Od zawsze bała się natury. Chociaż nie, nie od zawsze. Od
dwudziestu kilku lat. Dokładnie od czwartego roku życia, kiedy to wraz z
rodzicami zwiedzała przepiękne, egzotyczne wyspy Azji. Tam właśnie, któregoś
dnia nagle nastało poruszenie. Teraz już wie, że to z powodu alarmu, jaki
ogłoszony w radiu i telewizji. Zbliżał się tajfun. Wtedy to słowo niewiele dla
niej znaczyło, dziś budziło najgorsze wspomnienia. Ludzie uciekali do schronów,
ale ona i jej rodzina nie mieli tam przecież własnego, bezpiecznego domu. Poza
tym mieszkając w Europie nie doświadczyli w przeszłości czegoś tak strasznego,
nie wiedzieli więc, co robić. Wraz z grupą turystów z hotelu próbowali
dodzwonić się do biura podróży i jak najszybciej wydostać się z przeklętej
wyspy. Nie udało się. Lotnisko było zamknięte do odwołania, było zbyt blisko
tragedii, by móc cokolwiek zrobić.
To, co działo się później pamiętała, jak prze mgłę. Niektóre momenty
szczególnie zapadły jej w pamięć, mimo że od dawna próbowała się ich pozbyć.
Nie potrafiła wyrzuć z głowy obrazów, które teraz wydawały jej się czymś
nierealnym. Czasem próbowała wmówić sobie, że to tylko horror, który widziała w
dzieciństwie. A że jako dziecko miała wrażliwą psychikę, to do dziś te sceny
wywołują u niej lawinę negatywnych emocji.
Niestety, wszystko było prawdą. Cała ta historia była tak
samo realna, jak pomnik na grobie jej ojca, który tego pamiętnego dnia zginął w
gruzach hotelu. Do domu wróciła tylko z matką i to były ich ostatnie wspólne
wczasy.
Dziś jednak w głowie miała zupełnie inną tragedię.
Mianowicie, myślała o swoim życiu. O szarej rzeczywistości, która z dnia na
dzień była coraz bardziej przytłaczająca. Nigdy nie miała problemu z
nawiązywaniem kontaktów, już od gimnazjum zawsze miała chłopaka, a mimo to nie zmniejszała
się ilość adoratorów, którzy wciąż się wokół niej kręcili. A teraz?
Teraz siedziała sama w ogromnym domu. Osiągnęła sukces
zawodowy, miała przyjaciół, ale ciągle była sama. Miało być inaczej i jeszcze
kilka miesięcy temu było. Niestety, Bill okazał się być inny, niż jej się
wydawało.
Sięgnęła po telefon. Nadal nic... Pamiętała, co powiedziała
tej dziewczynie... Ale z czasem minęła gorycz. Nie myślała nawet o tym, że to
ona jest powodem wszystkich jej problemów. Przecież Bill zdradził ją właśnie z
tą nastolatką...
To nie było jednak ważne. Tęskniła za nim. On ja rozumiał,
pasowali do siebie... Zdążyła nawet uwierzyć w istnienie prawdziwej miłości.
Liczyła na to, że młoda kochanka poskarży się, że dzwoniła...
A on wtedy weźmie telefon, wybierze jej numer i... No właśnie... Nawet gdyby
miałaby to być ostatnia rozmowa, ona bardzo jej potrzebowała. Tymczasem telefon
milczał. A ona mimo to czekała. Siedziała i patrzyła w okno, bo przecież
telefon nie zadzwoni, kiedy będzie na niego patrzyła.
Te dziecinne wymówki dawały jej złudną nadzieję, która
niestety co godzinę, albo dwie, znikała i pozwalała słonym łzom znów spływać po
policzkach.
„ Są tacy, którzy
uciekają odcierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo
kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo
człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie. ”
^^ ^^
^^ ^^
Dojrzała miłość wcale nie musi być nudna. Wystarczy
odpowiednio o nią dbać. Nie stawiać sobie fikcyjnych ograniczeń, nie próbować
walczyć z pędzącym czasem i nie udawać, że mimo upływu lat nic się nie zmienia.
Trzeba ciągle dostosowywać się do zmian, a jednocześnie zachowywać w sobie
pierwiastek szaleństwa, który pomaga, kiedy rozum zwyczajnie nie daje rady.
Dojrzała miłość jest trudna, bo wiele par poddaje się towarzyszącej jej rutynie. A rutyna to największe niebezpieczeństwo, jakie spotyka małżeństwa.
W domu rodziny Kaulitz nie było rutyny. A wszystko to dlatego, że oni niczego nie udawali. Nie wmawiali sobie, że czas dojrzeć i zachowywać się zupełnie poważnie, ale jednocześnie nie zachowywali się niedojrzale. Za priorytet uważali szczęście swoich dzieci. Rzecz jasna, rozpieszczanie i tak zwane bezstresowe wychowanie, w ich mniemaniu, owego szczęścia nie dawało. Ułożyli sobie listę rzeczy ważnych i ważniejszych, dzięki czemu zachowywali zdrowy rozsądek.
