niedziela, 22 grudnia 2013

Dwudziesty



Grube zasłony w głębokim kolorze czerwonego wina nie przepuszczały do pokoju zbyt wiele promieni słonecznych. Panował półmrok, w którym jednak bez trudu można było dostrzec dwie postacie leżące na łóżku. Byli nadzy i nieskrępowanie przytulali się do siebie.
Ich przyspieszone oddechy zakłócały ciszę. Powietrze pachniało jeszcze namiętnością, było gęste i gorące.
Mężczyzna bawił się włosami kobiety, która przytulała się do jego torsu. Głowę ułożyła wygodnie w zagłębieniu jego szyi. Słyszała przyspieszone bicie jego serca, które również powoli się uspokajało.
Rozsądek kazał im wstać i wrócić do codziennych czynności, jak na dorosłych ludzi i rodziców jednocześnie przystało. Serce jednak miało co do tego zupełnie odmienne zdanie.
Tak naprawdę nic w tym momencie nie musieli. Dzieci spędzały weekend u rodziców Camilli. Uwielbiały tam przebywać. Oczywiście nie zdarzało się to zbyt często, to rodzice a nie dziadkowie powinni zajmował się dziećmi, jednak ten weekend był wyjątkowy.
Dokładnie w sobotę minęło jedenaście lat od ich ślubu. Krótko byli narzeczeństwem, ale decyzja o małżeństwie nie była spontanicznym wybrykiem i po latach mogą z całą pewnością stwierdzić, że była właściwa. Niespełna miesiąc po pierwszej rocznicy ślubu na świat przyszedł Nick i tak z każdym kolejnym rokiem ich szczęście rosło i rosło...
Byli dumni z tego, co udało im się stworzyć.
– Tom, powinniśmy wstać. - Rzekła Camilla, na przekór głosom w swojej głowie. - Może zrobię nam jakiś obiad?
– A może dasz się zaprosić do restauracji? - Mężczyzna spojrzał w jej zielone oczy, które w niego wlepiła. - Masz jakieś życzenia, księżniczko?
– Taak – odrzekła przeciągle i odsunęła się od niego. - Jestem głodna, Tom. Wstajemy.
Mężczyzna roześmiał się, ale posłusznie podniósł się do pozycji siedzącej.
– Ale wrócimy? - Zastrzegł.
Kobieta uśmiechnęła się tylko pod nosem. Nie musiała odpowiadać, to było oczywiste.
Przy trójce dzieci dom rzadko bywał pusty, a praca Toma jeszcze bardziej wszystko komplikowała. Korzystali więc z tego weekendu, jak tylko mogli. Potrzebowali bliskości po tak długiej rozłące...

Kobieta stała pod przeszklonym prysznicem. Powolnymi ruchami obmywała swoje ciało, wdychając zapach swojego ulubionego, grapefruitowego żelu pod prysznic. Gęsta maź nie tylko cudownie się pieniła, ale wypełniała swoim niebiańskim zapachem całe pomieszczenie na kilka godzin. Nie mówiąc już o ciele kobiety... Jej mąż uwielbiał, kiedy wchodziła do sypialni zaraz po prysznicu i razem z nią w pokoju pojawiał się ten słodki i jednocześnie świeży zapach.
Kobieta zupełnie odpłynęła myślami. Nie martwiła się niczym, nie rozwiązywała ani nie rozpamiętywała problemów, pozwoliła swojemu umysłowi całkowicie się wyłączyć. Stąd wziął się cichy pisk, kiedy ktoś nagle ułożył dłonie na jej talii. Odwróciła się i ujrzała brązowe oczy tuż naprzeciwko swojej twarzy. Na ustach poczuła ciepłe wargi swojego męża. Ułożyła dłonie na jego torsie i oddała się temu powolnemu, spokojnemu pocałunkowi.
–Jak ty pięknie pachniesz... - Wymruczał, układając swoja brodę na jej głowie. Był sporo wyższy i obojgu jak najbardziej to odpowiadało.
–Codziennie mi to mówisz.
–I codziennie podoba mi się to bardziej. - Zaczął składać drobne pocałunki na jej ramieniu. Oboje wiedzieli, do czego ta sytuacja zmierza. - Mógłbym spędzić tak z tobą resztę życia.
–Ale jesteś tatą, a to łączy się z innymi obowiązkami, panie Kaulitz.
Kobieta odsunęła się od niego. Znów robiła coś wbrew sobie. Nie pozwoliła mu na kontynuowanie tej przyjemnej pieszczoty, a w geście protestu skrzyżowała ręce na piersi.
–Oczywiście, ale dziś dziadkowie przejęli obowiązki. Teraz trzeba się wyluzować i zadbać trochę o nasze małżeństwo, pani Kaulitz. - Zbliżał się powoli do swojej żony.
–Tom, daj spokój.
Niekontrolowanie jego mina delikatnie zrzedła. Oboje lubili ten rodzaj bliskości i właściwe nie rozumiał, czemu teraz mieliby nie wykorzystać tak sprzyjających warunków. Zwykle rozumieli się bez słów i dzięki temu nigdy nie dochodziło do tak nieprzyjemnej sytuacji, kiedy jedno z nich musiało drugiemu czegoś odmawiać...
- No nie patrz tak na mnie! - Roześmiała się kobieta. - Zbyt często chowaliśmy się tutaj, kiedy dzieciaki były w domu. To miejsce już zawsze będzie naszym ostatnim ratunkiem, więc dziś nic z tego, albo znajdziesz dogodniejsze miejsce, albo będziemy cały wieczór oglądać filmy. Swoją drogą, przygotowałam na dziś kilka fajnych, potem ci pokażę. A teraz idziemy się ubrać i jedziemy na ten obiad. Jest już po 15, wiesz?
Mężczyzna podążył wzrokiem za kobietą. Wyszła spod prysznica, owinęła się ręcznikiem i jeszcze na moment się do niego odwróciła. Jej uśmiech był wciąż tak samo piękny, jak przed laty, kiedy zobaczył ją pierwszy raz. Puściła mu oczko i wyszła z pomieszczenia zmysłowo kołysząc biodrami, a on był pewien, że robiła mu to na złość.
Z każdym dniem kochał ją bardziej, próbując zrozumieć, czym zasłużył sobie na takie szczęście.

^^  ^^  ^^  ^^

Przeszklone drzwi nowoczesnego biurowca zaskakująco dobrze odcinały wnętrze budynku od miejskiego hałasu. Mężczyzna wszedł pewnym krokiem i w pośpiechu skinął głową i uśmiechnął się niemrawo do starszej już kobiety, siedzącej za kontuarem. Pani Miller była miłą kobietą, która mimo swojego wieku była bardzo żywiołową osobą, a Bill już podczas ich pierwszego spotkania przypadł jej do gustu.
Budynek wydawał się być bardzo surowy, odstraszał zimną bielą ścian, czernią podłóg i połyskującym gdzieniegdzie metalem. Kiedy dotarł na odpowiednie piętro przeszedł przez kolejne przeszklone drzwi i tym samym, przeniósł się do zupełnie innej rzeczywistości.
