niedziela, 24 lutego 2013

Trzeci



Kobieta siedziała przy małym, okrągłym stoliku, nerwowo poruszając nogą. Popijała kawę, a przy uchu cały czas trzymała telefon.
- Nareszcie! – Krzyknęła nagle. – Bill, nie przyjadę dziś po Lisę. Musisz wysłać ją autobusem. Powinna mieć przy sobie jakieś pieniądze, jeżeli nie, proszę cię, kup jej bilet, a ja zwrócę ci to przelewem, dobrze?
- Madlen, powoli. Coś się stało? – Zapytał, zaniepokojony jej głosem. Nie zmienił się przez te siedemnaście lat… Zresztą, ona cała się nie zmieniła. Zawsze w nerwach próbowała problemy całego świata ogarnąć w jednym zdaniu. Słyszał ją po raz drugi od ich wspólnej wizyty u notariusza…
- Miałam wypadek. Nic mi nie jest, ale samochód… Nie pojadę dalej. Muszę poczekać, aż coś z nim zrobią. Wynajęłam pokój w jakimś hotelu. Bez samochodu się stąd nie ruszam. Ale Lisa niech wraca do domu, najlepiej jeszcze dziś.
- Madlen… Uspokój się. Jesteś zdenerwowana i dlatego nie myślisz logicznie. Nie puszczę jej teraz autobusem przez cały kraj. Dobrze wiesz, ile jedzie się stąd do Monachium. – Odparł od razu. Nie wiedział czemu, ale znów odezwała się w nim troska. Przecież sam nie chciałby siedzieć w zatłoczonym autobusie tyle godzin, dlaczego więc miałby zmuszać do tego Lisę? – Zostanie u mnie. Odwiozę ją. – Dodał po chwili ciszy.
- Nie musisz… - Jej głos się zmienił. Był smutny, przygaszony… Mężczyzna nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Przecież jest świadomy, że nie musi, nie ma żadnych zobowiązań wobec Lisy, w końcu za to zapłacił. Miał wrażenie, że nawet w tym momencie kobieta chce mu to wypomnieć. Opanował jednak emocje, gdyż nie chciał pogarszać swojej sytuacji. Poza tym chyba naprawdę chciał, aby nastolatka została tutaj jeszcze jeden dzień.
- Wiem, Madlen. Powtarzam się już dzisiaj, ale widocznie nie ma innego wyjścia. To, że zachowałem się podle siedemnaście lat temu nie znaczy, że teraz też jestem niedojrzałym palantem. Umowa z moją wytwornią dawno się skończyła, więc Lisa miała prawo tu przyjechać, a ja świadomie wyrażam na to zgodę. Poza tym… Papierek nie wymazał mi pamięci i jestem pewien, że znasz mnie na tyle, by wiedzieć, jak wiele godzin spędziłem na myśleniu o was. Nie do końca chyba wiem, co robię, ale chcę żeby Lisa tu została. Zajmę się jej powrotem do domu… Wszystkim się zajmę. A ty po prostu odbierz samochód i wracaj do pracy. – Krótki monolog wypłynął z jego ust z zaskakującą łatwością. Westchnął głęboko. Wreszcie, ulga… Powiedział to, co czuje. Już się nie cofnie, musi dalej w to brnąć… Chyba dopiero teraz może sam sobie powiedzieć, że jest ojcem. Właśnie nim został…
- Ja… Nie wiem, czy powinnam nawet o to pytać… Bill, porozmawiamy? – ostatnia bariera przekroczona. Oboje już przyznali się do tego, że ten dzień jest przełomem w ich życiach. Pozostaje jednak kwestia wyboru dalszego kierunku…
- Jestem ci winny wyjaśnienia. Wiem, że teraz jest na to za późno, ale chcę to zrobić. Jestem przecież cholernym egocentrykiem, muszę się wytłumaczyć i oczyścić sumienie, bo inaczej wyrzuty mnie zabiją.
- Nie ironizuj. – Wyczuł, że się uśmiecha. Po prostu to usłyszał… Ona chyba naprawdę się nie zmieniła. – Mam nadzieję, że Lisa nie sprawi problemu. I że miło spędzicie czas… To jest jej wielkie marzenie. Dziękuję, Bill. Odezwij się, kiedy będziesz znał już dokładnie godzinę waszego przyjazdu do Monachium.
- A jak długo będziesz czekać na auto? – Zapytał.
- Około trzech dni.
- W takim razie za cztery dni. Wieczorem się zobaczycie. – Odpowiedział rzeczowo. – Do usłyszenia, Madlen.
- Pa.
Odłożyła telefon na blat stolika i ponownie napiła się kawy. Wciąż była dziwnie spięta, nie mogła otrząsnąć się po tych kilku minutach, podczas których słuchała jego głosu. Minęło wiele lat i szaleńcza, nastoletnia miłość już dawno wyparowała, jednak emocje, które w niej budził, nadal pozostały żywe. Nie, to już nie miłość, zakochanie, zauroczenie… To po prostu dziwna więź, zrodzona ze związku, który, prócz dziecka, zaowocował milionem wylanych łez, nienawiścią, bólem i złamanym sercem… 