Od początku było jasne, że życie tej rodziny nie będzie łatwe. Tom wciąż wyjeżdżał, a przez jego sławę cała rodzina narażona była na ataki mediów. Obawiali się też, że ich status społeczny mógłby negatywnie wpłynąć na ich dzieci. Nie chcieli, aby były oceniane przez pryzmat ojca, ani by w jakikolwiek sposób wpływało to na ich rozwój i przyszłość.
Tom pamiętał, że wszystko, co osiągnął zbudował na swoich marzeniach i nie chciał zabierać swoim dzieciom tej możliwości. Podając im wszystko na tacy bezpowrotnie by to stracili. Nie mogliby powoli i stopniowo odkrywać i spełniać swoich marzeń. Bo niby o czym mieliby marzyć, gdyby wszystko było na wyciągnięcie ręki?
Z tego powodu Tom i Camilla postanowili włożyć całą swoją energię w wychowanie swojej małej gromadki. Camilla zrezygnowała z pracy i całe dnie spędzała w domu, co nie do końca było dla niej komfortowe, gdyż na początku mieli nieco inne plany…
Pamiętali jeszcze, kiedy zadecydowali, że zaczną w końcu pracować nad powiększeniem rodziny, kiedy uznali, że to ten czas. Przy drugim dziecku tylko zaczęli o tym myśleć, a Camilii zaczęły się poranne mdłości, które były pewnym sygnałem, że na świecie pojawi się kolejny maluch. Przy Olivii… Nie zdążyli nawet pomyśleć. Nie zmieniało to jednak faktu, że niesamowicie cieszyli się z powodu ciąży.
Radość była oczywista, ale to nie było wszystko. Camilla planowała zrezygnować z pracy na dwa lata, tymczasem od 8 miesiąca pierwszej ciąży nie była w swoim dawnym biurze. Kiedyś kochała swoją pracę, po długich studiach, wreszcie znalazła wymarzoną posadę. Była architektem. Była, bo teraz nie pamiętała nawet, jak wiele radości sprawiała jej praca. Bała się, że mogłaby nie poradzić sobie z powrotem do niej, a co gorsza, nie wiedziała nawet, czy kiedykolwiek będzie mieć szansę się o tym przekonać.
Dlatego tak ważne były dni, w których mogła wyjść i pobyć sama ze sobą. Bez dzieci, męża, rodziny, nawet bez przyjaciółek. Potrzebowała tego, jak niczego innego, a Tom doskonale o tym wiedział, więc kiedy tylko odespał zmęczenie po długiej trasie koncertowej postanowił zrobić żonie niespodziankę.
- Proszę. – Rzekł, kładąc na stół kremową kopertę, obwiązaną czerwoną wstążką. – Mam nadzieję, że będziesz zadowolona.
Kobieta niepewnie wzięła do rąk prezent i otworzyła. Wyjęła ze środka niewielką połyskującą kartę, która wyglądała jak zwykła karta do bankomatu. Mężczyzna cieszył się jak dziecko, kiedy Camilla przyglądała się swojemu prezentowi.
- To Karta magnetyczna do Garden Secret, podobno świetny salon Spa. Możesz korzystać ze wszystkiego, wchodzić, gdzie tylko chcesz. Ta karta daje ci uprawnienia do korzystania z wszystkich zabiegów. No i oczywiście to karta do twojego pokoju. Masz dzień dla siebie, a jeśli będziesz chciała, to możesz zostać na dłużej. Tylko wtedy daj nam znać.
- Tom… Ale jesteś pewien? Chcesz zostać z nimi sam? – Kobieta spojrzała na niego niepewnie. Nie wątpiła w jego umiejętności, ale coś kazało jej dopytać. Był jeszcze zmęczony po kilku tygodniach wytężonej, często nocnej pracy, a dzieci nie bardzo się tym przejmowały.
- Kochanie, zasłużyłaś na to. A ja sobie na pewno świetnie poradzę. Zapewnię im takie atrakcje, że zasną koło 18!
Teraz mężczyzna wspominał swoje zapewnienia z dużą dozą ironii. Dzieci okazały się większym wyzwaniem, niż sądził. Jego własne dzieci, krew z krwi i inne takie… To one zgotowały mu takie atrakcje, że chwilami zastanawiał się, czy nie dzwonić z płaczem do żony i nie zacząć błagać o pomoc. Ale nie, nie mógł. To byłaby dla niego ujma na honorze, cios prosto w jego nienaruszoną jeszcze, męską dumę.
Początkowo było niewinnie. Dzieci były nawet grzeczne i spokojne. Na spacerze też było w porządku, a on był niemal pewien, że po tylu rundach wokół parku musiały być zmęczone. Niestety, zdecydowanie ich nie docenił.
