dobrych
kawałków, przeprowadził wiele ważnych rozmów… Znów dochodził do wniosku, że
jest dumny ze swojego życia i aż trudno uwierzyć, że osiągnął to wszystko
dzięki miłości do muzyki i wielkiej motywacji płynącej z… tarasu.
Usłyszał za sobą dźwięk otwieranych drzwi, ale nie czuł
potrzeby przerywania błogiego zamyślenia. Wpatrywał się w przestrzeń i był tak
spokojny, tak rozluźniony, jak nie zdarzało mu się naprawdę od bardzo, bardzo
dawna. Nawet zamieszanie z bratem nie zakłócało tego spokoju. W głębi duszy
wiedział, że wszystko się ułoży, bo Camilla i Tom tworzą zgraną parę. Choć
trochę… specyficzną. Kiedy dostał od bliźniaka SMS`a o treści „wróciła”
wiedział, że miał rację, że teraz również jego bliźniak może się zrelaksować.
- Myślałam, że to ja znalazłam oazę spokoju pod wielkim,
głośnym miastem, ale to, co jest tutaj… Mogłabym zostać tu na zawsze. – Kobieta
podeszła do niego i również wbiła wzrok w przestrzeń. To miejsce naprawdę
sprzyjało dobrym rozmowom.
- To zostań. – Rzucił pół żartem, pół serio. – Tu
wszystko jest takie samo jak w Monachium, tylko trochę inaczej wygląda.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. – Odparła. Odwróciła się, stając
przodem do rozmówcy. Mężczyzna czuł, że również musi na nią spojrzeć i że wtedy
ich pogawędka może przerodzić się w coś poważniejszego. – Musimy porozmawiać.
- Wiem. Tylko powiedz, co chcesz usłyszeć. – Kobieta pokiwała
głową z dezaprobatą, nie kryjąc jednak uśmiechu rozbawienia.
- Kaulitz, nie bądź taki pewny siebie. W prawdziwym życiu
marzenia nie zawsze pokrywają się z realiami. Wiem, że dla ciebie to
zaskoczenie, bo tobie wszystko spełnia się jakby chodziła za tobą wróżka, ale
ze mną nie ma tak lekko.
- Więc co mam powiedzieć, Mad? Nie wiem, czego oczekujesz… Ta
sytuacja jest dość skomplikowana… Ja nie chcę niczego popsuć. – Sam nie
wiedział, co mówi. Robił to automatycznie. Madlen mu się podobała, tak samo jak
wtedy, kiedy się poznali. Łączyła ich silna więź, która w dziwny sposób
przetrwała lata rozłąki. Była jeszcze Lisa, ich wspólna córka. Z drugiej
strony, spędzili ze sobą tylko ostatnie dni. Nie wiedział, czy można na tym
budować poważny związek. Skoro raz im nie wyszło, kto teraz da im gwarancję
sukcesu?
- Bill, ja nie jestem już głupiutką nastolatką. Razem jest
nam dobrze i chyba oboje tak sądzimy. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ale ja
nie chcę suchych deklaracji. Wyjeżdżamy najpóźniej za tydzień i ja do tego
czasu chcę wiedzieć, na czym stoję.
- Tak po prostu? A czemu to nie ty powiesz mi, czego
oczekujesz ode mnie? – Odszedł na moment, by wyrzucić do popielniczki
wypalonego papierosa i po chwili znów stanął naprzeciwko blondynki. – Mad, nie
mówisz nic wprost. Czy ty chciałabyś, żebyśmy byli razem? Chcesz poważnego
związku?
