niedziela, 31 marca 2013

Siódmy




Blondwłosa kobieta popijała czerwone wino, tępo patrząc w okno. Siedziała na podłodze, opierając się plecami o duże, hotelowe łózko. Niewielka nocna lampka dawała małą ilość ciepłego, odrobinę zbyt żółtego światła. Z telewizora docierały do niej dźwięki, które były jej zupełnie obojętnie. Zabijały tylko nieznośną ciszę i częściowo zagłuszały jej myśli.
Nie powinna teraz tak się zachowywać. Nic złego się nie działo. Powtarzała to sobie jak mantrę od jakichś dwóch godzin, a mimo to nadal nie potrafiła w to uwierzyć. Spoglądała na telefon, oczekując sygnału z warsztatu. Chciała być już w domu…
Niejednokrotnie jednak łapała się na tym, że nie wypatrywała na ekranie numeru mechanika, a kogoś zupełnie innego – Billa Kaulitza. Najpierw tłumaczyła to sobie troską o córkę, ale kiedy ta napisała, że wszystko jest dobrze i że tęskni, jej teoria okazała się być błędna.
Chciała go usłyszeć. Znowu. Właściwie nie wiedziała czemu, po prostu chciała, aby to on zadzwonił, aby to jego głos rozbrzmiał w słuchawce i, niezależnie nawet od treści, żeby mówił do niej. Tylko do niej, tak, jak te kilkanaście lat temu…
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że jej pragnienia nie były spowodowane żadnym pozytywnym uczuciem. Nie tęskniła za nim jakoś specjalnie, ani tym bardziej go już nie kochała. Z trudem uświadomiła sobie, że jest zazdrosna. Zazdrosna o to, że jej córka spędza czas właśnie z nim. Chciałaby ich rozdzielić, a jednocześnie wiedziała, że nic złego się nie dzieje. Że Bill nie zabierze jej córki… Że Lisa jest również jego dzieckiem.
Próbowała ułożyć sobie w głowie wszystkie krążące po niej myśli, jednak nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Nawet wino nie pomogło w pozbyciu się miliona wątpliwości. Wiedziała, że za kilka dni się zobaczą, a wtedy bez względu na wszystko, będzie musiała zacisnąć zęby i z uśmiechem przywitać się z Billem.
Miała nadzieję, że swoją postawą nie zepsuje swoich relacji z córką, to była ostatnia rzecz, jaką chciałaby teraz zrobić. Miała tylko Lisę i była w stanie poświęcić wiele, byleby tylko jej nie stracić…