Po powrocie do domu i względnie spokojnym obiedzie rozpętało się istne piekło. Tom nie mógł ogarnąć tego, co działo się wokół. Klaus ciągle coś chciał, poczynając od gitary i pacy domowej, kończąc na grze w jakieś dziwne gry na PlayStation. Martha nie była lepsza, również zabiegała o jego uwagę. Obydwoje łączyło to, że zupełnie ignorowali fakt, iż Tom był czymś zajęty. Nie minęło pół godziny, a stwierdzili, że pobawią się wspólnie. Może przez kilka sekund mężczyzna był wyluzowany, ale kiedy zobaczył ogniki w oczach swoich pociech, uznał, że to nie wróży nic dobrego.
Miał rację. Zabawa w Indian musiała skończyć się źle. Dzieci pomalowały się farbami do twarzy i wyglądały uroczo. Problem zaczął się w momencie, kiedy zaczęli się ganiać po całym domu. Tom niestety nie zdążył zareagować i maluchy wpadły z krzykiem do pokoju, w którym spała mała Olivia.
Tom gimnastykował się z nią dość długo, za nic nie chciała zasnąć. Widocznie przywykła do obecności Camilli i tatuś jej nie satysfakcjonował. Była zmęczona, co sygnalizowała płaczem, który z każdą chwilą coraz bardziej drażnił Toma. Nie był on irytujący, kochał swoją małą córeczkę i liczył się z faktem, że takie maleństwa lubią czasem robić hałas, nie mógł natomiast znieść tego, że sobie z tym nie radzi. Zwykle szybko ją usypiał, a ona układając się w jego szerokich ramionach momentalnie przestawała płakać. Musiała się czuć bezpiecznie, przecież był jej ojcem. A teraz nie wiedział, czy to jego długa nieobecność, czy inny czynnik wpływał na jej niespokojne zachowanie. Przecież mogła być chora… Choć nic właściwie na to nie wskazywało, nie mógł pozbyć się wątpliwości. Ulżyło mu, kiedy Olivia przestała płakać i po kilku minutach spokojnie zamknęła swoje małe, czarne oczka, zasypiając w jego objęciach. Odłożył ją do łóżeczka i wrócił do dwójki starszych dzieci, biegających po domu.
I właśnie wtedy chwila nieuwagi sprawiła, że całą rodziną znaleźli się w pokoju najmłodszego członka rodziny. Tom wszedł jako ostatni i zobaczył, że Olivia się obudziła. Na szczęście nie płakała, co sprawiło, że odetchnął z ulgą. Podszedł do łóżeczka i podał małej misia. Zajęła się nim, jak zwykle. Był pewien, że za kilkanaście minut znów zaśnie, tak było zawsze. Wyprosił dzieci z pokoju, a sam został, czuwając przy córce.
W międzyczasie postanowił zadzwonić do swojego brata. Menadżer zaczynał się denerwować jego długą nieobecnością, a on jako jedyny wiedział, gdzie i po co Bill wyjechał.
Niestety, rozmowa nie potrwała długo. Nie dość, że nie odebrał jego brat, to dzieciaki postanowiły znów wejść do pokoju siostry. Tym razem skończyło się o wiele gorzej. Klaus wymachując jakimś łukiem, który nie wiadomo do czego miał w tej zabawie służyć, zahaczył o wiszące nad łóżeczkiem zabawki. Cała konstrukcja upadła na szczęście za łóżeczko. Wszystko byłoby w porządku, gdyby to nie rozpoczęło niszczącej reakcji łańcuchowej. Za łóżeczkiem stał przewijak, a na nim wszystkie potrzebne przybory, które Klaus również strącił. Na końcu ogromny miś, który z kolei spadł na mały stolik, a tam… Tak stał wazon i kilka szklanek, których ktoś z lenistwa nie wyniósł. Mały stolik niebezpiecznie się zachwiał, a po chwili, wraz ze wszystkim co na nim stało, runął na ziemie. Wtedy dla małej Olivii było już za dużo, jak na jeden wieczór i zaczęła płakać, a właściwie to drzeć się, wkładając w to całą swoją energię. Tom od razu zakończył rozmowę i przez chwile stał w bezruchu, chcąc najwyraźniej ogarnąć cały ten chaos.
-Wy! – Zaczął, mierząc dzieci surowym spojrzeniem. – Pójdziecie teraz do łazienek, umyjecie buzie, odłożycie zabawki na miejsca a potem, będziecie czekać na mnie w salonie. Musimy poważnie porozmawiać. Jasne? – Maluchy pokiwały głowami. Klaus ruszył pierwszy, wołając Marthę, by poszła za nim. Trzeba przyznać, że był bardzo dobrym starszym bratem. Byłoby idealnie, gdyby nie uczył jej też psocenia…
- Olivka, Skarbie… - Podszedł do łóżeczka. Nie wiedział, co zrobić, by dziecko się uspokoiło. Bardzo wystraszyła się hałasu, a przy okazji też tego, co działo się nad jej łóżeczkiem.
