Kobieta siedziała przy małym, okrągłym stoliku, nerwowo
poruszając nogą. Popijała kawę, a przy uchu cały czas trzymała telefon.
- Nareszcie! – Krzyknęła nagle. – Bill, nie przyjadę dziś po
Lisę. Musisz wysłać ją autobusem. Powinna mieć przy sobie jakieś pieniądze,
jeżeli nie, proszę cię, kup jej bilet, a ja zwrócę ci to przelewem, dobrze?
- Madlen, powoli. Coś się stało? – Zapytał, zaniepokojony
jej głosem. Nie zmienił się przez te siedemnaście lat… Zresztą, ona cała się
nie zmieniła. Zawsze w nerwach próbowała problemy całego świata ogarnąć w
jednym zdaniu. Słyszał ją po raz drugi od ich wspólnej wizyty u notariusza…
- Miałam wypadek. Nic mi nie jest, ale samochód… Nie pojadę
dalej. Muszę poczekać, aż coś z nim zrobią. Wynajęłam pokój w jakimś hotelu.
Bez samochodu się stąd nie ruszam. Ale Lisa niech wraca do domu, najlepiej
jeszcze dziś.
- Madlen… Uspokój się. Jesteś zdenerwowana i dlatego nie
myślisz logicznie. Nie puszczę jej teraz autobusem przez cały kraj. Dobrze
wiesz, ile jedzie się stąd do Monachium. – Odparł od razu. Nie wiedział czemu,
ale znów odezwała się w nim troska. Przecież sam nie chciałby siedzieć w
zatłoczonym autobusie tyle godzin, dlaczego więc miałby zmuszać do tego Lisę? –
Zostanie u mnie. Odwiozę ją. – Dodał po chwili ciszy.
- Nie musisz… - Jej głos się zmienił. Był smutny,
przygaszony… Mężczyzna nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Przecież jest
świadomy, że nie musi, nie ma żadnych zobowiązań wobec Lisy, w końcu za to
zapłacił. Miał wrażenie, że nawet w tym momencie kobieta chce mu to wypomnieć.
Opanował jednak emocje, gdyż nie chciał pogarszać swojej sytuacji. Poza tym
chyba naprawdę chciał, aby nastolatka została tutaj jeszcze jeden dzień.
- Wiem, Madlen. Powtarzam się już dzisiaj, ale widocznie nie
ma innego wyjścia. To, że zachowałem się podle siedemnaście lat temu nie
znaczy, że teraz też jestem niedojrzałym palantem. Umowa z moją wytwornią dawno
się skończyła, więc Lisa miała prawo tu przyjechać, a ja świadomie wyrażam na
to zgodę. Poza tym… Papierek nie wymazał mi pamięci i jestem pewien, że znasz
mnie na tyle, by wiedzieć, jak wiele godzin spędziłem na myśleniu o was. Nie do
końca chyba wiem, co robię, ale chcę żeby Lisa tu została. Zajmę się jej powrotem
do domu… Wszystkim się zajmę. A ty po prostu odbierz samochód i wracaj do
pracy. – Krótki monolog wypłynął z jego ust z zaskakującą łatwością. Westchnął
głęboko. Wreszcie, ulga… Powiedział to, co czuje. Już się nie cofnie, musi
dalej w to brnąć… Chyba dopiero teraz może sam sobie powiedzieć, że jest ojcem.
Właśnie nim został…
- Ja… Nie wiem, czy powinnam nawet o to pytać… Bill, porozmawiamy?
– ostatnia bariera przekroczona. Oboje już przyznali się do tego, że ten dzień
jest przełomem w ich życiach. Pozostaje jednak kwestia wyboru dalszego
kierunku…
- Jestem ci winny wyjaśnienia. Wiem, że teraz jest na to za
późno, ale chcę to zrobić. Jestem przecież cholernym egocentrykiem, muszę się
wytłumaczyć i oczyścić sumienie, bo inaczej wyrzuty mnie zabiją.
- Nie ironizuj. – Wyczuł, że się uśmiecha. Po prostu to
usłyszał… Ona chyba naprawdę się nie zmieniła. – Mam nadzieję, że Lisa nie
sprawi problemu. I że miło spędzicie czas… To jest jej wielkie marzenie. Dziękuję,
Bill. Odezwij się, kiedy będziesz znał już dokładnie godzinę waszego przyjazdu
do Monachium.