^^  ^^  ^^  ^^  

- Czym ty się właściwie interesujesz? – Zapytał nagle Bill, odrywając się od jedzenia deseru.
Po wyczerpujących i długich zakupach postanowił zabrać Lisę do swojej ulubionej kawiarni, gdzie w końcu mogli w spokoju porozmawiać. Uznał, że to dobry pomysł, tym bardziej, że na neutralnym gruncie łatwiej będzie się im obojgu odnaleźć. Po miło spędzonym czasie ich rozmowa była o wiele swobodniejsza.
- Głównie szkołą. No wiesz, nie miałam nigdy marzeń tak ambitnych, jak twoje, więc muszę skończyć liceum i planuję iść na studia. Pociąga mnie prawo i psychologia, konkretnie coś z resocjalizacją. Mam jeszcze czas na podjęcie ostatecznej decyzji. – Odparła. Siedzieli naprzeciwko siebie i zachowywali się jak starzy, dobrzy znajomi. Nie zauważyli nawet, w którym momencie coś pękło i ostatnie bariery zniknęły.
- Ambitne? To ty jesteś z nas dwojga tą ambitną. Dobrze, że masz sprecyzowane marzenia. To dość ciekawe kierunki, na pewno ci się uda.
- Jasne, mama mówi coś zupełnie innego.
- Tak, ale to ja jestem ten dobry. Nie będę cię teraz zmuszał do nauki, niestety, to rola twojej mamy. Oczywiście nie zamierzam też ci odpuszczać. Jeśli się czegoś chce, trzeba włożyć to sporo pracy, nie ma innego wyjścia. – Zaczął tłumaczyć.
- Spokojnie, zaraz zaczynają się wakacje, możesz zacząć te wykłady za dwa miesiące. – Zaśmiała się blondynka. – A właściwie to jak ci szło w szkole?
- No wiesz, przeciętnie. Nienawidziłem szkoły, jako instytucji. W kółko mi rozkazywali i negowali moje racje. Nie lubiłem tego, więc trudno tu mówić o nauce… Ale skończyłem szkołę średnią, ze względnie dobrym wynikiem. Uczyć się można przez całe życie, akurat w moim przypadku papierek nie był koniecznością, a jedynie moją fanaberią. A tak zmieniając temat, masz kogoś? – Rzucił nagle. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. – No czy masz chłopaka! Albo dziewczynę, ja tam jestem otwarty…
- Na pewno nie mam dziewczyny, jestem w stu procentach hetero. Jestem singielką i nie zanosi się na zmiany.
- Czemu? – Zapytał zaciekawiony. Chciał ją poznać, ale nie wiedział jak daleko może zajść. Nie chciał jej zrazić, a jednocześnie robił wszystko, by ich rozmowa była na tyle luźna i przyjemna, aby granice w ogóle nie istniały.
- Nie znalazł się nikt odpowiedni. Jestem dziwnym człowiekiem… Łączę zbyt wiele skrajności i chyba nikt nie chce się podjąć próby ogarnięcia tego, co we mnie tkwi. Poza tym ja nie wiem, czy kogoś szukam.
- Oj, proszę cię. Nie oszukujmy się, każdy kogoś szuka. Ty na pewno też i, co więcej, wierzę, że znajdziesz i to pewnie już niedługo. Masz jakiś ideał faceta?  - Padło kolejne pytanie. Bardzo angażował się w rozmowę, ekscytował się każdą, nawet najdrobniejsza informacją o Lisie.
- Bez urazy, ale dziwnie się czuję, rozmawiając w ten sposób i na takie temat po pierwsze, z facetem, a po drugie, z rodzicem… - Skrzywiła się. – Nie zrozum mnie źle! To nic złego, tylko to trochę nowe… Wiesz, z mamą rozmawiam raczej ogólnie… Jesteśmy blisko związane, ale to nadal nie jest taka rozmowa jak z przyjaciółką. A z tobą jest inaczej… W ogóle przepraszam, ale ja zupełnie nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać. 
- Na „ty” jest w porządku, naprawdę. Nie krępuj się. Nie wymagam od ciebie mówienia do mnie „tato”. Gdybyś chciała to oczywiście możesz, ale…
- Nie, jeszcze nie. – Przerwała mu. – A ty kogoś masz?
- No… Ja jestem raczej samotnikiem. – Zaśmiał się. – Wiesz, trudno mi znaleźć kogoś na stałe, bo ja ciągle potrzebuję świeżości, czegoś nowego, emocji… A wszyscy ludzie w moim wieku chcą się ustatkować i najlepiej już wybrać sobie miejsce na cmentarzu. Może jeszcze znajdę kogoś, kto za mną nadąży.
- Ale nikt taki się jeszcze nie znalazł? – Była przejęta jego słowami. Widząc go w telewizji, ale nawet i tu, twarzą w twarz, była przekonana, że to szczęśliwy człowiek. Taki beztroski, mający wszystko, czego można zapragnąć. Nie spodziewała się, że on może być sam. Jest duszą towarzystwa, ale nie ma kogoś najbliższego… Zrobiło jej się żal Billa, on sam również dziwnie spoważniał.
- Było kilka osób, ale to ciągle nie to. Może to się zmieni… Poza tym muszę wyjaśnić kilka rzeczy z jedną osobą… To naprawdę skomplikowane. Jak coś zmieni, to na pewno dowiesz się pierwsza.
- Jasne, nie naciskam. – Uśmiechnęła się, próbując poprawić mu humor. Chyba pierwszy raz poczuła, że on też ma swoje problemy… Że jest takim samym człowiekiem, jak ona. – Jedźmy już do domu, jestem wykończona.