Rzadko się zdarza, że z dnia na dzień, życie zwykłej nastolatki przeradza się w piękną bajkę. Utalentowany chłopak z wielkimi ambicjami staje się jej księciem. Niedługo potem okazuje się, że jego charyzma jest na tyle duża, by móc zawojować świat. Wszystko dzieje się tak szybko… A oni są razem, szczęśliwi, zakochani… Ich związek trwa nadzwyczaj długo. Życie daje im wiele możliwości, nie szczędząc tym samym pułapek, które odnajdują na swojej drodze niemal każdego dnia. Nie zauważają nawet, kiedy wpadają w jedną z nich – pozorna dojrzałość i dorosłość, w której tak szybko się pogrążyli. Głupie wrażenie, tworzone przez alkohol i wszystko inne, co w tym wieku budzi największy zachwyt. Wystarcza jeden dzień, a wszystko ulega bezpowrotnemu zniszczeniu. Chociaż nie, nie wszystko. Bo okazuje się, że jednak nie jest źle. Przecież nawet przez największe problemy przejdą z łatwością, bo są razem.
Świat zawala się jednak dwa tygodnie później, kiedy ona myśli, że najgorszy wyrok, jaki mogła usłyszeć w swoim życiu już zapadł. Przecież jest w ciąży, a ma dopiero 16 lat. Okazuje się, że nie. Po tygodniu rozłąki nie widzi na spotkaniu swojego ukochanego, a tylko jego menadżera. Oznajmia krótko, acz dobitnie – to koniec ich kilkuletniego związku, od teraz ich kontakt ograniczy się do badań zaraz po urodzeniu dziecka, by potwierdzić, jak to określa mężczyzna, wątpliwe ojcostwo jego klienta. 

- Czy podać pani coś jeszcze? – Kelner uśmiechał się serdecznie, spoglądając na jej pustą filiżankę.
- Nie, dziękuję. Poproszę rachunek.
Kobieta odsunęła od siebie czarne myśli. Co było, to było. Nie cofnie przeszłych wydarzeń, nie stanie się znów nastolatką. Wie jednak, że ojciec jej córki nigdy nie stanie się kimś zupełnie jej obojętnym, chociażby właśnie przez to, że łączy ich Lisa. Ona ciągle o nim pamięta, ciągle jej go brakuje…
Może nie powinna mieć pretensji do córki o ucieczkę? Przecież jest prawie dorosła… I chyba również odrobinę rozsądna…

^^  ^^  ^^  ^^

Kiedy tylko mężczyzna stanął w drzwiach, spoczęła na nim para brązowych, migdałowych oczu. Przełknął ślinę i nie zrobił już żadnego kroku. Stał w wejściu i milczał. Właśnie dotarło do niego, że jego idealny plan ma jednak jeden, potężny defekt. Lisa może nie chcieć spędzać z nim czasu. Ma prawo mu odmówić, ma nawet podstawy, żeby zażądać powrotu do domu w trybie natychmiastowym. Bycie biologicznym ojcem to tak naprawdę żaden argument, by móc jej cokolwiek narzucić…
- To była mama? – Dziewczyna była wyraźnie zdezorientowana. Dziwny niepokój na twarzy blondyna sprawił, że w jej głowie pojawiły się najgorsze możliwe scenariusze.
- Tak. Nie może cię odebrać. – Odpowiedział.
Dziewczyna od razu wstała. Czuła, że coś złego musiało się stać, skoro jej własna matka, która nigdy nie zawodzi, tym razem jej nie odbierze. Na myśl przyszły jej wszystkie tandetne filmy, w których to opiekun dziecka, takiego jak ona, nagle umiera, a wtedy biedna sierota trafia do bogatego rodzica, który niegdyś ją zostawił… Zgroza. Takie filmy zawsze kończą się happy endem, ale to jest życie… Poza tym jej matka nie mogła umrzeć!
- Nie, Lisa! – Wykrzyknął, wyczytując z jej twarzy wyraźne przerażenie. Dopiero teraz do niego dotarło, że zachowuje się jak skończony histeryk i tym samym pogarsza tylko swoją sytuację. - Nie denerwuj się. Miała stłuczkę, nic jej nie jest, ale samochód musi zostać kilka dni w warsztacie. Utknęła gdzieś w połowie drogi i zadzwoniła, żeby powiedzieć, że nie przyjedzie…
- Jest w szpitalu? – Nastolatka spojrzała podejrzliwie w oczy swojego ojca, a kiedy ten  pokiwał przecząco głową, z powrotem usiadła na łóżku. I wtedy wszystko do niej dotarło. Koniec zabawy, nie musi już nawet czekać na mamę. Wraca do domu. – Mogłabym skorzystać z Internetu?
- Jasne, w każdej chwili. Tylko myślałem, że pojedziesz z nami do Toma, poznasz jego dzieci… Muszę wziąć od niego kilka nagrań. Oczywiście, jeżeli chcesz. Możemy też zostać w domu… Albo iść na zakupy, bo chyba w końcu będziemy musieli gdzieś się wybrać.
- Ale o czym ty mówisz? – Mężczyzna usiadł koło niej na łóżku i wyraźnie się skrzywił. Idealny scenariusz, który przed chwilą stworzył, właśnie się ziścił, ale coś jednak jest nie tak… Chyba się nie zrozumieli. Dziewczyna wydawała się być równie zdezorientowana, co jej ojciec. Jego odpowiedź w ogóle nie współgrała z jej wizją kupna biletu autobusowego do domu. – Ja chcę tylko sprawdzić, kiedy mam następny kurs do Monachium. Nie chciałabym wracać w nocy.
- Ale… Ja powiedziałem twojej mamie, że wrócisz ze mną. Że zawiozę cię do Monachium za jakieś trzy dni, kiedy ona też tam wróci. – Spojrzała na niego wyraźnie zaskoczona. Nie oczekiwała, że Bill zrobi coś takiego… Że z własnej woli podejmie się opieki nad nią. No, może nie jest to jakiś wielki obowiązek, zostać kilka dni z prawie pełnoletnią już dziewczyną, ale przecież nie o to tu chodzi. On chce spędzić z nią czas. Z własnej woli. – Chyba, że nie chcesz… Nie mogę cię do niczego zmusić. Ale byłoby mi bardzo miło, gdybyśmy mogli spędzić kilka dni razem, Lisa.
- Chętnie pojadę z tobą do wujka Toma. – Uśmiechnęła się do niego promiennie i z radością obserwowała, jak odwzajemnił ten gest. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać, ale tak długo marzyła o spotkaniu z nim, że idealizowała całą sytuację i cieszyła się z tego, że będą mieli okazję się poznać. Nawet jeśli to miałoby być największe rozczarowanie jej życia…
Bill natomiast przez chwilę myślał, że już nigdy nie zobaczy tego uśmiechu. Straci bezpowrotnie to, czego właściwie jeszcze nie odzyskał. Mimo świadomości, że wybrana przez niego droga musi być trudna, nie chciał nic zmieniać. Nastolatka pojawiła się z dnia na dzień, odmieniając wszystko dookoła. Był jej wdzięczny, bo ona potrafiła zrobić to, czego on bał się od dawna. Dała im szansę, na bycie rodziną, na naprawienie błędów młodości.