W niewielkim, acz przestronnym korytarzu było bardzo przyjemnie. Ciemna wykładzina była wyraźnie wyczuwalna po stopami, ściany od dołu były w kolorze stonowanego bordo, wyżej natomiast miały ciepły, kremowy odcień. Pełno było obrazów w ramach z ciemnego drewna, a w kącie stały rośliny, które nadawały pomieszczeniu czegoś w rodzaju przytulności i ciepła.
Po prawej były dwie pary drzwi, Bill jednak podążał do przodu. Na końcu małego korytarza znajdowało się mniejsze pomieszczenie, które służyło jako recepcja. Za dębowym biurkiem siedziała młoda kobieta. Na oko miała 25 lat i była naprawdę bardzo ładna. Duże niebieskie oczy podkreślone były ciemną kreską, pełne usta miały krwisty kolor, tak samo jak jej paznokcie. Biała koszula opinała się na jej zgrabnym ciele, a ołówkowa spódnica podkreślała jego dolne partie. Wysokie, klasyczne czarne szpilki stukały o drewnianą podłogę – miła wykładzina tylko witała klientów i choć nie można było narzekać na wystrój tego miejsca, Bill osobiście uważał, że przeniesienie tego detalu na całe biuro byłoby świetnym posunięciem. Dodawało ciepła i poczucia bezpieczeństwa, sprawiałoby, że człowiek nie czułby się tak bardzo przytłoczony tym, co się tu dzieje.
Bill nienawidził wizyt w tym biurze, ale jak na złość bywał tu regularnie.
- Dzień dobry, panie Kaulitz. Mecenas już na pana czeka. - Mężczyzna odpowiedział uśmiechem i podążył do gabinetu.
Kobieta, a w oczach blondyna młoda dziewczyna, wskazała mu dłonią drzwi. Robiła to z pewną manierą, która towarzyszyła każdej z pracownic tego biura. Od początku korzystania przez Billa z usług tej kancelarii, była to już dwudziesta trzecia. Liczył, od kiedy zauważył dziwną zależność. Za każdym razem, kiedy tu przychodził witała go inna dziewczyna, ale każda go znała i witała z taką samą serdecznością. Każda kolejna przypominała jakimś detalem poprzednią…
Zrozumiał dopiero po trzech latach. Spotkał tu kobietę po czterdziestce, typową szarą myszkę, która nie pracuje zawodowo i dawno już pozbyła się jakichkolwiek marzeń. Była przygaszona i przytłoczona, nie do końca mógł określić czym. Jej ubrania nie należały do tanich, ale ich dobór wprost krzyczał „Tylko na mnie nie patrz”. Bill zupełnie jej nie oceniał, ale kiedy zauważył, jak zwraca się do niego aktualna pracownica biura, wyczuł, że coś jest nie tak. Kiedy weszła do gabinetu, młoda dziewczyna z wyczuwalną ironią wytłumaczyła, że to „żona szefa”.
Wtedy wszystko było jasne. Zrobiło mu się żal kobiety, która pewnie jeszcze dwadzieścia lat temu miała marzenia, ambicje, ale utknęła w małżeństwie, które tylko ją pogrążało. Bill był pewien, że jej mąż ją zdradza, a zmiany pracownic widocznie wprowadzały w jego życie nieco urozmaicenia.
Od tamtego momentu podchodził do niego z większym dystansem, choć tak naprawdę od początku wiedział z kim ma do czynienia…
- Dzień dobry. – Przywitał się blondyn.
Był dziś ubrany nieco bardziej elegancko. Potrafił porzucić swój niekonwencjonalny styl, kiedy wymagała od tego sytuacja. Ubierając się jak zwykle wygalałby w tym biurze, jak wyrwany z zupełnie innej bajki. Lubił być oryginalny, ale to jego zdaniem byłaby już czysta groteska.
- Czekałem na pana, panie Kaulitz. – Gestem ręki wskazał mu krzesło. Bill już wiedział, kto uczy te dziewczyny tego gestu. Wszystkie były piękne, eleganckie, miłe… Naprawdę bogaty starzec był szczytem ich marzeń?  
Mecenas Sander prowadził jego prywatne sprawy, jak i sprawy zespołu, od kilkunastu lat. Biuro, w którym się znajdowali było tym samym, w którym przed laty zrzekł się praw do swojego własnego dziecka, czyniąc z Lisy półsierotę. Przestał dla niej istnieć wraz z podpisaniem jednego papierka. Od tamtego czasu mężczyzna, który spisał ową umowę, niewiele się zmienił. Farbował włosy, co Billowi wydawało się strasznie zabawne. On malował włosy, kiedy chciał coś zmienić, robił to, bo mu się to podobało. A mecenasa poznał na tyle by wiedzieć, że jego wizyty u fryzjera są motywowane wyłącznie strachem. Uciekał przed starością i farbując swoje włosy z siwych na brąz udawał, że czas stanął dla niego w miejscu.
Nie stanął, i każdy to widział. No, chyba prócz tych młodych dziewczyn, które zatrudniał.
- Sporządziłem już pozew, który po pańskim zatwierdzeniu prześlemy do redakcji brukowców. Wcześniej mailowo skontaktowałem się z pańskim zespołem i, jak pan zapewne wie, w Internecie pojawiły się sprostowania plotki. Zdjęć niestety nie uda nam się usunąć, wie pan dobrze, jak to wszystko działa… - Jego ton był bardzo protekcjonalny. Nie był ani współczujący, ani w ogóle jakikolwiek. Mężczyzna kojarzył się Billowi z robotem pozbawionym uczuć.
- Dobrze. Mogę zobaczyć pozew? – Zapytał rzeczowo, nie chcąc przedłużać swojej wizyty w tym miejscu.
- Oczywiście. – Podał mu czarną teczkę. – Wszystko jest dokładnie tak, jak pan chciał. Oskarżenie jest raczej nie do podważenia, nie wybronią się, szczególnie, że nie pokusili się o wymazanie twarzy kobiety. Jak pan prosił, jest ono wytoczone również w jej imieniu. Dostanie pan odszkodowanie, kobieta ze zdjęcia również. Postaramy się, by opiewało ono na… - Tłumaczył, swoim monotonnym tonem.
- Starczy. – Przerwał Bill. Nie zależało mu na sztucznej grzeczności, nigdy nie starał się okazywać mecenasowi jakiejś szczególnej sympatii.  – Liczę na to, że wszystko przebiegnie sprawnie i bezboleśnie.
- Oczywiście. – Zapewnił. – Ale pozwolę sobie dodać, tak zupełnie osobiście, że ta dziewczyna jest zjawiskowa. Chyba warto było zaryzykować i teraz pomęczyć się trochę z tymi szmatławcami, Panie Kaulitz? – Jego niski śmiech wywołał grymas na twarzy blondyna. – Tylko nie wiem, czy jest sens, żeby to pan wykłócał się przed sądem o odszkodowanie dla tej małolaty. To może źle wpłynąć na wizerunek zespołu oraz pana prywatnie. Oczywiście liczę na to, że wszystko odbędzie się po cichu i o to się staram.