Mężczyzna z delikatnością jeszcze większą, niż zwykle wziął ją na ręce. Przytulił do siebie i pocałował w czoło, chcąc załagodzić jej nerwy. Złapał za malutką rączkę, którą dziewczynka machała we wszystkich możliwych kierunkach. Jak mamusia…
- No Słoneczko, już wszystko jest dobrze. Nic się nie dzieje, jestem z tobą… - Mówił do niej spokojnym głosem, cały czas kołysząc ją w ramionach.
Tym razem podziałało i dziewczynka powoli się wyciszała. Patrzyła na niego swoimi wielkimi, wciąż jeszcze wystraszonymi oczami i mocno ściskała jego wskazujący palec. Tom w końcu również się uspokoił. Zapomniał o tym, co zrobiły dzieciaki i co ważniejsze wreszcie uwierzył, że trasa nie zrujnowała jego relacji z najmłodszą córką.
- Przynajmniej ty mnie wspierasz, Mała. – Szeptał. Wlepiła w niego oczy i cicho gaworzyła pod nosem. On cały czas ją kołysał, a kiedy już zasypiała, głaskał po główce, by potem w spokoju móc z powrotem położyć ją spać. Ucałował ją jeszcze raz w czoło i wyszedł z pokoju. Po pełnym wrażeń wieczorze na pewno będzie długo spała…
Zszedł na parter i zdecydowanym krokiem dotarł do salonu. Mała Martha uśmiechała się do niego słodko, zapewne nie do końca świadoma tego, co ich czeka. Nick natomiast był pewien, że czeka ich kazanie, wiec rozsiadł się wygodnie, jak to miał w zwyczaju i skrzyżował ręce na piersi. Tom, patrząc na niego z niezadowoleniem, pomyślał, że to trochę lekceważące i nie podoba mu to, jak jego syn się zachowuję. Po chwili jednak dotarło do niego, że on zawsze robił tak samo. Ukrywając strach, albo wyrzuty sumienia przybierał maskę i siedział uparcie, próbując udowodnić, jak bardzo obojętne jest mu to, co zrobił, i to, co go czeka.
- Czemu nie potraficie bawić się grzecznie, co? – Zaczął. W głowie ta rozmowa miała być o wiele bardziej poważna, ale kiedy tylko zobaczył przed sobą dzieci wiedział, że nic z tego nie będzie. Stał przed sofą na, której siedzieli i czekał, aż któreś z nich wypowie jedno magiczne słowo i był pewien, że wtedy zupełnie im odpuści.
- Tatoo… - Jęknął przeciągle Nick. – Nie chcieliśmy źle. My się tylko bawiliśmy… Mama nigdy nam nie pozwala biegać, a…
- Właśnie! Mama nie pozwala wam się tak bawić, więc czemu robicie to, kiedy ja z wami jestem?
- Bo mamy nie ma. – Odparł bez namysłu chłopiec. Mężczyzna przysiadł na niskim stole, próbując zrównać się z dziećmi.
- Mamy nie ma teraz w domu, ale wróci i nie będzie zadowolona.
- To jej nie mów!
- Nick, skąd ten pomysł? – mały chłopiec wzruszył ramionami. No tak, zaczyna dorastać, w tym domu już nigdy nie będzie spokoju. – Martha, nie wolno tak robić, wiesz, prawda?
- Tak, tato. – Odparła swoim słodkim, dziewczęcym głosem. Tom mimowolnie się uśmiechnął.
- Więc nie słuchaj brata, jak będzie podsuwał ci takie pomysły.
- Ale to było fajne. – Mężczyzna nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Chwilami miał ochotę zadzwonić do swojej matki i przeprosić ją za wszystko, jeśli rzeczywiście oni są do niego tak bardzo podobni.
- Fajne, czy nie, nie można tak. Od jutra przez tydzień macie szlaban na bajki. A teraz jazda do pokoi. Martha, zaraz przygotuję ci kąpiel, a ty Nick, poradzisz sobie z tym sam. I bez marudzenia. – Zignorował marudzenie maluchów, aż ociągając się wyszli z salonu.
Westchnął głośno a w tym samym momencie w pokoju rozległ się dźwięk wibracji. Ucieszył się widząc imię żony na wyświetlaczu, pewnie już wraca do domu.
- Cześć Skarbie, i jak ci się podoba?
- Jest cudownie, Tom! To najwspanialszy prezent, jaki ostatnio dostałam. – Po głosie słyszał, jak bardzo jest odprężona. W tym momencie zapomniał o całym zamieszaniu, bo wiedział, że było warto. – A jak sobie radzisz z dzieciakami?
- Bez zarzutu. – Skłamał bez mrugnięcia okiem. – Olivia już śpi, a Nick i Martha szykują się do łazienek i też pójdą spać. Chyba są wykończeni.