niedziela, 17 lutego 2013

Drugi




Dziewczyna przebudziła się wystraszona jakimś koszmarem. Oddychała głęboko przez dobrą minutę i dopiero wtedy postanowiła się podnieść. W pokoju było ciemno, potrzebowała chwili na ułożenie zdarzeń z poprzedniej nocy w spójną całość. Była gala, była impreza, był pijany Bill Kaulitz, potem był hotel, nagi Bill Kaulitz… Cholera, potem była milcząca droga do tej jego willi… Zaprowadził ją do pokoju, dał jakieś kosmetyki, ręczniki i coś do przebrania, a potem mówiąc standardowy tekst, o tym, że w razie czego jest w którymś z dziesiątek pokoi, wyszedł. Nawet nie wie, kiedy zasnęła…
Spojrzała na zegarek, było już koło pierwszej. No tak, zasłony. Wstała z łóżka i zaskoczona nagłym bólem głowy, usiadła z powrotem. Potrzebowała jeszcze kilku dodatkowych minut, gwałtowne ruchy były zdecydowanie nie na miejscu. Kiedy już zdobyła się na małą wycieczkę do okien i pozwoliła dziennemu światłu dostać się do pokoju, mogła wreszcie zobaczyć, gdzie właściwie jest.
Pomieszczenie było spore jak na pokój gościnny. Urządzone ze smakiem - dało się odczuć, że jest w domu jednego z najbogatszych dziś Niemców, ale z drugiej strony nic nie było przesadzone. Kremowe ściany, orzechowe meble i dużo ciemnobrązowych oraz beżowych dodatków nadawały pokojowi ciepły, przyjemny klimat. Łazienka również była ładnie urządzona, jasne płytki kontrastowały z utrzymanym w ciemnej zieleni wyposażeniem. Dziewczyna przemyła twarz chłodną wodą i sięgnęła po jeden z ręczników. Był tak przyjemnie miękki… Dopiero dziś zauważyła małą karteczkę, która najwyraźniej leżała wczoraj na ładnie ułożonych ręcznikach, które dziś były porozrzucane w totalnym nieładzie. „Mam nadzieję, że czujesz się tutaj jak w domu!”. No jakież to urocze – pomyślała ironicznie.
Szybki prysznic dobrze jej zrobił. Nie była wczoraj pijana, bo większość drinków jakie sobie przynosiła, lądowały gdzieś w kwiatach, czy opróżnionych szklankach stojących w pobliżu, tak, że wypiła o połowę mniej niż jej towarzysz, jednak mimo to odczuwała nieprzyjemne konsekwencje minionego wieczoru. Wchodząc z powrotem do pokoju w oczy rzuciła jej się sukienka. Leżała na fotelu przy drzwiach. Była śliczna, przed kolano, zwiewna w chabrowym kolorze. Obok leżała bielizna, która wywołała w niej jeszcze większe zdumienie. Ładna, skromna, koronkowa i jeszcze zapakowana. Na podłodze stały balerinki. Nie zastanawiała się długo, to musiało być przeznaczone dla niej. Dopiero kiedy była już ubrana w jej głowie pojawiło się pytanie, kto właściwie to kupił… Rozmiar był dobrany idealnie.
Odrzuciła wszystkie dziwne myśli i stanęła przed drzwiami. To był najgorszy moment tego dnia. Właśnie do niej dotarło, co wczoraj zrobiła. Pewnie oni wszyscy siedzą teraz razem i komentują jej wczorajszy wygłup. A może matka już na nią czeka? Na pewno Bill od razu kazał jej tu przyjechać. Zachowywał się bardzo dziwnie… W sumie po przyjeździe tutaj już z nim nie rozmawiała. Wczoraj poznała najprawdopodobniej żonę Toma Kaulitza – Camilę. Też nie była do końca trzeźwa, ale w przeciwieństwie do swojego męża, była w stanie chodzić o własnych siłach i składała całkiem logiczne zdania. Niezła rodzinka, nie ma co…
