niedziela, 17 marca 2013

Szósty




Blondwłosy mężczyzna krzątał się po kuchni już od dobrych dwudziestu minut i ciągle nie miał dość. Jak nigdy… Zwykle po zrobieniu kawy i ewentualnych tostów odpuszczał, jeśli oczywiście w ogóle wszedł do kuchni, co było rzadkością. Wolał jadać gdzieś na mieście. Dziś jednak czuł się zobowiązany do zrobienia porządnego śniadania, więc, jak na dobrego gospodarza przystało, wysłał ochroniarza po „coś, z czego można zrobić śniadanie”…
Może pojęcie Billa o gotowaniu, czy też nawet byciu ojcem, nie było zbyt duże, jednak nie można powiedzieć, że się nie starał. Ze wsparciem Camili, która została obudzona jego telefonem, zdołał zrobić naleśniki. Mimo wielkiego zaufania, jakim darzył bratową, musiał jednak jej przepis porównać z kilkunastoma przepisami z Internetu, tym bardziej że okazało się, że ilość składników jest jednak dość istotna, co w trakcie rozmowy telefonicznej wydawało mu się absurdem. Wbrew przeciwnościom losu, a może raczej drobnym brakom w wiedzy z zakresu prac kuchennych, po 20 minutach ciasto było prawie gotowe. Wystarczyło już tylko użyć miksera i, co było dla Billa najbardziej przerażające, usmażyć naleśniki.
Pamiętał jeszcze czasy, kiedy to eksperymentował w kuchni, jednak to już dawno minęło. Odzwyczaił się od gotowania, gdyż zupełnie nie czuł takiej potrzeby, a i nikt tego od niego nie wymagał. Teraz jednak sytuacja zmuszała go do poświęceń. Było to dla niego spore wyzwanie, którego mimo wszystko postanowił się podjąć.
O dziwo, nie czuł się w kuchni aż tak źle, jak się tego spodziewał. Każdy, kto zna go trochę lepiej wie jednak, że śpiewanie, które towarzyszyło mu od samego przekroczenia progu tego tajemnego pomieszczenia, nie jest wcale oznaką rozluźnienia, a wręcz przeciwnie, bo nerwów i irytacji. Czasem śpiewał z nudów, czasem należało to do pewnych codziennych „rytuałów”, jak podczas jazdy samochodem, albo prysznica, jednak dziś ewidentnie śpiewał z nerwów. Mimo to wciąż się uśmiechał, co rzecz jasna było jego wizytówką.
Drobna blondynka od dłuższej chwili przygląda się mężczyźnie. Jej zdaniem wyglądał na zadowolonego. Co więcej, uważała, że idealnie pasuje do kuchni i powinien spędzać tu więcej czasu. Nie pozwoliła jednak, by jej, chyba dość kąśliwe, uwagi trafiły do owego mężczyzny, gdyż bała się braku akceptacji krytyki. Nie znała go na tyle dobrze, by móc swobodnie używać wobec niego ironii, czy cynizmu, który tak często gościł na jej ustach. Bądź, co bądź był jej ojcem, a poza tym o połowę starszym od niej mężczyzną. Wiedziała, co to szacunek i nie chciała robić z siebie niekulturalnej i wrednej istoty, gdyż za taką się nie uważała.
- O, już wstałaś? – Zapytał nagle blondyn. – Możesz jeszcze wrócić do łóżka, jeśli to dla ciebie za wcześnie.
- Jest po dziesiątej. – Powiedziała zdumiona. – To znaczy, ja chodzę do szkoły, więc zazwyczaj o też porze jem drugie śniadanie.
- No tak… Ale masz wakacje. – Odparł, męcząc się z patelnią.
- No właściwie… To nie. – Spojrzał na nią lekko przerażony, a ona niewinnie się uśmiechnęła. – No bo ja kończę dopiero w następnym tygodniu. Ale przecież wtedy już wrócę do domu, zdążę na zakończenie, więc nie ma problemu. A dziś jest przecież sobota…
- Ach, no tak. Zupełnie nie orientuję się jak to teraz działa. Czasem Camilla i Tom coś wspominają, ale ich dzieciaki są jeszcze małe. – Nastolatka przytaknęła i dalej obserwowała poczynania swojego ojca.
Po dłuższej chwili doszła do wniosku, że jej pierwsze wrażenie było błędne. Bill zupełnie nie radził sobie w kuchni, a już na pewno nie ze smażeniem. Pomijając fakt, że połowa ciasta z każdego naleśnika lądowała na szafkach, podłodze i płycie kuchennej, to nawet mała część, która docierała na patelnię nie wygalała tak, jak powinna. Z łobuzerskim uśmiechem podeszła do niego i zabrała mu cały jego kuchenny sprzęt. Od razu wrzuciła do zlewu masę zbędnych łyżek, czy innych zupełnie nieprzydatnych rzeczy, które Bill najwyraźniej uważał za pomocne. Przetarła małą ściereczką, którą miała pod ręką, brudne powierzchnie, po czym wyjęła nową patelnię i zaczęła smażyć od początku.
- Kobiety to jednak mają do tego dryg. – Orzekł Bill, przyglądając się pracy swojej córki. Jęknął przeciągle, kiedy w jego głowę uderzyła brudna, od nieco zbyt gęstego ciasta, ścierka.
- Nie bądź szowinistyczną świnią i wyciągnij talerze. – Mężczyzna, wycierając z twarzy i włosów żółtawą maź, sięgnął to, o co go poproszono. Przygotował też sztućce i szklanki oraz postawił na stole wcześniej przygotowaną kawę, herbatę i sok pomarańczowy. Może nie do końca powiodło mu się z naleśnikami, ale wszelkie inne drobiazgi miał dopracowane.
Co chwila zerkał na blondynkę, która tak bardzo przypominała mu jego byłą ukochaną. Jednak nie musiał spędzać z nią zbyt wiele czasu, by zauważyć, że podobieństwa dotyczą głównie wyglądu, gdyż jeśli chodzi o zachowanie zupełnie się od siebie różniły. Lisa była bardziej żywiołowa i zadziorna. Miała charakterek… Po nim. Czuł, że wiele ich łączy. Przepełniała go dziwna duma, nie mógł nawet do końca określić swoich uczuć. Miał przed oczami swoje dziecko, człowieka, młodą dziewczynę, która była mieszanką jego i Madlen, była owocem ich miłości. Tak po prostu, pomijając te biologiczne bzdury, Lisa była czymś, co na zawsze będzie łączyć go z Madlen.
Nigdy tak na to nie patrzył. Chciał poznać córkę, chciał wiedzieć, jaka jest, czy są do siebie podobni… Ale nie miał pojęcia, że to tak na niego wpłynie. Oczywiście, nie stał się ułożony, dojrzały, czy poważny, tylko dlatego że zamieszkała u niego jakaś nastolatka, takich cudów nie ma. Jednak coś w środku w nim drgnęło. Po prostu miał pewność, że jego ciekawość, była tak naprawdę tęsknotą, tęsknotą za osobą, której nigdy nie widział. Lecz co tak naprawdę znaczy spotkanie, jeśli mówimy tu o dziecku, o człowieku, któremu on sam dał życie. Ta więź jest przecież ponad zwykłymi ludzkimi relacjami, jest poza czasem, poza wszystkim. Ona po prostu istnieje i teraz miał już pewność, że się tego nie wyprze. Chciał, żeby Lisa uczestniczyła w jego życiu.
Dziewczyna postawiła na stole talerz z gorącymi naleśnikami, po czym oboje usiedli i zaczęli jeść. W pomieszczeniu zapanowała cisza, niestety należąca do tych krępujących, po których najczęściej coś się psuje. Bill pospiesznie podniósł się z krzesła i włączył radio, wierząc, że to cokolwiek zmieni. Chciał, żeby atmosfera w jego domu była luźna i przyjemna, a tymczasem nie wiadomo skąd pojawiło się skrępowanie.
- Co chciałabyś dziś robić? – Zapytał, kiedy już nic innego nie przychodziło mu do głowy.
- Iść do zoo…? – Spojrzała na niego z powątpiewaniem. – Przecież ja mam tylko przeczekać te kilka dni, to nie jest wycieczka krajoznawcza. – Mężczyzna milczał. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Może nie oczekiwał od razu listy marzeń do spełnienia, ale miał wrażenie, że dziewczyna jest odrobinę bardziej otwarta wobec niego i pozwoli się lepiej poznać, stworzyć jakąś relację… - To znaczy… Nie masz pracy? Nie musisz się mną zajmować.
- Chcę spędzić z tobą czas, a nie cię niańczyć. – Odparł bez wahania. Uraziła go odpowiedź dziewczyny, choć nie chciał się przyznać do tego nawet sam przed sobą.
- No dobrze, dobrze. Ja po prostu mówię wszystko od razu, bez namysłu. Nie chciałam cię przecież urazić… Ale to tak zabrzmiało, jakbyś naprawdę chciał zabrać mnie na jakiś plac zabaw… - Próbowała się wytłumaczyć.
- Jasne. Nie mam pretensji. – Kłamał z wyuczonym uśmiechem na twarzy. – W takim razie jakie masz plany na dziś?
- Czy ty naprawdę jesteś tak wyrachowany? – Spojrzała na niego badawczo. – Może wysnuwam pochopne wnioski, bo przecież cię nie znam, ale ta twoja serdeczność na kilometr śmierdzi sztucznością. I, popraw mnie jeśli się mylę, ale z każdą sekundą jesteś coraz bardziej wkurzony. – Mężczyzna wyprostował się i zaczął błądzić wzrokiem po całym pomieszczeniu, unikając tym samym spotkania z przenikliwym spojrzeniem nastolatki. – No, przyznaj, że mam rację.
- Nie jestem wyrachowany! A ty jesteś za młoda, żeby tak ze mną pogrywać. – Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie. – A co mam ci powiedzieć, Lisa? Że tak, zabrałbym cię na lody, plac zabaw, czy do zoo, jeśli tylko byś tego chciała, bo jesteś przecież moją córką? To pierwsze może nie, bo jest dwuznaczne… Tak, czy inaczej, wiem jak absurdalnie to brzmi. Ja nie wymagam od ciebie traktowania mnie jak ojca, więc nie będę się w niego bawił na siłę, co nie znaczy, że zapomniałem o tym, iż faktycznie nim jestem.
- Tylko, że ja już wyrosłam z takich rozrywek. – Odparła. – Ominęło cię to i tyle. Nie spinaj się… Jest dobrze.
- Łatwo ci mówić. – Mężczyzna powoli się uspokajał, zapominając w ogóle o tym, że przed chwilą był wściekły.
- Łatwo? Dobrze wiesz, że nie. Jest dużo lepiej, niż myślałam, że będzie. Widzę, jak się starasz, a to dla mnie totalne zaskoczenie. Myślałam, że mnie olejesz. – Uśmiechnęła się do niego, a on próbował to odwzajemnić. – Wczoraj mówiłeś o zakupach… - Zasugerowała.
- Tak! Właśnie. To ja w takim razie wyjdę i wszystko załatwię… - Zaczął, wstając od stołu i błyskawicznie znikając w przedpokoju.
Patrząc na niego nie zawsze widziała ojca. Nie umiała sobie uzmysłowić, że to naprawdę on, jej tata, a nie ten znany Bill Kaulitz. To było takie nierealne… Był zupełni inny, niż większość rodziców. Wyluzowany, choć nie zawsze, pełen energii, zachowujący się trochę bardziej jak jej rówieśnicy, niżeli ich ojcowie czy matki. Kiedy wszystko układało się dobrze i nie musieli schodzić na trudne tematy, potrafiła nawet pomyśleć, że świetnie byłoby z nim zamieszkać. Tylko wtedy przypominała sobie o swojej matce.
Wyjeżdżając była pewna, że niezależnie od tego jaki będzie Bill, będzie on tylko zwykłym mężczyzną, nie ojcem. Powiedziała sobie, że nawet jeśli ją pozna, jeśli będzie tak cudownie jak sobie wymarzyła, to go nie pokocha. Zbyt bardzo ją zranił, by mogła żywić do niego tak silne uczucie. Jednak teraz, kiedy siedziała obok niego, kiedy słuchała jego głosu, czuła, że prawdziwe więzy krwi są silniejsze od jej postanowień. Nie umiała już nienawidzić swojego ojca, a to był ogromny krok do przodu.

^^  ^^  ^^  ^^ 

Czarny samochód ostro zahamował tuż przed przejściem dla pieszych. Kilka osób nagle przyspieszyło kroku, by jak najszybciej stanąć na chodniku.
Kobieta za kierownicą bez przejęcia spoglądała na ulicę i wdepnęła na gaz, kiedy tylko zrobiło się pusto. Uwielbiała prowadzić i co ważniejsze, naprawdę miała do tego dryg. Mimo zamiłowania do dużych prędkości nigdy jeszcze nie miała nawet drobnej stłuczki. Nagle usłyszała sygnał swojego telefonu i z pośpiechem odebrała, jednocześnie trochę zwalniając. Nie była wariatką i mimo, że korzystała z zestawu przystosowanego do rozmów podczas jazdy, która ma zapewnić maksimum bezpieczeństwa, nie ryzykowała. Wiedziała, że ta rozmowa może nie być miła, więc tym bardziej wolała zachować wszelkie środki ostrożności.
- Witaj Kate. – Odezwał się głos mężczyzny, najprawdopodobniej w średnim wieku.
- Mike, proszę cię, szybko, zwięźle i na temat. To prawda? – Zapytała niemalże błagalnie.
- Prawda. Było tam kilkoro moich trzeźwych znajomych i potwierdzają, że nie był sam.
- Więc z kim? – Dosłownie wysyczała, przez zaciśnięte zęby.
- W tym problem, że nikt nie wie. – Jego głos zupełnie zmienił barwę. Należał do grona mężczyzn kochających plotkować, a w tym momencie czuł się, jakby sprzedawał najgorętszy news w całych Niemczech. A może nawet i na świecie… - Była bardzo wyzywająco ubrana. Zjawiskowa, urocza, pociągająca i dodatkowo bardzo młoda. Coś koło dwudziestki. Blondynka, długie nogi, duże oczy, nieziemskie usta, co tu dużo mówić. Pili, śmiali się, tańczyli, przytulali… Wyszli razem, myślę, że każdy wie, po co.
- Wystarczy. – Przerwała poirytowana. – Czemu gazety o tym nie piszą?
- Głupie pytanie, wiesz przecież, że ma dobrego menadżera, a układy z mediami takie, o jakich marzy połowa niemieckiej śmietanki towarzyskiej. I z góry zaprzeczam, nie, później nigdzie ich razem nie widziano. Nikt nie ma pojęcia, co działo się po imprezie. Tyle.
- Ok… Myślałam, że masz jakieś konkrety, a ty wciskasz mi tylko jakieś bajki o jej nieziemsko długich nogach…
- Katy, Skarbie, wiem, że chciałabyś na dzień dobry wszystkie dane osobowe, ale ona wzięła się znikąd. Co więcej, nie była na liście oficjalnych gości na gali, więc albo przyszła z jakiegoś konkursu radiowego, albo była tam zupełnie nielegalnie. Nasz pan Kaulitz nie był z nią wcześniej widziany, więc to pewnie tylko jednonocny romans. Niestety, nikt nie ma zdjęć…
- Więc to może być zwykła bujda.
- Nadzieja matką głupich – Zaśmiał się mężczyzna. – Ciau bella. – Rzucił na pożegnanie, po czym od razu się rozłączył.
Kobieta miała ochotę zacząć krzyczeć. Zacisnęła drobne, zadbane dłonie na kierownicy i bezwiednie przyspieszyła. Czuła, że zaraz wybuchnie. Jeszcze przed chwilą była zdenerwowana swoją niewiedzą, teraz była pewna, że dałaby wiele, aby wrócić do poprzedniego stanu. Bez namysłu wybrała dobrze sobie znany numer. Niestety, po dwóch sygnałach usłyszała coś, co wprawiło ją w jeszcze większą wściekłość.
„Witam, tu Bill. Jestem zajęty, zostaw wiadomość, a na pewno się do ciebie odezwę.”


^^  ^^  ^^  ^^


- Więc gdzie jedziemy? – Zapytała blondynka, zapinając pasy.
- Na zakupy. – Odparł roześmiany mężczyzna.
- Ale konkretnie gdzie!
- Zobaczysz. Zabiorę cię do swoich ulubionych sklepów. Mam nadzieję, że będziesz zadowolona.
- Jesteś okropny… Nie lubię niespodzianek! – Skrzyżowała ręce na piersi i spoglądała na blondyna, próbując wywołać w nim jakąkolwiek reakcję. On tylko ciągle się uśmiechał i nie miał zamiaru nic jej zdradzić.
- A ja lubię, a robić niespodzianki wprost uwielbiam. To nic wielkiego, po prostu pokażę ci… swój świat.
Nie minęło piętnaście minut, a samochód zatrzymał się na małym parkingu. Miejsce, do którego przyjechali wcale nie wyglądało zachęcająco, a już na pewno nie kojarzyło się Lisie ze światem pięknych i bogatych, jaki widywała na co dzień w telewizji. Chwilami, kiedy uświadamiała sobie z kim tak naprawdę przebywa, czuła się dziwnie. Nieswojo. Miała wrażenie, jakby nie przejechała całego kraju, by spotkać Billa, a jedynie przeszła przez ekran telewizora, czy monitor komputera, tym samym dostając się do równoległego świata – świata show biznesu. Nie miała pojęcia, że życie jej sławnego ojca jest takie… zwyczajne.
Po wyjściu z samochodu Lisa rozejrzała się dokładnie wokoło i nadal nie miała pojęcia, po co tu przyjechali. Jednak kilka minut później wszystko było jasne. Bill otworzył niepozorne drzwi i zaprosił ją do środka, gdzie przywitało ją kilka elegancko ubranych kobiet.
Przyjechali do jednego z najlepszych butików w mieście, gdzie ceny były kosmiczne, a ubrania nie do opisania. Jeszcze tydzień temu nawet nie spojrzałaby w ich witrynę sklepową, a teraz jest w środku.
- Weszliśmy od tyłu, bo nie chcę spotkania z fotografami. Wiedzą, że często tu bywam. Poza tym to zaprzyjaźniony sklep. Wybieraj, co chcesz.
- Ale to wszystko jest drogie… I takie… no… - Próbowała się wysłowić.
- Jeśli chcesz, możemy iść do innego sklepu. Albo do zwykłej galerii. Planowałem też zajrzeć do jednego second-handu, jest taki jeden, który bardzo lubię. Po prostu myślałem, że ci się to spodoba.
- Podoba mi się. Jest dobrze. – Uspokoiła go.
Z każdą kolejną godziną od ich pierwszego spotkania uświadamiali sobie, jak wiele ich łączy. Wspólne geny są jednak znaczące… Mimo to, nie rzadko przekonywali się też, jak bardzo się różnią. Pochodzą z zupełnie różnych światów. Może to nie filmowy kontrast miliardera, którym Bill nie jest, z biedakiem ze slumsów, którym również nie jest Lisa, jednak mimo to, w pewnych chwilach zauważali, że dzieli ich naprawdę sporo. Jednak to nie był problem. Oboje próbowali się do siebie dostosowywać, co niekiedy stawało się komiczne.
- Ta sukienka jest w porządku. – Rzekła dziewczyna, po 15 minutach chodzenia po sklepie. Pokazała mężczyźnie bladoróżową sukienkę na cienkich ramiączkach. Pokiwał głową z uznaniem.
- Dobra. A reszta?
- Jaka reszta? – Dziewczyna spojrzała na niego z zapytaniem w oczach.
- No reszta. Jakieś spodnie, bluzka, może sweter, albo cokolwiek innego, do narzucenia na ramiona. Jakaś marynarka, widziałem też ładną koszulę. No i jeszcze jedna sukienka. No, może jeszcze torebkę do tego. No i buty! Płaskie, szpilki… Może jedne botki? – Zaczął wyliczać. – Bielizna! Potem pojedziemy po bieliznę, zapomniałbym.
- Ale… - Zaczęła.
- Jakie znowu ale? Zostaniesz tu kilka dni i musisz mieć w czym chodzić, a przypominam, że czerwona sukienka, czyli jedyne twoje ubranie, jest w koszu i nie pozwolę, by kiedykolwiek trafiło z powrotem w twoje ręce.
Mężczyzna wysłał ją do przymierzalni, po czym sam zaczął biegać miedzy wieszakami i podawał jej kolejne części garderoby. Dziewczyna westchnęła, patrząc w lustro. Zobaczyła siebie w nowej, zdecydowanie za drogiej jak na nią, sukience. Ale to w tym momencie nie było dla niej problemem. Nie czuła się źle, nie na miejscu… On się uśmiechał, on był szczęśliwy. Również na jej twarzy pojawił się uśmiech, znów poczuła w środku pewność, że podjęła mądrą decyzję.
Wróciła do przymierzania kolejnych rzeczy, wiedziała już, że to będzie dla niej długi i ciężki dzień… 


5 komentarzy:

  1. Zakupy to jednak cieszą ludzi :D To słodkie, jak Bill robił wokół siebie taki bajzel podczas smażenia naleśników xD Chcę takiego chłopaka mieć wgl xd Ta Kate już mi się nie podoba wgl, było dobrze bez niej serio xd Cudowny odcinek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. wow śiwetny rodział na kazdy odcienk czekam z niecierpliowścią pisz szybką oantśepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany, ten odcinek był taki uroczy, zwłaszcza ten moment w kuchni :D To wspaniale, że chce poznać swoją córkę, ale mógłby też nauczyć się smażyć naleśniki, wyszłoby to na dobre każdemu w jego otoczeniu xD Nigdy bym nie powiedziała, że Billu to taka kuchenna sierota - zupełnie jak ja! :D I polubiłam już Kate - ja już tak dziwnie mam, że lubię tych bohaterów, którzy prawdopodobnie będą sprawiać problemy xD No nic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O jezusie... co to za laska się pojawiła?! Się zdziwiłam no! I czego chce od Billusia?! xD pewnie się dowiemy później... haha.. cieszę się, że Lisa w końcu przekonuje się do Billa ;D ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny odcinek! xD BuŹka ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Super odcinek no i te gotowanie naleśników, chciał dobrze i fajnie że ma tak dobry kontakt z córka. Ta cała Kate namiesza im i to bardzo. Czekam na nexta Caroline

    OdpowiedzUsuń