- O, to naprawdę świetnie sobie radzisz. W takim razie nie będzie problemu, gdybym chciała zostać tu do jutra…? –
- Oh, świetnie Skarbie. To baw się dobrze. – W jego głosie był wielki entuzjazm, gdyby jednak Camilla mogła zobaczyć wyraz jego twarzy, wiedziałaby, że mija się z prawdą.
- Dobrze, w takim razie będę jutro wieczorem. Pa, Kochanie, miłej zabawy.
I właśnie w takich momentach mężczyzna zaczyna bać się, jak małe dziecko, ma ochotę zadzwonić do swojej mamy i prosić o pomoc.
Dojrzała miłość jest trudna, bo wiele par poddaje się towarzyszącej jej rutynie. A rutyna to największe niebezpieczeństwo, jakie spotyka małżeństwa.
W domu rodziny Kaulitz nie było rutyny. A wszystko to dlatego, że oni niczego nie udawali. Nie wmawiali sobie, że czas dojrzeć i zachowywać się zupełnie poważnie, ale jednocześnie nie zachowywali się niedojrzale. Za priorytet uważali szczęście swoich dzieci. Rzecz jasna, rozpieszczanie i tak zwane bezstresowe wychowanie, w ich mniemaniu, owego szczęścia nie dawało. Ułożyli sobie listę rzeczy ważnych i ważniejszych, dzięki czemu zachowywali zdrowy rozsądek.
Od początku było jasne, że życie tej rodziny nie będzie łatwe. Tom wciąż wyjeżdżał, a przez jego sławę cała rodzina narażona była na ataki mediów. Obawiali się też, że ich status społeczny mógłby negatywnie wpłynąć na ich dzieci. Nie chcieli, aby były oceniane przez pryzmat ojca, ani by w jakikolwiek sposób wpływało to na ich rozwój i przyszłość.
Tom pamiętał, że wszystko, co osiągnął zbudował na swoich marzeniach i nie chciał zabierać swoim dzieciom tej możliwości. Podając im wszystko na tacy bezpowrotnie by to stracili. Nie mogliby powoli i stopniowo odkrywać i spełniać swoich marzeń. Bo niby o czym mieliby marzyć, gdyby wszystko było na wyciągnięcie ręki?
Z tego powodu Tom i Camilla postanowili włożyć całą swoją energię w wychowanie swojej małej gromadki. Camilla zrezygnowała z pracy i całe dnie spędzała w domu, co nie do końca było dla niej komfortowe, gdyż na początku mieli nieco inne plany…
Pamiętali jeszcze, kiedy zadecydowali, że zaczną w końcu pracować nad powiększeniem rodziny, kiedy uznali, że to ten czas. Przy drugim dziecku tylko zaczęli o tym myśleć, a Camilii zaczęły się poranne mdłości, które były pewnym sygnałem, że na świecie pojawi się kolejny maluch. Przy Olivii… Nie zdążyli nawet pomyśleć. Nie zmieniało to jednak faktu, że niesamowicie cieszyli się z powodu ciąży.
Radość była oczywista, ale to nie było wszystko. Camilla planowała zrezygnować z pracy na dwa lata, tymczasem od 8 miesiąca pierwszej ciąży nie była w swoim dawnym biurze. Kiedyś kochała swoją pracę, po długich studiach, wreszcie znalazła wymarzoną posadę. Była architektem. Była, bo teraz nie pamiętała nawet, jak wiele radości sprawiała jej praca. Bała się, że mogłaby nie poradzić sobie z powrotem do niej, a co gorsza, nie wiedziała nawet, czy kiedykolwiek będzie mieć szansę się o tym przekonać.
Dlatego tak ważne były dni, w których mogła wyjść i pobyć sama ze sobą. Bez dzieci, męża, rodziny, nawet bez przyjaciółek. Potrzebowała tego, jak niczego innego, a Tom doskonale o tym wiedział, więc kiedy tylko odespał zmęczenie po długiej trasie koncertowej postanowił zrobić żonie niespodziankę.
- Proszę. – Rzekł, kładąc na stół kremową kopertę, obwiązaną czerwoną wstążką. – Mam nadzieję, że będziesz zadowolona.
Kobieta niepewnie wzięła do rąk prezent i otworzyła. Wyjęła ze środka niewielką połyskującą kartę, która wyglądała jak zwykła karta do bankomatu. Mężczyzna cieszył się jak dziecko, kiedy Camilla przyglądała się swojemu prezentowi.
- To Karta magnetyczna do Garden Secret, podobno świetny salon Spa. Możesz korzystać ze wszystkiego, wchodzić, gdzie tylko chcesz. Ta karta daje ci uprawnienia do korzystania z wszystkich zabiegów. No i oczywiście to karta do twojego pokoju. Masz dzień dla siebie, a jeśli będziesz chciała, to możesz zostać na dłużej. Tylko wtedy daj nam znać.