^^   ^^   ^^   ^^

Jeszcze kilkanaście lat temu nikt nie posądziłby Toma Kaulitza o to, że będzie miał tak dużą i jednocześnie tak normalną rodzinę. Znalazł miłość tam, gdzie się jej nie spodziewał. A może to raczej Camila znalazła jego?
Potem pochłonęła go na tyle, że hierarchia wartości, którą dotychczasowo zdołał ułożyć w swojej dredowatej głowie, w sekundzie się rozpadła. Zaczął czerpać radość z jej uśmiechu, z tego, że słyszy jej radosny głos, nagle spodobał mu się zapach jej perfum, a jej figura była o niebo lepsza od wszystkich, które dotychczas widział i podziwiał. Dopiero po kilku miesiącach zrozumiał, że to właśnie jest miłość. Potem już w pełni świadomie, wychodząc z okresu zakochania, ujrzał wiele jej wad. To, że jest uparta, czasem nawet wredna, jeśli nie może dopiąć swego, że bywa zbyt pedantyczna  i nie toleruje niektórych jego nawyków. Czuł jednak, że mimo to, nadal jest dla niego kimś ważnym. Pierwszy raz znosił bez większych trudności fanaberie kogoś innego, niż jego brat bliźniak.
Dziś był już jej mężem. Tworzyli naprawdę piękną parę, ale rozkwit ich związku nastał dopiero wraz z pojawieniem się na świecie ich pierwszego dziecka. Potem było już tylko lepiej. Oczywiście, jak wszyscy, mieli swoje problemy, ale umieli sobie z nimi radzić. Byli dumni ze swojej rodziny, stworzyli to, o czym oboje od dawna skrycie marzyli.  
- Mamo, a będę miał jakiegoś brata? Za dużo tu dziewczyn. – Oznajmił nagle Nicolas. Wspólny obiad był ich codziennym rytuałem, małym przerywnikiem i podsumowaniem minionej części dnia. Rozmawiali wtedy na różne, czasem bardzo dziwne tematy, ale ten pojawił się dziś po raz pierwszy.
- Chciałbyś jeszcze więcej rodzeństwa? – Zapytał rozbawiony Tom. Kochał swoje dzieci bardziej, niż się tego spodziewał. Bycie ojcem wydawało mu się zawsze czymś, co zupełnie do niego nie pasuje. Kiedy Camila zaszła w ciążę, obawiał się, że nie odnajdzie się w nowej roli. Wszystko jednak uległo zmianie, kiedy pierwszy raz zobaczył swojego syna.
- Tom! – Camila zgromiła go wzrokiem. Mężczyzna wytarł usta serwetką i uśmiechnął się łobuzersko do żony. – Jest nas już wystarczająco dużo, Nicolas. Nie planujemy synka, Skarbie. Poza tym siostry też mogą być fajne, przecież wiesz. – Próbowała zakończyć temat.
- Ale wolałbym brata. – Odparł rezolutnie, nie dając tak łatwo zejść z tematu, który ostatnio tak bardzo go nurtował. – Max ma brata, jeszcze małego, ale i tak mówi, że jest fajny. Będą razem grać w piłkę, chodzić na mecze i koncerty… A ja?
- Tatuś z tobą chodzi. – Chłopiec zrobił naburmuszoną minę. Wiedział, że z mamą trudno wygrać…
- Kochanie, porozmawiamy o tym innym razem. – Rzucił Tom. Nicolas i Camila spojrzeli się na niego, nie do końca wiedząc, do kogo kierował te słowa.
- Ale ja też chcę braciszka. – Cieniutki głosik małej dziewczynki rozbrzmiał w pokoju, kiedy wszyscy byli przekonani, że rozmowa właśnie się skończyła. Zszokowana Camila spojrzała na swojego męża, który znów tylko się uśmiechał.
- Zjedliście? – Zignorowała wypowiedź córki. – To odnieście szybciutko talerze i uciekajcie do siebie. Albo idźcie do ogrodu. Tylko zabierzcie Olivię. Nicolas, uważaj na nią.
- Nick, za godzinę przyjdę do ciebie i zobaczymy, jak ci idzie z gitarą. – Dodał Tom, kiedy dzieci już wychodziły. Chłopczyk uśmiechnął się wesoło i pobiegł z siostrami na dwór. Chciał być jak tata – jego największy idol. Uwielbiał chwile, które mógł spędzić z nim i swoją pierwszą gitarą. Oboje je uwielbiali.
Tymczasem Tom nie zdążył dokończyć obiadu, kiedy talerz zniknął mu sprzed oczu. Camila zniknęła za kuchennymi drzwiami zupełnie bez słowa. Wiedział już, że szykuje się nieprzyjemna rozmowa, ale zupełnie nie czuł się winny. To dzieci chcą brata, on przecież nic takiego nie powiedział…
