poniedziałek, 16 grudnia 2013

Dziewiętnasty



Szczęk kluczy rozniósł się po przestronnym korytarzu. Drzwi otworzyły się z impetem i do środka wkroczył Bill, kładąc na ziemi niewielką walizkę. Wziął głęboki wdech, kojąc nerwy zapachem zielonej herbaty – zapachem swojego domu.
Przekręcił klucz w drzwiach, zdjął wierzchnie ubranie i ruszył przed siebie. Zajrzał do salonu, a dopiero potem poszedł w stronę schodów.
Nie wiedział czemu, ale zawsze po dłuższej nieobecności musiał zlustrować wszystkie pomieszczenia. Czuł się wtedy lepiej, choć właściwie nie miał w tym żadnego celu. Jego dom był niemalże twierdzą i Bill nie musiał martwić się kradzieżami. Poza tym nikt prócz Toma i oczywiście samego Billa, nie miał kluczy.
Kiedyś stwierdził, że ma prostu manię kontrolowania wszystkiego, coś z perfekcjonisty, który każe mu upewniać się co chwila, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Nie było to jednak problematyczne, jego kawalerskie życie było wystarczająco uporządkowane i tak naprawdę nie bardzo miał się czym martwić. Przynajmniej dom wymagał od niego troski i zainteresowania...
Nie odkładając nic na później, wrzucił do pralki zawartość swojej walizki, którą natomiast schował do garderoby. Rozpakował kosmetyczkę, a całą jej zawartość ustawił na czarnych, łazienkowych półkach. Dopiero wtedy wrócił do garderoby i przebrał się w swoje ulubione dresy i luźną koszulkę.
Dziś dał sobie dzień wolnego, na nic nie robienie i nie myślenie o niczym konkretnym. Chciał w ten sposób zebrać siły na powrót do pracy, który był nieunikniony. Wiedział, że czeka go spotkanie podsumowujące trasę i sprzedaż płyty. Oby tylko jedno... Potem oczywiście kolejne, mające na celu rozpisanie grafiku na najbliższy rok, który planował poświęcić zbieraniu materiałów i nagrywaniu nowych kawałków. Liczył na to, że będzie mógł zniknąć z mediów na dłuższy czas, bo w planach miał budowanie relacji z córką, a paparazzi i ciągłe wyjazdy zupełnie temu nie sprzyjały.
Burczenie w brzuchu przypomniało mu, że jeszcze godzinę temu marzył o pysznym makaronie. Nogi same poniosły go do kuchni. Uśmiechnął się na widok znajomych mebli. Chwilami czuł się samotny, czasem ten dom był dla niego przekleństwem. Zbyt duży, zbyt cichy i zbyt pusty przypominał mu o tym, jak daleka jest rzeczywistość od jego dawnych marzeń o szczęśliwej miłości i rodzinie.
Sięgał z szafki garnek, kiedy z korytarza dobiegł dźwięk dzwonka jego telefonu. W głowie przeanalizował, że musiał zostawić komórkę w kurtce, tam też ją znalazł. Zrobiło mu się cieplej na sercu, kiedy zobaczył zdjęcie brata na wyświetlaczu.
– No co tam, Tom? - Rzekł na powitanie.
– Cześć. Bill, wracasz dziś do domu? - Bill wrócił do kuchni i wrócił do szukania rzeczy, potrzebnych do przygotowania obiadu.
– Właściwie, to już wróciłem. A o co chodzi? Proszę cię, nie mów mi, że muszę dziś jechać do studia, albo do wytwórni, nie mam na to ochoty. Da się jakoś wykręcić?
– Zawsze da się wykręcić. - Odrzekł rozbawiony Tom. - Ale naprawdę nie chcesz umówić się ze swoim ulubionym starszym bratem na piwo?
– A! To zmienia postać rzeczy. - Bill odłożył wszystko i skupił się na rozmowie. Wizja spotkania z Tomem poprawiła mu nijaki humor. Nic nie było mu potrzebne tak bardzo, jak rozmowa z nim. - Gdzie się umawiamy?
– U ciebie? Przywiozę jakieś piwo i coś do jedzenia, pasuje?
– Jasne, ale kup tylko piwo. Mam jakieś chipsy i inne śmieci. Ewentualnie zrobię coś konkretnego. I tak nie mam ciekawszych zajęć.