- A jak długo będziesz czekać na auto? – Zapytał.
- Około trzech dni.
- W takim razie za cztery dni. Wieczorem się zobaczycie. –
Odpowiedział rzeczowo. – Do usłyszenia, Madlen.
- Pa.
Odłożyła telefon na blat stolika i ponownie napiła się kawy.
Wciąż była dziwnie spięta, nie mogła otrząsnąć się po tych kilku minutach,
podczas których słuchała jego głosu. Minęło wiele lat i szaleńcza, nastoletnia
miłość już dawno wyparowała, jednak emocje, które w niej budził, nadal
pozostały żywe. Nie, to już nie miłość, zakochanie, zauroczenie… To po prostu
dziwna więź, zrodzona ze związku, który, prócz dziecka, zaowocował milionem
wylanych łez, nienawiścią, bólem i złamanym sercem…
Rzadko się zdarza, że
z dnia na dzień, życie zwykłej nastolatki przeradza się w piękną bajkę. Utalentowany
chłopak z wielkimi ambicjami staje się jej księciem. Niedługo potem okazuje
się, że jego charyzma jest na tyle duża, by móc zawojować świat. Wszystko dzieje
się tak szybko… A oni są razem, szczęśliwi, zakochani… Ich związek trwa
nadzwyczaj długo. Życie daje im wiele możliwości, nie szczędząc tym samym
pułapek, które odnajdują na swojej drodze niemal każdego dnia. Nie zauważają
nawet, kiedy wpadają w jedną z nich – pozorna dojrzałość i dorosłość, w której
tak szybko się pogrążyli. Głupie wrażenie, tworzone przez alkohol i wszystko
inne, co w tym wieku budzi największy zachwyt. Wystarcza jeden dzień, a
wszystko ulega bezpowrotnemu zniszczeniu. Chociaż nie, nie wszystko. Bo okazuje
się, że jednak nie jest źle. Przecież nawet przez największe problemy przejdą z
łatwością, bo są razem.
Świat zawala się jednak
dwa tygodnie później, kiedy ona myśli, że najgorszy wyrok, jaki mogła usłyszeć
w swoim życiu już zapadł. Przecież jest w ciąży, a ma dopiero 16 lat. Okazuje
się, że nie. Po tygodniu rozłąki nie widzi na spotkaniu swojego ukochanego, a
tylko jego menadżera. Oznajmia krótko, acz dobitnie – to koniec ich
kilkuletniego związku, od teraz ich kontakt ograniczy się do badań zaraz po
urodzeniu dziecka, by potwierdzić, jak to określa mężczyzna, wątpliwe ojcostwo
jego klienta.
- Czy podać pani coś jeszcze? – Kelner uśmiechał się
serdecznie, spoglądając na jej pustą filiżankę.
- Nie, dziękuję. Poproszę rachunek.
Kobieta odsunęła od siebie czarne myśli. Co było, to było.
Nie cofnie przeszłych wydarzeń, nie stanie się znów nastolatką. Wie jednak, że
ojciec jej córki nigdy nie stanie się kimś zupełnie jej obojętnym, chociażby
właśnie przez to, że łączy ich Lisa. Ona ciągle o nim pamięta, ciągle jej go
brakuje…
Może nie powinna mieć pretensji do córki o ucieczkę?
Przecież jest prawie dorosła… I chyba również odrobinę rozsądna…
^^ ^^
^^ ^^
Kiedy tylko mężczyzna stanął w drzwiach, spoczęła na nim
para brązowych, migdałowych oczu. Przełknął ślinę i nie zrobił już żadnego
kroku. Stał w wejściu i milczał. Właśnie dotarło do niego, że jego idealny plan
ma jednak jeden, potężny defekt. Lisa może nie chcieć spędzać z nim czasu. Ma prawo
mu odmówić, ma nawet podstawy, żeby zażądać powrotu do domu w trybie
natychmiastowym. Bycie biologicznym ojcem to tak naprawdę żaden argument, by
móc jej cokolwiek narzucić…
- To była mama? – Dziewczyna była wyraźnie zdezorientowana.
Dziwny niepokój na twarzy blondyna sprawił, że w jej głowie pojawiły się
najgorsze możliwe scenariusze.
- Tak. Nie może cię odebrać. – Odpowiedział.
Dziewczyna od razu wstała. Czuła, że coś złego musiało się
stać, skoro jej własna matka, która nigdy nie zawodzi, tym razem jej nie
odbierze. Na myśl przyszły jej wszystkie tandetne filmy, w których to opiekun
dziecka, takiego jak ona, nagle umiera, a wtedy biedna sierota trafia do
bogatego rodzica, który niegdyś ją zostawił… Zgroza. Takie filmy zawsze kończą
się happy endem, ale to jest życie… Poza tym jej matka nie mogła umrzeć!
- Nie, Lisa! – Wykrzyknął, wyczytując z jej twarzy wyraźne
przerażenie. Dopiero teraz do niego dotarło, że zachowuje się jak skończony
histeryk i tym samym pogarsza tylko swoją sytuację. - Nie denerwuj się. Miała
stłuczkę, nic jej nie jest, ale samochód musi zostać kilka dni w warsztacie.
Utknęła gdzieś w połowie drogi i zadzwoniła, żeby powiedzieć, że nie
przyjedzie…
- Jest w szpitalu? – Nastolatka spojrzała podejrzliwie w
oczy swojego ojca, a kiedy ten pokiwał
przecząco głową, z powrotem usiadła na łóżku. I wtedy wszystko do niej dotarło.
Koniec zabawy, nie musi już nawet czekać na mamę. Wraca do domu. – Mogłabym
skorzystać z Internetu?
- Jasne, w każdej chwili. Tylko myślałem, że pojedziesz z
nami do Toma, poznasz jego dzieci… Muszę wziąć od niego kilka nagrań.
Oczywiście, jeżeli chcesz. Możemy też zostać w domu… Albo iść na zakupy, bo
chyba w końcu będziemy musieli gdzieś się wybrać.
- Ale o czym ty mówisz? – Mężczyzna usiadł koło niej na
łóżku i wyraźnie się skrzywił. Idealny scenariusz, który przed chwilą stworzył,
właśnie się ziścił, ale coś jednak jest nie tak… Chyba się nie zrozumieli. Dziewczyna
wydawała się być równie zdezorientowana, co jej ojciec. Jego odpowiedź w ogóle
nie współgrała z jej wizją kupna biletu autobusowego do domu. – Ja chcę tylko
sprawdzić, kiedy mam następny kurs do Monachium. Nie chciałabym wracać w nocy.
- Ale… Ja powiedziałem twojej mamie, że wrócisz ze mną. Że
zawiozę cię do Monachium za jakieś trzy dni, kiedy ona też tam wróci. –
Spojrzała na niego wyraźnie zaskoczona. Nie oczekiwała, że Bill zrobi coś
takiego… Że z własnej woli podejmie się opieki nad nią. No, może nie jest to
jakiś wielki obowiązek, zostać kilka dni z prawie pełnoletnią już dziewczyną,
ale przecież nie o to tu chodzi. On chce spędzić z nią czas. Z własnej woli. –
Chyba, że nie chcesz… Nie mogę cię do niczego zmusić. Ale byłoby mi bardzo
miło, gdybyśmy mogli spędzić kilka dni razem, Lisa.
- Chętnie pojadę z tobą do wujka Toma. – Uśmiechnęła się do
niego promiennie i z radością obserwowała, jak odwzajemnił ten gest. Nie
wiedziała, czego ma się spodziewać, ale tak długo marzyła o spotkaniu z nim, że
idealizowała całą sytuację i cieszyła się z tego, że będą mieli okazję się
poznać. Nawet jeśli to miałoby być największe rozczarowanie jej życia…
Bill natomiast przez chwilę myślał, że już nigdy nie zobaczy
tego uśmiechu. Straci bezpowrotnie to, czego właściwie jeszcze nie odzyskał.
Mimo świadomości, że wybrana przez niego droga musi być trudna, nie chciał nic
zmieniać. Nastolatka pojawiła się z dnia na dzień, odmieniając wszystko
dookoła. Był jej wdzięczny, bo ona potrafiła zrobić to, czego on bał się od
dawna. Dała im szansę, na bycie rodziną, na naprawienie błędów młodości.