- Kotku, wyluzuj się… To dzieci… A każde dziecko ma taki okres, kiedy chce młodsze rodzeństwo. Przejdzie im. – Stała odwrócona do niego tyłem. Nie spojrzała na niego, nic nie odpowiedziała, nawet się nie wzdrygnęła. Położył rękę na jej ramieniu… Nadal bez reakcji. – Skarbie… Proszę cię.
- Tak, dzieciom może i przejdzie, ale tobie nie! – Wybuchła nagle. – Rozmawialiśmy o tym, Tom. Trójka dzieci to sporo… A trzy porody… Nie będzie więcej dzieci. – Orzekła.
- Ale ja nie nalegam… - Podniósł ręce, jakby chciał się obronić. – Ale nie możesz tak reagować. Przecież oni nie chcą źle.
- Wiem, przecież to moje największe skarby… Ale rozmawialiśmy już o tym, to drażliwy temat. Nie chcę ciągle do niego wracać.
- A ja nie chcę, żebyś czuła się źle… Nie musimy mieć już więcej dzieci. Tak jest dobrze. Jeśli miałoby pojawić się czwarte, oboje musielibyśmy tego chcieć.
- Wiem. Ale ty chcesz… Dzieci chcą. Tylko ja jestem tą złą. – Rzekła z wyrzutem. Założyła ręce na piersi i spojrzała na swojego męża. – To naprawdę nie jest dla mnie proste. Wiesz, jak było z Olivią… Nie chcę powtórki z rozrywki…
- A jeśli wpadniemy? – zapytał. To było jedyne, co w tym momencie przychodziło mu do głowy. Kiedy jednak wypowiedział już to nieszczęsne pytanie, ugryzł się w język. To jak rzucić bykowi czerwoną płachtę…
- Nie wpadniemy! Jak będzie trzeba to będziemy spać w oddzielnych pokojach! – Krzyknęła. – A jeśli nie potrafisz uszanować mojej decyzji, to zrób sobie dziecko z inną! – Mężczyzna podbiegł i złapał ją za rękę zanim zdążyła wyjść z pomieszczenia. Przytulił ją do siebie, próbując uspokoić.
- Nie będę robił nic wbrew tobie, ile jeszcze razy mam to powtarzać. Ten temat nie zniknie tak po prostu… Reagujesz na to zbyt emocjonalnie. – Spojrzał jej w oczy… Zawsze je uwielbiał, potrafił wiele z nich wyczytać. Wiedział, że ten temat nie jest dla niej łatwy. Ostatnia ciąża była trudniejsza, niż się tego spodziewali, a ostatnie jej godziny były istnym koszmarem. Piętnaście godzin spędzonych w szpitalu. Piętnaście godzin bólu i strachu… Walki o życie dziecka. Nie mogli wiedzieć, kto zawinił. Zapłacili ogromne pieniądze, by trzecie dziecko mogło spokojnie przyjść na świat. Poprzednie ciąże były dla Camili cudownym okresem, więc komplikacje były dla wszystkich zaskoczeniem. A może to wcale nie lekarz zawinił? Może to w ogóle nie wina człowieka… Natura często udowadnia, że ludzki rozum nie może się z nią równać. Mimo szczęśliwego zakończenia, nie mogli w spokoju cieszyć się córką. Ciągłe wizyty u lekarzy, czy to z dzieckiem, czy matką, były dokuczliwe, a nienawiść do służby zdrowia rosła z każdym kolejnym dniem. Przez to wszystko gdzieś w ich spokojne życie zaplątała się jeszcze depresja poporodowa Camili, co zupełnie zaburzyło ich równowagę.
Mimo powrotu do normalności te długie sześć miesięcy pozostawiło ogromny uraz, ranę, która najwidoczniej jeszcze się nie zabliźniła. Tom stanął wtedy na wysokości zadania i wspierał żonę, jednocześnie zajmując się dziećmi. Dzięki temu dziś znów wszystko jest prawie idealnie. To był ich pierwszy kryzys, sprawdzian z ich małżeństwa, a wynik zdecydowanie był pozytywny. Mężczyzna żałował tylko tego, że ich małe szczęście, ukochana Olivia, musiała kosztować jego żonę tak wiele.
- Rozumiem cię. Będzie już tylko lepiej, obiecuję. – Jego zdecydowany głos statecznie uspokoił jej skołatane nerwy. Poznając go, nie sądziła, że może stać się tak bardzo dojrzały i odpowiedzialny.
- Dobrze. Już jest dobrze. Przepraszam, czasem zachowuję się jak histeryczka. To chyba hormony… - Zaśmiała się nerwowo.
- Lubię twoje hormony, Skarbie. Całą cię lubię. – Uśmiechnął się i ucałował ją w czoło. – Chodź do nich. Jak zostawiamy ich samych na zbyt długo, to mają dziwne pomysły.