- Nie wiem, na razie chcę tylko wiedzieć, kim dla ciebie
jestem. Owszem, zrobiłeś mi nadzieję i owszem, zaboli, jeśli powiesz, że to
była jednorazowa akcja. Ale wolę żebyś powiedział mi to teraz. Chcę usłyszeć
cokolwiek, że nic z tego, że chcesz czasu na podjęcie ostatecznej decyzji, że
chcesz od czasu do czasu uprawiać ze mną udany seks, albo że nadal mnie kochasz
i chcesz, żebyśmy wzięli szybki ślub w Vegas. Określ się i proszę cię, niech to
będzie ostateczne. – Bill tylko przytaknął. Nie chciał nic mówić, bo to i tak
niewiele by wniosło. Miał pustkę w głowie i wizja zbliżającego się wyjazdu
trochę go przerażała. – Gwarantuję, że jeśli tym razem zawiedziesz to bardzo
utrudni nasze relacje. A ja nie mogę zabrać Lisie ojca, skoro sama go
odzyskała. Bądź dla niej dobrym tatą, po prostu pokaż jej się z najlepszej
strony. Jeśli nie chcesz zobowiązań wobec mnie – ok, ja to zrozumiem. Ja już
nie chcę więcej tego przechodzić.
- Określę się, obiecuję. Jestem już dorosły, sam decyduję i
sam za siebie odpowiadam. – Ostrożnie oparł się o balustradę plecami położył
rękę na jej ramieniu. – Wiem, że już późno i to bardzo, bardzo złe, ale może
masz ochotę na coś czekoladowego? Mam świetne czekoladki.
Weszli razem do środka i po prostu rozmawiali. Bawili się
bardzo dobrze, naprawdę świetnie czuli się w swoim towarzystwie. Jednak obojga
dręczyło jedno pytanie, brzmiące gdzieś
z tyłu ich głów. To przyjaźń, czy coś więcej? Każdy gest miał znaczenie,
ale stali się w nich tak ostrożni, że aż zakłamani. A najgorsze było to, że
oboje mieli tego pełną świadomość.
^^ ^^ ^^ ^^
Dziewczyna szła długim, szerokim korytarzem przyglądając się
płytom i zdjęciom wiszącym na ścianach. Była pod wrażeniem tego miejsca, choć
starała się tego po sobie nie pokazywać. Bo chyba wyszłaby na głupią, gdyby
biegała podniecona po każdym zakątku, pokazując całemu światu, że jest zwykłą
śmiertelniczką i jej ojciec był pierwszą sławną osobą, jaką widziała na żywo…
- Znowu się zgubiłaś i trzeba cię zaprowadzić do taty? –
Brunet pojawił się dosłownie znikąd. Blondynka aż podskoczyła, kiedy usłyszała
za sobą jego głos.
- A ty znowu się za mną kręcisz? – Odwróciła się i
skrzyżowała ręce na piersi, a on od razu powtórzył ten sam gest. Na twarzy miał
drwiący uśmieszek i ani trochę się jej to nie podobało. Ona go śmieszyła. –
Georg, czy jeśli wolisz, panie Georgu, albo panie Listing, ja nie potrzebuję
niańki, bo chyba ostatnio to do ciebie nie dotarło. Przepraszam, do pana to nie
dotarło.
- Panno Elizabeth, czy panna przypadkiem nie przesadza? –
Najwyraźniej świetnie się bawił. Szkoda tylko, że ona nie miała z tego tyle
samo frajdy. – Po prostu chciałem się przywitać. Przecież cię nie prześladuję.
A jeśli poznałabyś bliżej tamtego idiotę to przekonałabyś się, że dobrze
zrobiłem. Zaufaj.
- Dobrze, w takim razie jestem ci szalenie wdzięczna, ale już
podziękuję. – Nie mogła tak po prostu przestać się na niego boczyć. Może nawet
miał rację i zrobił dobrze, ale nikt nie będzie nią rządził.
- Czekasz na Billa? – Dziewczyna skinęła potwierdzająco głową
i nadal wgapiała się w zdjęcia, choć zupełnie przestały ją interesować. Powoli
zaczynało jej się robić głupio, zastanawiała się, czy przypadkiem nie
zareagowała za ostro. – Właśnie skończyliśmy, ale bliźniacy musieli jeszcze
zostać. Widziałaś studio nagraniowe?
- Tak, jakiś facet mnie oprowadzał, ale musiał iść, a ja
chciałam pokręcić się jeszcze trochę tymi korytarzami.
- A może zejdziemy na dół, na kawę? Bliźniakom jeszcze trochę
zejdzie, ja muszę poczekać na Toma, więc chyba nie ma sensu sterczeć tu tyle
czasu? – Rozejrzał się po korytarzu. – Nie mów, że te zdjęcia cię interesują.
Jak chcesz, to opowiem ci o ciekawszych ludziach, którzy tu pracowali. To
będzie taka moja mała rehabilitacja po tym, jak na tamtej imprezie
potraktowałem cię jak dziecko.- Poruszył sugestywnie brwiami i nie czekał na
odpowiedź. Złapał ją za ramię i pociągnął w kierunku windy.
- Ok, ale jak jeszcze raz będziesz ironizował, to kawa
wyląduję na tej twojej pięknej fryzurce. – Pogroziła mu palcem, ale szeroko się
uśmiechała. Nie był taki zły i zyskiwał przy bliższym poznaniu. Poza tym Lisa
już dawno, kiedy śledziła losy swojego ojca przez portale plotkarskie w
Internecie, stwierdziła, że to właśnie Georg Listing wygląda na
najsympatyczniejszego członka zespołu. Widząc jego sposób bycia na zdjęciach
czy filmikach miała wrażenie, że mogliby się dogadać.
- A wiesz, co twój ojciec zrobił, będąc w tej kawiarni
pierwszy raz w życiu? – Zapytał, kiedy już weszli do windy, a drzwi zaczęły się
zamykać. – Tylko przyrzeknij, że nie powiesz mu, skąd o tym wiesz! …
^^ ^^ ^^ ^^
Czarno-czerwone stoliki idealnie grały z napisami w tych
samych kolorach na białych ścianach. Kawiarnia była nowoczesna, proste linie,
ostre kąty i intensywne kolory może nie sprawiały wrażenia przytulności, ale
nadawały miejscu ciekawy charakter. Tu pobudzała nie tylko kawa, ani sam jej
aromat unoszący się w powietrzu i kuszący potencjalnych klientów, ale już
wystrój, w który idealnie wpisywali się różnoracy artyści, czyli główni bywalcy
tegoż miejsca. Zawsze przed, czy po wizycie w studiu zaglądali tu na chwilę
relaksu, tym samym nadając jej elitarny charakter i dobrą renomę.
Przy jednym z większych stolików, na czarnych skórzanych
kanapach siedziała para. Blondynka, która z uśmiechem wpatrywała się w swojego
rozmówce, wyraźnie zainteresowana, a może nawet zafascynowana tym, co do niej
mówił i on, charyzmatyczny, szeroko uśmiechnięty brunet, z zapałem opowiadający
jej najwyraźniej szalenie ciekawą i zabawną historię.
Bill Kaulitz od razu ich zobaczył. Szybko ruszył w ich
kierunku, o dziwo nie zwracając na siebie ich uwagi.
–
Próbujesz przekabacić mi córkę? Przypominam, że
masz narzeczoną, Listing! - Wtrącił się w wypowiedź swojego przyjaciela i
bezpardonowo przysiadł się do nich, zajmując miejsce koło Lisy.
–
A może my sobie pójdziemy, Bill? Nie będziemy im
przeszkadzać. - Dodał żartobliwie jego bliźniak, który również rozsiadł się
przy stoliku.
–
Tak, a potem Madlen zakopie mnie żywcem, że
pozwoliłem temu starcowi dorwać się do naszego bezbronnego maleństwa. - Dłonią
pogłaskał ją po głowie mierzwiąc starannie ułożone włosy dziewczyny. Spojrzała
na niego sceptycznie, na co on tylko szerzej się uśmiechnął. - Znów będę
wujkiem!
–
Bill, miałeś nie paplać o tym na prawo i lewo! -
Zakrzyknął Tom. Bratu mógł powiedzieć od razu, ale to nie znaczy, że ma się tym
dzielić z połową Niemiec.
–
Przecież to najbliższa rodzina. Georg jest jak
brat, a Lisa ma prawo wiedzieć, że niedługo urodzi jej się kolejna kuzynka! -
Georg nie mógł wyjść z szoku, że jego przyjaciel znów będzie miał dziecko.
Milczał jak zaklęty z szeroko otwartymi oczami. Lisa natomiast cieszyła się
nową wiadomością, ale nie bardzo umiała zareagować, tym bardziej, że wcale nie
łatwo było wtrącić się w rozmowę bliźniaków.
Za każdym razem poznawała Billa z innej strony. W otoczeniu
zespołu był bardzo rozluźniony. Mógłby robić za jej przyjaciela, nie ojca.
Wydawał się bliski jej rówieśnikom, a nie ich rodzicom. Naprawdę jej to
odpowiadało, ale nie umiała czuć się z tym do końca swobodnie. To było
zaprzeczenie wszelkich jej założeń dotyczących rodziny.
–
Dobra, było miło, ale my musimy lecieć. - Rzucił
w końcu Bill, kiedy wszyscy zdążyli pogratulować Tomowi i tradycyjnie sobie
podocinać. Zachowywali się jak banda licealistów, a nie jak dojrzali biznesmeni
po trzydziestce.
–
Lisa, miałem ci podać kilka tytułów. Daj mi swój
numer, potem prześlę ci je SMS`em. - Zatrzymał ich Georg.
–
Jasne. Przez tą dwójkę prawie o tym zapomniałam.
- Dziewczyna szybko podyktowała numer brunetowi, pożegnała się z nim oraz z
Tomem i wraz z Billem ruszyła do samochodu.
Dopiero kiedy spojrzała na zegar w samochodzie zdała sobie
sprawę, że czekała na Billa ponad godzinę. Zleciało jej to niesamowicie szybko.
–
I jak było? - Zapytał Bill, wyjeżdżając z
parkingu. Dziewczyna posłała mu niezrozumiałe spojrzenie. - No przecież nie
pytam o Geo. - Zaśmiał się. - Jak ci się podobało studio i ogólnie, całe to
miejsce? Kiedyś tu nagrywaliśmy, teraz załatwiamy tylko niektóre sprawy
dotyczące umów, ale lubię tu przyjeżdżać. To chyba po prostu sentyment.
–
Całkiem miło. I ta kawiarnia... Fajna. - Odparła
lakonicznie.
Owszem, podobało jej się, ale ze zdziwieniem stwierdziła, że
najciekawszym punktem pobytu tutaj była godzinna rozmowa z Georgiem. To był
naprawdę sympatyczny facet. Zgrali się pod wieloma względami, nawet ich gusta
muzyczne i filmowe pokrywały się prawie w stu procentach.
Oparła się o siedzenie i przymknęła oczy. Próbowała ukryć
uśmiech i dziwną, prawie że dziecinną radość, kiedy przed oczami zobaczyła
uśmiechniętego, dorosłego faceta, którego jeszcze dwie godziny temu darzyła
szczerą niechęcią. A on ją zaczarował...
Chciała powstrzymać swoją reakcję na ten widok, ale nie
umiała. Wstydziła się tego i w pewien sposób bała. Bo czy siedemnastolatce
wypada zakochiwać się w dorosłym mężczyźnie...?
^^ ^^ ^^ ^^
Para siedziała przed jasnym biurkiem, kurczowo trzymając się
za ręce. Kobieta czuła się trochę jak przed wizytą u dentysty za czasów
podstawówki i nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego spięcia. Bała się i co gorsza
zauważyła, że jej strach udzielał się również jej mężowi.