- Tom… Ale jesteś pewien? Chcesz zostać z nimi sam? – Kobieta spojrzała na niego niepewnie. Nie wątpiła w jego umiejętności, ale coś kazało jej dopytać. Był jeszcze zmęczony po kilku tygodniach wytężonej, często nocnej pracy, a dzieci nie bardzo się tym przejmowały.
- Kochanie, zasłużyłaś na to. A ja sobie na pewno świetnie poradzę. Zapewnię im takie atrakcje, że zasną koło 18!
Teraz mężczyzna wspominał swoje zapewnienia z dużą dozą ironii. Dzieci okazały się większym wyzwaniem, niż sądził. Jego własne dzieci, krew z krwi i inne takie… To one zgotowały mu takie atrakcje, że chwilami zastanawiał się, czy nie dzwonić z płaczem do żony i nie zacząć błagać o pomoc. Ale nie, nie mógł. To byłaby dla niego ujma na honorze, cios prosto w jego nienaruszoną jeszcze, męską dumę.
Początkowo było niewinnie. Dzieci były nawet grzeczne i spokojne. Na spacerze też było w porządku, a on był niemal pewien, że po tylu rundach wokół parku musiały być zmęczone. Niestety, zdecydowanie ich nie docenił.
Po powrocie do domu i względnie spokojnym obiedzie rozpętało się istne piekło. Tom nie mógł ogarnąć tego, co działo się wokół. Klaus ciągle coś chciał, poczynając od gitary i pacy domowej, kończąc na grze w jakieś dziwne gry na PlayStation. Martha nie była lepsza, również zabiegała o jego uwagę. Obydwoje łączyło to, że zupełnie ignorowali fakt, iż Tom był czymś zajęty. Nie minęło pół godziny, a stwierdzili, że pobawią się wspólnie. Może przez kilka sekund mężczyzna był wyluzowany, ale kiedy zobaczył ogniki w oczach swoich pociech, uznał, że to nie wróży nic dobrego.
Miał rację. Zabawa w Indian musiała skończyć się źle. Dzieci pomalowały się farbami do twarzy i wyglądały uroczo. Problem zaczął się w momencie, kiedy zaczęli się ganiać po całym domu. Tom niestety nie zdążył zareagować i maluchy wpadły z krzykiem do pokoju, w którym spała mała Olivia.
Tom gimnastykował się z nią dość długo, za nic nie chciała zasnąć. Widocznie przywykła do obecności Camilli i tatuś jej nie satysfakcjonował. Była zmęczona, co sygnalizowała płaczem, który z każdą chwilą coraz bardziej drażnił Toma. Nie był on irytujący, kochał swoją małą córeczkę i liczył się z faktem, że takie maleństwa lubią czasem robić hałas, nie mógł natomiast znieść tego, że sobie z tym nie radzi. Zwykle szybko ją usypiał, a ona układając się w jego szerokich ramionach momentalnie przestawała płakać. Musiała się czuć bezpiecznie, przecież był jej ojcem. A teraz nie wiedział, czy to jego długa nieobecność, czy inny czynnik wpływał na jej niespokojne zachowanie. Przecież mogła być chora… Choć nic właściwie na to nie wskazywało, nie mógł pozbyć się wątpliwości. Ulżyło mu, kiedy Olivia przestała płakać i po kilku minutach spokojnie zamknęła swoje małe, czarne oczka, zasypiając w jego objęciach. Odłożył ją do łóżeczka i wrócił do dwójki starszych dzieci, biegających po domu.
I właśnie wtedy chwila nieuwagi sprawiła, że całą rodziną znaleźli się w pokoju najmłodszego członka rodziny. Tom wszedł jako ostatni i zobaczył, że Olivia się obudziła. Na szczęście nie płakała, co sprawiło, że odetchnął z ulgą. Podszedł do łóżeczka i podał małej misia. Zajęła się nim, jak zwykle. Był pewien, że za kilkanaście minut znów zaśnie, tak było zawsze. Wyprosił dzieci z pokoju, a sam został, czuwając przy córce.
W międzyczasie postanowił zadzwonić do swojego brata. Menadżer zaczynał się denerwować jego długą nieobecnością, a on jako jedyny wiedział, gdzie i po co Bill wyjechał.
Niestety, rozmowa nie potrwała długo. Nie dość, że nie odebrał jego brat, to dzieciaki postanowiły znów wejść do pokoju siostry. Tym razem skończyło się o wiele gorzej. Klaus wymachując jakimś łukiem, który nie wiadomo do czego miał w tej zabawie służyć, zahaczył o wiszące nad łóżeczkiem zabawki. Cała konstrukcja upadła na szczęście za łóżeczko. Wszystko byłoby w porządku, gdyby to nie rozpoczęło niszczącej reakcji łańcuchowej. Za łóżeczkiem stał przewijak, a na nim wszystkie potrzebne przybory, które Klaus również strącił. Na końcu ogromny miś, który z kolei spadł na mały stolik, a tam… Tak stał wazon i kilka szklanek, których ktoś z lenistwa nie wyniósł. Mały stolik niebezpiecznie się zachwiał, a po chwili, wraz ze wszystkim co na nim stało, runął na ziemie. Wtedy dla małej Olivii było już za dużo, jak na jeden wieczór i zaczęła płakać, a właściwie to drzeć się, wkładając w to całą swoją energię. Tom od razu zakończył rozmowę i przez chwile stał w bezruchu, chcąc najwyraźniej ogarnąć cały ten chaos.