^^   ^^   ^^   ^^

Głośny śmiech niósł się po całej okolicy. Mężczyzna zapomniał już, jak to jest poznawać kogoś nowego. Miał zamknięte grono przyjaciół i mimo upływu czasu, nikt nowy się w nim nie pojawiał. Teraz dołączyła do niego Lisa. Jego córka, a w przyszłości może również przyjaciółka. Wszystko na to wskazywało…
- Zawsze tak długo robisz zakupy? – Dziewczyna wyjmowała torby z bagażnika. Oczywiście Bill, jako mężczyzna powinien ją wyręczyć, ale okazało się, że sam nie da rady.
- Tylko wtedy, kiedy mam do tego dobre towarzystwo. Poza tym to nie zakupy, tylko wycieczka. Musiałem pokazać ci te kilka miejsc!
- Ale mogłeś mi powiedzieć, że nie jedziemy jeszcze do domu. – Odparła z udawanym wyrzutem. – Mam nadzieję, że chociaż o tym jedzeniu mówiłeś prawdę. Jestem głodna jak wilk, więc jeśli będzie niedobre, to sam będziesz gotował mi kolację. – Mężczyzna zaśmiał się, widząc jej wyzywający wyraz twarzy. Wszelkie bariery, jakie kiedyś między nimi były, dawno odeszły w zapomnienie.
- To najlepsza restauracja w całym Hamburgu. Co najmniej raz w tygodniu zamawiam stamtąd jedzenie, więc ręczę za nich. – Otworzył jej drzwi i wpuścił do środka. – Mogłaś jeść w samochodzie, skoro umierasz z głodu. Wiesz, obiecałem Madlen, że dowiozę cię całą i zdrową do domu. A przede wszystkim żywą.
Pospiesznie się rozebrali i weszli do środka. Rozmawiali dalej, Bill poszedł odłożyć torby z zakupami, a dziewczyna ruszyła w stronę kuchni, by odgrzać kolację. Był już późny wieczór, cały dzień jeździli po Hamburgu i jego okolicach dyskutując na miliony tematów. Bill pokazywał Lisie swoje ulubione miejsca, opowiadał historie z nimi związane… Zdołali poznać siebie choć trochę bliżej.
Mężczyzna wracał już, by pomóc córce z jedzeniem, jednak zobaczył ją stojącą w drzwiach kuchni. W środku zapalone było światło, a kiedy podszedł bliżej ujrzał znajomą twarz.
- Nie odbierałeś telefonów, więc postanowiłam sprawdzić, co u ciebie. Skorzystałam ze swoich kluczy, to chyba nie problem? – Zapadła krótka cisza. – Nie mówiłeś, że masz gości, Kochanie. – Wycedziła przez zęby, rzucając w stronę Lisy i Billa nienawistne spojrzenia.
Nastolatka spojrzała zdumiona na swojego ojca. Czyżby zdołał ją okłamać już pierwszego dnia ich znajomości?





Smacznego jajka!

A dla CIEBIE, w prezencie, WYJUSTOWANY odcinek... :D

4 komentarze:

  1. Ja też chce braciszkaa :( Ale na razie wystarczy mi, jak dzieci Toma go dostaną <3 Wszystko można jakoś przejść! Mogą popracować nad tym i może Camilla w końcu zmieni swoje nastawianie :D I to dziewuszysko na koniec... gott, pewnie Bill chce się jej pozbyć xd Ja wgl kocham Twoje wątki z Tomem XD I Camillą xd są mi tacy bliscy <3 Wgl to najcudowniejsze opowiadanie na świecie XD ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie coś! xD haha xD Podobnie jak Ka. uwielbiam wątki z Tomem i Camillą. Taka cudowna rodzinka. Fajnie by było, gdyby pojawił się braciszek! xD haha xD Ale ta laska na koniec mnie oburzyła! Lisa z Billem w końcu się zaprzyjaźniają, a ta tu musiała wparować i o! oby się ta sprawa wyjaśniła i oby nic się nie zepsuło przez nią między Lisą i Billem :))
    Cudowne, cudowne, cudowne! ;D
    BuŹka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O, końcówka nadzwyczaj ciekawa! ^^ Lubię takie komplikacje, są najlepsze. Dzięki nim coś się dzieje :D Ale... szkoda, ze sobie Lisa tak brzydko o Billu pomyślała, tym bardziej, że teraz między nimi tak uroczo się robi. Ale i tak jestem za tą Panią dziwną, bo już ja lubię za samo przeczucie, że namiesza xD No wiem, normalna nie jestem,ale cóż xD Oki, czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Odcinek cudowny, tylko szkoda ze nie dostałam informacji o nowym odcinku no ale się nie gniewam. Wracając do odcinak to jest genialny no i może będzie ten braciszek kiedy :) Ciekawe co to za kobieta więc pisz szybko nexta Pozdrawiam Caroline

    OdpowiedzUsuń