- Pozwoli pan, że już pójdę. – Zignorował go i ruszył do dębowych drzwi. W ostatniej chwili jednak się odwrócił. Spojrzał na zdezorientowanego mecenasa. – Zajmuje się pan sprawami zespołu oraz moimi osobistymi, bo jest pan dobry w swoim fachu. Nie chcę jednak oceniać pana, jako człowieka. To, że tu przychodzę nie znaczy jednak, że jest pan moim znajomym i może pan pozwalać sobie na takie dygresje. – Nacisnął na klamkę i uśmiechnął się do niego w ten sztuczny, wyuczony sposób. – Niech pan nie mierzy wszystkich swoją miarą, mecenasie. Do widzenia.
Wyszedł. Odpowiedział na pożegnanie dziewczyny i dopiero kiedy zbiegł po schodach na sam dół biurowca pozwolił sobie na siarczyste przekleństwa wypowiedziane pod nosem. Nienawidził ludzi, którzy innych traktują jak rzeczy. Bawią się nimi, liczy się dla nich tylko cielesność. Mają gdzieś duszę człowieka, jego uczucia, myśli… W ten sposób niszczą każdą osobę, którą spotykają na swojej drodze.
Wsiadł do samochodu i dotarło do niego, że dokładnie to samo zrobił z Kate, a Kate z nim. Udawali, że nie mają uczuć. Tylko emocje, te proste, które były na wierzchu. Nie sięgali głębiej, bo to byłoby zbyt bolesne. Oboje byli poranieni, mieli za sobą historie, do których nie chcieli wracać, a one wbrew ich woli cały czas ich prześladowały.
Zamknął oczy, wziął głęboki wdech, a potem ze świstem wypuścił powietrze. Podniósł powieki i jego oczom ukazał się telefon. Bał się tego widoku, bo wiedział, co zaraz zrobi, ale nie był pewien, czy jego decyzja jest słuszna.
Wybrał numer i czekał, aż ktoś odezwie się po drugiej stronie. Czekał długo. Wiedział, że w końcu odbierze, tylko potrzebuje na to czasu. Wcale go to nie dziwiło.
- Halo? – Słyszał, jak próbowała udawać pewną siebie.
- Cześć. – Banalne, jak na początek rozmowy z kobietą, z którą spędziło się tak wiele czasu.
- Witaj, Bill. – Walczyła ze sobą. Oficjalny ton byłby bardziej wiarygodny, gdyby nie drżenie jej głosu, które nie umknęło jego uwadze. - Coś się stało?
- Nie. Właściwie to nie. – Odparł. Chciał zaproponować spotkanie, ale nie mogło mu to przejść przez gardło. Ociągał się z powiedzeniem czegoś konkretnego, jak dziecko które musi przyznać się mamie do tego, że potłukło drogi wazon albo szybę samochodu… - Właściwie to tak, stało się.
- Co?
- Chciałbym się z tobą spotkać.
- Po co? – Zmieniła nastawienie i mimo, że serce kazało jej krzyknąć „tak”, próbowała ukryć swój entuzjazm, jak najgłębiej.
- Porozmawiać. Katerina, to wszystko potoczyło się bardzo… źle. Nie chcę, żeby pozostała między nami tylko ta nieprzyjemna atmosfera.
- Dobrze. – Zgodziła się, bez większych problemów. – Tylko teraz jestem w Azji. Służbowo. – Uzupełniła po chwili.
- Jasne. Po prostu daj znać, kiedy wrócisz, dobrze?
- Ok. – Nastała między nimi chwila ciszy. – To wszystko, Bill?
- Tak. Dziękuję. Do zobaczenia, Kate.
- Do zobaczenia.
Mężczyzna odłożył telefon i minęło jeszcze kilkadziesiąt sekund, zanim ruszył. Musiał ochłonąć. Odważył się… Teraz po prostu muszą porozmawiać. Zobaczy na czym stoi i wtedy okaże się, czy Kate jest tą, z którą spędzi resztę życia.
Bo na pewno gdzieś na świecie każdy ma swoją drugą połówkę, tak? Wystarczy tylko ją znaleźć… Tylko tyle.

^^  ^^  ^^  ^^

Salon pogrążony był w ciemnościach, momentami robiło się jaśniej za sprawą telewizora, na którego ekranie wyświetlał się jakiś film. Był to romans z rodzaju tych głębokich, psychologicznych, których akcja nie jest ani wartka, ani zajmująca.
Muzyka była genialna i to chyba właśnie dzięki ścieżce dźwiękowej film zyskał aprobatę Toma. Camilla nie była jednak tak entuzjastycznie nastawiona. Z lekkim powątpiewaniem obserwowała parę młodych ludzi, którzy od momentu spotkania wiedzieli, że są sobie przeznaczeni i właściwie, od wtedy byli już razem. Po prostu byli, nie robili nic konkretnego, przemieszczali się tylko wymieniając się co chwila krótkimi anegdotami z życia, smutnymi wspomnieniami, albo czymś nieco bardziej podniosłym, przez co film przez chwilę wydawał się ciekawy.
- Skarbie… - Rzekła przeciągle brunetka.
- Hm…? – Tom zwrócił na nią wzrok na dosłownie sekundę, potem dalej bacznie obserwował ekran.
- Może darujemy sobie oglądanie tego filmu, co? – Podniosła głowę z jego ramienia i zaczęła się kręcić. W końcu usiadła na kolanach, bokiem do telewizora, wbijając oczekujące spojrzenie w męża, który zdecydowanie nie poświęcał jej tyle uwagi, ile ona uważała za słuszne. Odstawiła popcorn na szafkę stojącą za sofą.
- Przecież sama go wybrałaś. – Zaśmiał się, sięgając po kukurydzę. – Jest naprawdę dobry. – Dorzucił z pełnymi ustami.
Kobieta posłała mu niezadowolone spojrzenie, ale on już dawno wpatrywał się w ekran telewizora. Pogrzeb chomika. Cudownie. Naprawdę idealny film na rocznicę ślubu.
Camilla nie chciała czekać. Wiedziała, że jej mąż jest artystą, stąd wrażliwość na sztukę, do której pewnie zaliczał się ten film, ale nie dawała za wygraną. Dziś Tom ma być wyłącznie jej mężem, koneserem sztuki filmowej może zostać jutro.
- Toom… - Rzuciła ponownie.
Mąż objął ją ręką w pasie. I tyle, żadnej innej reakcji.
Zbliżyła się do niego i pocałowała w policzek, potem składała drobne pocałunki niżej, schodząc powoli na szyje i w okolice obojczyków.
- Tom… - Ponowiła próbę. Widziała, że go to bawi. Przestał już skupiać się na filmie i czekał w napięciu na jej kolejne kroki.
Dobrze, że nie była feministką. Lubiła od czasu do czasu o niego zawalczyć, nawet jeśli się z nią droczył. W ich związku panowała idealna równowaga, każde z nich miało swój wkład w ich wspólne szczęście.
Camilla sprawnie przeniosła się na jego kolana. Zaczęła całować jego szyję, ale szybko jej się to znudziło. Podniosła się i spojrzała mu w oczy. Widziała wyraz jego twarzy i była pewna, że jej mąż jest zachwycony.
- Będziesz tak siedział? – Zapytała, a ten tylko wzruszył ramionami i posłał jej chytry uśmiech.