-Wy! – Zaczął, mierząc dzieci surowym spojrzeniem. – Pójdziecie teraz do łazienek, umyjecie buzie, odłożycie zabawki na miejsca a potem, będziecie czekać na mnie w salonie. Musimy poważnie porozmawiać. Jasne? – Maluchy pokiwały głowami. Klaus ruszył pierwszy, wołając Marthę, by poszła za nim. Trzeba przyznać, że był bardzo dobrym starszym bratem. Byłoby idealnie, gdyby nie uczył jej też psocenia…
- Olivka, Skarbie… - Podszedł do łóżeczka. Nie wiedział, co zrobić, by dziecko się uspokoiło. Bardzo wystraszyła się hałasu, a przy okazji też tego, co działo się nad jej łóżeczkiem.
Mężczyzna z delikatnością jeszcze większą, niż zwykle wziął ją na ręce. Przytulił do siebie i pocałował w czoło, chcąc załagodzić jej nerwy. Złapał za malutką rączkę, którą dziewczynka machała we wszystkich możliwych kierunkach. Jak mamusia…
- No Słoneczko, już wszystko jest dobrze. Nic się nie dzieje, jestem z tobą… - Mówił do niej spokojnym głosem, cały czas kołysząc ją w ramionach.
Tym razem podziałało i dziewczynka powoli się wyciszała. Patrzyła na niego swoimi wielkimi, wciąż jeszcze wystraszonymi oczami i mocno ściskała jego wskazujący palec. Tom w końcu również się uspokoił. Zapomniał o tym, co zrobiły dzieciaki i co ważniejsze wreszcie uwierzył, że trasa nie zrujnowała jego relacji z najmłodszą córką.
- Przynajmniej ty mnie wspierasz, Mała. – Szeptał. Wlepiła w niego oczy i cicho gaworzyła pod nosem. On cały czas ją kołysał, a kiedy już zasypiała, głaskał po główce, by potem w spokoju móc z powrotem położyć ją spać. Ucałował ją jeszcze raz w czoło i wyszedł z pokoju. Po pełnym wrażeń wieczorze na pewno będzie długo spała…
Zszedł na parter i zdecydowanym krokiem dotarł do salonu. Mała Martha uśmiechała się do niego słodko, zapewne nie do końca świadoma tego, co ich czeka. Nick natomiast był pewien, że czeka ich kazanie, wiec rozsiadł się wygodnie, jak to miał w zwyczaju i skrzyżował ręce na piersi. Tom, patrząc na niego z niezadowoleniem, pomyślał, że to trochę lekceważące i nie podoba mu to, jak jego syn się zachowuję. Po chwili jednak dotarło do niego, że on zawsze robił tak samo. Ukrywając strach, albo wyrzuty sumienia przybierał maskę i siedział uparcie, próbując udowodnić, jak bardzo obojętne jest mu to, co zrobił, i to, co go czeka.
- Czemu nie potraficie bawić się grzecznie, co? – Zaczął. W głowie ta rozmowa miała być o wiele bardziej poważna, ale kiedy tylko zobaczył przed sobą dzieci wiedział, że nic z tego nie będzie. Stał przed sofą na, której siedzieli i czekał, aż któreś z nich wypowie jedno magiczne słowo i był pewien, że wtedy zupełnie im odpuści.
- Tatoo… - Jęknął przeciągle Nick. – Nie chcieliśmy źle. My się tylko bawiliśmy… Mama nigdy nam nie pozwala biegać, a…
- Właśnie! Mama nie pozwala wam się tak bawić, więc czemu robicie to, kiedy ja z wami jestem?
- Bo mamy nie ma. – Odparł bez namysłu chłopiec. Mężczyzna przysiadł na niskim stole, próbując zrównać się z dziećmi.
- Mamy nie ma teraz w domu, ale wróci i nie będzie zadowolona.
- To jej nie mów!
- Nick, skąd ten pomysł? – mały chłopiec wzruszył ramionami. No tak, zaczyna dorastać, w tym domu już nigdy nie będzie spokoju. – Martha, nie wolno tak robić, wiesz, prawda?
- Tak, tato. – Odparła swoim słodkim, dziewczęcym głosem. Tom mimowolnie się uśmiechnął.
- Więc nie słuchaj brata, jak będzie podsuwał ci takie pomysły.