W końcu zdecydowała się wyjść. Jej pokój wychodził prosto na schody, więc nawet się nie zgubiła. Zeszła na parter, a tam już bez obaw ruszyła przed siebie. O dziwo, od razu udało jej się trafić do pożądanego pomieszczenia, czyli kuchni. Niestety, już w wejściu jej entuzjazm uleciał. Przy dużym stole siedział mężczyzna w dredach, to znaczy, wujek Tom. Może nie do końca siedział… Głowę opierał na ramionach, głośno oddychając. Musiał mieć dokuczliwego kaca po wczorajszej imprezie. Na usta blondynki wpłynął ironiczny uśmiech, kiedy pomyślała, że za głupotę trzeba płacić.
Do całej rodziny Kaulitzów była nastawiona bardzo sceptycznie i nikt nie mógł mieć do niej pretensji, że podchodzi do nich z dystansem. Patrzyła na nich wszystkich przez pryzmat swojego ojca, który ją porzucił.
W pewnym momencie chłopak podniósł głowę, chcąc napić się kawy, ale zrezygnował. Ich spojrzenia się spotkały, ale mężczyzna potrzebował jeszcze kilku sekund, by zrozumieć co się dzieje.
- Skąd się tu wzięłaś? – Zapytał elokwentnie.
- Spałam tu… - Odparła, nie wiedząc właściwie, co innego może mu powiedzieć. To jego dom, a ona wzięła się tu właściwie znikąd.
- Byłaś wczoraj z Billem? – Uśmiechnął się, kiedy fakty ułożyły mu się w jedną całość. Wymownie zmierzył ją wzrokiem, zatrzymując się dopiero na jej przestraszonej, a może zdumionej twarzy.
- To nie tak jak myślisz. – Jej słowa namieszały mu w głowie. Skoro nie tak, to jak? Nikogo nie wpuszcza się do domu bez powodu, a już na pewnie nie w ich przypadku. – O nic nie pytaj. Porozmawiaj sobie z braciszkiem.
Mężczyzna gestem rąk dał znać, że odpuszcza, by następnie móc wrócić do leżenia na blacie stołu.
- No a może zrobić ci kawę, czy coś? – Zapytał po chwili.
- Poradzę sobie.
Chwila grzebania po szafkach i dziewczyna znalazła wszystko, co było jej potrzebne do zrobienia kawy. Była głodna, bo od wyjazdu z domu nic nie jadła, ale nie zamierzała brać nic więcej z rzeczy Kaulitzów. Właściwie zastanawiał ją fakt, czemu w tym domu mieszka również Tom, ale nie chciała pytać. Bo co ją to właściwie obchodzi?
Wraz z upływem czasu wzrastała w niej gorycz. Czuła coraz większą nienawiść do tego miejsca, tych ludzi i niestety również do siebie. Może to był błąd? Może nie powinna była tego robić? Tym bardziej w taki sposób… Może sobie mówić, co chce, ale to, że Bill na nią poleciał, nie zmieni faktu, że zachowała się jak zwykła szmata. Tylko że było dużo za późno na takie rozmyślenia. Stało się.
- Gdzie jest twój brat? – Nie była pewna, czy dobrze robi, ale nie miała innego wyjścia. Skoro już zachowała się jak idiotka, musi ponieść konsekwencje.
- Drugie drzwi po lewej od schodów. Na piętrze. – Chwyciła kubek ze świeżo zaparzoną kawą i ruszyła w stronę drzwi. Ciche „dzięki” rzucone w kierunku mężczyzny zostało przez niego całkowicie zignorowane. Dalej tkwił w półśnie, lecząc kaca po wczorajszej imprezie. Był zdecydowanie za stary na takie wypady.

^^  ^^  ^^  ^^

Korytarz był przestronny i dobrze oświetlony… Zaklęła w myślach. Po raz kolejny musi przyznać, że ten dom jest cudowny. Pomyślała nawet, że, o zgrozo, mogłaby tu zamieszkać! Przecież to dom człowieka, który potrafił bez skrupułów porzucić swoje dziecko! Jakim trzeba być nieczułym draniem, żeby zostawić osiemnastolatkę zupełnie samą, z małym dzieckiem i nie wykazać ani odrobiny skruchy?!
Musiała odrzucić od siebie to wszystko. Przynajmniej dziś chciała zachować się z klasą. Zapukała i odpowiedziało jej ciche „wejść”. Kochany tatuś… I ta ujmująca czułość i kultura osobista.
- Zajmę ci tylko chwilę. – Ujrzała blondyna w pozycji identycznej, jak jego brat. Była jednak pewna, że siedział tak nie przez kaca, a raczej wewnętrzne rozterki… Czyżby osiągnęła swój cel?
- Ile tylko chcesz, siadaj. – Wstał, kiedy tylko usłyszał jej głos. Usiadła na skraju łóżka, a on od razu zajął miejsce obok niej. Trochę jak wczorajszej nocy…
Żadne z nich się nie odezwało. Dziewczyna układała sobie mowę od kilkunastu minut, on natomiast – od kilku godzin. Nie licząc oczywiście lat, przez które zastanawiał się, co dzieje się z jego dzieckiem, które teoretycznie już nim nie jest.
Groteska. Po prostu groteska. Ojciec z córką widzą się po raz pierwszy w życiu. Wczoraj byli namiętną parą kochanków, później krzyczeli na siebie w wybuchu furii, a teraz siedzą w milczeniu, bo nagle zabrakło im słów. Mają sobie tyle do powiedzenia, ale nie potrafią wydobyć z siebie nawet jednej sylaby. Nic. Głucha cisza, spuszczone spojrzenia, nerwowe ruchy dłoni… Jak pierwsza randka w gimnazjum. Tylko że ich spotkanie może znaczyć o wiele więcej.
- Dzwoniłem do twojej mamy, – przerwał ciszę mężczyzna – przyjedzie jeszcze dziś, żeby cię odebrać.
- Dobrze… Zadzwonię, żeby przywiozła mi ubrania i wtedy oddam ci to… Dziękuję. Nie musiałeś. – Nie wiedząc, co zrobić z rękoma popiła kawę.
- Dobrze ci w tym kolorze … Weź to, nie myśl nawet, żeby mi to oddawać. Co ja z tym zrobię, jeśli mi to zostawisz? A bieliznę kupiła Camilla, którą wczoraj poznałaś. Uznałem, że to byłoby dziwne, gdybym ja miał się tym zająć… Żeby było jasne, rozmiary wzięła z ubrań, które wczoraj zostawiłaś na fotelu. Spakowałem ci je, są wyprane… Ale nie zakładaj już tej sukienki  - Dziewczyna zaśmiała się i pierwszy raz spojrzała na jego twarz. Ich oczy się spotkały i wbrew jej woli, nadal się uśmiechali. – Ty naprawdę masz moje oczy. – Wyszeptał.
- Podobno też temperament. I głos… Zdarza mi się krzyczeć. – Po raz kolejny dzisiejszego dnia coś stało się wbrew jej woli. Przecież on jest zły, czemu ona się do niego uśmiecha?!
- Wiem… I wybrałaś mój ulubiony kubek. Kupiłem go dawno temu w jakimś dziwnym sklepie, w LA. Pijesz może czarną, z dwóch łyżeczek z łyżką cukru? – Dziewczyna pokiwała twierdząco głową. – Więc możesz mieć pewność, że dobrze trafiłaś. Zresztą, wszyscy w mojej rodzinie piją taką kawę… To chyba kwestia genów.
I znów nastała nieręczna cisza. Spotkali się. Ten dzień miał nigdy nie nadejść. W głowie kłębiły się setki pytań i ani jednej odpowiedzi.
- Powiedziałeś jej co wczoraj zaszło? – Spojrzała na niego z zapytaniem.
- Nie. Powiesz jej, co będziesz uważała za słuszne. – Westchnął głęboko, próbując wydusić z siebie wszystko, co przychodziło mu na myśl. – Lisa… Jeśli moje wczorajsze słowa cię zraniły, przepraszam. Nikt jeszcze mnie tak nie zdenerwował, jak ty wczoraj. A za moje wcześniejsze zachowanie przepraszam tym bardziej. Jestem dorosłym facetem, tak bywa… Wyglądałaś wczoraj na odrobinę starszą, ja nie byłem trzeźwy… Wiem, że to żadne argumenty. Żywisz do mnie urazę i ja nie mam zamiaru wymagać od ciebie zrozumienia, ale chcę żeby chociaż to było między nami jasne.
- To ja zachowałam się jak gówniarz. Specjalnie przynosiłam ci drinki, specjalnie się tak ubrałam, wszystko było po to, by się na tobie zemścić. Wiem, że nie powinnam. Ale nie martw się, wyjadę i zapomnisz.
- Ale o czym ty mówisz? – Przerwał jej nagle. – To, że jestem dupkiem jest faktem, ale skoro już się pojawiłaś, nie możesz od tak zniknąć. Nie zapomniałem nigdy o twoim istnieniu, a teraz już jestem pewien, że będę o tobie pamiętał cały czas. Mam ci tyle do powiedzenia… - Znów zapanowała niezręczna cisza. – Chciałaś się tylko zemścić? Po to przyjechałaś?
- Nie wiem… Jak mama powiedziała mi, że mój ojciec to sławny muzyk to ją wyśmiałam… Potem zaczęłam inaczej patrzeć na twoje zdjęcia, słuchać swojego głosu… Znalazłam podobieństwo. Czytałam o tobie i pewne rzeczy idealnie pasowały do mojego życia. Potem powiedziałeś coś takiego… W wywiadzie… O osobie, za którą nie potrafisz nawet tęsknić, nie umiesz, ale mimo to bardzo ci jej brakuje. To głupie, ale wmówiłam sobie, że chodziło ci o mnie. Z wiekiem mi to przeszło, bardzo brakowało mi ojca i wtedy pojawiła się nienawiść… Zawsze, kiedy mama kogoś poznawała, a on ją ranił. Potem, kiedy ja zaczęłam się zakochiwać. – Mężczyzna patrzył na nastolatkę, która z każdym słowem wydawała się być coraz bardziej roztrzęsiona. – Wiesz, może i chciałam się zemścić, ale podświadomie… Ja chyba liczyłam na to, że od razu mnie poznasz, przytulisz, powiesz, że mnie kochasz… Jak dziecko. Wiem, że rzeczywistość jest bardziej brutalna. – Kiedy zobaczył, że jej oczy błyszczą od łez chciał ją przytulić… Tak po prostu, z troski, zapominając o przeszłości. Jednak w tym samym momencie do pokoju weszła Camila.
- Bill, dzwoni ta cała Madlen, jest jakiś problem.

* * *

Ka.: Jako że jesteś niejako matką tego opowiadania, to proszę, WYJUSTOWAŁAM xD

LiSa: Napisałaś, że nie spotkałaś się z takim pomysłem w Polsce, a masz może link do jakichś zagranicznych opowiadań w podobnym klimacie? Chętnie je odwiedzę : ) 

Naprawdę jestem zaskoczona, że tyle osób tu zagląda ( wiem, że to po części zasługa kampanii reklamowej jednej z blogerek... ). Dziękuję za wszystkie Wasze miłe słowa, to naprawdę motywujące! Pozdrawiam :*

niedziela, 10 lutego 2013

Pierwszy



Czerwiec 2024, Hamburg

Światła reflektorów padały wprost na scenę, kiedy czterech mężczyzn stało na podwyższeniu z platynowymi statuetkami uniesionymi wysoko w górze. Publiczność zaczęła krzyczeć głośniej, kiedy jeden z nich podziękował po raz ostatni, a następnie równo ruszyli z powrotem na swoje miejsca, w lożach dla artystów. Uśmiechali się do dziesiątek fanów i wciąż z triumfem podnosili nagrody, tak by każdy mógł się im przyjrzeć. Byli obserwowani przez setki par oczu, kochali to uczucie. Władali tłumem. Każde ich słowo, każdy gest wywoływały natychmiastową reakcję ludzi, którzy na co dzień mogli być zupełnie spokojni, niezauważalni. Tu, przed nimi, albo raczej dla nich dawali z siebie wszystko, krzyczeli, śpiewali, skakali… Wpadali w amok, robili wszystko, byleby tylko jeden z mężczyzn choć spojrzał w ich stronę, zauważył, uśmiechnął się, albo nawet dotknął! Czcze marzenia. Mężczyźni po upływie kilkudziesięciu sekund zniknęli gdzieś na swoich miejscach, zapewne przyjmując gratulację od rodziny i przyjaciół. A tłum nadal skandował ich imiona, ciesząc się tą nagrodą dużo bardziej, niż oni sami.


Kilka godzin później

- Dwa razy wściekłego psa i jedno podwójne martini. – Wykrzyczał mężczyzna, mając nadzieję, że barman usłyszy go, mimo wszechobecnego hałasu.
Była może pierwsza w nocy, a impreza dopiero się rozkręcała. Zawsze tak było po większych galach. Na początku przychodzili wszyscy: tłumy artystów, tych nagrodzonych jak i zupełnie przypadkowych, każdy, kto brał udział w gali, nawet nieznany nikomu prezenter, który przeprowadził jeden krótki wywiad na czerwonym dywanie. Nigdy nie mogło zabraknąć kilku ważnych producentów, wydawców, sponsorów i całej tej bogatej elity. Między nimi wszystkimi kręciła się jeszcze garść celebrytów oraz kilkoro zwykłych ludzi, którzy w jakimś radiowym konkursie wygrali wejściówkę do „świata sławnych, pięknych i bogatych”. Jednak już po godzinie impreza stawała się bardziej kameralna – znikali ci, którzy przyszli tylko po to, by móc zobaczyć siebie w jutrzejszym numerze taniego brukowca. Później powoli, parami, albo małymi grupami znikali kolejni, ci mniej lubiani, nie pożądani przez prasę ani, wspomnianą już wcześniej, najbogatszą elitę. Jeżeli nikt z najwyższej półki nie zabiegał o rozmowę z tobą, musisz zniknąć wcześnie, inaczej będziesz wystawiony na publiczną krytykę pijanej „śmietanki towarzyskiej”. Takie jest prawo dżungli, mawiali niektórzy „weterani” tym podobnych bankietów, które w późnych godzinach nocnych zmieniały się w huczne imprezy z takimi ilościami alkoholu, narkotyków i pań lekkich obyczajów, jakie nie śnią się zwykłym śmiertelnikom. Rzecz jasna, nie zawsze tak to się kończyło i, co ważniejsze, nie wszyscy brali w tym udział.
- Proszę – Usłyszał blondyn. Zobaczył przed sobą zamówione przed chwilą trunki i z uśmiechem rzucił na blat banknot.
- Dzięki stary, pewnie niedługo znów tu wrócę. – Czarnoskóry chłopak zaśmiał się do odchodzącego mężczyzny, po czym zaczął obsługiwać kolejnego klienta.
Tymczasem blondyn podążał już do swojego stolika, przedzierając się przez tłum tańczących znajomych.
- Następnym razem sam idziesz do baru, Tom.  – Rzucił siadając. – Ja już nie mam siły. Ci ludzie są tak pijani i naćpani, że nie widzą, co robią.
- Trzeźwy się odezwał. – Czarnowłosa dziewczyna puściła mu oczko, kiedy rzucił jej pełne pretensji spojrzenie.
- Jesteś tu najmłodszy, więc nie marudź. – Odezwał się dotychczas milczący mężczyzna w ciemnych okularach. – No, Billy, pijemy! Obiecałem mojej żonie, że dziś z nią zatańczę! – Podniósł spory kieliszek i opróżnił go równo z blondynem.
Po kilkuminutowej dyskusji, para opuściła stolik i ruszyła na parkiet. Blondwłosy mężczyzna nie dał się namówić – został sam, nigdy nie lubił tańczyć. Wyjął telefon i zaczął czegoś szukać, kiedy zobaczył, że idzie w jego kierunku jakaś dziewczyna.
- Mogę się przysiąść? – Zapytała, nachylając się nad jego ramieniem.
Odwrócił się i bezczelnie zmierzył ja wzrokiem od góry do dołu, a ona wydawała się być tym nieporuszona. Uśmiechała się kusząco, a jego milczenie uznała za zgodę. Rozsiadła się naprzeciwko niego, a on ciągle ją obserwował. Jej czarne szpilki miały chyba 14 centymetrów, długie nogi były odkryte, dopiero górna część szczupłych ud była zasłonięta czarnym materiałem. Usiadła nieco bokiem, przez co dokładnie widział, jak zgrabny miała tyłek, miał wręcz wrażenie że usiadła tak, by lepiej go eksponować. Góra sukienki była jeszcze bardziej wyzywająca. Szerokie ramiączka połączone ze sobą na karku może nie byłyby niczym specjalnym, gdyby nie głęboki dekolt. Wręcz za głęboki. Jej makijaż był prawie perfekcyjny, a rozchylone lekko wargi dopełniały ten obraz.
- Jestem zajęty, a poza tym nie interesują mnie usługi prostytutek. – Odparł po namyśle, akcentując ostatni wyraz. Ona mimo to nadal siedziała, uśmiechała się do niego i najwyraźniej nie zamierzała się stąd ruszać. – Dziewczyno, czy ty jesteś głucha?
- Ale ty nic nie robisz, siedzisz sam, chciałam dotrzymać ci towarzystwa. – Jej beztroski głos go intrygował, mimo to wolał podejść do niej z dystansem.
- Tak, jak wszystkie dziwki na tej imprezie. Musisz być nowa, skoro nie wiesz, że do mnie się nie podchodzi. – Wyjął paczkę papierosów i zapalił jednego. Oniemiał, kiedy ona zrobiła to samo, po czym zaciągnęła się tytoniowym dymem, robiąc dość wymowne miny. Każda normalna dziewczyna uciekła by z płaczem, albo spoliczkowałaby go za takie słowa. A ona wciąż się uśmiechała…
- Zakładam, że mogę, więc postanowiłam nie pytać.
W ciszy wypalili swoje papierosy, po czym dziewczyna wstała i z gracją odeszła, nie mówiąc ani słowa. Blondyn się rozluźnił, lecz tak naprawdę nie wiedział, co ma myśleć - w połowie mu ulżyło, a w połowie czuł zawód. Kiedy patrzył na jej oddalającą się sylwetkę uświadomił sobie, że w swoim wieku ma już pewne potrzeby, z którymi ciężko walczyć, a brak kobiety przy boku od czasu do czasu dokucza. Mimo to nie był na tyle zdesperowany, by ją zawołać. Ponownie wziął telefon do ręki i już miał pisać do kierowcy, że wychodzi, kiedy ona wróciła. Trzymała dwa wściekłe psy w dłoniach. Usiadła bez słowa, a jeden z kieliszków pchnęła w jego stronę. Gestem toastu zachęciła go do wypicia trunku, co on mimowolnie zrobił.
- A teraz zatańczymy? – Nie odpowiedział, tylko wstał. Nie wiedział dlaczego, ale nie chciał jej odmawiać. Nawet jeśli miałoby chodzić tylko o jeden głupi taniec.


Dwie godziny później

Kilkanaście mocnych drinków zrobiło swoje, zwykle tyle nie pił, więc imprezy branżowe, mimo że pijany, żegnał jeszcze świadomy i najczęściej na własnych nogach. Tej nocy, o ile z chodzeniem nie było jeszcze najgorzej, to o świadomości nie można było mówić. Nie do końca pamiętał jak trafił do hotelu, a tym bardziej na hotelowe łóżko, ale szeroko otwarte okna trochę go otrzeźwiły. Był sam, kręciło mu się w głowie, ale panował nad sytuacją, a przynajmniej tak mu się wydawało. Sprawdził, czy w kieszeniach ma dokumenty i telefony. Wszystko było na swoim miejscu. Przymknął oczy, ale po chwili czyjś dotyk go przebudził.
Dziewczyna usiadła na nim okrakiem i ściągnęła z niego skórzaną kurtkę. Spojrzał w jej dekolt i momentalnie wszystko do niego wróciło. Eureka! Wiedział już, po co i z kim tu przyszedł!
- Ale mała, czy ty przypadkiem nie jesteś za młoda? – Zapytał po chwili, kiedy dziewczyna zajęła się jego koszulą.
- Spokojnie, mam wystarczająco dużo lat, żebyś nie został okrzyknięty pedofilem. – Wyszeptała mu prosto do ucha. Ośmielony jej odpowiedzią postanowił się już niczym nie martwić, jego dłoń wylądowała na jej pośladku. Zdziwił się, gdy dziewczyna się odsunęła, jednak w momencie kiedy  rozpięła mu rozporek, wszelkie wątpliwości wyparowały z jego głowy. Skoro najpierw chce się nim zająć, niech tak będzie.
Ponętny wzrok dziewczyny sprawiał, że jego podniecenie wciąż rosło. Jej ciało doprowadzało go do szaleństwa, a gra, którą prowadziła, jeszcze bardziej wszystko potęgowała. Nie sądził, że ten wieczór tak się skończy. Westchnął głośno, kiedy jej dłonie po raz kolejny dotknęły okolic jego krocza.
Był już w samych bokserkach, kiedy postanowił przejąć kontrolę nad sytuacją. Chciał ją pocałować, lecz ona gwałtownie się odsunęła. Nie minęła sekunda, a na jego policzku z ogromną siłą wylądowała jej drobna dłoń.
- Ej, młoda, co jest? Sama chciałaś! – Krzyknął blondyn.
- Po prostu mam ci teraz coś do powiedzenia… - Zaczęła dziewczyna, ale mężczyzna momentalnie jej przerwał.
- Spokojnie, mam gumki.
- Tym razem nie zapomniałeś, co? Uczymy się na własnych błędach, tak, panie Kaulitz? – Zaśmiała mu się w twarz. Cały czas siedziała nad nim, opierając się łokciami o łóżko, na wysokości jego torsu.
- O co ci chodzi? Chcesz się bzykać, czy nie?
- Chciałam cię poznać. Ty jesteś Bill, a wiesz jak ja mam na imię? Wiesz? Mam na imię Lisa. Lisa Brose, pieprzony dupku!
Jej krzyk wprawił go w osłupienie. To imię utkwiło mu w głowie, jak żadne inne. Kiedy je słyszał, miał zawsze jedną i tą samą osobę przed oczami. Dziewczyna podniosła się i usiadła na skraju łóżka, a blondyn nadal leżał w bezruchu.
- Żartujesz, prawda? – Zapytał, po upływie kilkunastu minut. – Powiedz, skąd wiesz o Lisie?
- Nie żartuję, tatusiu. Siedemnaście lat skończyłam siódmego maja, co miesiąc, od mojego urodzenia, dostaję od ciebie 3 tysiące euro alimentów. Moja matka, Madlen, ma tyle samo lat co ty – 35; w wieku 18 lat pozbyłeś się wszelkich praw do mnie, nic nie wartego bękarta, którego spłodziłeś przypadkiem na jakiejś imprezie. Prawo zabrania mi tu teraz być, jeśli chcesz, zgłoś to na policję, i zapłacimy ci pieprzone odszkodowanie, panie wielce pokrzywdzony. Mama zawsze cię broniła, ale ja wiedziałam, że to wszystko stek bzdur. I widzisz? Przeleciałbyś dziewczynę w wieku swojej córki. Bez żadnych skrupułów! Tak, jak kiedyś moją mamę. Jesteś zwykłą, męską dziwką!
- Szukałaś mnie, żeby mi to wykrzyczeć? – Sięgnął po ubrania. Ta cała sytuacja była równie tragiczna, co śmieszna, ale jakoś bliżej było mu do płaczu, niż śmiechu…
- Chciałam cię zobaczyć, po prostu. – Zaczęła, ale nie zdołała powiedzieć nic więcej. Łzy popłynęły po jej policzkach, a głos się załamał. Mężczyzna siedział metr od niej i nie wiedział, jak ma się teraz zachować.
- I dlatego to zrobiłaś? Wiesz, jakie to nieodpowiedzialne? Ktoś mógł ci zrobić krzywdę…
- Ty mi to mówisz? Chciałeś mnie bzyknąć, jak sam to ująłeś. Jesteś ode mnie dwa razy starszy. I nagle odezwał się w tobie instynkt ojcowski? Teraz?! Ty mi mówisz, że ktoś może mnie skrzywdzić? Mam ci tłumaczyć, czy sam widzisz jakie to żałosne i absurdalne? – Wycedziła przez zęby. Jej policzki były czarne, od spływającego makijażu, sukienka niefortunnie podwinęła się do góry, ukazując bieliznę, a i jej góra nie wyglądała lepiej. Teraz już nie mógł na nią patrzeć… mając świadomość kim dla niego jest, jego wcześniejsze myśli wydawały mu się być najobrzydliwszymi, jakie kiedykolwiek w życiu przemknęły mu przez głowę.
- No… Musisz się w coś ubrać i… No i iść spać. Wytrzeźwieć i się uspokoić. Umyć się… - Powiedział, nie wiedząc co innego może w tym momencie z siebie wydusić.
- Więc wyjdź. – Krótka odpowiedź dziewczyny tym razem nie rzuciła go na kolana. Uspokoił się na tyle, by móc logicznie myśleć.
- Mała, teraz to ty mnie posłuchaj. Jestem dorosłym facetem, którego nie będziesz rozliczać z życia erotycznego. To, że byłem nieodpowiednim gówniarzem jest oczywiste, ale nie daje ci prawa do oceniania całej reszty, gdyż srając w pieluchy nie byłaś świadoma wszystkiego, co się wokół ciebie działo. To, co dziś zrobiłaś, było szczytem głupoty, ale na kazania czas przyjdzie później. Mad wie, że tu jesteś?
- Nie… - Odparła skruszona. Jego ton totalnie ją zaskoczył.
- Dobrze, dasz mi do niej numer i wszystko załatwię. Pojedziemy do mnie, ogarniesz się, a jutro będziemy się martwić twoim powrotem do domu. Jeszcze jedno, masz inne rzeczy? Musisz coś na siebie włożyć…  - Dziewczyna kiwnęła przecząco głową. – Dobra, wszystko załatwię. A ty przestań się mazać, jeśli jesteś moją córką, a zakładam, że nie kłamiesz, tym bardziej że tak chory plan mógł stworzyć tylko mój potomek, musisz się wziąć w garść.