Brunetka włożyła ręce pod jego luźną, czarną koszulkę i po chwili ją zdjęła. Uwielbiała jego umięśniony tors i ramiona. Kontynuowała składanie pocałunków na całym jego ciele, stopniowo schodząc niżej. Co chwila spoglądała na jego twarz i za każdym razem coraz wyraźniej widziała, jak ze sobą walczy, by nie przejąć kontroli nad sytuacją. Kobieta wzięła jego dłonie i ułożyła je na swoich pośladkach. Po chwili nieco się od niego odsunęła, nadal siedząc na jego kolanach.
- Nie przeszkadzam ci w oglądaniu? – Uśmiechnęli się do siebie.
Rozpięła mu rozporek. Następnie zajęła się swoimi ubraniami. Zdjęła koszulkę, wstała na chwilę by pozbyć się spodni.
- Przepraszam, chyba zasłaniałam ci ekran.
- Nie, nie. Jest w porządku. – Odrzekł, udając zajętego filmem. Camilla nie wiedziała czemu, ale ta sytuacja jej się podobała. To ona decydowała, co i kiedy się dzieje, a twarz jej męża była dowodem na to, że wszystko robi, jak należy.
Kobieta usiadła na niskim, przeszklonym stoliku, który stał tuż przed sofą i zdjęła stanik. Tom przestał udawać, że ogląda film i skupiał się już tylko na swojej żonie. Ta pochyliła się i zaczęła zdejmować mu spodnie, w czym Tom chętnie jej pomógł. Chwilę później również jego bokserki leżały gdzieś na podłodze, razem z resztą ubrań.
Ponownie wdrapała się na jego kolana i tym razem jej usta odnalazły jego wargi. Zamknęła oczy i powoli zagłębiała się w namiętnym pocałunku, podczas którego Tom również się uaktywnił. Znów, tym razem bez niczyjej pomocy, ułożył swoje dłonie na jej pośladkach, kciukami zahaczając o koronkową bieliznę, której Camilla jeszcze nie zdążyła się pozbyć.
Całowali się z ogromną pasją, jak gdyby wcale nie byli małżeństwem z ponad dziesięcioletnim stażem. Dłoń kobiety bezwiednie powędrowała w stronę krocza męża. Tom, czując jak kobieta obejmuje jego przyrodzenie uśmiechnął się i po chwili głośno westchnął.
W pewnym momencie Camilla poczuła, że się unosi. Otworzyła oczy, by skontrolować sytuację, ale zrezygnowała z przerywania pocałunku i rozluźniła się na nowo. Wzdrygnęła się i odsunęła od męża dopiero wtedy, kiedy poczuła przeszywające zimno na plecach. Leżała na szklanym stoliku, a Tom opierał się łokciami i wisiał nad nią spoglądając w jej oczy.
Teraz to on zaczął całować jej szyję i dekolt. Jednocześnie jedną dłonią zsunął bieliznę, która po chwili podzieliła los pozostałych ubrań.
- Tom… - Jej oddech był ciężki i przyspieszony, z trudem zachowywała resztki rozsądku. Mężczyzna podniósł wzrok odnajdując jej spojrzenie. – Masz prezerwatywę?
- Koniecznie? Przecież dzisiaj nawet… - Zaczął mężczyzna, ale Camilla szybko mu przerwała.
- Tom, proszę cię.
Nie musiała mówić nic więcej. Wstał i szybko sięgnął portfel, który leżał na szafce za sofą. Wyjął prezerwatywę i wrócił do żony.
Szybko wrócił do poprzedniej pozycji, a stolik nieznacznie się zachwiał. Mężczyzna poczuł, jak kobieta momentalnie się spina.
- Myślisz, że ten stolik to dobry pomysł? – Zapytała, miedzy kolejnymi pocałunkami.
- Jeśli to zły pomysł, złożymy reklamację. Teraz proszę cię, Kocie, nie zajmuj się meblami. – Odparł, walcząc z opakowaniem prezerwatywy.
Jego żona przyglądała się temu z niecierpliwością, zupełnie zapominając o szklanym stoliku i możliwych konsekwencjach ich zabaw na nim. Na jej twarz wpełzł lekki uśmiech, gdy opakowanie w końcu ustąpiło, a Tom mógł założyć zabezpieczenie od razu powracając do pieszczot. Nachylił się nad nią całując czule jej usta, następnie przechodząc do innych części jej ciała. Wiedział co lubiła więc potrafił też idealnie trafić w jej czułe punkty. W nagrodę otrzymywał jej ciche pomruki zadowolenia, które niesamowicie go satysfakcjonowały. Uwielbiał doprowadzać ją do szaleństwa dotykiem swoich warg, języka i dłoni, które tak sprawnie poruszały się po jej ciele od wielu lat. Kobieta nie była mu dłużna. Masowała delikatnie jego gładką skórę. Jej ręce wędrowały po jego plecach, ramionach i torsie już automatycznie. Teraz, gdy leżała pod nim zupełnie naga, bez żadnych zmartwień mogła całkowicie poddać się rozkoszom, jakie jej oferował.
Jej palce zacisnęły się na ramionach męża, kiedy poczuła jego dłoń błądzącą między jej udami. Uśmiechnął się pod nosem, czując jak paznokcie brunetki mocniej wbijają się w jego skórę przy każdym ruchu dłoni. To był najlepszy dowód na to, że sprawiał jej przyjemność. Czuł, jak coraz bardziej drży pod wpływem jego dotyku. Jej spojrzenie było już lekko zamglone i nieprzytomne, ale i tak zdążyła wbić je znacząco w jego osobę.
Nie potrzebował niczego więcej na zachętę, ani też nie zamierzał się nad nią znęcać. Złapał obydwie ręce czarnowłosej, stanowczo umieszczając je za jej głową i splatając je ze swoimi.
Westchnął cicho z zadowoleniem, gdy kobieta sama rozsunęła swoje nogi unosząc je lekko, aby umiejscowić je na jego biodrach. To był jednoznaczny ruch z jej strony, po którym to on całkowicie przejął inicjatywę gwałtownie w nią wchodząc. Jęknęła głośno, gdy tylko poczuła go w sobie. W tym samym momencie Tom zaczął poruszać się w niej, nadając jednocześnie bardzo szybkie i stanowcze tempo. W pomieszczeniu słychać było tylko ich nienaturalne oddechy, krótkie pojękiwania i ciche skrzypienie stolika, który na szczęście nie ucierpiał poza tym, że lekko przesunął się do tyłu, czego nawet nie spostrzegli.
Ich dłonie zacisnęły się na sobie jeszcze silniej, gdy obydwoje poczuli zbliżającą się rozkosz. Nie minęła chwila, a po salonie rozniosły się ich ostateczne jęki świadczące o wspólnym spełnieniu. Tom zakończył wszystko kilkoma sprawnymi ruchami po czym mógł swobodnie opaść na swoją partnerkę oddychając głęboko.
- I po filmie – usłyszał koło ucha jej przepełniony satysfakcją głos.
- Kocham cię, kobieto. – wymamrotał całując ją w dekolt. – Jesteś cudowna. – uniósł głowę spoglądając jej w oczy.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Dziewiętnasty



Szczęk kluczy rozniósł się po przestronnym korytarzu. Drzwi otworzyły się z impetem i do środka wkroczył Bill, kładąc na ziemi niewielką walizkę. Wziął głęboki wdech, kojąc nerwy zapachem zielonej herbaty – zapachem swojego domu.
Przekręcił klucz w drzwiach, zdjął wierzchnie ubranie i ruszył przed siebie. Zajrzał do salonu, a dopiero potem poszedł w stronę schodów.
Nie wiedział czemu, ale zawsze po dłuższej nieobecności musiał zlustrować wszystkie pomieszczenia. Czuł się wtedy lepiej, choć właściwie nie miał w tym żadnego celu. Jego dom był niemalże twierdzą i Bill nie musiał martwić się kradzieżami. Poza tym nikt prócz Toma i oczywiście samego Billa, nie miał kluczy.
Kiedyś stwierdził, że ma prostu manię kontrolowania wszystkiego, coś z perfekcjonisty, który każe mu upewniać się co chwila, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Nie było to jednak problematyczne, jego kawalerskie życie było wystarczająco uporządkowane i tak naprawdę nie bardzo miał się czym martwić. Przynajmniej dom wymagał od niego troski i zainteresowania...
Nie odkładając nic na później, wrzucił do pralki zawartość swojej walizki, którą natomiast schował do garderoby. Rozpakował kosmetyczkę, a całą jej zawartość ustawił na czarnych, łazienkowych półkach. Dopiero wtedy wrócił do garderoby i przebrał się w swoje ulubione dresy i luźną koszulkę.
Dziś dał sobie dzień wolnego, na nic nie robienie i nie myślenie o niczym konkretnym. Chciał w ten sposób zebrać siły na powrót do pracy, który był nieunikniony. Wiedział, że czeka go spotkanie podsumowujące trasę i sprzedaż płyty. Oby tylko jedno... Potem oczywiście kolejne, mające na celu rozpisanie grafiku na najbliższy rok, który planował poświęcić zbieraniu materiałów i nagrywaniu nowych kawałków. Liczył na to, że będzie mógł zniknąć z mediów na dłuższy czas, bo w planach miał budowanie relacji z córką, a paparazzi i ciągłe wyjazdy zupełnie temu nie sprzyjały.
Burczenie w brzuchu przypomniało mu, że jeszcze godzinę temu marzył o pysznym makaronie. Nogi same poniosły go do kuchni. Uśmiechnął się na widok znajomych mebli. Chwilami czuł się samotny, czasem ten dom był dla niego przekleństwem. Zbyt duży, zbyt cichy i zbyt pusty przypominał mu o tym, jak daleka jest rzeczywistość od jego dawnych marzeń o szczęśliwej miłości i rodzinie.
Sięgał z szafki garnek, kiedy z korytarza dobiegł dźwięk dzwonka jego telefonu. W głowie przeanalizował, że musiał zostawić komórkę w kurtce, tam też ją znalazł. Zrobiło mu się cieplej na sercu, kiedy zobaczył zdjęcie brata na wyświetlaczu.
– No co tam, Tom? - Rzekł na powitanie.
– Cześć. Bill, wracasz dziś do domu? - Bill wrócił do kuchni i wrócił do szukania rzeczy, potrzebnych do przygotowania obiadu.
– Właściwie, to już wróciłem. A o co chodzi? Proszę cię, nie mów mi, że muszę dziś jechać do studia, albo do wytwórni, nie mam na to ochoty. Da się jakoś wykręcić?
– Zawsze da się wykręcić. - Odrzekł rozbawiony Tom. - Ale naprawdę nie chcesz umówić się ze swoim ulubionym starszym bratem na piwo?
– A! To zmienia postać rzeczy. - Bill odłożył wszystko i skupił się na rozmowie. Wizja spotkania z Tomem poprawiła mu nijaki humor. Nic nie było mu potrzebne tak bardzo, jak rozmowa z nim. - Gdzie się umawiamy?
– U ciebie? Przywiozę jakieś piwo i coś do jedzenia, pasuje?
– Jasne, ale kup tylko piwo. Mam jakieś chipsy i inne śmieci. Ewentualnie zrobię coś konkretnego. I tak nie mam ciekawszych zajęć.
– Dobra, to będę o piątej. Do zobaczenia, Młody.
– Cześć, Tom.
Mężczyzna odłożył telefon i z zapałem wziął się za przygotowywanie obiadu.
W jego starokawalerskim życiu to Tom był osobą, której zwierzał się ze wszystkiego, z którą dzielił się rozterkami, sukcesami i wszystkim innym, co tylko przychodziło mu do głowy. Miał przyjaciół, ale brat bliźniak był kimś wyjątkowym.
Bill czasem wmawiał sobie, że są sobie na tyle bliscy, że właściwie nikogo innego już nie potrzebuje. Podświadomie jednak chciałby znaleźć swoją Camillę, szaleńczo ją pokochać i przeżyć wspólne życie lepiej, niż bohaterowie najpiękniejszych romansów.
Potrafił się z tego śmiać, niejednokrotnie powtarzając pytanie, czy Camilla na pewno nie ma siostry bliźniaczki. Niestety nie miała...
W pewnej chwili na myśl przyszła mu Kate. Chciał do niej zadzwonić... Umiał z nią rozmawiać prawie o wszystkim, a z każdym tygodniem otwierał się bardziej. Znajomość, z czysto fizycznej, przeradzała się w bardziej emocjonalną i uczuciową. A wtedy wszystko się skończyło, bo uwierzyła w bezsensowne plotki i nie pozwoliła sobie nic wyjaśnić. Czuł, jakby ta kobieta przebiła barwną bańkę mydlaną, którą zresztą sama stworzyła i sprawiła, że wylądował z wielkim hukiem na twardym betonie i przy okazji na powrót ujrzał, jak szary jest świat wokół niego...
Kiedy myśli pogalopowały za daleko uzmysłowił sobie, jak bardzo nie chciał siadać sam, przy wielkim stole i udawać, że posiłek sprawia mu jakąś przyjemność. Wyłączył kuchenkę i wyszedł, zostawiając wszystko w nieładzie. Wyszedł z domu, zupełnie nie wiedząc, gdzie poniosą go nogi.

^^  ^^  ^^  ^^

Czarne auto stało na samym końcu dużego parkingu, z dala od oświetlonego wejścia do Klubu fitness. Dawno już minęła dziewiąta wieczorem, na dworze było więc już ciemno i chłodno. Nieprzyjemny wiatr złowieszczo huczał, poruszając gałęziami drzew, które wydawały się teraz bardzo delikatne i łamliwe.
Mężczyzna siedział w środku w zupełnych ciemnościach, cały czas spoglądając w kierunku dużych, przeszklonych drzwi. Za każdym razem, kiedy ktoś się zza nich wyłaniał, w samochodzie nastawało krótkotrwałe poruszenie.
Siedział tu już ponad pół godziny i nadal nie wiedział, ani jak, ani kiedy, ani po co tu przyjechał. Niespokojnie poruszał nogą, cały czas próbując sensownie ułożyć wszystko, co miał w głowie, cały ten okropny chaos.