- Ale to było fajne. – Mężczyzna nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Chwilami miał ochotę zadzwonić do swojej matki i przeprosić ją za wszystko, jeśli rzeczywiście oni są do niego tak bardzo podobni.
- Fajne, czy nie, nie można tak. Od jutra przez tydzień macie szlaban na bajki. A teraz jazda do pokoi. Martha, zaraz przygotuję ci kąpiel, a ty Nick, poradzisz sobie z tym sam. I bez marudzenia. – Zignorował marudzenie maluchów, aż ociągając się wyszli z salonu.
Westchnął głośno a w tym samym momencie w pokoju rozległ się dźwięk wibracji. Ucieszył się widząc imię żony na wyświetlaczu, pewnie już wraca do domu.
- Cześć Skarbie, i jak ci się podoba?
- Jest cudownie, Tom! To najwspanialszy prezent, jaki ostatnio dostałam. – Po głosie słyszał, jak bardzo jest odprężona. W tym momencie zapomniał o całym zamieszaniu, bo wiedział, że było warto. – A jak sobie radzisz z dzieciakami?
- Bez zarzutu. – Skłamał bez mrugnięcia okiem. – Olivia już śpi, a Nick i Martha szykują się do łazienek i też pójdą spać. Chyba są wykończeni.
- O, to naprawdę świetnie sobie radzisz. W takim razie nie będzie problemu, gdybym chciała zostać tu do jutra…? –
- Oh, świetnie Skarbie. To baw się dobrze. – W jego głosie był wielki entuzjazm, gdyby jednak Camilla mogła zobaczyć wyraz jego twarzy, wiedziałaby, że mija się z prawdą.
- Dobrze, w takim razie będę jutro wieczorem. Pa, Kochanie, miłej zabawy.
I właśnie w takich momentach mężczyzna zaczyna bać się, jak małe dziecko, ma ochotę zadzwonić do swojej mamy i prosić o pomoc.
- Tato! Tatooo! – Usłyszał krzyk dziewczynki, dochodzący z
góry. – Pomóż mi, trochę się rozlało!
- Tom, ogarnij się, to są tylko twoje dzieci, tylko dzieci… - Mruczał pod nosem, wchodząc po schodach na piętro, gdzie czekały na niego jego kochane aniołki.
- Tom, ogarnij się, to są tylko twoje dzieci, tylko dzieci… - Mruczał pod nosem, wchodząc po schodach na piętro, gdzie czekały na niego jego kochane aniołki.
Ka. znów jest moim korektorem :D Za co oczywiście pięknie jej dziękuję ;*
Pozdrawiam z ciepłego łóżka! :)
PS Niezależnie od tego, co pisałam w poprzednich odcinkach, Olivia ma maksymalnie pół roku! :D
PS Niezależnie od tego, co pisałam w poprzednich odcinkach, Olivia ma maksymalnie pół roku! :D
Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww <3333333 *.*
OdpowiedzUsuńJakie to boskie! Mój cudowny, kochany Tom i jego wspaniałe dzieciaczki! Najbardziej lubię Olivkę <3 Takie to słodziutkie maleństwo! Niech się Tom tak nie martwi, jego ukochana córeczka na pewno o nim nie zapomni, ani się od niego nie oddali. To jest impossibile xd Jeju w ogóle ten odcinek jest taki słodki, zabawny i w ogóle cudooowny <3 Dziękuję, że go napisałaś! ;*
Ta Kate słabo mi się podoba, ta jej nagła wylewność uczuciowa xd Nie będę jej współczuć! Bill ma mieć dziecko z Mad, ja już Ci mówiłam Pyśku XD A Ty ciągle musisz swoje xd Ogarnij się. xd Piękny ten odcinek, no piękny <33 I swoją drogą, jaka oryginalność... Śmierć ojca przez tajfun, czy coś tam xd Ją też mogło zabić i byłby jeden kłopot mniej... :D ;**
Kocham, całuję... I na tym skończmy lepiej xd ;*
Swoją drogą teraz mam ochotę zmienić imię swojej córce, na Olivka! xd
OdpowiedzUsuńCudowny odcinek i w ogóle to przepraszam że wcześniej nie skomentowalam ale tak wyszlo :). Biedny Tomuś został sam z dziecmi no genialnie, ciekawe co jeszcze sue wydarzy :P W ogóle to dośc dziwne bylo wyzanie tych uczuc przez Kate... Czekam na nexta Caroline ;*
OdpowiedzUsuńMaatko, jaki ten odcinek było cholernie uroczy, ajajajaja!!! Kurcze, tak tu Toma polubiłam, on był tu cudowny po prostu, awwww *__* On w roli tatusia z tak wspaniałymi dzieciaczkami - to sie tak cudownie czytal, rany no! Jaram się :D Hm, za to otwiera się ciekawy wątek z Billem, co bardzo mnie cieszy :d No nic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuń