Ciemne chmury przesuwały się leniwie po niebie, właśnie
zasłaniając księżyc, kiedy mężczyzna wysiadł z samochodu. Wreszcie był w domu.
Z ulgą odetchnął i przeciągnął się, musiał się w końcu wyprostować i rozruszać
zdrętwiałe kończyny. Z przyjemnością uzmysłowił sobie, że za moment wejdzie do
swojego domu, a już jutro przywita się ze swoimi dziećmi. Nie mógł się
nacieszyć myślą, że za dobre 20 minut, po zdjęciu z siebie wygniecionych i
nieświeżych ubrań oraz naprawdę ekspresowym prysznicu, wejdzie do swojej
sypialni, położy się w swoim łóżku i przytuli się do swojej żony. Jest u
siebie.
Kiedyś nie wierzył, że między nim a jakąś kobietą może
powstać tak silna więź, że będzie ją kochał, tęsknił za nią, a przy
podejmowaniu decyzji, będzie zastanawiał się, co zrobiłaby ona. Teraz nie
musiał już wierzyć, po prostu to czuł. Spotkał taką kobietę, która rzuciła na
niego urok i rozkochała w sobie bez pamięci. Nigdy nawet przez moment, mimo
wielu rozterek, nie żałował, że tego pamiętnego dnia, przed ołtarzem, w obecności
ponad dwóch setek gości, powiedział „tak”, bo choć może nie spełniał tej
przysięgi bez zarzutu, to całym sobą starał się być jej wierny.
Rozmyślając o swojej żonie zdążył wziąć prysznic. Zachowywał
się tak cicho, jak tylko było to możliwe. Nie miał siły na rozpakowywanie
rzeczy, których większa cześć i tak ma zostać dostarczona dopiero po jutrze –
wyprana, wyprasowana i gotowa do włożenia do szafy. Zdębiał, kiedy po wejściu
do sypialni zastał żonę, bynajmniej pogrążoną we śnie. Leżała na łóżku, oświetlona
ciepłym, żółtym światłem z niewielkich nocnych lampek. Cały obraz nie byłby
niczym nadzwyczajnym, gdyby nie fakt, że była prawie nago. Miała na sobie tylko
i wyłącznie koronkową bieliznę w kolorze czerwonego wina i czarne szpilki. Jej
wzrok mówił wszystko, a mężczyzna był tym zachwycony. Od razu odzyskał energię.
- Camila, nie spodziewałem się takiego przywitania. – Rzucił
wchodząc do środka. – Jest przed pierwszą, myślałem, że śpicie.
- Dzieci i owszem – śpią. Ja nie chciałam czekać do rana. –
Wytłumaczyła. Mężczyzna podszedł bliżej. Miał na sobie tylko bokserki, bo tak
zwykle sypiał. – Poza tym, Kochanie, ta godzina jest szczególna.
- Szczególna? – Zapytał. Przewertował w głowie wszystkie
zakodowane wcześniej wydarzenia, nic ważnego w jego życiu nie działo się o
pierwszej w nocy.
- Tom, może nie chodzi dokładnie o godzinę, ale o dzień. –
Mężczyzna rzucił jej kolejne pytające spojrzenie. Nie chciał psuć tej
przyjemnej atmosfery, ale naprawdę nie miał pojęcia, co jego żona wymyśliła. –
Skarbie, od godziny mamy wrzesień, pierwszy wrzesień. – Wyjaśniła. –
Wszystkiego najlepszego, Kochanie!
Mężczyzna od razu się uspokoił i rozpromienił. Przez całe
zamieszanie z trasą zupełnie zapomniał o swoich urodzinach. Może gdyby na
ostatnim koncercie skupiał się bardziej na fanach, niż na bliskim powrocie do
domu, to zauważyłby transparenty z życzeniami. Zakodował sobie w myśli, że musi
jutro spotkać się z Billem, a potem zbliżył się do żony, by móc wreszcie wziąć
ją w objęcia. Ona miała jednak nieco inne plany, i kiedy tylko nachylił się nad
nią, przyciągnęła go do siebie i rzuciła na łóżko, od razu wpijając się
zachłannie w jego malinowe usta. Puściła go dopiero, kiedy obojgu zaczynało
brakować oddechu. Głośno dyszeli, będąc nadal bardzo blisko siebie. Kobieta obejmowała
jego kark i nie zamierzała kończyć tej nocy na jednym pocałunku.
- Czekaj… Camila… ja nie mogę… Musimy porozmawiać. –
Wydyszał mężczyzna. W pierwszej chwili poczuł się wspaniale, szczególnie po tak
długiej rozłące, natomiast nie brakowała wiele, by przypomniał sobie feralny
pocałunek w hotelowym pokoju. Musiał jej powiedzieć. Nie umiał całować jej ust,
mając w głowie obraz swojej menadżerki, całującej go z taką samą pasją.
- O czym? – Zapytała zbita z tropu. Oddaliła się od niego i
nagle jakby zmalała. Cała jej pewność siebie i seksapil zniknęły, a pojawił się
okropny lęk. Jej cera wydawała się mniej promienna a drobne zmarszczki jakby
wyraźniejsze.
- Camila… To nie była moja inicjatywa. Ja od razu to
przerwałem… Nie wiem, czemu i jak do tego doszło, po prostu nie rozumiem… To
był moment.
- Tom, do cholery, powiedz mi, co się stało! – Wybuchła. Nie
mogła już dłużej siedzieć i słuchać jego tłumaczeń. Nie wiedziała, czego się
spodziewać – zdrady, jakiegoś przestępstwa, jakiejś ogromnej tragedii? Zachowywał
się, jakby co najmniej kogoś zabił.
- Ona mnie pocałowała. To znaczy, Melissa. To był moment… Od
razu powiedziałem jej, co o tym myślę. Nie będę się z nią już spotykał sam na
sam, ani rozmawiał o nas. Zawiodła moje zaufanie. Chcę, żebyś wiedziała, że… -
Kobieta ni stąd ni z owąd przerwała jego monolog pocałunkiem. Z pasją
niemniejszą niż kilka minut temu zamknęła jego usta swoimi i całowała, jakby to
był ich ostatni pocałunek w życiu.
- Kocham cię, Tom. – Wyznała, kiedy przestali na chwilę
zatracać się w pocałunku. – Uwielbiam cię. Wiem, że mnie kochasz, ufam ci, a ta
siksa nie może nam zaszkodzić. – Wyrecytowała, patrząc mu prosto w oczy. – A
poza tym obściskiwał mnie jakiś gburowaty striptizer na wieczorze panieńskim
Agness. I wiesz co? Jakkolwiek dobrze by wyglądał, cokolwiek pięknego by do
mnie mówił, jakkolwiek by mnie dotykał, przy tobie jest po prostu nikim, Tom.
Mężczyzna milczał wyraźnie zdziwiony. Przed wyjazdem ich
relacje były nieco chłodniejsze, niż zwykle, oboje musieli odreagować wcześniejsze
problemy. Widocznie rozłąka okazała się najlepszym lekiem. Uświadomili sobie,
jak wiele dla siebie znaczą.
- Potwornie tęskniłam, nie zostawiaj mnie teraz. Nawet na
chwilę. – Dodała.
- Nawet nie wiesz, jak ja za Tobą tęskniłem. – Odparł. Tym
razem to on popchnął ją delikatnie, tak, że opadła na pościel. Pochylił się nad
nią i patrzył w jej roziskrzone oczy. – Uwielbiam Cię taką.
Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Oboje tęsknili za
takimi chwilami, brakowało im iskry, która na nowo rozpali w nich prawdziwy
ogień. Pogładziła go po policzku. Mężczyzna zaczął składać czułe, drobne
pocałunki, na jej ustach. Słyszał jej wesoły śmiech i czuł jak jej dłonie
obejmują jego kark.
Nieważne, ile lat są ze sobą, mógłby dotykać jej ciała i
całować jej usta dzień w dzień i nigdy mu się to nie znudzi.
Zatracali się w kolejnym pocałunku, nie istotne było to,
która jest godzina, że będą musieli wstać z samego rana, by zrobić dzieciom
śniadanie i zaprowadzić je do szkoły, a najmłodszymi zwyczajnie się zająć, nie
mając tym samym nawet chwili wytchnienia. Tom przecież obiecał, że po powrocie
do domu to on pójdzie z nimi do szkoły, a potem ich z niej odbierze, że spędzą
razem cały dzień.
Bycie ojcem było proste, kiedy ma się przy boku żonę, która
we wszystkim wspiera swojego męża.
^^ ^^ ^^ ^^
Wysoki blondyn wbiegł na szkolny korytarz i stanął na samym
jego środku. Spojrzał na swój ogromny, złoty zegarek i dokładnie zlustrował pełen
ludzi hall. Z jego obliczeń wynikało, że trwa właśnie lekcja. Coś zdecydowanie
poszło nie tak…
Starał się zachowywać naturalnie i nie wyróżniać się z
tłumu, ale nie było to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. Sporych
rozmiarów, ciemne okulary, włosy ułożone w artystyczny nieład, względnie
obcisłe spodnie, jak na przeszło trzydziestoletniego mężczyznę i skórzana
kurtka… Był za elegancki i za drogo ubrany, by udawać ucznia oraz za modny i
przesadnie luźny, by brać go za nauczyciela. Chcąc nie chcąc skupiał na sobie
spojrzenia prawie wszystkich osób, będących na tym nieszczęsnym korytarzu.
- Aaa! – Tak, to musiało się w końcu stać. Głośny krzyk był
tym, czego mężczyzna się spodziewał i był nawet zdziwiony, że czekał na to aż 5
sekund. – To Bill Kaulitz!
Zaraz po tym zapanowała cisza, by następnie powoli na nowo
pojawiał się szum cichych rozmów, tym razem już na jego temat. Kilka osób
głośno pisnęło i już wiedział, że zbliża się chmara żądnych zdjęć i autografów
nastolatków. Zdjął okulary i przykleił na twarz firmowy uśmiech.
Od czasów, w których byli wielką gwiazdą nastolatków sporo
minęło. Trochę mniej minęło od okresu, w którym ich gwiazda przygasała. Teraz
na nowo odrodzili się, jako dojrzali i naprawdę utalentowani muzycy. Ich nowa
menadżerka, ale także płyta, chyba najlepsza w historii, robiły swoje. Dziś
Tokio Hotel było największą dumą Niemiec i
każda Niemka chciała choć raz spojrzeć w oczy któremuś z muzyków. Robili
karierę na całym świecie, ich rozpoznawalność wzrosła kilkukrotnie, jednak
stosunek do nich również. Nikt za nimi nie biegał, nie śledził, chyba że sami
wystawiali się na widok potencjalnych fanów, tak jak Bill w tym momencie.
Ostatnią osobą, która chciała autograf, była niepozorna,
niska brunetka. Była uroczo nieśmiała, a swoje imię musiała powtórzyć
kilkukrotnie, bo mówiła tak cicho, że Bill mimo starań, nie potrafił jej zrozumieć.
- Hej, dam ci ten autograf, jak powiesz mi, gdzie znajdę
Lisę Brose, taką blondynkę, ma 17 lat. – Dziewczyna spojrzała na niego
wystraszona. Uśmiechał się, starając się dodać jej otuchy, bo czuł, że ona wie,
gdzie znaleźć jego córkę, ale stres nie pozwalał jej otworzyć ust. Miał ochotę
nią potrząsnąć, ale przecież nie wypadało tak robić z fanką… - Znasz ją?
- Tak. – Odparła. No
świetnie… Mężczyzna powoli tracił cierpliwość, kiedy rozbrzmiał dzwonek.
Widocznie stał tu dość długo, że doczekał się kolejnej lekcji. Może to i
lepiej, wystarczyło iść teraz do sekretariatu szkoły, zapytać która to lekcja i
w której sali zajęcia ma jego córka… A wcześniej jeszcze, w której ona
właściwie jest klasie… Potem tylko znaleźć odpowiedni numer i… I reszta będzie
totalną improwizacją.
- Dobrze, poradzę sobie. Trzymaj. – Rzucił Bill, nie chcąc
dłużej maltretować nieśmiałej nastolatki.
- Chodzimy razem do klasy! – Wypaliła nagle. Mężczyzna już
chciał odchodzić, zawrócił jednak i spojrzał na nią raz jeszcze. – Mamy niemiecki,
niech pan pójdzie za mną.
Mężczyzna znów się uśmiechnął i ruszył w jej kierunku.
Ludzie nadal na niego spoglądali, ale robiło ich się coraz mniej, więc miał
więcej spokoju. Doszli pod salę z napisem „JĘZYK NIEMIECKI”, ale pod nią nikogo
już nie było.
- Mogę wiedzieć, czemu pan jej szuka? – Zapytała.
- To prywatna sprawa. – Odparł. – I nie musisz mówić do mnie
pan, po prostu Bill. Wejdziemy?
Dziewczyna tylko kiwnęła twierdząco głową i zapukała do
drzwi. Otworzyła je i stanęła na progu.
- Przepraszam za spóźnienie, profesor Zimmermann. – Rzuciła
i wbiegła do klasy zajmując miejsce. Nikt nie zauważył, że zaraz po niej do
klasy zajrzał mężczyzna. Drzwi znajdowały się w samym kącie klasy, na ścianie równoległej
do tablicy. Nauczycielka akurat coś na niej notowała, a uczniowie, pilnie lub
nie, przepisywali owe notatki.
- Przepraszam. – Rzekł nagle mężczyzna, zwracając na siebie
uwagę wszystkich w klasie. – Dzień dobry. Czy mogę porwać na chwilę Lisę Brose?
– Zapytał. Nie patrzył na nauczycielkę, co właściwie było wskazane, ale na
Lisę. Widział, jak po przejściu pierwszego szoku, wyraz jej twarzy staje się
coraz bardziej radosny. Nie czekała nawet na odpowiedź nauczycielki. Wstała i
pobiegła w jego kierunku, od razu rzucając się w jego ramiona.
- Bill! – Krzyknęła, przytulając go mocno. Mężczyzna oddał
uścisk i zaśmiał się pod nosem. Również tęsknił, ale myślał, że takie sceny z
udziałem rodziców, przy kolegach z klasy, nie są czymś pożądanym.
- My na moment przepraszamy. – Rzucił, wychodząc za drzwi,
rzecz jasna z Lisą.
- Myślałam, że już nigdy się nie odezwiesz! – Prawie
krzyknęła. Nie wierzyła w to, co się dzieje. Zdążyła już pogodzić się z myślą,
że ich spotkanie było tylko jednorazowym epizodem.
- Lisa, skąd ty wzięłaś takie bzdury?
- Miałeś dzwonić, przyjechać… Czekałam dwa miesiące i nic. –
Przygasła.
- Nie masz telewizji, ani Internetu? – Zapytał rozbawiony. –
Lisa, miałem trasę koncertową. Przez prawie dwa miesiące byłem wszędzie, tylko
nie w Niemczech. Nie miałem czasu na spotkanie, więc nawet nie dzwoniłem, bo i
tak musielibyśmy czekać. Wczoraj w nocy wróciłem i jestem.
- Wczoraj? I ty jesteś na nogach?
- Lisa, spokojnie. – Położył jej dłonie na ramionach. –
Chciałem w końcu się z tobą zobaczyć. Wiem, że to początek roku, ale możesz się
stąd wyrwać?
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi i wróciła do
klasy. Mężczyzna usiadł na ławce i czekał. Wiedział, że Lisa zrobi wszystko,
żeby spędzić z nim czas. Cieszył się, że oboje tego chcą.
^^ ^^ ^^ ^^
- Ułożona panna Brose ma za sponsora najbogatszego faceta w
kraju! – Lisa zmierzyła wzrokiem dziewczyny z klasy, które natomiast z nieukrywaną
nienawiścią i najprawdopodobniej zazdrością spoglądały na nią , udając że się
śmieją. Chciały jej dopiec, ale nie wychodziło im to najlepiej. Uśmiechała się
cały czas i żadne słowa nie mogły tego zmienić. Szła prosto do swojej
nauczycielki, która ze srogą miną siedziała za biurkiem.
- Profesor Zimmermann, chciałabym zwolnić się z lekcji. –
Rzekła od razu. Nie miała czasu na owijanie w bawełnę, ani długie tłumaczenia.
Bill czekał!
- Chciałabyś się zwolnić? A niby z jakiej racji miałabym ci
na to pozwolić, panno Brose? – Kobieta mierzyła ją wzrokiem znad starych i
niemodnych okularów. Otworzyła dziennik, co było dobrym znakiem.
- Mój tata po mnie przyjechał. – Powiedziała z nieukrywaną
dumą. Uśmiechnęła się w kierunku dwójki przyjaciół, którzy siedzieli oniemieli.
Nie wierzyli, że to się może stać, chcieli pomagać jej pozbierać się, po takim
zawodzie, a nagle okazuje się, że Bill Kaulitz jednak nie zawiódł. Przyjechał
do niej.
- Tata? Gdzie? – Zapytała kpiąco.
- Moim ojcem jest Bill Kaulitz, pani profesor. – Wytłumaczyła
szybko. Kobieta mogła teraz sprawdzić to w dokumentach, co zniszczyłoby jej
plany, ale Lisa była pewna, że nie będzie jej się chciało.
- Idź. – Rzekła kobieta, i zamknęła dziennik, co było
ostatecznym symbolem jej zwycięstwa.
- Dziękuję, pani profesor. Do widzenia. – Rzekła przymilnym
tonem i ruszyła po swoje rzeczy. – Mówiłam! – Szepnęła jeszcze do przyjaciółki,
zbierając z ławki swoje rzeczy, po czym biegiem wyszła za drzwi.
- Nie będziesz mieć przeze mnie problemów? – Przywitało ją pytanie.
- A jak mama będzie zła, to z nią porozmawiasz?
- Jasne, Lisa. Biorę wszystko na siebie. A teraz chodź,
pokażesz mi wszystkie swoje…
- Bill Kaulitz?! – Wysoki krzyk przerwał im rozmowę. – Czy mogę
autograf?
- Oczywiście. Dla kogo? – Zapytał uprzejmym tonem, uśmiechając
się przepraszająco do Lisy. To miał być ich dzień, ale byli przecież świadomi
wszystkich konsekwencji odwiedzin publicznej szkoły.
- Dla Margaret. – Odrzekła dziewczyna, ledwie trzymając się na
nogach. Lisa widywała ją czasem na korytarzu, ale nigdy nie była tak szczęśliwa.
– Przy okazji, wszystkiego najlepszego, panie Kaulitz. Dziękuję i miłego dnia!
Kocham Tokio Hotel.
Dziewczyna w podskokach ruszyła w dalszą drogę po szkolnym
korytarzu, oni natomiast szybko skierowali swoje kroki do głównego wejścia i
pobiegli do samochodu, który wydawał się być rajem.
- Czemu ja nic nie wiem?! – Wykrzyknęła dziewczyna, przerywając
głuchą ciszę. – Masz dziś urodziny!
- Wiem, spokojnie. – Zaśmiał się chłopak. – Przecież to nic
wielkiego.
- Starzejesz się… - Stwierdziła, a ten rzucił jej wątpiące spojrzenie.
– Wszystkiego najlepszego… Tato. – Dodała nieco ciszej przytulając go ciepło.
Mężczyzna zdębiał. Nie spodziewał się takich życzeń… To był najlepszy prezent,
jaki mógł dostać.
Hm... Udanych wakacji? :D
Hm... Udanych wakacji? :D