Był pewien, że półtorej godziny temu Kate zaczęła zajęcia, na które chodziła dwa razy w tygodniu. Wiedział, że potrzebowała 20 minut, by być gotową do wyjścia. Co więcej, widział jej samochód, zaparkowany pod budynkiem. Czekał na nią. Pytanie tylko, po co?
Nie chciał z nią rozmawiać, bo nie wiedział jak ta rozmowa miałaby wyglądać. Nie miał jej nic do powiedzenia. Czuł się zraniony, choć powoli docierało do niego, że niezależnie od tego, kim jest dla niego Lisa i jak bardzo Kate się myli, on prawie przespał się z inną, będąc w związku. To, czy ten związek był oficjalny, czy Kate miała na palcu pierścionek, czy któreś z nich głośno powiedziało o swoich zamiarach, czy oczekiwaniach, nie było istotne. Nieme zobowiązania i obietnice zostały złamane w tym samym momencie, w którym Bill pozwolił sobie na taniec z pociągającą i zdecydowanie zbyt młodą dziewczyną.
Spojrzał na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić godzinę i najwyraźniej ściągnął kogoś myślami, bo ten automatycznie zaczął dzwonić. Mężczyzna zdziwił się, kiedy ujrzał imię kobiety, której telefonu spodziewał się najmniej. Odebrał szybko, nie chcąc by czekała.
- Halo? – Zapytał, jakby nie dowierzał, że to właśnie ona może do niego dzwonić. Po drugiej stronie usłyszał, jak ktoś wypuszcza z ust powietrze. Nie wiedział, czy to wyraz ulgi, czy wręcz przeciwnie, ale od razu poznał swoją rozmówczynię.
- Cześć, Bill. Nie przeszkadzam? – Jej głos w dziwny sposób działał na niego kojąco.
- Nie, właściwie to się nudzę. – Uśmiech wpłynął mu na usta. Rozsiadł się wygodniej w samochodowym fotelu, jakby przygotowywał się do dłuższej rozmowy.
- No proszę, to znaczy, że mogłeś jeszcze zostać. Lisa narzeka, że przywykła do obecności faceta w domu.
- Jasne, może od razu u was zamieszkam? – Zaśmiał się. – I tak nadużywałem twojej gościnności. Ten wyjazd był zupełnie spontaniczny.
- Nie szkodzi, było miło. Powinnam ci chyba podziękować, a nie zdążyłam zrobić tego przed twoim wyjazdem. – Jej ton nieco stężał. – Zresztą, nie będę się oszukiwać, po prostu było mi głupio. Dziękuję ci, Bill. Gdyby nie ty…
- Nie kończ. – Przerwał. – Masz jakiegoś prawnika, który mógłby ci pomóc? Może chcesz, żeby ci kogoś polecić?
- Nie wiem, czy będę to zgłaszać… - Zwątpiła. Bill chciał już oponować, ale kobieta nie pozwoliła mu się wtrącić. – Najpierw ochłonę, potem będę o tym myślała. Dzwonię w zupełnie innej sprawie.
- Tak?
- Zbierałam rzeczy do prania i chyba znalazłam twoją bluzę. Taka ciemnoszara… Kojarzysz? – Mężczyzna zmarszczył czoło, w myślach wracając do swojej walizki.
- No tak, nie przywiozłem jej. To nie szkodzi, odbiorę przy okazji, albo może Lisa mi ją kiedyś przywiezie.
- Jasne. Wrzuciłam ją do pralki, będzie czekać.
- Wiesz… Powiedziałem, że Lisa może ją przywieźć, ale to chyba zły dobór słów. Może ty kiedyś też mnie odwiedzisz? Ja widziałem twój dom, ty jeszcze u mnie nie byłaś.
- Zobaczymy, Bill. Ale… - Znów się zawahała, a Bill niechybnie to wychwycił. – Mówi się, że jeśli człowiek zostawia gdzieś coś swojego, to jeszcze wróci do tego miejsca. I ja mam nadzieję, że ty jeszcze wrócisz, Bill. Że jeszcze się spotkamy i porozmawiamy.
- Zajrzę do mojego grafiku i zobaczę, co da się w tej sprawie zrobić. – Odparł z powagą w głosie, ale Madlen była pewna, że mówił to z uśmiechem na twarzy.
- Jasne. Jak będziesz planował odwiedziny, to daj znać. - Nastała głucha cicha. Może nie była niezręczna, ale zarówno Madlen, jak i Bill, nie wiedzieli, co zrobić. – To… Do zobaczenia?
- Tak, do zobaczenia, Mad.
Znów nastała cisza, ale tym razem po krótkiej chwili Bill przerwał połączenie. Mężczyźnie jeszcze przez chwilę uśmiech nie schodził z ust. Przed oczami miał wesołe oczy Madlen, która w tak prosty sposób sprawiła, że zapomniał o problemach sercowych, których zresztą przysporzyła mu ich córka.
Spoważniał, kiedy drzwi klubu po raz kolejny się otworzyły i tym razem, z budynku wyłoniła się postać zgrabnej blondynki. Kobieta rozmawiała ze swoimi koleżankami, które Bill kojarzył z widzenia. Miał wrażenie, że przez chwilę jej wzrok zahaczył o jego samochód, ale nie był tego pewien. Zupełnie zwątpił w swój wzrok, kiedy po krótkim pożegnaniu z towarzyszkami, Kate wsiadła do swojego auta i szybko odjechała.
Bill patrzył na tą scenę z zupełną obojętnością. Nie pamiętał już mętliku w głowie, z którym walczył kilkanaście minut temu.
Włączył radio i ruszył parkingu, nucąc pod nosem dobrze znany sobie kawałek. Był wdzięczny Mad, że nieświadomie poprawiła mu humor i sprawiła, że jego problemy wyparowały. Wiedział, że to chwile, że wszystko w końcu wróci i znów zatruje mu życie, ale dziś mógł spojrzeć na to z innej perspektywy i choć przez chwilę przestać się nad sobą użalać.

^^  ^^  ^^  ^^

- Więc mówisz – zaczął Tom, wchodząc do kuchni swojego brata – że trafiłem idealnie?
- Ja? Czy ja coś mówiłem? – Bill zmierzył brata spod uniesionych brwi, a jego brat odpowiedział na to identycznym wyrazem twarzy. – Ja już nie wiem, czego chcę. Czytałem ostatnio, że faceci po 30, którzy nie założą normalnej rodziny, albo przynajmniej nie są w udanym związku z kobietą, stają się upierdliwi i… I bardziej kobiecy. Zdecydowanie trafiłeś, potrzebuję rozmowy.
- Tobie akurat stało się to już kilkanaście lat temu. – Tom krążył po pomieszczeniu, czekając aż jego brat przygotuje potrzebne naczynia i przejdą w końcu do salonu.
- Chodzi o psychikę, kretynie. – Rzucił mu wściekłe spojrzenie. – Ja nie umiem już podjąć męskiej decyzji, tylko krążę wokół tego samego… Nie ma już zasady „w prawo, albo w lewo”, jakbym chciał mieć wszystko na raz. Chodź, tylko weź piwa.