- Państwo Kaulitz! Witam. Miło znów państwa widzieć. –
Rudowłosa kobieta weszła do pomieszczenia bocznymi drzwiami i od razu usiadła
za biurkiem. Szybko wyszukała potrzebną kartę, by następnie spojrzeć spokojnie
na milczącą parę. – Skoro widzę państwa razem to domyślam się, że teraz
będziemy widywać się częściej?
- Na to wychodzi. – Odparł Tom trochę się uspokajając.
Korzystali z usług tej przychodni od dawna, lekarze dobrze ich znali i nigdy
nie było żadnych problemów. Podczas każdej ciąży Camilli doktor Walch dbała o
nią naprawdę dobrze i nawet mimo komplikacji mogli czuć się w miarę
bezpiecznie. Teraz, będąc tutaj, oboje mogli poczuć się lepiej. Z głowy Toma
zniknęły nawet obawy, że i to dziecko może być zagrożone.
- Robiłam test i wychodzi pozytywny, pojawiły się też objawy…
To właściwie formalność. – Camilla starała się ukryć rezygnację, która i tak
wręcz z niej emanowała. – Chcemy upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- Rozumiem, że macie państwo obawy, ale tłumaczyłam, że
historia ostatniej ciąży nie musi się powtarzać. To była kwestia wielu
czynników, ale i tak najważniejsze, że Olivia jest cała i zdrowa. – Ta kobieta
była oazą spokoju. Była bardzo sympatyczna i mimo, że nie spotykali się w
sprawach innych niż zawodowe, to mogli śmiało nazwać ją przyjacielem rodziny. –
Nie ma na co czekać, zapraszam na USG.
Czarnowłosa rzuciła swojemu mężowi znaczące spojrzenie, na co
ten posłusznie ruszył za nią w stronę kozetki. Ta część gabinetu była
odgrodzona parawanem i zwykle partnerzy zostawali przy biurku, o ile w ogóle
wchodzili razem z kobietą na wizytę. Camilla jednak chciała mieć Toma przy
sobie, tym bardziej że zwykle był on bardzo zaangażowany i razem z nią cieszył
się każdym nowym zdjęciem ich rosnącego malucha, albo dźwiękiem bijącego serca.
- No tak, zdecydowanie jest pani w ciąży, pani Camillo.
Rośnie nam tu duży brzdąc. – Po kilku minutach rudowłosa wpatrywała się w ekran
z kilkoma czarnymi i szarymi plamami. Poprzednie ciąże sprawiły, że również małżeństwo
dostrzegało w nich coś więcej i doktor Walch nie musiała im nic tłumaczyć. – Na
razie niewiele mogę powiedzieć. Oczywiście z ankiety i tego, co widzę mogę
określić przewidywany termin porodu i datę poczęcia. Płeć oczywiście na razie
pozostaje tajemnicą, musicie się państwo uzbroić w cierpliwość i zastanowić,
czy ma to być niespodzianka, czy wolą państwo wszystko wcześniej wiedzieć.
Proszę. – Wystawiła w kierunku Camilli opakowanie chusteczek, i sama wyłączyła
sprzęt. – Dobrze, może zróbmy tak: tradycyjnie wydrukuję zdjęcia i w
międzyczasie określę który to tydzień, a potem poprosimy męża o wyjście i
wykonam jeszcze kilka badań.
Oboje przytaknęli, na co kobieta odpowiedziała uśmiechem i
ruszyła z powrotem do swojego biurka.
- Nie lubię tej ohydnej, zimnej mazi. – Wyszeptała Camilla z
grymasem na warzy, wciąż siedząc na kozetce i wycierając brzuch. Tom tylko
radośnie się uśmiechnął i pochylił się, by ją pocałować. Cieszył się na myśl o
dziecku. Nie musiał martwić się o pieniądze, o miejsce, czy warunki panujące w
domu. Jeśli wszystko będzie w porządku, a przecież musi być, to nie mają
żadnych zmartwień i mogą po prostu cieszyć się tym, jak rodzi się nowe życie.
Owoc ich miłości. – No chodź już stąd.
Podeszli razem do kobiety, która najwyraźniej już na nich
czekała.
- Wychodzi na to, że to maleństwo pojawi się na świecie na
przełomie maja i czerwca, czyli jesteśmy już na początku ósmego tygodnia. –
Orzekła.
- Czyli… - Zaczął Tom, na moment marszcząc brwi. – Czyli
poczęcie było… to znaczy, miało miejsce na początku września?
- Tak, właściwie to nawet mógł być koniec sierpnia, trudno
określić to dokładniej. Państwo wiedzą to przecież lepiej ode mnie. – Mężczyzna
już nie słuchał lekarki. Założył ręce na piersi i spojrzał wyzywająco na swoją
żonę, która nie wyglądała na zadowoloną. – Dobrze, to teraz proszę, tu mam
wydruk USG dla pana, a panią zapraszam jeszcze raz za parawan. Musimy jeszcze
pobrać krew do badan i sprawdzić dokładnie, czy mały Kaulitz ma się dobrze.
Wiem, że zdarza mi się zniknąć na całkiem długo i bez większych powodów, a regularność jest dość istotna, jeśli chcę mieć czytelników, ale to jednak przykre, kiedy widzę kilka kliknięć "lubię to", nie mówiąc o ilości wejść na bloga, a komentarze są dwa. Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna, ale niestety nie ostrzegam z Waszej strony odzewu i przez to nie wiem, czy to idzie w dobrym kierunku, czy po prostu przynudzam i powinnam już dawno zakończyć tą historię. Właściwie tylko raz dostałam komentarz z konstruktywną krytyką, który naprawdę dał mi wiele do myślenia i mam nadzieję, że widać tego skutki.
Teraz znikam, bo przez jakiś czas nie będę mieć dostępu do Internetu. Swoją drogą to okropna ironia losu, bo właśnie w tym momencie, kiedy chce mi się pisać, nie będę mogła Wam tego pokazać. Mam nadzieję, że szybko rozwiążę ten problem i w nowym mieszkaniu pojawi się Internet ( albo chociaż któryś sąsiad nie będzie miał hasła do wi-fi! ), a przy okazji jeszcze duuuużo nowej weny i ochoty na pisanie.
Pozdrawiam i liczę na Wasze opinie :)
Wiem, że zdarza mi się zniknąć na całkiem długo i bez większych powodów, a regularność jest dość istotna, jeśli chcę mieć czytelników, ale to jednak przykre, kiedy widzę kilka kliknięć "lubię to", nie mówiąc o ilości wejść na bloga, a komentarze są dwa. Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna, ale niestety nie ostrzegam z Waszej strony odzewu i przez to nie wiem, czy to idzie w dobrym kierunku, czy po prostu przynudzam i powinnam już dawno zakończyć tą historię. Właściwie tylko raz dostałam komentarz z konstruktywną krytyką, który naprawdę dał mi wiele do myślenia i mam nadzieję, że widać tego skutki.
Teraz znikam, bo przez jakiś czas nie będę mieć dostępu do Internetu. Swoją drogą to okropna ironia losu, bo właśnie w tym momencie, kiedy chce mi się pisać, nie będę mogła Wam tego pokazać. Mam nadzieję, że szybko rozwiążę ten problem i w nowym mieszkaniu pojawi się Internet ( albo chociaż któryś sąsiad nie będzie miał hasła do wi-fi! ), a przy okazji jeszcze duuuużo nowej weny i ochoty na pisanie.
Pozdrawiam i liczę na Wasze opinie :)