– Dobra, to będę o piątej. Do zobaczenia, Młody.
– Cześć, Tom.
Mężczyzna odłożył telefon i z zapałem wziął się za przygotowywanie obiadu.
W jego starokawalerskim życiu to Tom był osobą, której zwierzał się ze wszystkiego, z którą dzielił się rozterkami, sukcesami i wszystkim innym, co tylko przychodziło mu do głowy. Miał przyjaciół, ale brat bliźniak był kimś wyjątkowym.
Bill czasem wmawiał sobie, że są sobie na tyle bliscy, że właściwie nikogo innego już nie potrzebuje. Podświadomie jednak chciałby znaleźć swoją Camillę, szaleńczo ją pokochać i przeżyć wspólne życie lepiej, niż bohaterowie najpiękniejszych romansów.
Potrafił się z tego śmiać, niejednokrotnie powtarzając pytanie, czy Camilla na pewno nie ma siostry bliźniaczki. Niestety nie miała...
W pewnej chwili na myśl przyszła mu Kate. Chciał do niej zadzwonić... Umiał z nią rozmawiać prawie o wszystkim, a z każdym tygodniem otwierał się bardziej. Znajomość, z czysto fizycznej, przeradzała się w bardziej emocjonalną i uczuciową. A wtedy wszystko się skończyło, bo uwierzyła w bezsensowne plotki i nie pozwoliła sobie nic wyjaśnić. Czuł, jakby ta kobieta przebiła barwną bańkę mydlaną, którą zresztą sama stworzyła i sprawiła, że wylądował z wielkim hukiem na twardym betonie i przy okazji na powrót ujrzał, jak szary jest świat wokół niego...
Kiedy myśli pogalopowały za daleko uzmysłowił sobie, jak bardzo nie chciał siadać sam, przy wielkim stole i udawać, że posiłek sprawia mu jakąś przyjemność. Wyłączył kuchenkę i wyszedł, zostawiając wszystko w nieładzie. Wyszedł z domu, zupełnie nie wiedząc, gdzie poniosą go nogi.

^^  ^^  ^^  ^^

Czarne auto stało na samym końcu dużego parkingu, z dala od oświetlonego wejścia do Klubu fitness. Dawno już minęła dziewiąta wieczorem, na dworze było więc już ciemno i chłodno. Nieprzyjemny wiatr złowieszczo huczał, poruszając gałęziami drzew, które wydawały się teraz bardzo delikatne i łamliwe.
Mężczyzna siedział w środku w zupełnych ciemnościach, cały czas spoglądając w kierunku dużych, przeszklonych drzwi. Za każdym razem, kiedy ktoś się zza nich wyłaniał, w samochodzie nastawało krótkotrwałe poruszenie.
Siedział tu już ponad pół godziny i nadal nie wiedział, ani jak, ani kiedy, ani po co tu przyjechał. Niespokojnie poruszał nogą, cały czas próbując sensownie ułożyć wszystko, co miał w głowie, cały ten okropny chaos.
Był pewien, że półtorej godziny temu Kate zaczęła zajęcia, na które chodziła dwa razy w tygodniu. Wiedział, że potrzebowała 20 minut, by być gotową do wyjścia. Co więcej, widział jej samochód, zaparkowany pod budynkiem. Czekał na nią. Pytanie tylko, po co?
Nie chciał z nią rozmawiać, bo nie wiedział jak ta rozmowa miałaby wyglądać. Nie miał jej nic do powiedzenia. Czuł się zraniony, choć powoli docierało do niego, że niezależnie od tego, kim jest dla niego Lisa i jak bardzo Kate się myli, on prawie przespał się z inną, będąc w związku. To, czy ten związek był oficjalny, czy Kate miała na palcu pierścionek, czy któreś z nich głośno powiedziało o swoich zamiarach, czy oczekiwaniach, nie było istotne. Nieme zobowiązania i obietnice zostały złamane w tym samym momencie, w którym Bill pozwolił sobie na taniec z pociągającą i zdecydowanie zbyt młodą dziewczyną.
Spojrzał na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić godzinę i najwyraźniej ściągnął kogoś myślami, bo ten automatycznie zaczął dzwonić. Mężczyzna zdziwił się, kiedy ujrzał imię kobiety, której telefonu spodziewał się najmniej. Odebrał szybko, nie chcąc by czekała.
- Halo? – Zapytał, jakby nie dowierzał, że to właśnie ona może do niego dzwonić. Po drugiej stronie usłyszał, jak ktoś wypuszcza z ust powietrze. Nie wiedział, czy to wyraz ulgi, czy wręcz przeciwnie, ale od razu poznał swoją rozmówczynię.
- Cześć, Bill. Nie przeszkadzam? – Jej głos w dziwny sposób działał na niego kojąco.
- Nie, właściwie to się nudzę. – Uśmiech wpłynął mu na usta. Rozsiadł się wygodniej w samochodowym fotelu, jakby przygotowywał się do dłuższej rozmowy.
- No proszę, to znaczy, że mogłeś jeszcze zostać. Lisa narzeka, że przywykła do obecności faceta w domu.
- Jasne, może od razu u was zamieszkam? – Zaśmiał się. – I tak nadużywałem twojej gościnności. Ten wyjazd był zupełnie spontaniczny.
- Nie szkodzi, było miło. Powinnam ci chyba podziękować, a nie zdążyłam zrobić tego przed twoim wyjazdem. – Jej ton nieco stężał. – Zresztą, nie będę się oszukiwać, po prostu było mi głupio. Dziękuję ci, Bill. Gdyby nie ty…
- Nie kończ. – Przerwał. – Masz jakiegoś prawnika, który mógłby ci pomóc? Może chcesz, żeby ci kogoś polecić?
- Nie wiem, czy będę to zgłaszać… - Zwątpiła. Bill chciał już oponować, ale kobieta nie pozwoliła mu się wtrącić. – Najpierw ochłonę, potem będę o tym myślała. Dzwonię w zupełnie innej sprawie.
- Tak?
- Zbierałam rzeczy do prania i chyba znalazłam twoją bluzę. Taka ciemnoszara… Kojarzysz? – Mężczyzna zmarszczył czoło, w myślach wracając do swojej walizki.
- No tak, nie przywiozłem jej. To nie szkodzi, odbiorę przy okazji, albo może Lisa mi ją kiedyś przywiezie.
- Jasne. Wrzuciłam ją do pralki, będzie czekać.
- Wiesz… Powiedziałem, że Lisa może ją przywieźć, ale to chyba zły dobór słów. Może ty kiedyś też mnie odwiedzisz? Ja widziałem twój dom, ty jeszcze u mnie nie byłaś.
- Zobaczymy, Bill. Ale… - Znów się zawahała, a Bill niechybnie to wychwycił. – Mówi się, że jeśli człowiek zostawia gdzieś coś swojego, to jeszcze wróci do tego miejsca. I ja mam nadzieję, że ty jeszcze wrócisz, Bill. Że jeszcze się spotkamy i porozmawiamy.
- Zajrzę do mojego grafiku i zobaczę, co da się w tej sprawie zrobić. – Odparł z powagą w głosie, ale Madlen była pewna, że mówił to z uśmiechem na twarzy.
- Jasne. Jak będziesz planował odwiedziny, to daj znać. - Nastała głucha cicha. Może nie była niezręczna, ale zarówno Madlen, jak i Bill, nie wiedzieli, co zrobić. – To… Do zobaczenia?
- Tak, do zobaczenia, Mad.
Znów nastała cisza, ale tym razem po krótkiej chwili Bill przerwał połączenie. Mężczyźnie jeszcze przez chwilę uśmiech nie schodził z ust. Przed oczami miał wesołe oczy Madlen, która w tak prosty sposób sprawiła, że zapomniał o problemach sercowych, których zresztą przysporzyła mu ich córka.
Spoważniał, kiedy drzwi klubu po raz kolejny się otworzyły i tym razem, z budynku wyłoniła się postać zgrabnej blondynki. Kobieta rozmawiała ze swoimi koleżankami, które Bill kojarzył z widzenia. Miał wrażenie, że przez chwilę jej wzrok zahaczył o jego samochód, ale nie był tego pewien. Zupełnie zwątpił w swój wzrok, kiedy po krótkim pożegnaniu z towarzyszkami, Kate wsiadła do swojego auta i szybko odjechała.
Bill patrzył na tą scenę z zupełną obojętnością. Nie pamiętał już mętliku w głowie, z którym walczył kilkanaście minut temu.
Włączył radio i ruszył parkingu, nucąc pod nosem dobrze znany sobie kawałek. Był wdzięczny Mad, że nieświadomie poprawiła mu humor i sprawiła, że jego problemy wyparowały. Wiedział, że to chwile, że wszystko w końcu wróci i znów zatruje mu życie, ale dziś mógł spojrzeć na to z innej perspektywy i choć przez chwilę przestać się nad sobą użalać.

^^  ^^  ^^  ^^

- Więc mówisz – zaczął Tom, wchodząc do kuchni swojego brata – że trafiłem idealnie?
- Ja? Czy ja coś mówiłem? – Bill zmierzył brata spod uniesionych brwi, a jego brat odpowiedział na to identycznym wyrazem twarzy. – Ja już nie wiem, czego chcę. Czytałem ostatnio, że faceci po 30, którzy nie założą normalnej rodziny, albo przynajmniej nie są w udanym związku z kobietą, stają się upierdliwi i… I bardziej kobiecy. Zdecydowanie trafiłeś, potrzebuję rozmowy.
- Tobie akurat stało się to już kilkanaście lat temu. – Tom krążył po pomieszczeniu, czekając aż jego brat przygotuje potrzebne naczynia i przejdą w końcu do salonu.
- Chodzi o psychikę, kretynie. – Rzucił mu wściekłe spojrzenie. – Ja nie umiem już podjąć męskiej decyzji, tylko krążę wokół tego samego… Nie ma już zasady „w prawo, albo w lewo”, jakbym chciał mieć wszystko na raz. Chodź, tylko weź piwa.
Przeszli razem do salonu i rozsiedli się na sofie. Na stoliku stał rządek talerzy z niezdrowymi przekąskami, a na dwóch większych, czarnych talerzach leżały porcje makaronu z warzywami z ich ulubionej restauracji. Obok stały wysokie kufle z bursztynowym płynem. Włączyli film, który tak naprawdę znali już na pamięć – „Dom snów”. W rzeczywistości było to zupełnie zbędne, bo dobrze wiedzieli, że żaden z nich nie skupi się na oglądaniu.
- Bill, ja wiem, że nie jestem specjalistą… - Zaczął starszy bliźniak.
- Tom – Przerwał mu blondyn. – twoje wstępy są zbędne, znam to na pamięć. Przejdź do właściwej części wykładu. – Wziął do ust kolejną porcję makaronu i wpatrywał się z oczekiwaniem w brata. Czasem zachowywali się jak przyjaciółki. Dokładnie, jak przyjaciółki, nie jak przyjaciele. Ich specyficzna więź sprawiała, że nie dzielili się swoimi przeżyciami, jak zwykli faceci. Umieli rozmawiać o uczuciach, porażkach, nie wstydzili się przed sobą niczego, nawet łez.
- Dobrze. Pierwszym twoim błędem, był brak oficjalnego związku z Kate. Ja mówiłem ci coś na ten temat, ale mnie nie słuchałeś. Bo coś do niej czułeś, Bill! – Prawie wykrzyczał ostatnie zdanie. – Ale uważałeś, że tak będzie łatwiej, bo w razie niepowodzenia nie będziecie cierpieć. Bo pozwoliłeś sobie wmówić, że jeśli nazwiecie się parą przyjaciół od seksu, to nie będziecie mogli się w sobie zakochać, bo to jest zarezerwowane dla związków. Bzdura. Gdybyś pozwolił sobie na związek, jak robiłeś wcześniej, to po niedoszłej akcji z Lisą miałbyś zwykłe wyrzuty sumienia, opowiedziałbyś jej wszystko i albo by cię zostawiła, albo uznała, że chce walczyć o tą miłość i wasz związek stałby się poważniejszy i silniejszy. – Zrobił pauzę i napił się piwa. Bill nie wszedł mu w zdanie, cierpliwie czekał na kolejną część przemówienia. – A pojawienie się Lisy to był początek kolejnych problemów. Poczułeś się ojcem i próbujesz udawać dojrzałego, ustatkowanego… Bezsensu. Przy okazji wróciła Madlen. Kochałeś ją jako dzieciak i teraz nagle pojawiła się myśl, że to uczucie może jeszcze się tlić, prawda? Wierzysz, że Madlen może jeszcze cię kochać i że możesz naprawić błędy młodości. Ale pamiętaj Bill, że jeśli będziesz z nią, to nic nie zmieni. Lisa nie zapomni, że przez 17 lat nie miała ojca, a Madlen nadal będzie pamiętać, że w najtrudniejszej chwili ty umyłeś ręce i zniknąłeś.
Nastała cisza. Bill przestał jeść, natomiast Tom dopiero zaczął. Wlepili wzrok w ekran telewizora i udawali, że film ich interesuje.
- I co mam zrobić?
- Ja mogę się mądrzyć, ale nie podejmować decyzje za ciebie.
- Super. A co zrobiłbyś na moim miejscu? – Patrzyli sobie w oczy przez dłuższą chwilę. – No?
- Kate jest dla ciebie idealna. Gra zimna sukę, ale też chce, żeby ktoś szaleńczo się w niej zakochał. Po co to psuć? Jedź do niej, pogadajcie…
- Tom… Ja prawie pocałowałem, Mad. – Wyznał, a potem czekał, jakby brat miał go teraz zdzielić czymś ciężkim w głowę, albo zacząć na niego krzyczeć. Czuł się jak małe dziecko.
- To musiało się kiedyś stać. Dziwię się, że się powstrzymaliście. – Odparł niewzruszonym tonem, jakby ta informacja ani odrobinę go nie zaskoczyła. – No nie patrz się tak na mnie! Ty jesteś taki cholernie sentymentalny, nie umiesz czegoś zakończyć i potem do każdego, kto w twoim życiu coś znaczył, podchodzisz z burzą emocji. Tak się nie da. Będziesz miał wyrzuty sumienia w stosunku do Mad, Kate, zaraz dojdzie jeszcze kilka innych osób. A do tego Lisa… Nie zrobisz im wszystkim dobrze jednocześnie. – Wyrzucił z siebie szybko, po czym nagle zamilkł. – Właściwie, prócz Lisy, możesz. Ale to skończy się dla was wszystkich gorzej, niż myślisz.
Blondyn napił się piwa i głośno westchnął. Wiedział, że Tom ma rację, ale to przecież nie było takie proste. Był zbyt skomplikowanym człowiekiem, zawsze robił coś wbrew sobie, z zupełnie nieznanych sobie przyczyn.
- A ty i Camilla? Jak wam się układa? – Zmienił temat.
- Dobrze. U nas jest zupełnie inaczej… Podjęliśmy już decyzję i teraz musimy walczyć z kryzysami, nie ma drogi ucieczki. Nie pozwolę skrzywdzić swojej rodziny. – Zawsze, kiedy mówił o swoich dzieciach, czy żonie, jego ton się zmieniał. Na samą myśl o nich czuł się lepiej. Wiedział, że ma na kogo liczyć, że dla kogoś jest całym światem. – Powiedziałem Camilli o sytuacji na trasie… I… I wtedy poszliśmy do łóżka. Teraz jest coraz lepiej. Wczoraj wysłałem ją na mały odpoczynek do SPA i jest wyluzowana, jak nigdy.
- Camilla jest wspaniała. Ty zawsze miałeś szczęście. – Tom tylko bezradnie wzruszył ramionami.
- Mój urok osobisty przyciąga tylko wspaniałe kobiety, a ja wybrałem najlepszą. A ona mnie.
- Wiesz, nie sądziłem, że kiedyś będziesz umiał mówić w ten sposób o jakiejś kobiecie. Brawo, moja szkoła. – Zaśmiali się obaj, wciąż popijając swoje piwa.
Lubili takie wieczory, kiedy mieli czas tylko dla siebie. Wiedzieli o sobie wszystko, ale czasem potrzebne było wypowiedzenie tych kilku zdań na głos, wtedy niektóre sprawy stawały się łatwiejsze.
Do młodszego bliźniaka podszedł niewielki pies o jasnobrązowej sierści. Czerwona obroża wyraźnie się odznaczała. Patrzył na swojego właściciela ciemnymi oczami, jakby o coś prosił.
- Byłaś już na spacerze. – Rzekł do psa. – No nie parz tak na mnie. – Kontynuował, kiedy pies nie zareagował i nadal trwał w bezruchu, wlepiając w niego swoje maślane oczy. – Nigdzie nie idziemy, drzwi do ogrodu są otwarte. Możesz się przejść, jak chcesz. Ja zostaję.
Pies po krótkiej chwili stracił nadzieję i odszedł w kierunku przeszklonych drzwi do ogrodu i nagle znikł za długą zasłoną, po chwili będąc już na zewnątrz.
- Ty naprawdę potrzebujesz kobiety, Bill. – Blondyn posłał bratu urażone spojrzenie. Dobrze wiedział, że tego potrzebował. On to czuł wystarczająco mocno, nikt nie musiał go uświadamiać.

^^  ^^  ^^  ^^

Blondynka zeskoczyła z niskich schodków w autobusie i biegiem ruszyła do szkoły. Okropnie lało. Nienawidziła jesieni za zmienność pogody, ciągle obniżającą się temperaturę, deszcz, śnieg, błoto i całą gamę irytujących i zniechęcających do wszystkiego zjawisk atmosferycznych.
Codziennie rano miała ochotę zostać w łóżku i codziennie rano jej mama wyciągała ją z niego niemal siłą. Dzisiaj było jeszcze gorzej. Bill pojechał i w domu znowu nastała okropna pustka.
Od zawsze marzyła o pełnej rodzinie, a ostatnie kilka dni potwierdziły tylko jej domysły, że ojciec bardzo wiele daje. Wystarczyło, że Bill kręcił się po domu, czasem zagadał, pomógł przy obiedzie, zajrzał do jej pokoju, stał nad nią kiedy siedziała przed komputerem, albo czegoś się uczyła… Te drobiazgi dawały jej mnóstwo radości, chciała żeby został z nimi na stałe. Te marzenia były trochę dziecinne, ale w tym momencie nie przejmowała się tym jakoś szczególnie.
Jej życie zmieniało się na lepsze, tylko to się liczyło.
Podeszła do swojej szafki i zostawiła w niej wierzchnie ubrania. Wyjęła książkę do historii oraz dwa zeszyty. Zamknęła ją i podskoczyła przestraszona czyimś dotykiem. Ktoś położył jej rękę na ramieniu. Zanim się odwróciła na jej usta wpłynął uśmiech i już chciała krzyknąć coś, zakładając, że stoi za nią jej przyjaciółka, kiedy mina nagle jej zrzedła.
Claudia nie była przesadnie popularną, czy ładną dziewczyną. Nie była zawistną cheerleaderką, przewodniczącą różowej grupie zombie. To pewnie dlatego, że ich szkoła była zwyczajną niemiecką publiczną placówką, a nie wyrwanym z amerykańskich filmów liceum marzeń. Bądź koszmarów, dla co niektórych… Tak, czy inaczej, Claudia nie dogadywała się z Lisą najlepiej, zwykle dogryzały sobie, kiedy tylko były w zasięgu swojego wzroku. Ciągnęło się to już od kilku dobrych lat, a zaczęło się banalnie – od chłopaka. Claudia odbiła Marka Lisie, po czym sama go potem zostawiła. Chłopak pewnie nie pamięta o ich istnieniu, wyprowadził się półtora roku temu do Szwajcarii. One również nie wspominały go zbyt często. Natomiast ich stosunki wciąż były złe, można było odnieść wrażenie, że stawały się gorsze z każdym kolejnym rokiem.
Wspólny chłopak, ta sama szkoła, a nawet ta sama klasa sprawiły, że stały się dla siebie konkurencją, i mimo że nikt nigdy nie powiedział tego głośno, żadna nie chciała być gorsza. Jak to kobiety…
Lisa była wyraźnie zdziwiona, widząc swoją znajomą. Nie spotkały się przez całe wakacje, odzwyczaiła się od ich słownych utarczek.
- Czytasz może gazety, czy to przewyższa twoje umiejętności? – Zapytała brunetka, ze słodkim uśmiechem na ustach. Była zwyczajna, nie charakteryzowała się niczym szczególnym. Może poza dużym biustem, który odważnie eksponowała. Dziewczyny zwykle siarczyście to krytykowały, w myślach zazdroszcząc jej figury. Lisa nie interesowała się zbytnio jej wyglądem. Charakter wystarczająco ją odpychał.
- Nie czytam szmatławców. – Odparła, widząc przed oczyma tytuł jednego z popularnych brukowców, jakich w Niemczech jest na pęczki. Nastolatki uwielbiały je czytać, ale Lisa nie rozumiała ich fenomenu, szczególnie w dobie Internetu. Brunetka złapała w dłonie kolorową gazetę, którą przed chwilą machała w powietrzu.
- Mówiłam, że nie widziała. W innym wypadku nie pojawiłaby się w szkole. Nikt nie przyszedłby tutaj, gdyby o tym że się puszcza, pisały gazety. – Zaśmiała się w kierunku swoich przyjaciółek i grupie gapiów. Dopiero wtedy zauważyła, że kilkanaście osób stało parę metrów dalej i obserwowało sytuację. Lisa była zbita z tropu. Nie rozumiała, o co chodzi Claudii. – Wiesz, może się nie przyjaźnimy, ale ja postanowiłam być wobec ciebie w porządku. Wyświadczam ci przysługę, powinnaś wiedzieć o tym artykule. Na całe dwie strony. Kłamałaś, wiadomo, też wstydziłabym się, gdyby mój sponsor przyszedł do szkoły. Oczywiście, gdybym go miała.
- Ale o czym ty mówisz? – Zapytała Lisa. Zdążyła się zdenerwować. To przemówienie, które zafundowała jej brunetka, było żenujące. Na początku Lisa była wściekła, ale z każdą sekundą traciła pewność siebie.
- O Billu Kaulitz. Ojciec? Zabawna historia. Znalazłaś sobie sponsora po trzydziestce. Trzeba przyznać, jesteś dobra, bo facet jest nadziany, ale, moja droga, trzeba się pilnować! A ty dałaś się sfotografować. – Dziewczyna otworzyła gazetę i wepchnęła Lisie w dłonie. – W szkole taka niby niewinna i grzeczna, a tu proszę. Puszcza się za pieniądze. Ubierasz się trochę jak zdzira, wiesz? Prawie widać ci tu tyłek, ale skoro podstarzali milionerzy na to lecą, to mogłaś się poświęcić, co? Nie będziesz mieć już życia w tej szkole, zadbam o to. – Ostatnie zdanie niemal wysyczała przez zęby, a złowieszczy szept brzmiał w uszach Lisy jeszcze przez kilka następnych minut, kiedy wpatrywała się w zdjęcia w gazecie.
Słów było niewiele, artykuł był krótki i zwięzły. Nie pozostawiał czytelnikowi żadnych wątpliwości – nastolatka Lisa spotyka się z dużo od siebie starszym Billem Kaulitzem, wokalistą Tokio Hotel i jednym z najbogatszych Niemców. Z tym, że Bill częściej nazywany jest tu sponsorem.
Zresztą, kto potrzebował tych kilkunastu zdań, skoro cała reszta to zdjęcia, ukazujące ich w jednoznacznych sytuacjach.
Pamiętała to wszystko… Ale to nie miało być tak. Ona przecież grała… Grała tylko przed nim, żeby go upokorzyć, pokazać mu, jakim okropnym jest człowiekiem…
Ze łzami w oczach uciekła do szkolnej toalety. Było już po dzwonku, więc pomieszczenie było zupełnie puste.
Odruchowo wyciągnęła telefon i zadzwoniła do przyjaciółki.
Przecież wszystko się układa, Bill wybaczył jej tą sytuację, wszyscy o tym zapomnieli...

1 komentarz:

  1. Czytałam to już dwa razy i zapomniałam, że to czytałam i właśnie zamierzałam zacząć od nowa xD Ale sobie przypomniałam ! Najbardziej podoba mi się wątek z Billem i Tomem, Tom jest taki fajny i tak fajnie gada xD Wgl on mi się kojarzy z Alexem Karevem z Chirurgów, ale Ty i tak go nie znasz xd W każdym razie mam taką fazę, że czytam o Tomie i wyobrażam sobie Alexa xD On też się w końcu ustatkował! xd No i choć podsuwam Ci niektóre pomysły, to opowiadanie wciąż jest dla mnie wielką niewiadomą, bo ja nawet się nie domyślam, co Ty dalej wymyśliłaś ^^ Więc nie mów mi, że ja wszystko wiem! Tak naprawdę wielkie GÓWNO wiem xd
    Kocham Cię! Huehuehueh...
    W ogóle mi smutno bo dziś robiłam paczki dzieciom, tyle tam słodyczy, a ja nic nie mam ;( Ja też chcę być dzieckiem i dostać czekoladowe bombki i mikołaja... I w ogóle! Tak, to było bardzo istotne i w ogóle do treści opowiadania xD
    No odcinek bardzo dobry i bez błędów nawet ha! xd Ciekawe jak to się stało xd ;*

    OdpowiedzUsuń