Przeszli razem do salonu i rozsiedli się na sofie. Na stoliku stał rządek talerzy z niezdrowymi przekąskami, a na dwóch większych, czarnych talerzach leżały porcje makaronu z warzywami z ich ulubionej restauracji. Obok stały wysokie kufle z bursztynowym płynem. Włączyli film, który tak naprawdę znali już na pamięć – „Dom snów”. W rzeczywistości było to zupełnie zbędne, bo dobrze wiedzieli, że żaden z nich nie skupi się na oglądaniu.
- Bill, ja wiem, że nie jestem specjalistą… - Zaczął starszy bliźniak.
- Tom – Przerwał mu blondyn. – twoje wstępy są zbędne, znam to na pamięć. Przejdź do właściwej części wykładu. – Wziął do ust kolejną porcję makaronu i wpatrywał się z oczekiwaniem w brata. Czasem zachowywali się jak przyjaciółki. Dokładnie, jak przyjaciółki, nie jak przyjaciele. Ich specyficzna więź sprawiała, że nie dzielili się swoimi przeżyciami, jak zwykli faceci. Umieli rozmawiać o uczuciach, porażkach, nie wstydzili się przed sobą niczego, nawet łez.
- Dobrze. Pierwszym twoim błędem, był brak oficjalnego związku z Kate. Ja mówiłem ci coś na ten temat, ale mnie nie słuchałeś. Bo coś do niej czułeś, Bill! – Prawie wykrzyczał ostatnie zdanie. – Ale uważałeś, że tak będzie łatwiej, bo w razie niepowodzenia nie będziecie cierpieć. Bo pozwoliłeś sobie wmówić, że jeśli nazwiecie się parą przyjaciół od seksu, to nie będziecie mogli się w sobie zakochać, bo to jest zarezerwowane dla związków. Bzdura. Gdybyś pozwolił sobie na związek, jak robiłeś wcześniej, to po niedoszłej akcji z Lisą miałbyś zwykłe wyrzuty sumienia, opowiedziałbyś jej wszystko i albo by cię zostawiła, albo uznała, że chce walczyć o tą miłość i wasz związek stałby się poważniejszy i silniejszy. – Zrobił pauzę i napił się piwa. Bill nie wszedł mu w zdanie, cierpliwie czekał na kolejną część przemówienia. – A pojawienie się Lisy to był początek kolejnych problemów. Poczułeś się ojcem i próbujesz udawać dojrzałego, ustatkowanego… Bezsensu. Przy okazji wróciła Madlen. Kochałeś ją jako dzieciak i teraz nagle pojawiła się myśl, że to uczucie może jeszcze się tlić, prawda? Wierzysz, że Madlen może jeszcze cię kochać i że możesz naprawić błędy młodości. Ale pamiętaj Bill, że jeśli będziesz z nią, to nic nie zmieni. Lisa nie zapomni, że przez 17 lat nie miała ojca, a Madlen nadal będzie pamiętać, że w najtrudniejszej chwili ty umyłeś ręce i zniknąłeś.
Nastała cisza. Bill przestał jeść, natomiast Tom dopiero zaczął. Wlepili wzrok w ekran telewizora i udawali, że film ich interesuje.
- I co mam zrobić?
- Ja mogę się mądrzyć, ale nie podejmować decyzje za ciebie.
- Super. A co zrobiłbyś na moim miejscu? – Patrzyli sobie w oczy przez dłuższą chwilę. – No?
- Kate jest dla ciebie idealna. Gra zimna sukę, ale też chce, żeby ktoś szaleńczo się w niej zakochał. Po co to psuć? Jedź do niej, pogadajcie…
- Tom… Ja prawie pocałowałem, Mad. – Wyznał, a potem czekał, jakby brat miał go teraz zdzielić czymś ciężkim w głowę, albo zacząć na niego krzyczeć. Czuł się jak małe dziecko.
- To musiało się kiedyś stać. Dziwię się, że się powstrzymaliście. – Odparł niewzruszonym tonem, jakby ta informacja ani odrobinę go nie zaskoczyła. – No nie patrz się tak na mnie! Ty jesteś taki cholernie sentymentalny, nie umiesz czegoś zakończyć i potem do każdego, kto w twoim życiu coś znaczył, podchodzisz z burzą emocji. Tak się nie da. Będziesz miał wyrzuty sumienia w stosunku do Mad, Kate, zaraz dojdzie jeszcze kilka innych osób. A do tego Lisa… Nie zrobisz im wszystkim dobrze jednocześnie. – Wyrzucił z siebie szybko, po czym nagle zamilkł. – Właściwie, prócz Lisy, możesz. Ale to skończy się dla was wszystkich gorzej, niż myślisz.
Blondyn napił się piwa i głośno westchnął. Wiedział, że Tom ma rację, ale to przecież nie było takie proste. Był zbyt skomplikowanym człowiekiem, zawsze robił coś wbrew sobie, z zupełnie nieznanych sobie przyczyn.
- A ty i Camilla? Jak wam się układa? – Zmienił temat.
- Dobrze. U nas jest zupełnie inaczej… Podjęliśmy już decyzję i teraz musimy walczyć z kryzysami, nie ma drogi ucieczki. Nie pozwolę skrzywdzić swojej rodziny. – Zawsze, kiedy mówił o swoich dzieciach, czy żonie, jego ton się zmieniał. Na samą myśl o nich czuł się lepiej. Wiedział, że ma na kogo liczyć, że dla kogoś jest całym światem. – Powiedziałem Camilli o sytuacji na trasie… I… I wtedy poszliśmy do łóżka. Teraz jest coraz lepiej. Wczoraj wysłałem ją na mały odpoczynek do SPA i jest wyluzowana, jak nigdy.
- Camilla jest wspaniała. Ty zawsze miałeś szczęście. – Tom tylko bezradnie wzruszył ramionami.
- Mój urok osobisty przyciąga tylko wspaniałe kobiety, a ja wybrałem najlepszą. A ona mnie.
- Wiesz, nie sądziłem, że kiedyś będziesz umiał mówić w ten sposób o jakiejś kobiecie. Brawo, moja szkoła. – Zaśmiali się obaj, wciąż popijając swoje piwa.
Lubili takie wieczory, kiedy mieli czas tylko dla siebie. Wiedzieli o sobie wszystko, ale czasem potrzebne było wypowiedzenie tych kilku zdań na głos, wtedy niektóre sprawy stawały się łatwiejsze.
Do młodszego bliźniaka podszedł niewielki pies o jasnobrązowej sierści. Czerwona obroża wyraźnie się odznaczała. Patrzył na swojego właściciela ciemnymi oczami, jakby o coś prosił.
- Byłaś już na spacerze. – Rzekł do psa. – No nie parz tak na mnie. – Kontynuował, kiedy pies nie zareagował i nadal trwał w bezruchu, wlepiając w niego swoje maślane oczy. – Nigdzie nie idziemy, drzwi do ogrodu są otwarte. Możesz się przejść, jak chcesz. Ja zostaję.
Pies po krótkiej chwili stracił nadzieję i odszedł w kierunku przeszklonych drzwi do ogrodu i nagle znikł za długą zasłoną, po chwili będąc już na zewnątrz.
- Ty naprawdę potrzebujesz kobiety, Bill. – Blondyn posłał bratu urażone spojrzenie. Dobrze wiedział, że tego potrzebował. On to czuł wystarczająco mocno, nikt nie musiał go uświadamiać.

^^  ^^  ^^  ^^

Blondynka zeskoczyła z niskich schodków w autobusie i biegiem ruszyła do szkoły. Okropnie lało. Nienawidziła jesieni za zmienność pogody, ciągle obniżającą się temperaturę, deszcz, śnieg, błoto i całą gamę irytujących i zniechęcających do wszystkiego zjawisk atmosferycznych.
Codziennie rano miała ochotę zostać w łóżku i codziennie rano jej mama wyciągała ją z niego niemal siłą. Dzisiaj było jeszcze gorzej. Bill pojechał i w domu znowu nastała okropna pustka.
Od zawsze marzyła o pełnej rodzinie, a ostatnie kilka dni potwierdziły tylko jej domysły, że ojciec bardzo wiele daje. Wystarczyło, że Bill kręcił się po domu, czasem zagadał, pomógł przy obiedzie, zajrzał do jej pokoju, stał nad nią kiedy siedziała przed komputerem, albo czegoś się uczyła… Te drobiazgi dawały jej mnóstwo radości, chciała żeby został z nimi na stałe. Te marzenia były trochę dziecinne, ale w tym momencie nie przejmowała się tym jakoś szczególnie.
Jej życie zmieniało się na lepsze, tylko to się liczyło.
Podeszła do swojej szafki i zostawiła w niej wierzchnie ubrania. Wyjęła książkę do historii oraz dwa zeszyty. Zamknęła ją i podskoczyła przestraszona czyimś dotykiem. Ktoś położył jej rękę na ramieniu. Zanim się odwróciła na jej usta wpłynął uśmiech i już chciała krzyknąć coś, zakładając, że stoi za nią jej przyjaciółka, kiedy mina nagle jej zrzedła.
Claudia nie była przesadnie popularną, czy ładną dziewczyną. Nie była zawistną cheerleaderką, przewodniczącą różowej grupie zombie. To pewnie dlatego, że ich szkoła była zwyczajną niemiecką publiczną placówką, a nie wyrwanym z amerykańskich filmów liceum marzeń. Bądź koszmarów, dla co niektórych… Tak, czy inaczej, Claudia nie dogadywała się z Lisą najlepiej, zwykle dogryzały sobie, kiedy tylko były w zasięgu swojego wzroku. Ciągnęło się to już od kilku dobrych lat, a zaczęło się banalnie – od chłopaka. Claudia odbiła Marka Lisie, po czym sama go potem zostawiła. Chłopak pewnie nie pamięta o ich istnieniu, wyprowadził się półtora roku temu do Szwajcarii. One również nie wspominały go zbyt często. Natomiast ich stosunki wciąż były złe, można było odnieść wrażenie, że stawały się gorsze z każdym kolejnym rokiem.
Wspólny chłopak, ta sama szkoła, a nawet ta sama klasa sprawiły, że stały się dla siebie konkurencją, i mimo że nikt nigdy nie powiedział tego głośno, żadna nie chciała być gorsza. Jak to kobiety…
Lisa była wyraźnie zdziwiona, widząc swoją znajomą. Nie spotkały się przez całe wakacje, odzwyczaiła się od ich słownych utarczek.
- Czytasz może gazety, czy to przewyższa twoje umiejętności? – Zapytała brunetka, ze słodkim uśmiechem na ustach. Była zwyczajna, nie charakteryzowała się niczym szczególnym. Może poza dużym biustem, który odważnie eksponowała. Dziewczyny zwykle siarczyście to krytykowały, w myślach zazdroszcząc jej figury. Lisa nie interesowała się zbytnio jej wyglądem. Charakter wystarczająco ją odpychał.
- Nie czytam szmatławców. – Odparła, widząc przed oczyma tytuł jednego z popularnych brukowców, jakich w Niemczech jest na pęczki. Nastolatki uwielbiały je czytać, ale Lisa nie rozumiała ich fenomenu, szczególnie w dobie Internetu. Brunetka złapała w dłonie kolorową gazetę, którą przed chwilą machała w powietrzu.
- Mówiłam, że nie widziała. W innym wypadku nie pojawiłaby się w szkole. Nikt nie przyszedłby tutaj, gdyby o tym że się puszcza, pisały gazety. – Zaśmiała się w kierunku swoich przyjaciółek i grupie gapiów. Dopiero wtedy zauważyła, że kilkanaście osób stało parę metrów dalej i obserwowało sytuację. Lisa była zbita z tropu. Nie rozumiała, o co chodzi Claudii. – Wiesz, może się nie przyjaźnimy, ale ja postanowiłam być wobec ciebie w porządku. Wyświadczam ci przysługę, powinnaś wiedzieć o tym artykule. Na całe dwie strony. Kłamałaś, wiadomo, też wstydziłabym się, gdyby mój sponsor przyszedł do szkoły. Oczywiście, gdybym go miała.
- Ale o czym ty mówisz? – Zapytała Lisa. Zdążyła się zdenerwować. To przemówienie, które zafundowała jej brunetka, było żenujące. Na początku Lisa była wściekła, ale z każdą sekundą traciła pewność siebie.
- O Billu Kaulitz. Ojciec? Zabawna historia. Znalazłaś sobie sponsora po trzydziestce. Trzeba przyznać, jesteś dobra, bo facet jest nadziany, ale, moja droga, trzeba się pilnować! A ty dałaś się sfotografować. – Dziewczyna otworzyła gazetę i wepchnęła Lisie w dłonie. – W szkole taka niby niewinna i grzeczna, a tu proszę. Puszcza się za pieniądze. Ubierasz się trochę jak zdzira, wiesz? Prawie widać ci tu tyłek, ale skoro podstarzali milionerzy na to lecą, to mogłaś się poświęcić, co? Nie będziesz mieć już życia w tej szkole, zadbam o to. – Ostatnie zdanie niemal wysyczała przez zęby, a złowieszczy szept brzmiał w uszach Lisy jeszcze przez kilka następnych minut, kiedy wpatrywała się w zdjęcia w gazecie.
Słów było niewiele, artykuł był krótki i zwięzły. Nie pozostawiał czytelnikowi żadnych wątpliwości – nastolatka Lisa spotyka się z dużo od siebie starszym Billem Kaulitzem, wokalistą Tokio Hotel i jednym z najbogatszych Niemców. Z tym, że Bill częściej nazywany jest tu sponsorem.
Zresztą, kto potrzebował tych kilkunastu zdań, skoro cała reszta to zdjęcia, ukazujące ich w jednoznacznych sytuacjach.
Pamiętała to wszystko… Ale to nie miało być tak. Ona przecież grała… Grała tylko przed nim, żeby go upokorzyć, pokazać mu, jakim okropnym jest człowiekiem…
Ze łzami w oczach uciekła do szkolnej toalety. Było już po dzwonku, więc pomieszczenie było zupełnie puste.
Odruchowo wyciągnęła telefon i zadzwoniła do przyjaciółki.
Przecież wszystko się układa, Bill wybaczył jej tą sytuację, wszyscy o tym zapomnieli...